Kiedy przyszedłem do małej kawiarni, moje serce biło jak na bęben. Choć to nie była moja pierwsza taka sytuacja, zawsze czułem pewien stres. Dobra, powiedzmy to sobie szczerze – byłem naprawdę zdenerwowany. Prawie się trząsłem.
Poznaliśmy się na platformie dla singli
Już miałem wysiąść z auta, ale najpierw rzuciłem okiem na siebie w lusterku. Wszyscy wiedzą, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. A ja chciałem zrobić jak najlepsze, przecież nieco nagiąłem prawdę... Nie zdecydowaliśmy o żadnym konkretnym miejscu spotkania czy specjalnych znakach, po których byśmy się rozpoznali. W ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat.
Pomyślałem, że bez problemu rozpoznam tę przepiękną kobietę i po prostu do niej podejdę, a potem zobaczymy, co się wydarzy. W razie czego zawsze mogłem do niej wysłać SMS–a. „Strasznie się stresuję” – napisałem jej, będąc w drodze. Po krótkim czasie dostałem odpowiedź: „No proszę. A myślisz, że ja nie?”.
Obecnie w aplikacjach, takich jak Tinder, coraz więcej osób umawia się na randki, a to nie był już mój pierwszy raz. Miałem przeczucie, że dla niej też nie, a nawet byłem tego pewien. To w sumie da się wyczuć podczas rozmowy przez czat. Osoby, które pierwszy raz korzystają z takiej strony, piszą inaczej, nie wiedzą też za bardzo, jak takie rozmowy prowadzić. A są one jednak dość specyficzne.
Ale wspomniałem wcześniej, że trochę skłamałem. I tak było, ale nie dotyczyło to mojego statusu związku czy daty urodzenia. Szczerze napisałem, że jestem żonaty i szukam tylko przygody, chociaż chciałbym, aby trwała troszkę dłużej.
Dobrze się przygotowałem
Podałem jej fałszywe imię, ale to jeszcze nic. Do tego dodałem zdjęcie jakiegoś przystojniaka, którego znalazłem w internecie. Nie to, że jestem brzydki. Po prostu bałem się, że na tym portalu może pojawić się ktoś, kto mnie i moją żonę Monikę zna, a naprawdę nie chciałem, żeby moje małżeństwo się skończyło. Kocham Monikę, ale po prostu tak już mam, że czasami potrzebuję zmiany.
I muszę przyznać, że jak dotąd żadna z dziewczyn nie uciekła po tym jak mnie zobaczyła, wręcz przeciwnie – łatwo mi wybaczały, że nie byłem do końca szczery w kwestii swojego wyglądu. W sumie to nie jest dziwne. Gdybym wrzucił zdjęcie wysokiego, umięśnionego adonisa, a okazałbym się łysym, grubym kurduplem z brakami w zębach, reakcje na pewno byłyby zupełnie inne.
Ja jestem jednak dość atrakcyjnym mężczyzną. Co więcej, niektóre kobiety robiły to samo, a nawet spotkałem dwie, które w rzeczywistości były niestety bardzo brzydkie. No cóż, koniec tych rozmyślań. Popchnąłem szklane drzwi i wszedłem do dobrze mi znanego miejsca.
Często bywałem tu z moją żoną, ostatni raz gdy świętowaliśmy rocznicę naszego małżeństwa. Rozejrzałem się wokół, ale nie zauważyłem nigdzie rudowłosej piękności, na którą czekałem. Pewnie jeszcze nie przyszła. „To nawet dobrze – pomyślałem. – Zajmę miejsce przy stole i będę obserwował drzwi”.
Mogę dzięki temu lepiej rozeznać się w sytuacji. Tylko gdzie powinienem usiąść? Przy oknie naprzeciwko drzwi stał niewielki stół, który był prawie niewidoczny... Skierowałem się więc w tamtą stronę i nagle mnie zatkało. Przy stoliku siedziała moja żona! W tamtym momencie chciałem zawrócić i uciec, ale na pewno już mnie zauważyła i było na to nieco za późno.
Jak wydostać się z takich tarapatów?!
Ona też wyglądała na... bardzo dziwnie zszokowaną. Tak, to jest odpowiednie słowo – dziwnie. To nie była tylko mina zwykłego zaskoczenia, to było coś więcej. Wydawało się, jakby sama chciała zniknąć, a nie tylko była zaskoczona, że ja tu jestem. No cóż, nie miałem za wiele opcji do wyboru. Przywołałem więc na twarz uśmiech i podszedłem do żony, w duchu wyklinając sam na siebie za wybór tej konkretnej kawiarni. Ale była po drodze z pracy, na uboczu, nigdy nie było tu zbyt dużo ludzi...
– Cześć, kochanie – rzekłem.
Nagle poczułem, że nie wiem, co mam dalej powiedzieć. Jak mam się z tego wyplątać?!
– Co tu robisz? – zapytałem, to było pierwsze, co mi przyszło do głowy.
– A ty? – odpowiedziała pytaniem.
– Przyszedłem na kawę – odpowiedziałem. – Nie musiałem wracać do domu, bo mówiłaś, że będziesz późno. Dzieci mają zjeść obiad u dziadków... Nie miałem ochoty siedzieć sam. A co u ciebie? Skończyłaś już pracę?
Monika machnęła ręką.
– Właściwie to mam w tym momencie wolne – wyjaśniła. – Przyjechałam tutaj, bo wiesz, jakie jest centrum. Tłok i głośno. A miło tak sobie posiedzieć przy kawie.
Kiwnąłem głową, rozumiałem to, co do mnie mówiła, ale oczywiście myślami byłem gdzie indziej. Dziękowałem sam sobie, że nie wstawiłem swojego zdjęcia na profilu. I że miałem wyłączony telefon – ten drugi telefon na kartę, o którym moja żona nie miała pojęcia.
„Eliza na pewno mnie nie pozna i nie zaczepi, a nawet gdyby chciała wysłać smsa czy zadzwonić, to nikt się o tym nie dowie...”– zastanawiałem się.
Podczas naszej rozmowy i ona była do bólu szczera. Miała męża, dwoje dzieci, nie chciała zmieniać swojego codziennego życia. Pragnęła dokładnie tego, czego ja, czyli przygody, krótkiej odmiany – miałem szczęście. Do tego na zdjęciach prezentowała się po prostu fantastycznie.
Po długich rozmowach na czacie w aplikacji, nadszedł moment na wymianę numerami telefonów. Ale miał być to numer tylko do wysyłania smsów, a ona od razu się w tej kwestii upewniła. I że nie powinniśmy się kontaktować od późnego popołudnia, aby uniknąć jakiejkolwiek niezręczności czy podejrzeń.
Marzyłem o luźnej relacji
Wymienialiśmy wiadomości od wczesnego rana do piętnastej, a potem mogłem na chwilę zapomnieć o „tajnym” telefonie do następnego dnia. Chyba też nic w tym dziwnego, że po kilku dniach zdecydowaliśmy się spotkać. Każdy jej sms sprawiał, że odczuwałem dreszcze ekscytacji. Miałem poczucie, jakbyśmy się doskonale znali. Byłem też ciekaw, czy to potwierdzi się podczas spotkania twarzą w twarz. I czy ona czuje to samo.
Dodatkowo, jakby na specjalne życzenie, moja żona oznajmiła, że w dniu naszej umówionej randki, ona wróci później z pracy. Cudownie! Nie musiałem nawet wymyślać żadnych wymówek! A teraz, w kawiarni, gdy natknąłem się na żonę, usiadłem przy stoliku i zamówiłem kawę.
Ale przecież powinienem poinformować Elizę, że się dzisiaj nie spotkamy! Nie chciałem, żeby pomyślała, że jestem jednym z tych facetów, którzy się tylko umawiają, a potem nie pojawiają na spotkaniu. Chciałem właśnie powiedzieć, że muszę iść do łazienki, kiedy Monika właśnie powiedziała to samo.
– Zaraz wracam.
Zaraz po tym, jak odeszła od stolika, szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem: „Nie dam dziś rady, przepraszam. Właśnie spotkałem moją żonę. Dam znać później”. Ledwo skończyłem pisać smsa, a dostałem wiadomość. Eliza musiała ją wysłać w tym samym momencie. No tak, pewnie już przyszła i zaczynała się niecierpliwić. Ale nie. Na wyświetlaczu telefonu widziałem wyraźnie: „Dam znać później. Właśnie wpadłam na mojego męża”.
Zaparło mi dech w piersiach
Szybko rzuciłem telefon na bok. Rychło w czas, bo Monika wróciła do stolika zaledwie kilkanaście sekund później. Poczułem ulgę, że udało mi się tak sprawnie zażegnać kryzys, ale gdzieś w mojej podświadomości kiełkowała jakaś myśl. Coś mnie dręczyło. Nie miałem czasu, żeby to przemyśleć, bo musiałem skupić się na rozmowie z żoną, zwracać pełną uwagę na to, co do mnie mówi, aby nie powiedzieć czegoś podejrzanego. W końcu zaczęła się pakować.
– Muszę już iść – oznajmiła. – Zaraz zaczną mnie bombardować telefonami.
Po powrocie do domu czułem się nieco zdezorientowany. Cała ta sytuacja była dziwna, wręcz niewiarygodna. Oboje z Elizą spotkaliśmy naszych małżonków w tym samym momencie. Jak to w ogóle jest możliwe. Włączyłem telefon, a tam wiadomość do mnie: „Uff. Bałam się, że wszystko się wyda!”. Odpowiedziałem w podobnym duchu, ale nagle zalały mnie wątpliwości.
Napisałem, że nie widziałem jej w kawiarni. „Ja ciebie też nie” – odpisała mi natychmiast. „Bo wyglądam inaczej niż na zdjęciach – przyznałem. – Aby uniknąć problemów, dodałem zdjęcie z neta”. „Ja też”– po chwili pojawiła się odpowiedź.
Zacisnąłem powieki, starając się przypomnieć sobie, kogo widziałem w kafejce. Myślałem i myślałem, aż okazało się, że oprócz personelu i pary siedzącej blisko baru, byliśmy tam tylko ja i Monika... Nagle poczułem zimny dreszcz na plecach.
Usiadłem przy komputerze i zacząłem przeglądać naszą korespondencję na czacie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że moja rozmówczyni mówi w sposób, który dobrze znam. To uczucie, że nie jesteśmy dla siebie obcy. I to dziwne zachowanie Moniki, gdy mnie zobaczyła dziś po południu...
Zaplanowałem randkę z własną żoną?
Monika wróciła około godziny dziewiętnastej. Wydawała się być rozkojarzona, jak gdyby jej myśli były skupione na czymś zupełnie innym, a rozmawiała ze mną jakby była na autopilocie. „Czy powinienem pytać, czy lepiej nie?” – zastanawiałem się. Nie potrafiłem się zdecydować. A poza tym...
Czy na pewno chciałem wiedzieć? A co jeśli miałem rację, czy Monika chciałaby wiedzieć? Takie myśli towarzyszyły mi przez cały wieczór. Żona poszła do łóżka wcześniej, mówiąc, że jest zmęczona. To mi odpowiadało, bo wciąż czułem się dość dziwnie. Cały czas myślałem o tym, co się wydarzyło tego dnia i coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że cała sytuacja wydaje się jasna. No dobrze, jeśli ja – jak to się mówi – miałem romanse na boku, to dlaczego moja żona nie miałaby ich nie mieć? Przecież oboje mamy takie same prawa.
Ale czemu akurat Monika? Przez kolejne dni zastanawiałem się, czy powinienem poruszyć ten temat. Ale nie miałem odwagi. Moja żona też wyglądała na zamyśloną, coś było nie tak, ale z czasem to dziwne napięcie jakoś się ulotniło.
Jedno jest pewne, na razie mam serdecznie dosyć romansowania przez internet. Powinienem trochę przyhamować. A może nawet powinienem z tym całkowicie skończyć? Zobaczymy.
Czytaj także:
„Koleżanki żony to same rozwódki. Boję się, że namącą jej w głowie i też będzie chciała zostać singielką”
„Żona przeżyła kryzys wieku średniego. Zdradziła mnie z fagasem, bo miał sześciopak na brzuchu”
„W aplikacji randkowej poznałam faceta marzeń. Zdębiałam, gdy miesiąc później udzielał ślubu mojej siostrze”