„Chciałam żyć tak luksusowo jak sąsiedzi. Moje życie miało tylko smak zimnej kawy i schabowego co niedzielę”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„– Myślałam, że uciekając z miasta, poprawimy nasze relacje. Chciałam spędzać czas wśród przyrody, spokojnych ludzi, którzy nie są ciągle w biegu. Miałam nadzieję, że to będzie dla nas dobre. Że zaczniemy rozmawiać ze sobą tak jak ty i Janusz, ale to nic nie dało. Wygląda na to, że problem tkwi w nas, a nie w otaczającym nas świecie”.
/ 06.03.2024 08:00
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy dwa lata temu w naszej wiosce pojawili się nowi sąsiedzi, wybuchła prawdziwa sensacja. Większość ludzi raczej się stąd wyprowadzała, szukając dobrej pracy i ciekawszego życia.

Sąsiedzi przyjechali z miasta

Na początku nie bardzo zwróciłam na nich uwagę, mimo że ich dom był obok naszego. Zaczął go budować jeden z mieszkańców wsi. Niestety, zabrakło mu pieniędzy, aby go dokończyć. Ostatecznie wyjechał za granicę i nie wrócił. Kiedy jeden z sąsiadów wspomniał, że nowi mają auto z warszawskimi numerami, byłam naprawdę zaskoczona.

"Co sprawiło, że warszawiacy zdecydowali się zamieszkać na takim odludziu?" – zaczęłam się zastanawiać, ale szybko pozbyłam się tych wścibskich myśli. Przecież to ich sprawa! Najważniejsze, żeby byli spokojni i sympatyczni. Wtedy na pewno się dogadamy!

Najpierw pojawiła się oczywiście ekipa remontowa, która zajęła się wykończeniem domu. Po kilku dniach zaczęły pojawiać się busy z meblami.

Wyglądali na bogatych

Przez kilka godzin z ich domu dochodził dźwięk wkrętarek. Wyglądało na to, że nosi sąsiedzi wynajęli po prostu ekipę, która miała zająć się wszystkim. Kompleksowa usługa! Byłam pewna, że muszą to być naprawdę zamożni ludzie.

Raczej nie oceniałam nikogo, zanim go dobrze nie poznałam, ale muszę przyznać, że to, co widziałam, naprawdę mnie zaskoczyło. Mieszkamy w niewielkiej wsi, a większość ludzi tutaj żyje naprawdę skromnie. Mamy samochody, ale to auta mające przeszło dwadzieścia lat. Tymczasem nowi sąsiedzi przyjechali nowiutkim, lśniącym Audi. Sąsiadka miała na sobie elegancką garsonkę w kremowym kolorze, sąsiad z kolei był ubrany w garnitur. Ich syn – mający na oko około pięć lat – miał skórzaną kurtkę. Kiedy ich zobaczyłam, od razu pomyślałam, że raczej nie będziemy mieli wspólnych tematów do rozmowy. Oczywiście, nie musieliśmy przecież wcale rozmawiać, ale byłam przyzwyczajona, że z sąsiadami mam raczej przyjacielskie relacje.

Chciałam ich poznać

Pomimo trudnych emocji, jakie pojawiły się we mnie, kiedy ich zobaczyłam, uznałam, że pójdę się przywitać. Zastanawiałam się, czy nie zanieść im ciasta tak, jak robi się to w Stanach, ale pomyślałam, że tylko się ośmieszę.

Szłam po schodach zaskoczona tym, że wyłożono je kamieniami. Nacisnęłam mosiężny dzwonek, a już po chwili drzwi otworzyła mi nowa sąsiadka. Wyglądała naprawdę świetnie. Miała na sobie dżinsy, bluzkę i adidasy. Aż nie mogłam uwierzyć, że w takich prostych ciuchach można wyglądać tak stylowo! Przedstawiłam się jej i powiedziałam, że mieszkam tuż obok. Wyraźnie ucieszyła się z mojej wizyty.

Dowiedziałam się, że ma na imię Aleksandra i przeprowadzili się tutaj z Warszawy. Po chwili pojawił się również jej mąż z synkiem. Zaproponowali mi kawę. Starałam się odmówić, nie chcąc im przeszkadzać, ale Ola była uparta.

Dom był jak z katalogu

Kiedy weszłam, poczułam się naprawdę zażenowana. Chyba jeszcze nigdy nie byłam w tak pięknie urządzonym domu. Nowoczesną kuchnię połączono z jadalnią. Wyglądało to jak z najlepszego katalogu meblowego. Pomyślałam, że muszę uważać, aby niczego nie dotknąć. Wszystko było tu takie jasne, świeże, czyste i lśniące – nie chciałam niczego ubrudzić.

Ola podała kawę w miniaturowych filiżankach z niecodziennymi uszkami. Na stole ustawiła również malutkie ciasteczka. Były przepyszne, ale ona nie spróbowała nawet jednego. Uświadomiłam sobie, że jej idealne sylwetka to nie geny, a naprawdę ciężka praca. Nigdy nie widziałam, żeby coś jadła. Regularnie za to można było ją zobaczyć, jak biega.

Dzieliło nas wszystko

Z całą pewnością pochodziłyśmy z dwóch różnych światów. Po całodniowej opiece nad dziećmi i domem byłam naprawdę zmęczona, nigdy nie pomyślałabym, żeby jeszcze biegać.

Kiedy dzieci szły spać, ja włączałam zmywarkę i sprzątałam ich zabawki. Najczęściej zasypiałam nie później, jak pół godziny po nich. Tak wyglądało życie większości sąsiadek. Kiedy spotykałyśmy się w sklepie albo na placu zabaw, dzieliłyśmy się opowieściami z życia zapracowanych mam. Dzięki temu miałyśmy poczucie, że nie jesteśmy w tym wszystkim same.

Wstydziłam się

Byłam jedną z niewielu osób, które nawiązały znajomość z nowymi sąsiadami. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że ciągle ktoś mnie o nich pytał. Nie chciałam plotkować, ale wszyscy byli tak ciekawi, że moje moje odpowiedzi ich nie zadowalały.

Przecież tak naprawdę nie znałam Oli blisko. Wpadła do mnie tak naprawdę tylko kilka razy, kiedy wracała z zakupów. Nie czułam się wtedy najlepiej, bo zazwyczaj nie byłam pomalowana, włosy miałam związany w kucyk, a ona wyglądała perfekcyjnie.

Raz przyszła, gdy robiłam właśnie dżem śliwkowy i miałam na sobie brudny fartuch. Przyłapała mnie też na szyciu kostiumu buraczka na przedszkolne przedstawienie. Kiedyś zastała mnie w pełnej bałaganu kuchni, kiedy akurat piekłam ciasto.

Na szczęście, udawała, że tego nie widzi. Zawsze chwilkę ze mną pogadała, opowiadając o sobie i swoim mężu. To podczas jednej z takich krótkich wizyt dowiedziałam się, że zajmują się realizacją projektów unijnych. Nie do końca jednak zrozumiałam, co dokładnie robią.

Ola była naprawdę sympatyczna, ale jednocześnie aż do przesady zorganizowana. Zawsze prezentowała się i zachowywała perfekcyjnie, co sprawiało, że nie czułam się przy niej swobodnie.

Zaprosili nas na sąsiedzki obiad

Któregoś wieczoru zadzwoniła i zaprosiła nas na obiad. Powiedziałam, że muszę najpierw porozmawiać z mężem, nie chciałam od razu odpowiadać.

– A co z dziećmi? – zmartwił się Janusz natychmiast.

Szczerze mówiąc, to też o tym myślałam. Nasze dzieci mają cztery i sześć lat. Nigdy nie zostawiamy ich samych w domu, a nie mamy też opiekunki. Odmówiłam Oli, nie wchodząc w szczegóły. Nie dawała jednak za wygraną i w końcu musiałam jej powiedzieć, co stoi za moją decyzją.

Szybko stwierdziła, że przecież możemy odwiedzić ich z dziećmi. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Zdarza się, że nasze dzieci naprawdę rozpiera energia i zastanawiałam się, czy będą potrafiły zachować się odpowiednio. Nieraz zabieramy je do znajomych, ale...mniej eleganckich. 

Nie miałam jednak kolejnej wymówki, więc uznałam, że skorzystamy z zaproszenia. Spytałam Janusza, jak powinniśmy się ubrać. Stwierdził, że to przecież zwykłe spotkanie towarzyskie i nie powinnam przesadzać.

– Jesteś pewny?

– Kochanie... To nie jest angielska rodzina królewska.

Czułam się niekomfortowo

Zgodziłam się z nim. Wyobraziłam sobie siebie w szpilkach i męża w garniturze – poczułam się dziwnie. Liczyłam, że będziemy naprawdę świetnie się bawić. Szybko jednak okazało się, że popełniliśmy błąd. Ola i jej mąż byli naprawdę elegancko ubrani. Przeklinałam sama siebie za to, że posłuchałam męża, który zdawał się w ogóle nie widzieć problemu.

Mój mąż szybko przedstawił się Tadeuszowi, który był mężem Oli. Błyskawicznie znaleźli wspólny język i zaczęli rozmawiać po prostu o piłce. Mężczyźni zawsze znajdą temat. Jak nie piłka, to samochody. W przypadku kobiet nie jest to już takie proste. Nasze dzieci natomiast szybko zaczęły bawić się z Frankiem – synem Oli i Tadeusza. Chciałam pomóc Oli w kuchni, ale wszystko już było przygotowane. Na stole stały świeże kwiaty, w tle leciała spokojna muzyka. Pojawiły się też przekąski i nie były to zwykłe śledzi do wódki!

Sąsiadka serwowała czerwone wytrawne wino. Podała do niego kapary, humus i wiele innych przekąsek, których nawet nie potrafiłam nazwać. Kiedy przyszła pora na danie główne, na stole pojawił się łosoś pieczony w cieście francuskim. Wreszcie przyszła pora na niewielkie desery, które podpaliła, korzystając ze specjalnego palnika.

– Podpalasz deser? – Janusz wybuchnął śmiechem na ten widok.

– To jest crème brûlée – odpowiedziała ze spokojem, a ja poczułam, jak robi mi się gorąco ze wstydu.

Chciałam stamtąd uciec

Ola zaproponowała, abyśmy zagrali w pokera lub scrabble, ale uznaliśmy, że musimy już iść, bo dzieci e o tej porze powinny być już w łóżku. Niestety, nie chciały wyjść. W pokoju Franka było mnóstwo zabawek, które naprawdę im się spodobały.

W końcu się pożegnaliśmy i wyszliśmy. Janusz uważał, że niebyło tak źle. Ja jednak byłam pewna, że ten wieczór był totalną porażką, szczególnie po tym, jak skomentował deser. Śmialiśmy się z tego przez całą drogę do domu. Pomyślałam, że Ola chyba już nas więcej nie zaprosi i może to lepiej.

Kiedy następnego dnia, po tym jak odwiozłam Dianę do przedszkola, natknęłam się na sąsiadkę, która zwykle biegała, pomachałam do niej. Niespodziewanie zauważyłam, że płacze.

– Cześć, Ola! Co się dzieje?! – spytałam zaniepokojona.

– Eh... nic – odparła cicho.

Nie dałam się jednak tak łatwo spławić. Wczoraj była pełna życia i zaczęłam się martwić, że to przez naszą niezbyt grzeczną rodzinę tak się załamała. Usiadłyśmy na ławce, bo chciałam wyjaśnić sytuację, ale zaczęła mówić sama.

Tadeusz i ja się rozstajemy.

– Jak to? – wykrzyknęłam zaskoczona.

– Przecież jesteście idealnym małżeństwem.

– My, idealni? - Ola niemal parsknęła śmiechem. – Mówi ta, co gotuje dżemy, piecze ciastka i samodzielnie szyje kostiumy na bale maskowe.

Byłam naprawdę zaskoczona. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że to mogłoby zrobić na kimś wrażenie. A na pewno nie na Oli!

– Zasugerowałam Tadeuszowi, abyśmy przenieśli się tutaj, ponieważ myślałam, że uciekając od zgiełku wielkiego miasta, poprawimy nasze relacje. Chciałam, abyśmy spędzili trochę czasu wśród przyrody, spokojnych ludzi, którzy nie są ciągle w biegu. Miałam nadzieję, że to będzie dla nas dobre. Że zaczniemy rozmawiać ze sobą tak jak ty i Janusz, ale to nic nie dało. Wygląda na to, że problem tkwi w nas, a nie w otaczającym nas świecie. Nigdy nie stworzymy takiej świetnej rodziny jak wasza.

Ola płakała, a ja mocno ją przytulałam i słuchałam jej skarg na męża. Mówiła, że za dużo pracuje, że nie okazuje jej uczuć. Cały czas porównywała swoje małżeństwo do naszego.  Mój argument, że zdecydowanie nie jesteśmy perfekcyjni i że to ja nie mogłam przestać na nią patrzeć, wcale do niej nie trafiały. Wróciłam i zajrzałam do warsztatu Janusza.

Doceniłam to, co mam

– Cześć, Myszko – przywitał się jak zawsze. – Jak Diana? Dzisiaj nie płakała?

– Ona nie… Ale nigdy nie zgadniesz, czyje łzy musiałam dziś wycierać.

Wszystko mu wyjaśniłam, ale wydawał się być niewzruszony. Oznajmił, że Tadeusz od początku wydawał mu się taki.

– Mówiłeś, że dobrze się z nim dogadywałeś – powiedziałam zaskoczona.

– No tak, dobrze. Ale to nie znaczy, że od razu bym się z nim zakumplował! – odparł śmiejąc się. – Jest strasznie sztywny.

Racja, mój mąż nigdy taki nie był. Patrząc na niego przez pryzmat tego, co mówiła Ola, zauważyłam, że naprawdę od dawna tworzymy fajną parę parę, a Janusz jest wspaniałym ojcem dla naszych dzieci. Pocałowałam go w czoło, a on natychmiast mnie objął.

– Janusz! Jesteś cały w smarze! Puść mnie! – krzyknęłam, na co on odpowiedział (i miał rację!), że to ja zaczęłam.

Wyprowadzili się

Przeprowadzili się mniej niż miesiąc po tym, jak rozmawiałyśmy. Mimo tego, że nigdy nie byłyśmy bliskimi przyjaciółkami, utrzymujemy telefoniczny kontakt. Dowiedziałam się, że Ola rozstała się z Tadeuszem i kupiła mieszkanie w Warszawie dla siebie i synka. Na chwilę obecną nie jest zainteresowana nowym związkiem.

Moja krótka znajomość z Olą nauczyła mnie, jak prawdziwe jest powiedzenie, że trawa wydaje się zawsze bardziej zielona po drugiej stronie ogrodzenia, a pozory naprawdę mogą mylić. Teraz już nie narzekam na swoje życie i nie porównuję go z życiem innych, bo zdaję sobie sprawę, że inni mogą mi zazdrościć tego, co mam ja.

Czytaj także: „Zdradziłam męża i nie żałuję. Mam ochotę draniowi o tym powiedzieć, gdy znów mnie upokorzy. Niech teraz on cierpi”
„Wygrałam drogie auto. Rodzina od razu zaczęła się targować, kto je dostanie. Postanowiłam utrzeć im nosa”
„Siostra odziedziczyła po babci mieszkanie, a ja jakieś zniszczone puzderko. Ta szkatułka okazała się kopalnią złota”

Redakcja poleca

REKLAMA