„Chciałam wyswatać przyjaciółkę, ale musiałam sprawdzić tego faceta. Test z pozycji miłosnych powinien zdać celująco”

flirtująca para fot. Getty Images, Westend61
„– No dobra, podejmę dla ciebie to ryzyko i umówię się z nim na dzisiaj – powiedziałam po chwili. – Nawet wypiję ten nieszczęsny sok z selera, chociaż pewnie smakuje tak ohydnie, jak brzmi”.
/ 16.02.2024 20:30
flirtująca para fot. Getty Images, Westend61

Wojtek byłby idealny dla Marzeny. Miał naprawdę sporo zalet – był sympatyczny, pomocny, spokojny i mądry. Wyglądał na dojrzałego, ale miał w sobie coś z chłopaka. Gdy tak go wychwalałam, Marzena zapytała, dlaczego sama go sobie nie wezmę. Ale no... on totalnie nie jest w moim typie! Ja wolę mięśniaków.

Chciałam dla niej dobrze

Nie mogłabym spać spokojnie, gdyby Marzenka poszła na randkę z totalnie nieznajomym gościem! A co jeśli Wojtek to jakiś kretyn? Albo jeszcze gorzej, psychol?! Od kiedy Wojtek zaczął u nas pracować, prawie wszystkie dziewczyny oszalały na jego punkcie. Ma trzydzieści pięć lat, ale wciąż ma urok... jak młody chłopak. Jest sympatyczny, pomocny, spokojny, bystry. A najważniejsze – nie ma obrączki. Pewnego dnia, patrząc na atrakcyjnego kolegę, wpadłam na fajny pomysł... Wieczorem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki i powiedziałam:

– Marzenka, znalazłam dla ciebie chłopaka!

– Serio? – ucieszyła się. – Gdzie go wyhaczyłaś?

– To jest kolega z biura. Przystojny, mądry i dokładnie twój typ.

– Czyli jaki?

– Dojrzały, super gość z takim nieco chłopięcym wyglądem – powiedziałam z triumfem. – Jest miły, pomocny, samotny...

– To dlaczego ty nie spróbujesz się wokół niego zakręcić?

– Wiesz przecież, że wolę wysokich, dobrze umięśnionych i...

– I silnych, tak, tak, wiem – Marzena roześmiała się. – No dobra, ale dlaczego ten Wojtek, chodzący ideał, jest nadal sam? Może jest wariatem?

– Ani trochę – zapewniłam ją. – Widuję go codziennie w biurze.

– No okej, ale wiesz, czasem zdarzają się niespodzianki – odparła Marzena.

– Ale co z tym zrobić? Jak go poznać?

– Spokojnie, mam pewien pomysł...

Sprawdzimy, czy nie jest wariatem

Nie ukrywam, że mój plan był bardziej skomplikowany, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Pierwsze, co chciałam zrobić, to upewnić się, jakim Wojtek w ogóle jest człowiekiem, zanim podsunę go Marzence... Ale jak to bywa, pojawiły się problemy. I następnego dnia obudziłam się z nieprzyjemnym bólem głowy i początkami przeziębienia. Nie czułam się na siłach, by bawić się w swatkę, a do tego już z samego rana spotkałam Wojtka.

– Hej, Beata... Co tam u ciebie? Źle się czujesz, jesteś chora? – zapytał ze zmartwieniem.

– No, mniej więcej – odpowiedziałam. – Wydaje mi się, że coś mnie łapie.

– To zrób sobie mocną i ciepłą herbatę z hibiskusa – Wojtek zaprowadził mnie do swojego biurka i z szuflady wyciągnął paczkę. – Idź do siebie, a ja zaraz przyniosę ci herbatę.

„No nieźle, to jest coś nowego – pomyślałam. – Gość dba o innych!”.

Po chwili, kiedy już wypiłam kilka łyków pysznego napoju, do którego Wojtek dorzucił dwa plasterki cytryny, poczułam, że odzyskuję siły.

– Pij, pij. Witaminy ci się przydadzą – powiedział, siadając obok mnie na krześle.

– No tak. Ale wiesz, staram się codziennie brać multiwitaminę.

– Ale najlepiej jest jeść świeże warzywa i owoce – powiedział. – Każdego dnia rano wypijam sok z selera. To mi pomaga przed bieganiem.

– Naprawdę biegasz o tej porze roku? – zapytałam ze zdziwieniem.

– Oczywiście! Nie zwracam uwagi na pogodę – odpowiedział Wojtek, uśmiechając się do mnie szeroko.

„No proszę – pomyślałam. – Zęby białe i równe jak z telewizyjnej reklamy!”.

– Słuchaj, mam pomysł. Jeśli byś oczywiście po południu czuła się już lepiej, to może byś do mnie wpadła na sok z selera? – nagle zaproponował Wojtek. – Wtedy bym ci dał książkę z przepisami na domowe koktajle, które naprawdę działają. Proste i efektywne.

Umówiliśmy się na wieczór

W trakcie mojej przerwy w pracy zadzwoniłam do Marzeny.

– Mam super newsa! – powiedziałam cichutko i konspiracyjnie. – Wojtek jest fanem zdrowego stylu życia. I raczej nie jest dziwny. Wydaje się serio spoko.

– Zdrowy styl życia? – Marzena zaczęła się zastanawiać. – Co to znaczy? Ma fioła na punkcie swojej formy? Czy je tylko organiczne warzywa uprawianie na nawozie zbieranym podczas pełni księżyca?

– Nie no, weź daj spokój. Gość po prostu lubi biegać, jeść zdrowe rzeczy i codziennie pije sok z selera. No, może to ostatnie jest trochę dziwne... Ale nieszkodliwe w sumie, co kto lubi.

– Brzmi spoko, tylko... nie jest czasem jakimś samolubem? Wiesz, taki typ, który jest zakochany w sobie i najważniejsza jest dla niego forma...

– Daj spokój, Wojtek po prostu dba o siebie – odparłam. – To chyba jest ok, prawda?

Szczerze mówiąc, trochę rozumiałam obawy Marzeny. Sama też nie chciałabym mieć do czynienia z gościem, który ciągle miksuje różne warzywa i owoce, smaruje się balsamami i przy lustrze sprawdza co chwilę, czy aby na pewno nie przytył. No, musimy to dokładnie przemyśleć...

– No dobra, podejmę dla ciebie to ryzyko i umówię się z nim na dzisiaj – powiedziałam po chwili. – Nawet wypiję ten nieszczęsny sok z selera, chociaż pewnie smakuje tak ohydnie, jak brzmi.

Wojtek mieszka całkiem niedaleko mnie. W drodze do niego kupiłam butelkę czerwonego wina i spory kawałek szarlotki... Jego kuchnia, która była połączona z salonem, błyszczała czystością. Wojtek zaproponował mi miejsce na sofie i zapytał, czy mam ochotę na sok. Wolałabym, żeby otworzył wino, które przyniosłam, ale zdecydowałam się nie mówić tego na głos. Stwierdziłam, że chętnie spróbuję tego osławionego napoju.

Płyn o zielonkawym odcieniu w wysokiej szklance wyglądał trochę dziwnie, ale smakował zadziwiająco dobrze. Nagle Wojtek zrobił się blady i podbiegł do kuchenki.

– Co się stało? – krzyknęłam do niego, czując w powietrzu smród przypalonego jedzenia.

– Nic, nic, tylko obiad mi się przypalił! – oznajmił, mocno mieszając zawartość garnka drewnianą łyżką.

Zsunęłam się z sofy i podeszłam do niego.

– Co to za pyszności? – zapytałam, rzucając okiem na czarne grudki, które przykleiły się do spodu garnka.

– Kotlety z soczewicy – odpowiedział z miną, jakby miał kompletnie zły dzień. – A marchewkowy sos również się przypalił...

No tak, w drugim rondlu kipiał sos o teksturze błotka. Wojtkowi udało się odkleić klopsiki od dna patelni. Oboje pochyliliśmy się nad nimi i w jednej chwili westchnęliśmy – wyglądały jak niewielkie kawałki węgla.

– Nie martw się – powiedziałam. – Zaraz coś ogarniemy.

– Masz jakiś pomysł? – Wojtek popatrzył na mnie i się uśmiechnął, najwyraźniej zapominając o kulinarnym faux pas.

– Może najpierw byś otworzył wino – zaproponowałam.

Powiedziałam mu prawdę

Obiad wylądował w koszu, a my usiedliśmy z kieliszkami na sofie.

– Co powiesz na szybkie spaghetti carbonara? – zasugerowałam.

Wojtek spojrzał na mnie z łobuzerskim błyskiem w oku.

– Super! Przez ostatnie dni jadłem głównie kaszę i warzywa, mam tego powoli dosyć...

Następnie wyciągnął z szafki paczkę makaronu pełnoziarnistego.

– Potrzebujemy jeszcze boczku, jajek i śmietany – stwierdziłam.

– Spoko, polecę do sklepu – zadeklarował Wojtek.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, od razy chwyciłam za telefon.

– Jestem właśnie u niego! – dałam znać przyjaciółce.

– No i co? – zapytała Marzena.

– Wojtek nie jest ani wariatem, ani nudziarzem! I zaraz razem będziemy robić spaghetti!

– Fajnie – odparła Marzena.

Nie dostrzegłam w jej głosie zapału, więc znowu zaczęłam zachwalać Wojtka.

– Mieszka w naprawdę niezłym miejscu. No i lubi sobie posłuchać klasyki! – rzuciłam okiem na płyty na półce.

– No super – odburknęła Marzena. – Ale coś mi mówi, że on nie jest dla mnie.

– Jak to? – zaskoczyło mnie to.

– Wydaje mi się, że jesteś nim strasznie zafascynowana. Może jeszcze sama nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – zaprzeczyłam. – Przecież przyszłam tu specjalnie dla ciebie, a ty…

– Nie przejmuj się mną. Spotkałam dzisiaj kogoś i wygląda na to, że coś może z tego wyjść. Także baw się dobrze, Beatko.

Byłam skołowana po rozmowie z Marzeną. W tym czasie Wojtek wrócił z zakupami. Pomyślałam, że powinnam mu powiedzieć prawdę.

– Wiesz co... Musisz coś wiedzieć. Przyjechałam tutaj, bo... bo chciałam zobaczyć, czy byś pasował do mojej przyjaciółki – wykrztusiłam ze wstydem. – Ale teraz to już nieważne. Ona już sobie sama znalazła faceta.

– Czyli chciałaś mnie sprawdzić – zauważył Wojtek.

– No... w sumie tak, coś w tym stylu.

– I co, zdałem test? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

– Tak – odpowiedziałam i nagle zrozumiałam, że Marzena miała rację.
No i cóż, Wojtek jest atrakcyjny, sympatyczny, pomocny i... niesamowicie całuje. Teraz już jestem pewna, że nie oddam go nikomu!

Czytaj także:
„W rocznicę ślubu żona oznajmiła, że zostawia mnie dla innego. Okazał się damskim bokserem, więc musiałem jej pomóc”
„Nie byłam cnotką, ale mąż miał coraz większe zachcianki. Wolałam, by znalazł sobie kochankę i dał mi spać”
„Romansowałam z kolegą córki i się zakochałam. Jego znajomi myślą, że jestem jego matką, a on wstydzi się wyznać prawdę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA