„Chciałam ułożyć sobie życie od nowa, ale mój były mąż pilnował mnie jak Cerber. Celowo odstraszał wszystkich facetów”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, sepy
„Zachowywał się przy tym jak pies ogrodnika – rozwiódł się ze mną dwa lata temu, ale nadal obszczekiwał każdego, kto chciał wejść na jego dawne terytorium. Rozmawiałam z nim wiele razy, prosiłam, by się opanował i przestał zachowywać jak zazdrosny sztubak”.
/ 02.11.2023 07:15
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, sepy

Decyzja o rozwodzie nie była moją decyzją, ale została podjęta i nie bardzo miałam wpływ na to, jak dalej potoczy się sprawa. Zresztą, jak powiedziała mi mecenaska, nie ma sensu sprzeciwiać się bez końca, bo jak ktoś się uprze, to w końcu wykaże, że więzi ustały, i dostanie rozwód tak czy siak. Pytanie tylko, jakim kosztem dla stron.

Zostałam rozwódką

Uzyskałam więc status rozwódki, przyznano mi alimenty na syna i ustalono kontakty młodego z ojcem. Ot i tyle zostało z naszego ślubowania do grobowej deski. Bartosz poszedł swoją drogą, ja swoją. Znowu byłam wolną kobietą, choć gdyby pół roku temu ktoś mi powiedział, że się rozwiodę, nie uwierzyłabym.

Przez kolejny rok starałam się uporać z nową sytuacją. Rozwód był dla mnie jakąś formą porażki, choć naprawdę niewiele miałam sobie do zarzucenia. To, że mojemu mężowi znudziły się małżeństwo i życie rodzinne, nie było moją winą. Starałam się, by syn jak najmniej odczuł tę zmianę, choć wiadomo, że dla dziecka rozstanie rodziców to zawsze trauma. No ale z drugiej strony człowiek to taka bestia, że do wszystkiego przywyknie, więc otrząsnęliśmy się oboje i znowu zaczęliśmy się uśmiechać do życia i siebie nawzajem.

Przez moment było mi dobrze samej

Gdy poszłam do kosmetyczki, a fryzjerce dałam się namówić na odważniejsze cięcie, koleżanki uznały, że dojrzałam do randek.

– Znalazłabyś sobie kogoś – namawiały mnie. – Dość tego celibatu.

– Kiedy ja właśnie odkrywam, jak mi dobrze samej. Mogę być sobą bez kompromisów, nie muszę się nikomu tłumaczyć ani do nikogo dopasowywać – odpowiadałam. – Co dwa tygodnie mam wolny weekend, tylko dla siebie, i wtedy to już naprawdę niczego nie muszę. Cud-miód!

To nie były wykręty. Naprawdę tak czułam. Wreszcie mogłam skupić się na sobie, pomyśleć o sobie, zadbać o to, żeby zdrowo jeść i porządnie się wysypiać, spać choćby do południa, bo kto mi zabroni. Mogłam wybrać się do teatru bez słuchania narzekań, że znowu idę na jakieś nudziarstwo. Jeśli chciałam tańczyć w piżamie, tańczyłam. Jeśli miałam ochotę czytać cały dzień książkę i zjeść kanapki na obiad – nie widziałam przeszkód.

Wróciłam do mojego naturalnego, ciemnego koloru włosów i zrezygnowałam z doczepów, bo już nie musiałam się podobać Bartoszowi, który powtarzał, że faceci wolą długowłose blondynki. I tak mnie zostawił, więc miałam gdzieś jego upodobania. Również te dotyczące posiłków, oglądanych filmów, porządków oraz miejsc, gdzie spędzamy wakacje.

Żyło mi się wygodnie, dobrze, spokojnie. Według moich zasad, preferencji i humorów. Owszem, czasem bywało smutno i samotnie, i wtedy nie pogniewałabym się za męskie towarzystwo, ale nie zamierzałam szukać nikogo na siłę.

Jarka poznałam przypadkiem

Sam się napatoczył. Czysty przypadek. Samochód rozkraczył mi się na środku ulicy, a on jako jedyny pospieszył mi na ratunek. Nie tylko pomógł mi zepchnąć mojego grata na pobocze, ale też polecił dobrego i niedrogiego mechanika. Poczekał ze mną, aż ten przyjedzie po auto, a potem zaprosił mnie na ciacho dla poprawy nastroju po nerwach związanych z awarią. Wymieniliśmy się telefonami, spotkaliśmy raz i drugi.

Szybko poszło. Kiedy sprawy zaczęły nabierać konkretniejszego kształtu, poznałam Jarka z moim synem. Krzyś polubił mojego „znajomego”, jak go nazwałam, nie chcąc wywierać na dziecku presji. Kłopot w tym, że Krzysiek był gadatliwym dzieckiem i wygadał tacie, że mama spotyka się z takim fajnym panem i że ten pan czasem odwiedza nas w domu, wtedy gramy we trójkę w planszówki albo urządzamy seans filmowy z popcornem.

W następny weekend, gdy mój eks powinien opiekować się synem, wpadł do mnie z samego rana. Do mieszkania, z którego się wyprowadził, ale które formalnie nadal było wspólne, bo wciąż czekaliśmy na podział majątku. Czuł się jak u siebie, nieważne, że wypłoszył z sypialni mnie i Jarka. Ogarnęliśmy się szybko, zaskoczeni i zmieszani. Stanęliśmy w progu kuchni i patrzyliśmy oniemiali, jak mój były mąż uruchamia ekspres do kawy, pytając, jak gdyby nigdy nic, czy nam też zrobić.

– Spadaj – stanowczo wyraziłam swoje zdanie na temat jego obecności i durnej propozycji.

Nie przejął się i za tydzień zrobił to samo. Zjawił się nieproszony i niechciany w moim domu. W efekcie Jarek się przejął i przestał odbierać ode mnie telefony oraz odpisywać na SMS-y.

Eks zaczął przeginać

Co tu się działo? Czy mój były mąż za cel swojego nowego życia obrał sobie zniszczenie mojego? Nie rozumiałam, co go opętało. Chciał rozwodu, to go dostał. Mógł układać sobie wszystko na nowo, po swojemu, tymczasem jemu radochę sprawiało niszczenie w zarodku mojego ewentualnego szczęścia z kimś innym. Nie skończyło się bowiem na Jarku.

Kiedy poznałam Karola, zaczął pojawiać się dokładnie w tych miejscach, w których się z nim umawiałam. Nie miałam pojęcia, skąd wiedział, gdzie i o jakiej godzinie będziemy danego dnia, ale wiedział. Pojawiał się znikąd i z miłym uśmiechem dosiadał do naszego stolika w restauracji. Albo kupował bilet do kina na ten sam film i siadał obok, komentując to, co się działo na ekranie… Nawet się nie zdziwiłam, że mężczyzna, z którym spotkałam się raptem kilka razy, wycofał się z takiej „trójkątnej” relacji.

– Chyba nadal mu na tobie zależy – stwierdził. – Najpierw załatwcie do końca sprawy między sobą, a potem zadzwoń.

Nie zamierzałam. Też miałam swoją dumę.

Miałam dosyć

OK, odpuściłam sobie randkowanie, licząc, że mój eks w końcu się ogarnie i da mi spokój. Sam nie zamierzał się z nikim wiązać na stałe, szalał jak pies spuszczony ze smyczy, biorąc pod uwagę korowód wciąż nowych cioć, o których opowiadał mi Krzyś po kolejnych weekendach spędzonych u tatusia. Ale zachowywał się przy tym jak pies ogrodnika – rozwiódł się ze mną dwa lata temu, ale nadal obszczekiwał każdego, kto chciał wejść na jego dawne terytorium.
Rozmawiałam z nim wiele razy, prosiłam, by się opanował i przestał zachowywać jak zazdrosny sztubak.

– Ja? Zazdrosny? O ciebie? Chyba śnisz! – prychał i śmiał się głupawo.– Nie schlebiaj sobie…

– To wytłumacz, o co ci chodzi – nalegałam.

– Nie jesteś moją żoną, żebym ci się tłumaczył!

Jakbym gadała do ściany. Czy to znaczy, że byłam skazana na samotność? Na to wychodziło. Nie kręciły mnie przygodne znajomości, a bałam się zaczynać coś na serio, wiedząc, jak będzie wyglądał ciąg dalszy. Znowu pojawi się mój eks i wszystko popsuje. Nie miałam ochoty na nowe nerwy i upokorzenia.

Zawiesiłam tę sferę życia na kołku. Widać nie jest mi pisany taki rodzaj szczęścia. Widać nie ma odważnego, którego mój były ode mnie nie odstraszy. Nie wspominając o tym, że znowu mogłabym wybrać fatalnie. No bo jakim cudem się nie zorientowałam, że przez kilka lat żyłam z kimś, kto ewidentnie miał coś nie tak z głową? Inaczej się tego nazwać nie da, normalni ludzie nie odstawiają takich szopek. Nie próbują kontrolować swojej byłej żony, nie torpedują jej próby ułożenia sobie życia i nie skazują na wieczny celibat. 

Nie chciałam powtórki z rozrywki

Jacek był podwykonawcą naszej firmy. Kiedy przyjeżdżał do biura coś załatwić, wszystkie singielki, wdowy i rozwódki starały się zwrócić na siebie jego uwagę. Poza mną. Ja też miałam oczy, ale starałam się udawać odporną na jego urok. Może to go zaintrygowało? Może lubił wyzwania? Nie wiem, ale zawsze, gdy wpadał, podchodził, by ze mną porozmawiać, rozbawić mnie nowym żartem i… kolejny raz zaprosić na randkę. Gawędziłam z nim, śmiałam się z nim, ale odmawiałam wspólnego wyjścia. Tyle konsekwentnie, co z żalem.

– No cóż, póki życia, póty nadziei – mówił, zabierał dokumenty i wychodził.

Aż pewnego dnia zawrócił spod drzwi i spytał:

– Ale właściwie czemu nie? Dam ci spokój, jak szczerze powiesz, co ci we mnie przeszkadza.

– Nic. Jesteś super – wyznałam. – Dlatego nie chcę cię pakować na minę. Mam psychicznego byłem męża. Zacznie wpadać na każdą naszą randkę. Będzie nachodził nas w mieszkaniu, przerywając nam… no… to, co akurat będziemy robić. Nie chcę cię na to narażać. Ani siebie po raz kolejny. Mimo że rozwiedliśmy się na jego wniosek prawie cztery lata temu, nie daje mi spokoju i ciągle dręczy. Rozbił każdy mój potencjalny związek, jeszcze w powijakach, naprawdę nie mam siły przeżywać tego na nowo.

– Jeśli mówisz poważnie, przyjdzie mi to uszanować… – Jacek pokiwał głową. – Ale na twoim miejscu zgłosiłbym stalking na policji. Poza tym ja się nie dam łatwo odstraszyć – dumnie wypiął pierś.

– Może na coś mi się przydadzą te treningi judo. Twój namolny były pofrunie, nawet nie wiedząc, skąd wiatr zawiał. Zainteresowana?

Bałam się zaangażować

Uśmiechnęłam się, choć wcale nie było mi wesoło. Czułam, że tracę kolejną szansę na bycie w życiu szczęśliwą. Podejrzewałam, że Jacek nie będzie w nieskończoność czekał, aż zdecyduję się zaryzykować. Może tym razem ryzyko by się opłaciło, a może, co bardziej prawdopodobne, załamałabym się doszczętnie, gdyby nawet nieustraszony Jacek się wycofał, skonfrontowany z występami gościnnymi mojego stukniętego byłego męża.

– Dziewczyno, zaryzykuj! – namawiała mnie przyjaciółka. – Lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż tego, czego się nie zrobiło – radziła rozsądnie. – A nuż ten twój Jacek faktycznie pokaże temu idiocie, gdzie raki zimują? Sama bym mu wlała, gdybym zamiast w kolejce po mózg stanęła po wzrost i siłę – fakt, Jola miała pamięć jak słoń i znała cztery języki obce, za to mierzyła metr pięćdziesiąt w kapeluszu.

Nie powiem, kusiła mnie ta opcja, ale strach okazał się silniejszy. Mój były mąż mógł triumfować. Miał mnie w garści. Nawet na policję nie miałam odwagi pójść. Bo co im powiem? Że mój były psuje mi randki? Wyśmieją mnie i powiedzą, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Oni widzieliby w tym podchody miłosne, dla mnie to była wojna podjazdowa. Na samą myśl o tym, że znów zobaczę Bartosza, robiło mi się słabo i oblewał mnie pot. Co gorsza, Jacek jakoś przestał się pokazywać w naszym biurze…

Aż któregoś dnia wpadł z dokumentami, bukietem kwiatów oraz wizytówką psychologa. Wszystko było dla mnie.

– Papiery do podpisu, kwiaty na poprawę humoru, a ten terapeuta specjalizuje się w depresjach i stanach lękowych. On zajmie się tobą, a ja, w razie potrzeby, twoim byłym. I co? Zaryzykujesz? Czuję, że z tej mąki będzie chleb.

Spojrzałam w śmiejące się do mnie oczy. Uśmiechnęłam się, po raz pierwszy od dawna z nadzieją, i odparłam:

– Zaryzykuję.

Czytaj także: „Mąż adoptował i pokochał moją córkę. Po 15 latach pojawił się jej biologiczny ojciec i zniszczył naszą rodzinę”
„Pożyczyłem kasę na leczenie dziecka od znajomego i to był błąd. Żeby spłacić dług, musiałem zostać zwykłym złodziejem”
„Mąż traktuje mnie jak ekskluzywną kochankę. Każe nosić fikuśną bieliznę i do ucha szepcze sprośne rzeczy”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA