Moje koleżanki pytają, jakim cudem się dowiedziałam.
– Był idealnym mężem – mówią. – Wszystkie ci zazdrościłyśmy, bo takich facetów jak twój Błażej po prostu nieczęsto się spotyka. Tyle lat razem, zawsze w zgodzie, tyle macie za sobą, dorobiliście się pięknego domu, dziecko samodzielne, to po prostu niemożliwe, żeby on sobie tak zwyczajnie odszedł do innej. Jesteś pewna? Może ktoś ci nagadał głupot, a ty uwierzyłaś. Skąd to wiesz?!
– Z najpewniejszego źródła – odpowiadam. – Od nowej kobiety mojego męża. Sama mi o wszystkim doniosła. Czy mogę mieć jakieś wątpliwości?
– To wy się znacie?!
Tłumaczę, że nie miałam pojęcia o jej istnieniu, ale sama mnie znalazła i patrząc prosto w oczy, bezczelnie oświadczyła, że muszę ustąpić, bo od teraz miejsce przy boku Błażeja należy do niej.
– Nabyłaś się żoną – powiedziała, zwracając się do mnie na „ty”, chociaż jestem od niej dużo starsza i widziałyśmy się po raz pierwszy w życiu. – Każdy ma swój czas, nic nie jest na zawsze, małżeństwo też nie, więc najmądrzej zrobisz, godząc się na rozwód za porozumieniem stron. Po co ci wojna, kiedy i tak jej nie wygrasz? O majątek też nie walcz, bo właściwie wszystko należy do Błażeja. Udowodni w sądzie, że znacznie więcej od ciebie zarabiał, a zresztą – przez lata korzystałaś z jego dochodów, mieszkałaś w domu, który wybudował, jeździłaś samochodami kupionymi za jego kasę. Wystarczy. Teraz ja!
Moje koleżanki, którym opowiedziałam o tym, co się wydarzyło, dziwiły się, że nie chwyciłam tej krowy za kudły i nie wyrzuciłam na zbity łeb. Nie mogłam tak postąpić z bardzo prostych powodów: po pierwsze, ona jest młoda, zdrowa i silna, wyższa ode mnie o głowę, a po drugie – po ostatniej chemii jeszcze nie doszłam do siebie na tyle, aby spróbować dać jej szkołę.
Nadal jestem słaba i byle co mnie ścina z nóg
W takim bezpośrednim starciu na pewno bym poległa. Dlatego pozwoliłam jej gadać, co tylko chciała, a ona z tego korzystała, uznając mnie pewnie za głupią, starą, przegraną… Jeśli tak, to miała dużo racji.
Błażejowi poświęciłam 30i lat swojego życia. Byliśmy razem od trzeciej klasy szkoły średniej, syn urodził się nam pół roku po naszej maturze. Błażej poszedł na studia, ja zostałam u rodziców i zajęłam się wychowaniem Jurka.
Ślub wzięliśmy dopiero po dyplomie Błażeja. Ja byłam wtedy w drugiej ciąży, niestety, nie udało mi się jej donosić. Potem zdarzyło mi się to jeszcze dwukrotnie… Nie udało mi się zostać mamą po raz kolejny. Bardzo tego żałuję.
Do głowy mi nie przyszło, że w naszym małżeństwie coś się psuje. Zawsze i we wszystkim byliśmy dopasowani, prawie nigdy się nie kłóciliśmy, no może dlatego, że ja ustępowałam, jednak przychodziło mi to z łatwością.
Potem Błażej kupował kwiaty, szliśmy na kolację i po burzy nie było śladu. Tak myślałam, bo teraz wydaje mi się, że każde złe słowo, każde spojrzenie, a nawet zła myśl zostają zapisane i wracają w najmniej sposobnej chwili.
Nawet w chorobie nie dostrzegłam u Błażeja zniecierpliwienia czy niechęci. Kiedy płakałam, że po operacji nie jestem już w pełni kobietą, on dodawał mi pewności siebie i siły. Był delikatny, czuły, a przede wszystkim stale obecny, nie pozwalał mi zwątpić w siebie i w naszą miłość.
Dzięki niemu się nie załamałam, nawet wówczas, kiedy przyszła wznowa i wydawało mi się, że wszystko skończone. Gdybym wtedy dowiedziała się, że jest jakaś inna w życiu Błażeja, już by mnie tu nie było!
Faktycznie to Błażej zarabiał i to dzięki jego pieniądzom zbudowaliśmy dom i rozkręciliśmy firmę. Ja byłam do pomocy we wszystkim: prowadziłam gospodarstwo, pomagałam księgowym, dostawcom, pilnowałam ekip budowlanych, użerałam się z robotnikami.
Głównie jednak dbałam o to, żeby mój mąż się zdrowo odżywiał, wypoczywał, miał spokój i żeby mu nikt nie zawracał głowy głupstwami.
Mówił, że to docenia i że jest wdzięczny
Wiedział, że może na mnie liczyć, że nie trwonię pieniędzy, że umiem załatwiać nawet trudne sprawy i że nie oczekuję na podziękowania. Dobrze się rozumieliśmy; tak mi się wydawało.
Zastanawiam się, od kiedy tamta jest w naszym życiu, i nie potrafię tego ustalić. Ona twierdzi, że od dwóch lat, ale to chyba niemożliwe. Coś bym przecież zauważyła, ktoś by powiedział, że kręci się przy nas jakaś pirania, ale głównie Błażej by się jakoś zdradził, że mnie zdradza.
Nie jest oszustem, nie umiałby aż tak dobrze kłamać. W końcu by się wydało, i to nie w taki sposób, że tamta przychodzi i wali prosto z mostu, tylko normalniej: znajduję jakieś zdjęcia albo SMS-y w jego telefonie, albo ktoś ich gdzieś widzi i mi o tym mówi…
Jaka to różnica? Dla mnie duża. Każda kobieta wie, że nie ma nic gorszego, niż dowiedzieć się prawdy od kochanki męża, bo jest to strasznie upokarzające. Ja w czasie tej „rozmowy” myślałam tylko o tym, żeby się nie rozpłakać i nie pokazać, jak mnie zabolało, kiedy oświadczyła, że Błażej jest ze mną z litości, i że gdybym była zdrowa, już dawno by mnie zostawił.
Ta zołza nie okazała ani cienia współczucia. Była pewna siebie, arogancka, zachowywała się tak, jakby to ona była u siebie, a ja przyszłam z wizytą. Na koniec jeszcze raz przypomniała mi, że co najlepsze w życiu, ja już dostałam, więc powinnam być zadowolona, bo – jak powiedziała: „inne i tego nie mają”.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, nie mogłam oddychać. Myślałam, że się uduszę…
Od razu wiedziałam, że na razie nie powiem Błażejowi o tym, co mnie spotkało. Zorientowałam się, że ona przyszła do naszego domu bez porozumienia z nim, na własną rękę decydując, że może w ten sposób zmusi go do szybszej decyzji o rozwodzie.
– Czy mój mąż się waha? – zapytałam. – Myślałam, że wszystko już ustaliliście. On ma jeszcze jakieś wątpliwości?
– Mówi, że nie chce cię dobijać własną ręką – odpowiedziała. – Ale nie ma co tego ciągnąć w nieskończoność. Ja też mam prawo wiedzieć, na czym stoję. Jestem młoda, chcę mieć rodzinę, może nawet urodzić dziecko, w ogóle jakoś się urządzić. Chcę być pewna, że Błażej mnie nie wystawi w jakimś momencie. Potrzebuję pewności. Należy mi się!
A teraz wszyscy winią tylko mnie
Więc postanowiłam, że trochę pokrzyżuję jej plany… Teraz wiem, że to, co wymyśliłam, było od początku głupie, ale wtedy nie myślałam racjonalnie. Zadzwoniłam do syna i kazałam mu natychmiast do mnie przyjechać.
Wiedziałam, że nie odmówi, bo po pierwsze, zrobiłam to po raz pierwszy, więc musiał wiedzieć, że sprawa jest ważna, a po drugie – zawsze byliśmy sobie bliscy. Błażej jest wprawdzie dobrym ojcem, ale to ja zajmowałam się wychowaniem Jurka, i ze mną jest on mocniej związany.
Opowiedziałam mu wszystko. Był wściekły i pełen żalu do Błażeja. Mówił, że stracił do niego serce i że postara się dać mu nauczkę. Nie protestowałam, byłam nawet zadowolona, a kiedy Jurek przedstawił mi swój plan, zamiast mu go wybić z głowy, uznałam, że jest dobry.
A powinnam była pomyśleć, że w nerwach nie podejmuje się żadnych decyzji. Co nagle, to po diable! Jurek zdecydował, że rozwali związek ojca; uwiedzie mu kochankę, a potem ją rzuci i będziemy mieli satysfakcję, patrząc, jak oboje się zaplątali i stracili grunt pod nogami.
– Twoja sprawa, mamo, czy go wtedy przyjmiesz – mówił Jurek. – Ja bym nie przyjął, ale się nie będę wtrącał. Zrobię swoje i wracam. I tak przez romanse ojca zawaliłem parę spraw. Pojęcia nie miałem, że to taki dureń!
Pozwoliłam mu tak mówić o Błażeju. Nawet byłam z tego zadowolona, bo uważałam, że zasługuje na wszystko, co go spotka. Cieszyłam się i już sobie wyobrażałam, jaki będzie pokorny i skruszony, kiedy odkryje, jaka puszczalska jest jego panna. Ależ będzie załamany, gdy starego ojca zamieni na jego młodego i bardzo przystojnego syna!
Jakże się pomyliłam w swoich planach!
Jurek faktycznie omotał tę dziewuchę, ale przy okazji sam wpadł jak śliwka w kanalizację, bo ona zaszła w ciążę i na razie nie wiadomo, czyje dziecko się urodzi. Powiedziała, że jej jest obojętne, kto będzie płacił alimenty, bo i tak wszystko zostaje w rodzinie.
Oświadczyła, że obaj mają się poczuwać do opieki nad nią i bulić, bo ich na to stać. Na badania genetyczne przyjdzie czas, ale tylko wtedy, kiedy ona się na to zgodzi, a jak dla niej dzieciak może mówić: dziadek albo tata, ona nie widzi różnicy!
Błażej się oczywiście dowiedział o naszym spisku i ma straszny żal. Nie widzi swojej winy, nas obarcza odpowiedzialnością za to, co się stało. Wyprowadził się, wynajął kawalerkę. Z Jurkiem i ze mną nie chce rozmawiać. Bardzo się postarzał, znajomi twierdzą, że stracił energię i jest jak nie ten, którego znali.
Jurek też ma pretensje, żeśmy go wciągnęli w swoje bagno (tak powiedział). Wiem, że głównie mnie oskarża. Za granicą miał dziewczynę, która dowiedziawszy się o wszystkim, odeszła i nie chce go znać. Podobno mu na niej zależało i ja wszystko zniszczyłam.
Biję się w piersi, bo oni mają rację
Tylko chciałabym, żeby ktoś zastanowił się, czy nie ma dla mnie wytłumaczenia? Przecież są jakieś okoliczności łagodzące nawet dla najgorszych przestępców, więc czemu na mnie wszyscy napadają bez cienia litości?
Tamtej nikt się nie czepia i nie mówi, że rozwaliła rodzinę… Ja się chciałam tylko bronić i ukarać winnych mojego cierpienia. Czasami myślę, że lepiej by było, gdybym się nie wygrzebała z tej choroby. Miałabym spokój.
Właściwie wciąż mogę uciec od tego całego szumu i oskarżeń. Na razie nie podejmuję żadnych kroków. Jeszcze trochę poczekam. Może mi wybaczą?
Czytaj także:
„Dzień przed Wigilią nakryłam męża z kochanką, moją przyjaciółką. Wygonili mnie z domu i mieszkają tam razem”
„Z mężem nie mogłam zajść w ciążę. Z kochankiem wystarczył jeden raz i było po krzyku. Teraz moja tajemnica może się wydać”
„Szef chronił Anetę przed zwolnieniem, bo miał z nią romans. Nie wiedział, że uwiodła go, żeby zniszczyć jego firmę”