Przyjaciółki siedziały w kawiarni nad szarlotką, budząc lekką sensację swymi nietypowymi nakryciami głowy: obie miały na sobie ogromne letnie kapelusze, dokładnie takie, jakie były modne ze 40 lat temu.
– Wiesiu, muszę ci coś powiedzieć…
– Co takiego, Danusiu?
– Mam już dosyć samotnego życia. Chciałabym się odrodzić, poznać kogoś, jeszcze raz oszaleć z miłości – jej policzki nabrały rumieńców.
– No przecież jest ten twój sąsiad, wdowiec…
– Oszalałaś, moja droga – twarz starszej pani przybrała pogardliwy wyraz. – Toż to stary dziad!
– No… – pani Wiesława popatrzyła na przyjaciółkę z powątpiewaniem. – Wydawało mi się, że jest mniej więcej w naszym wieku.
– No właśnie!
– Litości, Danusiu! A kogóż ty chcesz w sobie rozkochać? Mojego wnuka?
– Chciałabym mężczyzny, który jest jeszcze pełen wigoru, romantyzmu, który lubi tańczyć…
– Uważam, że starzeć trzeba się z godnością. Kobieta w naszym wieku nie może sobie pozwolić na szaleństwa, bo stanie się śmieszna!
„A właśnie, że może sobie pozwolić!” – pomyślała pani Danuta, wgryzając się w szarlotkę i rzucając przyjaciółce niechętne spojrzenie.
Prawie zapomniała o różnicy wieku
Plan był prosty. Pojedzie nad morze, wynajmie pokój, dwuosobowy, gdyby okazało się, że sprawy zajdą daleko (a, oczywiście, miała taką nadzieję). Weźmie ze sobą najpiękniejsze kreacje, kapelusze i – przede wszystkim – korygujący kostium kąpielowy w grochy, który podkreślał wciąż powabny biust. Nie zaszkodzi założyć pierścionka z brylantem – pamiątki po świętej pamięci Henryczku – aby przydać sobie aury zamożności.
Nie chodzi o to, by mężczyzna poleciał na kasę, ale przecież lepiej wyglądać na bogatą niż na biedną… I jeszcze ukochany psiuńcio, uroczy Dżerry. Bo kobieta z pieskiem w ramionach wygląda rozczulająco i daje sygnał, że drzemią w niej pokłady miłości…
Już w pociągu zagadnął ją pięknie barczysty czterdziestolatek. Od razu skojarzył się jej z tym aktorem, no… Zaśmiała się zalotnie, gdy powiedział:
– Jaki uroczy piesek i jaki piękny kapelusz! Pasują do właścicielki… Pani na wybrzeże? Sama?
– Tak, sama… Ulżyć nieco tej męczącej samotności, pospacerować wzdłuż brzegu morza, podziwiać zachody słońca – westchnęła znacząco.
– Pozwoli pani, że się przedstawię – mężczyzna błysnął zębami białymi jak śnieg – Mam na imię Andrzej. Byłbym zachwycony, mogąc towarzyszyć pani w tych przechadzkach.
Danuta spędziła dwa cudowne wieczory z przystojnym „młodzieńcem”, przy którym prawie zapomniała o dzielącym ich ćwierćwieczu. Pewnym zgrzytem był fakt, że gdy w restauracji doszło do płacenia rachunku na kwotę taką, że ho, ho! – jej kompan czarująco błysnął zębami i zniknął w toalecie. Potem jednak spacer po plaży wynagrodził Danucie ten wydatek. Tym bardziej że Andrzej w pewnej chwili wyszeptał:
– Marzyłem, by spotkać taką kobietę jak ty.
Była zachwycona, w przeciwieństwie do Dżerry'ego, który warczał, gdy mężczyzna tylko próbował go głaskać. Dlatego, kiedy Danuta zaprosiła Andrzeja do swojego pięknego apartamentu, zamknęła psa na balkonie. Ma jej zepsuć wieczór?
To po prostu przeznaczenie
Usadziła gościa w fotelu, nalała mu drinka, a sama udała się do łazienki, aby nieco się odświeżyć. Po całym dniu ręce spuchły jej niemożliwie, dlatego z trudem zdjęła pierścionek po świętej pamięci Henryczku i położyła na nocnym stoliku…
W łazience zerknęła w lustro. Odbicie odrobinę ją zaskoczyło. Jakie to dziwne, jednego dnia człowiek ma dwadzieścia lat, a zaraz, za momencik widzi w lustrze osobę… no, w pewnym wieku, ale na pewno nie bardzo młodą. Wyjęła z kosmetyczki perfumy „In love again” i obficie się nimi spryskała. „Kobieta spowita w mgiełkę cudownego zapachu”… – uśmiechnęła się rozmarzona. A wtedy Dżerry zaczął ujadać…
Andrzej siedział okrakiem na poręczy balkonu, a psiak zawzięcie szarpał go za nogawkę.
– Co ty robisz? Co tu się dzieje?
– Zabierz tego cholernego kundla! – ryknął amant, a potem szarpnął nogą i przeskoczył przez balkon. Po czym zniknął w ciemnościach, a wraz z nim pierścionek z brylantem.
Romansowe plany wywietrzały Danucie z głowy. Przez dwa dni wychodziła z pokoju tylko na spacer z Dżerrym. I leczyła złamane serce. „Jestem głupia – pochlipywała. – Zachciało mi się miłości. Wieśka miała rację: trzeba się starzeć z godnością”.
Cóż jednak było robić, pokój miała wykupiony, a słońce świeciło tak radośnie… Dlatego trzeciego dnia wyciągnęła wreszcie korygujący kostium w grochy, włożyła do kosza krem z filtrem, ulubioną gazetę i umościła się na plaży. „Ach, jak to morze szumi, jakie piękne błękitne niebo, aż się chce żyć” – myślała. – Gdyby mi jeszcze nie było tak okropnie ciasno”.
Niestety, snując plany miłosnych podbojów, wybrała kostium o rozmiar mniejszy, niż wskazywałyby jej naturalne gabaryty. Westchnęła więc i podniosła się z leżaka. A potem majestatycznie, niczym dojrzała Wenus, weszła w morskie fale. Danuta płynęła, czując się tak, jakby latała. Być może popłynęła odrobinę za daleko, przecież nie robiła tego od lat. A może ciasny kostium sprawił, że w pewnej chwili zrobiło jej się słabo. I przyszła fala, większa niż inne, i zalała jej twarz tak, że nie mogła oddychać. Co było potem, nie pamięta…
Wydawało jej się, że znów jest młodą dziewczyną, że ma 18 lat i biegnie po plaży ze swoim pierwszym chłopakiem, Adamem. Śmieją się i całują ukradkiem. Czuła wtedy, że przepełnia ją miłość, że świat rozpościera życzliwe ramiona. Niestety, tamto uczucie skończyło się, gdy Adam poszedł do wojska, a ona poznała Henryka, z którym spędziła 40 szczęśliwych lat… Adam też długo po niej nie płakał, ożenił się, zdaje się, że miał dzieci… I psa. Psa? Jakiego znów psa? Skąd wziął się tu pies??? – zza różowej mgły dobiegło ją ujadanie. I jeszcze ten głos, obcy, ale jednak znajomy, powtarzający uporczywie: Danusiu, moja Danusiu…
Otworzyła oczy. Pochylał się nad nią siwy, ale wysportowany i wciąż przystojny mężczyzna. Kto to mógł być? Boże, czy to możliwe?
– Danusiu, jak dobrze, że oprzytomniałaś!
– To ty, Adamie?
– Moja droga, napędziłaś nam strachu, a najbardziej temu dzielnemu psu, który zaalarmował całą plażę, że coś się stało jego pani. Rzuciłem się do wody i wyobrażasz sobie moje zdumienie, gdy zorientowałem się, kogo ratuję!
– Adamie, zupełnie cię nie poznałam…
– Za to ja ciebie od razu. Ta sama piękna dziewczyna, którą całowałem o zachodzie słońca!
Danusia szybko wróciła do formy. Okazało się, że Adam, który parę lat temu stracił żonę, przyjechał nad morze tropem dawnej, utraconej miłości.
– Taka podróż sentymentalna starszego pana. – opuścili właśnie restaurację, w której nie pozwolił jej nawet obejrzeć rachunku. – I wiesz co? Kiedyś nie wierzyłem, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Teraz jednak czuję, że po prostu byliśmy sobie pisani – i trzymając się za ręce, poszli na wieczorny spacer nadmorską promenadą.
Czytaj także:
„Podstępny hochsztapler wcisnął mi lokatę, przez którą straciłem pieniądze. Wkurzyłem się i poszedłem na wojnę z bankiem”
„Gotowałam wykwintne kolacje i wydawałam fortunę na kosmetyczkę i makijaż, a on i tak zostawił mnie dla innej. Co za drań!"
„Szefowa traktowała mnie jak podnóżek, więc zrobiłam jej na złość. Z satysfakcją patrzyłam jak czerwienieje z nerwów”