„Chciałam się pozbyć młodej sąsiadki, bo przeszkadzał mi hałas. Zmieniłam zdanie, gdy okazało się, że może mi się przydać"

sąsiadka pomaga sąsiadce fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Do pani Magdy zaczęli przychodzić znajomi. Co prawda imprez nie organizowali, ale i tak trudno było wytrzymać. Wbiegali po schodach jak stado dzikich koni, trzaskali drzwiami, głośno rozmawiali, tupali tymi swoimi buciorami po podłodze, aż w moim mieszkaniu żyrandol się trząsł”.
/ 15.07.2022 21:30
sąsiadka pomaga sąsiadce fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Absolutnie nie byłam zadowolona, gdy rok temu do mieszkania nade mną wprowadziła się pani Magda. Ta młoda dziewczyna zupełnie do nas nie pasowała. W naszej kamienicy mieszkali sami starsi ludzie. Znaliśmy się od lat, szanowaliśmy swoje zwyczaje. Było cicho i spokojnie. A teraz?

– Zobaczysz, Stefa, nasze życie zamieni się w piekło  – zagadnęłam gospodynię kamienicy, gdy nowa sąsiadka wnosiła swoje rzeczy. – Imprezy, muzyka na cały regulator, goście… Ona jest taka jak wszyscy młodzi. Nie obchodzi ich, że za ścianą ktoś mieszka.

– Eee, może nie… Rozmawiałam z nią, to studentka prawa. Z tego, co wiem, to oni muszą się bardzo dużo uczyć i nie mają czasu na balowanie – uspokoiła mnie.

Ale ja i tak wiedziałam swoje.

Twierdziła, że przesadzam

Kilka dni później moje obawy się potwierdziły. Do pani Magdy zaczęli przychodzić znajomi. Faktycznie, imprez nie organizowali, ale i tak trudno było wytrzymać. Wbiegali po schodach jak stado dzikich koni, trzaskali drzwiami, głośno rozmawiali, tupali tymi swoimi buciorami po podłodze, aż w moim mieszkaniu żyrandol się trząsł.

Przez pewien czas znosiłam to cierpliwie, jednak któregoś dnia nie wytrzymałam. Poszłam na górę i zadzwoniłam do drzwi.

Czy u pani naprawdę musi być aż tak głośno? To dla nas wszystkich bardzo uciążliwe – powiedziałam ze zbolałą miną.

– Głośno? To niemożliwe! Po prostu spotykamy się, razem uczymy, rozmawiamy – uśmiechnęła się do mnie pani Magda.

– Tak? To róbcie to ciszej! Nie pozwolę się terroryzować – odparłam urażona i poszłam do siebie.

Schodząc na dół, widziałam, że patrzyła za mną zaskoczona.

Przez kolejne dni nic się nie zmieniło. Popołudniami i wieczorami z mieszkania nade mną ciągle dochodziły hałasy. I to mimo że chodziłam tam prawie codziennie i zwracałam dziewczynie uwagę! Wyraźnie nic sobie z tego nie robiła. Za każdym razem odpowiadała, że chyba przesadzam, a w ogóle to tylko ja narzekam. Natomiast inni niczego nie słyszą. No tak, może inni byli głusi i dlatego się nie skarżyli. Tymczasem ja, mimo swoich 75 lat, ciągle słuch mam znakomity.

Po miesiącu takich przepychanek miałam dość. Zapukałam do Stefy. Chciałam, żeby pomogła mi namówić mieszkańców kamienicy do walki z nową lokatorką.

Złego słowa już na nią nie powiem

– O, Hanka, chyba myślami cię ściągnęłam – powiedziała na mój widok.

– A co, też masz już dość tej Magdy?! – ucieszyłam się.

– Nie o to chodzi… Zobacz, co mi administrator przyniósł. Podwyżki czynszów, prawie o sto procent! Dla wszystkich! – pomachała mi przed nosem jakimiś kartkami.

Nogi się pode mną ugięły. Podwyżka? Wzięłam pismo do ręki i zaczęłam czytać. Administrator powoływał się na jakieś paragrafy, ustawy. Nic z tego nie rozumiałam. Wiedziałam tylko jedno: że przy mojej emeryturze nie stać mnie będzie na płacenie aż tak wysokiego czynszu.

No i co my teraz zrobimy?! – jęknęłam.

– Nie wiem. Chyba na starość przyjdzie nam opuścić naszą kamienicę – odparła Stefa z rozpaczą w głosie.

Wyszłam od niej zdruzgotana. Idąc do siebie na górę, próbowałam zebrać myśli. „Gdzie ja teraz pójdę? Chyba tylko do przytułku” – kołatało mi się po głowie. Zrobiło mi się tak smutno, że aż się rozpłakałam.

– Proszę pani, czy coś się stało? – usłyszałam za plecami zaniepokojony głos.

Odwróciłam się. Przede mną stała pani Magda.

– A to – wykrztusiłam podając jej pismo.

Szybko je przeczytała.

– Jeszcze dobrze się na tym nie znam, ale moim zdaniem coś tu jest nie tak. Podpytam kolegów i dam pani znać. A na razie proszę się nie martwić. Jak jest wyjście z tej sytuacji, to je znajdziemy – uśmiechnęła się.

Przez cały wieczór siedziałam jak na szpilkach i czekałam na wiadomości od mojej sąsiadki z góry. Po raz pierwszy cieszyłam się, że słyszę tupanie na górze. Miałam nadzieję, że pani Magda wspólnie ze znajomymi rzeczywiście coś wymyśli. I tak się stało. Tuż po filmie wpadła do mnie rozpromieniona.

Te podwyżki są bezprawne. Napiszemy odwołania. W imieniu każdego lokatora. A jak to nie pomoże, pójdziemy do sądu – oświadczyła mi.

Sąd na szczęście nie był potrzebny. Pisma Magdy zdziałały cuda. Administrator wycofał się z podwyżek. Gdy otrzymałam oficjalną informację, kamień spadł mi z serca. Nie tylko mnie. Cała kamienica świętowała. Od tamtej pory żyję z moją sąsiadką z góry w wielkiej przyjaźni. Nie przeszkadzają mi już wizyty jej znajomych. Zrobiłam rachunek sumienia i uznałam, że rzeczywiście przesadzałam z tymi wiecznymi pretensjami. A ona, mimo to, nam pomogła.

Teraz więc, gdy słyszę tupanie na schodach – owszem, nadal pukam do drzwi pani Magdy. Ale nie po to, by zrobić awanturę, ale by poczęstować zebranych ciastem. Bo wiadomo, jacy są ci młodzi. Odżywiają się byle jak… To niech chociaż porządną szarlotkę zjedzą.

Czytaj także:
„Mój facet ma w sobie tyle romantyzmu, co kawałek cegły. Na urodziny zamiast wyznań i kwiatów, dostałam sokowirówkę”
„Miałam wakacyjny romans pod nosem męża. Kochanek mnie oszukał, ale dzięki temu zdecydowałam się na dziecko”
„Chciałem zostać kucharzem, lecz ojciec ciągnął mnie do warsztatu. Kpił, że do garów nadają się baby, a nie rasowi faceci”

Redakcja poleca

REKLAMA