„Chciałam oddać dziecko do adopcji, ale miałam wyrzuty sumienia. No bo, która matka myśli o takim kroku? Tylko ta bez serca"

Nie poradzę sobie jako samotna matka fot. Adobe Stock, sosiukin
„Przecież obiecałam swojemu dziecku szczęśliwy dom, a nie piekło. Ta cała sytuacja tak mnie przerażała i męczyła, że aż się w pracy opuściłam. Zrobiłam się opryskliwa dla klientów, myliłam się przy wydawaniu pieniędzy. Szefowa szybko to zauważyła. Któregoś dnia, gdy po raz kolejny nawaliłam, zaciągnęła mnie na zaplecze".
/ 02.12.2022 05:17
Nie poradzę sobie jako samotna matka fot. Adobe Stock, sosiukin

Z jednej strony wiem, że to, co robię, jest odpowiedzialne i rozsądne. Ale z drugiej – boję się, że do końca życia będę tego żałowała. Bo czy matka może nie tęsknić za własnym dzieckiem? Czy to jest w ogóle możliwe?

Nie miałam szczęśliwego dzieciństwa

W domu zawsze rządziły alkohol i przemoc. Matka i ojciec dużo pili, kłócili się i całą złość wyładowywali na mnie. Nieraz chowałam się w stodole, by uniknąć kolejnego lania. Kryjąc się wśród beli siana, obiecywałam sobie, że moja rodzina będzie inna, że zapewnię swojemu dziecku dom pełen miłości i ciepła.

To było moje największe marzenie. Gdy skończyłam zawodówkę, uciekłam do Wrocławia. Musiałam, bo rodzice nie pozwoliliby mi na wyjazd. Wymyślili sobie, że wydadzą mnie za syna bogatego gospodarza z naszej wsi. Nie obchodziło ich, że go nie kocham, że on często zagląda do kieliszka, jest agresywny.

Czułam, że siłą zaprowadzą mnie do ołtarza

Spakowałam więc swoje rzeczy do wysłużonej walizki i wymknęłam się cichutko z domu. Na stole w kuchni zostawiłam list, żeby mnie nie szukali, że jak już sobie ułożę życie, to się odezwę. Na szczęście nie uciekałam w ciemno. Koleżanka z sąsiedniej wsi, która wcześniej wyjechała za chlebem, załatwiła mi pracę w sklepie spożywczym.

Nie zarabiałam wiele, ale szefowa była miła i, co najważniejsze, płaciła uczciwie i na czas. Wystarczało na skromne utrzymanie i wynajęcie sublokatorskiego mieszkania. Adam był kierowcą dostawczego busa.

Przywoził do naszego sklepu napoje. Nieziemsko przystojny, wesoły, wygadany. A do tego samotny. Wszystkie dziewczyny patrzyły na niego łakomym wzrokiem, ale on wybrał mnie. Któregoś dnia zaprosił mnie na randkę. Potem na kolejną.

– Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Z taką jak ty mógłbym spędzić resztę życia – szeptał mi czule do ucha.

No i uległam jego czarowi

Raz, drugi, trzeci. Było nam razem naprawdę cudownie. nie od razu zorientowałam się, że jestem w ciąży. Dopiero jak przez dwa miesiące nie dostałam okresu, zrobiłam test. Gdy zobaczyłam dwie kreski, aż podskoczyłam z radości. Zadzwoniłam do Adama. Oczami wyobraźni już widziałam, jak prosi mnie o rękę i żyjemy z naszym dzieckiem długo i szczęśliwie. Jak to sobie wymarzyłam. Niestety mój ukochany szybko sprowadził mnie na ziemię.

Małżeństwo? Bachor? To nie dla mnie. Jestem na to zdecydowanie za młody i za mądry – stwierdził.

– To co ja mam teraz zrobić? – wykrztusiłam.

– Nie wiem. Pozbądź się tego kłopotu! Znajdź lekarza w Polsce albo wyjedź za granicę. Zresztą to nie moja sprawa. Mogłaś uważać! – prychnął i się rozłączył.

Więcej już z nim nie rozmawiałam ani go nie widziałam. Zmienił numer telefonu, wyprowadził się z wynajmowanego mieszkania, a napoje do naszego sklepu zaczął przywozić inny dostawca. Byłam rozżalona i załamana.

Nie mogłam uwierzyć, że mnie zostawił

Zastanawiałam się, co mnie teraz czeka, jak sama utrzymam siebie i maleństwo, kto się nim zajmie, gdy ja będę w pracy, gdzie będziemy mieszkać. Współlokatorki, co prawda, bardzo mi współczuły, jednak od razu zapowiedziały, że po porodzie będę musiała się wyprowadzić. Nadzieją był hostel dla samotnych matek, ale szybko okazało się, że mogłabym tam przebywać najwyżej pół roku. A co potem? Wracać na wieś? Nigdy!

Przecież obiecałam swojemu dziecku szczęśliwy dom, a nie piekło. Ta cała sytuacja tak mnie przerażała i męczyła, że aż się w pracy opuściłam. Zrobiłam się opryskliwa dla klientów, myliłam się przy wydawaniu pieniędzy. Szefowa szybko to zauważyła. Któregoś dnia, gdy po raz kolejny nawaliłam, zaciągnęła mnie na zaplecze.

– Co się z tobą dzieje, dziewczyno? – zapytała zdenerwowana. – Zawsze byłaś taka dokładna przy kasie i miła dla ludzi. A teraz? Sam jad i błędy. Jak tak dalej pójdzie, to mnie z torbami puścisz!

Jak się pani nie podoba, to mogę odejść. Nawet zaraz. Mam już tego wszystkiego dosyć! – wrzasnęłam.

Myślałam, że po tym wybuchu pokaże mi drzwi. Ale nie.

– To zawsze zdążysz zrobić. A na razie powiedz, co cię gryzie. Może będę mogła pomóc – powiedziała ciepło.

– Chce pani wiedzieć? Naprawdę? Proszę bardzo. Jestem w ciąży! – krzyknęłam i się rozpłakałam.

Szefowa spojrzała na mnie zaskoczona, ale po chwili podeszła i mocno mnie przytuliła.

– To wspaniała wiadomość! Tylko nie rozumiem, dlaczego płaczesz. Przecież to powód do radości!

– Akurat! Nie mam pieniędzy, mieszkania, rodziny, a ojciec dziecka wystawił mnie do wiatru! Rzeczywiście, jest się z czego cieszyć!

– Poradzisz sobie – starała się mnie uspokoić, ale natychmiast jej przerwałam.

– Wcale nie! Cuda zdarzają się tylko w bajkach. Dlatego lepiej by było, żeby to dziecko w ogóle się nie urodziło!

– Chyba nie chcesz zrobić aborcji?

– A właśnie, że chcę. Tyle tylko, że mnie na nią nie stać! To, co zakazane, bardzo drogo kosztuje!

– Przestań! Nigdy byś sobie tego nie darowała!

– A skąd pani wie? Z własnego doświadczenia? – zaśmiałam się gorzko.

– A żebyś wiedziała! Kiedyś usunęłam ciążę. I choć od tamtego czasu minęło ponad 20 lat, wyszłam szczęśliwie za mąż, urodziłam dwójkę dzieci, ciągle nie potrafię zapomnieć o tym, któremu nie dałam szans na życie. Jesteś miłą, dobrą dziewczyną. Nie chcę, żebyś przeżywała to samo – odpowiedziała cicho.

Nagle zrobiło mi się bardzo smutno

– No to co mam zrobić? Kiedyś obiecałam sobie, że moje dziecko będzie miało szczęśliwy dom. A co ja mu mogę dać? Nic! Samą miłością go przecież nie wyżywię.

– A myślałaś o tym, by urodzić i oddać je do adopcji? Na świecie jest wiele bogatych małżeństw, które nie mogą mieć dzieci – przekonywała.

– A zna pani takie małżeństwo? – wpadłam jej w słowo.

Zastanawiała się przez chwilę.

– Chyba znam.

– A kto to taki?

– To moi przyjaciele. Mieszkają w Niemczech. Pokochają twoje maleństwo jak własne, zapewnią mu dobre, dostatnie życie. I do końca swoich dni będą ci wdzięczni za to, że spełniłaś ich marzenie o rodzicielstwie.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Pomyśl nad tym. Jak się zdecydujesz, daj znać. Zadzwonię do nich, przyjadą na pewno.

Przez kilka kolejnych nocy prawie nie spałam

Nie mogłam. Cały czas biłam się z myślami. Z jednej strony chciałam, żeby moje dziecko miało szczęśliwe życie, ale z drugiej – miałam wyrzuty sumienia. No bo, która matka myśli o oddaniu własnego dziecka? Tylko wredna, bez serca i sumienia. W końcu jednak podjęłam decyzję.

– Niech pani zadzwoni do tych swoich przyjaciół. Chcę ich poznać – powiedziałam do szefowej.

– Jesteś naprawdę bardzo dzielna. I nie obwiniaj się. Taki krok to dowód odpowiedzialności za dziecko – przytuliła mnie.

Angela i Martin przyjechali już po trzech dniach. Okazali się bardzo miłymi ludźmi. Wszystko mi o sobie opowiedzieli. Uczyłam się w szkole niemieckiego, więc dość dobrze się z nimi dogadywałam. A jak czegoś nie rozumiałam, to szefowa pomagała.

Spędziliśmy na rozmowach kilka wieczorów. Gdy zwierzyli mi się, ile czasu starali się o potomka, jak się cieszyli, gdy pojawiała się nadzieja i przeżywali kolejne rozczarowania, to aż mi się łzy w oczach zakręciły. Czułam, że naprawdę będą wspaniałymi rodzicami, że jeśli mam oddać maluszka, to właśnie im.

– Wasze marzenie wreszcie się spełniło. Będziecie mieli dziecko. Najpiękniejsze na świecie – powiedziałam.

Ze szczęścia aż się rozpłakali

Od kilku tygodni jestem w Niemczech. Mieszkam z Angelą i Martinem w wynajętym domu za miastem. Oboje skaczą koło mnie jak koło księżniczki. Podsuwają mi pod nos zdrowe jedzenie, witaminy, soczki, pilnują, żebym się dobrze wysypiała, odpoczywała. I wożą na badania do prywatnej kliniki, w której będę rodzić.

Lekarze są tam podobno świetni i bardzo dyskretni. Nie zadają pytań, gdy na porodówkę trafia jedna kobieta, a z dzieckiem wychodzi inna. Wystawiają odpowiednie dokumenty i po wszystkim. Teoretycznie wszystko jest w porządku, ale… Im bliżej rozwiązania, tym ogarnia mnie coraz większy niepokój.

Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, godząc się na to wszystko, czy nie będę żałować, tęsknić. Angela i Martin chyba to zauważyli. Błagają, żebym się nie rozmyśliła, że nie przeżyją kolejnego rozczarowania. I po raz kolejny obiecują, że zrobią wszystko, by moje maleństwo miało dom pełen miłości i ciepła. Tak, jak chciałam. Wierzę im, nie chcę ich zawieść…

Ale co poradzę na to, że mam wątpliwości? Przecież to będzie moje dziecko, noszę je pod sercem…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA