Marzyłam o tym, aby mieć rodzeństwo. Informację o jego istnieniu otrzymałam późno i oszalałam z radości. Jednak pojawił się drobny kłopot. Mój brat przyrodni nie wykazywał zainteresowania zapoznaniem się. Postanowiłam użyć podstępu, aby się do niego zbliżyć.
Nie wiedziałam o jego istnieniu
Mój przyrodni brat nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Dla niego po prostu nie istniałam. Nasz ojciec zostawił go, kiedy Miłosz był jeszcze małym chłopcem, miał zaledwie pięć lat. Pięć lat to zdecydowanie zbyt krótki czas, aby stworzyć mocną relację z synem. Porzucona pierwsza żona mojego ojca zabrała chłopca i przeniosła się do Niemiec. O fakcie, że mam przyrodniego brata dowiedziałam się dopiero kiedy skończyłam szesnaście lat.
Kiedy byłam mała, często zastanawiałam się, czemu mój ojciec jest siwy i wydaje się starszy, niż rodzice moich przyjaciółek z podwórka. Mama ciągle mi tłumaczyła, że siwe włosy i zmarszczki to znaki mądrości i dojrzałości, po których rozpoznaje się osoby, którym warto ufać.
Pierwsza poważna rozmowa z rodzicami na temat naszej rodziny miała miejsce, kiedy byłam nastolatką. Zastanawiałam się, skąd taka duża różnica wieku pomiędzy moją mamą a tatą. Dowiedziałam się wtedy, że mama jest drugą żoną mojego ojca. Nieco później odkryłam, że mam przyrodniego brata, który jest już dorosły. Ta wiadomość była dla mnie prawdziwym szokiem.
Dorastałam jako jedynaczka, marzyłam o rodzeństwie, a poczucie samotności było dla mnie okropne. Miałam trudności w nawiązaniu dobrego kontaktu ze starszym ojcem, a moja matka ciągle narzekała, że zmarnowała swoje życie, będąc żoną o dwadzieścia lat starszego od niej lekarza.
Bardzo chciałam poznać brata
Zaczęłam niemal obsesyjnie myśleć o swoim przyrodnim bracie. Wiedziałam, że gdzieś na świecie jest osoba, której nie znam, ale która jest częścią mnie, z moją krwią płynącą w jej żyłach. Mógłby się stać moim przyjacielem, kimś bliskim, z kim mogę rozmawiać na dowolny temat. Nade wszystko pragnęłam nawiązać z nim jakiś kontakt.
– Gosiu, odpuść – powiedział do mnie ojciec z wyraźnym zniechęceniem. – Nie utrzymuję kontaktu z Miłoszem od ponad dwudziestu lat. Jego matka na pewno zrobiła wszystko, żeby nas od siebie oddzielić. On prawdopodobnie nawet nie wie, kim jest jego ojciec. A już na pewno nie ma pojęcia o twoim istnieniu. Nie komplikuj mu życia – odparł. – Poza tym, nie mam pojęcia gdzie teraz mieszka. Prawdopodobnie od dawna ma już swoją własną rodzinę.
Nie miałam nawet żadnego punktu odniesienia. Moi rodzice nie chcieli mi przekazać adresu byłej małżonki mojego taty. Chcieli zakończyć tę sprawę raz na zawsze, mając nadzieję, że zapomnę o tych mrocznych wydarzeniach z przeszłości. Ale nie mogłam. Prawdopodobnie ta sytuacja dręczyłaby mnie do końca moich dni, gdyby nie nieszczęśliwe zdarzenie, które dało mi nową szansę w życiu.
Dwa lata później, leżałam w domu chora, przygotowywałam się do egzaminu maturalnego. Tata przyjmował pacjentki w swoim gabinecie na parterze, a mama była na zakupach. Zadzwonił telefon. To był Miłosz. Jego głos był niski, ale wciąż młodzieńczy, z wyraźnym niemieckim akcentem. Pytał o mojego ojca. Kiedy powiedziałam, że jest w pracy i zapytałam, czy ma do niego oddzwonić, odpowiedział, że nie. Chciał tylko przekazać wiadomość, że jego matka, Helena, nie żyje. Pogrzeb miał odbyć się w Monachium.
– Wątpię, żeby chciał przyjechać – usłyszałam na końcu. – Szczerze mówiąc, też wolałbym go nie widzieć, ale czułem, że mam moralny obowiązek poinformować go o śmierci jego byłej żony. Wiem, że ona by tego oczekiwała.
Nie udało mi się nawet zacząć rozmowy, wyjaśnić mu, kim jestem, mimo iż bardzo pragnęłam go lepiej poznać. Wszystko to zdarzyło się zbyt nagle. Odłożyłam słuchawkę i przez dobry kwadrans stałam w osłupieniu, dopóki nie zeszłam na parter do gabinetu mojego ojca.
Nie chciał ze mną nawet gadać
Ojciec nie pojechał na pogrzeb, mimo iż na wieść o śmierci Heleny zastygł, a w jego oczach pojawiły się łzy. Po raz pierwszy widziałam ojca w takim stanie. Zawsze był niewzruszony jak skała. Nigdy nie okazywał emocji, nawet nie śmiał się zbyt często. Raczej ukrywał swoje uczucia. Ta wiadomość na pewno przywróciła mu wspomnienia dawnych czasów i przypomniała o synu, którego dobrowolnie stracił.
Podczas obecności rodziców, unikałam wykazywania zaciekawienia tą sprawą. Obawiałam się, że ponownie będą przeciwni mojemu kontaktowi z Miłoszem. Odnalazłam numer w rejestrze ostatnich rozmów. Skontaktowałam się z nim parę dni po ceremonii pogrzebowej. Wyjaśniłam mu, kim jestem i jakie są moje zamiary. Nie chciał ze mną gadać.
– Skontaktowałem się z wami, ponieważ twoja matka o to prosiła, kiedy umierała w hospicjum – stwierdził z oziębłością. – To było jej ostatnie pragnienie, choć kompletnie tego nie pojmuję. Ojciec porzucił ją bez żadnych skrupułów, a co gorsza, z dzieckiem. Miał dwadzieścia pięć lat, aby naprawić naszą relację. Nie podjął żadnej próby. Ani razu do mnie nie zadzwonił, nie wysłał nawet durnej kartki na urodziny. Dla mnie on nie istnieje. Podobnie jak jego nowa rodzina. Nie uważam cię za siostrę, nie chcę mieć żadnych powiązań z waszym domem.
I się rozłączył. Dzwoniłam jeszcze kilka razy. Bez rezultatu. Na początku był chłodny, potem nieuprzejmy, aż wreszcie zaczął ignorować telefony. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Im bardziej mnie odpychał, tym bardziej pragnęłam go do siebie przekonać. Postępowałam tak, jakbym starała się odpokutować winy naszego ojca... Ale najbardziej zależało mi na tym, żeby mieć brata.
Udało mi się zdobyć adres Miłosza i napisałam do niego list. Wyraziłam swoje zrozumienie dla jego oziębłości, jednak zaznaczyłam, że decyzja ojca nie była moją decyzją i w jego sytuacji postąpiłabym inaczej. Nie powinien obarczać mnie winą za coś, czego nie zrobiłam. Przecież rodzina to rzecz święta. Nie może udawać, że nie istnieję, skoro już o mnie wie.
Nie otrzymałam odpowiedzi. W międzyczasie zdałam maturę i dostałam się na uczelnię. Przed sobą miałam trzy miesiące wakacji. Byłam tak zrozpaczona, że pomysł, który pojawił się w mojej głowie, nie wydawał mi się tak szokujący, jak go obecnie oceniam.
Ten pomysł był szaleństwem
W czerwcu dotarłam do Monachium. Bez specjalnego powodu. Wcześniej zapisałam się do agencji, która oferuje prace związane ze sprzątaniem mieszkań, dbaniem o ogrody, opieką nad dziećmi oraz seniorami. Skupiłam się tylko na jednej dzielnicy... Kilka dni później udało mi się znaleźć zatrudnienie. Zajmowałam się sprzątaniem w trzech różnych domach, w pobliżu Miłosza.
Kiedy go pierwszy raz ujrzałam, oczy zalały mi się łzami. Nie znalazłam jednak w sobie odwagi, żeby do niego podejść. Obserwowałam, jak wsiada do samochodu ze swoim synkiem. Byłam pewna, że to on. Wyglądał bardzo podobnie do naszego ojca. Moim marzeniem było znaleźć pracę w jego domu, mieć możliwość odwiedzania go, poznania jego rodziny, nawet jeśli miałabym być służącą. Niestety, nie było ich na liście osób poszukujących takich usług.
Nie byłam w stanie wytrzymać dłużej niż miesiąc. Poszłam do nich sama. Drzwi otworzyła mi żona Miłosza. Powiedziałam, że sprzątam u ich sąsiadów, którzy są ze mnie zadowoleni. Zapytałam, czy nie potrzebują pomocy w czyszczeniu okien, robieniu zakupów czy wyprowadzaniu psa.
– Jestem studentką z Polski – wydusiłam z siebie po niemiecku. – Przyjechałam tutaj, aby dorobić na studia podczas wakacji.
Możliwe, że przekonał ją fakt, że jestem Polką. Tak jak ona. W sobotę zaprosiła mnie na próbę. Mieszkali w dużym, piętrowym bliźniaku. Do umycia było dwanaście dużych okien. Nie czułam rąk. Miłosza nie było w domu. Wyjechał w sprawach służbowych. Anna, jego małżonka, była zadowolona z mojej pracy.
– Proszę przyjść za tydzień – powiedziała. – Trzeba będzie ogarnąć ogród i uprać dywany. Pomoże mi pani, dobrze zapłacę – uśmiechnęła się z zachętą.
Podczas gdy Miłosz bawił się z synem, ja i Anna zajmowałyśmy się koszeniem trawy, zbieraniem warzyw i owoców z ich ogrodu, podlewaniem oraz przesadzaniem roślin. Pewnego razu nawet coś tam do mnie zagadał. Zainteresował się, jaki kierunek studiów wybrałam w Polsce i czy jestem z biednej rodziny, skoro muszę tutaj dorabiać jako sprzątaczka.
On jest jak skała
Po tygodniu traktowano mnie już niemal jak osobistą gosposię. Przekazali mi klucze, wyjechali na cały dzień, a ja miałam za zadanie przygotować dla nich kolację, jeżeli tylko potrafię. Zdecydowałam się więc zrobić swoje popisowe danie. Kurczaka w ziołach z sosem czosnkowym i pieczonymi ziemniakami. A na słodko tartę malinową.
Kiedy Anna poczuła zapachy z kuchni i ujrzała efekt mojej pracy, niemal rzuciła mi się na szyję. Poprosili, żebym z nimi zjadła. Nie mogliśmy się nagadać do drugiej w nocy. Wypiliśmy razem trzy butelki wina, atmosfera była naprawdę super. Odwiedziłam ich jeszcze cztery razy. Potem musiałam wrócić do Polski. Niezliczoną ilość razy próbowałam zebrać się na odwagę, aby wyznać Miłoszowi prawdę o sobie. Lecz za każdym razem, paraliżował mnie strach. Bałam się, że mnie odepchnie, uzna za dzikuskę, która przychodzi do jego domu.
Wróciłam do Poznania. Rozpoczęłam studia, ale nie potrafiłam odnaleźć swojego miejsca. Tęskniłam za Miłoszem i jego bliskimi. Poczułam się wśród nich naprawdę komfortowo! Obwiniałam siebie, że zmarnowałam daną mi możliwość. Byłam tam przez trzy miesiące, pracując niezwykle ciężko, i nie załatwiłam najistotniejszej kwestii.
Dokładnie dwudziestego października, w dzień moich urodzin, zadzwonił.
– Poznałem, że to ty – oznajmił. – Zorientowałem się od razu, kiedy razem z Anną sprzątałyście ogród. Przepraszam, że ci tego nie powiedziałem. Jestem pełen podziwu, że tak o mnie walczyłaś. Ja bym nie dał rady. Czasami mam wrażenie, że jestem jak kamień, na wszystko potrzebuję czasu – wyznał.
– Masz to po ojcu – rzuciłam żartobliwie, choć łzy napierały mi do oczu.
– Mam nadzieję, że odziedziczyłem po nim także coś pozytywnego – odpowiedział, po czym dodał: – Przyjedź na święta. I przygotuj coś równie smacznego jak ostatnim razem.
Czytaj także:
„Ukrywałam przed rodziną, czym zajmuję się w pracy. Bałam się, że mnie przeklną i przepędzą na cztery wiatry”
„Znowu w Wielkanoc urobię się po łokcie. Nikt mi nie pomaga, a ja muszę zastawić suto stół, bo co ludzie powiedzą”
„Mój mąż kleił się do każdej panny i z radością poznawał ją od podszewki. O wszystkim wiedział mój brat i go krył”