„Charakterek mojej przyszłej teściowej wróżył kłopoty. Szybko przekonałam się, do czego jest zdolna”

synowa z teściową fot. Charakterek mojej przyszłej teściowej wróżył kłopoty /Adobe Stock, deagreez
„To ona niepodzielnie rządziła w domu, a syn i mąż we wszystkim jej przytakiwali. Zdaje się, że pan doktor nie miał czasu ani ochoty na niepotrzebne utarczki z żoną. Nad synem Barbara miała zaś całkowitą kontrolę”.
/ 19.03.2025 19:15
synowa z teściową fot. Charakterek mojej przyszłej teściowej wróżył kłopoty /Adobe Stock, deagreez

Już podczas pierwszego spotkania nie zapałałam sympatią do swojej przyszłej teściowej. Uczucie to było wzajemne. Barbara, bo tak kazała się nazywać, wyraźnie nie była zadowolona z tego, jaką dziewczynę przyprowadził do domu jej wychuchany synek.

Żyjemy skromnie

Pochodzę ze skromnej rodziny, ale wszyscy bardzo się wspieramy
Adrian jest jedynakiem i prawdziwym ulubieńcem mamusi. Do tego jego rodzina pochodzi z zupełnie innego świata niż moja. Ja mam trójkę rodzeństwa i żyjemy dość skromnie. Mama jest sprzedawczynią w wiejskim sklepiku, a tata dojeżdża do pobliskiego miasteczka do pracy na magazynie.

Wbrew temu, co twierdzi ta kobieta, nie jesteśmy jednak żadną patologią. Naprawdę wszyscy wspieramy się wzajemnie i kochamy. Mamy swoje rodzinne rytuały, których nie sposób znaleźć w rodzinach moich koleżanek. Ich rodzice często gonią za karierą, więc siłą rzeczy dla dzieci pozostaje im niewiele czasu.

Już w podstawówce moja przyjaciółka Wiktoria zazdrościła mi domu. Mimo tego, że to ona, a nie ja, miała droższe zabawki, przybory szkolne i ubrania. Wiki jednak chętnie spędzała czas w naszej kuchni, zajadając się pysznymi racuchami z jabłkami smażonymi przez moją kochaną babcię i przekomarzała się z młodszymi siostrami. Bo jest nas cztery: ja, rok młodsza Agata i trzy lata młodsze bliźniaczki Ania i Kasia. Od zawsze stanowimy z dziewczynami drużynę grającą do jednej bramki.

– Ale bym chciała mieć siostrę w zbliżonym wieku. Sama wiesz, że z moim bratem to nie ma ani gadania, ani zabawy. Od zawsze uważa mnie za gówniarę, z którą wstyd się pokazywać na placu zabaw czy boisku – żaliła się przed laty Wiki. – Ty to masz fajnie. Nigdy nie jesteś sama, bo u was zawsze dzieje się coś fajnego.

Wiktoria miała rację, bo nawet po latach świetnie dogadujemy się z siostrami. Na dziewczyny naprawdę zawsze mogę liczyć i wiem, że nigdy nie zostawią mnie samej ze swoimi kłopotami.

Poznaliśmy się na obozie studenckim

Ja kończyłam pedagogikę, on studiował medycynę. Podobnie jak jego ojciec i dziadek, którzy również pracowali w lokalnym szpitalu na wysokich stanowiskach. Ojciec nawet przez jakiś czas był ordynatorem, ale później zrezygnował na rzecz prywatnej praktyki. Zdaje się, że z powodów zarobkowych, bo na takich wizytach można o wiele więcej wyciągnąć niż na szpitalnych dyżurach.

W każdym bądź razie, mój chłopak pochodził z rodziny z tradycjami. Do tego był jedynakiem, dlatego rodzice całe nadzieje pokładali właśnie w nim. Na co dzień był jednak naprawdę świetnym chłopakiem i doskonale się dogadywaliśmy. Nie przeszkadzało nam nawet to, że Adrian miał o wiele więcej zajęć na uczelni niż ja i często brakowało mu czasu na regularne randki.

Byliśmy dobrą parą

Mimo tego staraliśmy się spędzać ze sobą każdą możliwą wolną chwilę. Mieliśmy podobne poczucie humoru, oboje kochaliśmy kino i pływanie. Nasza znajomość rozwijała się bardzo dobrze. Dopóki byliśmy typowo studencką parą, wszystko było w porządku. Ja dorabiałam sobie do stypendium jako opiekunka w prywatnym żłobku, Adrian kuł do kolejnych kolokwiów, zaliczał praktyki w klinice i nieśmiało myślał o specjalizacji.

– Ja chyba chciałbym wybrać pediatrię, ale ojciec i dziadek byli chirurgami i zdaje się, że rodzina liczy, że ja też pójdę podobną drogą – powiedział, gdy pewnego razu oglądaliśmy wspólnie jakąś zabawną komedię na kanapie i bezkarnie objadaliśmy się popcornem, który chwilę wcześniej wyjęłam z mikrofalówki.

Zwierzył mi się

Byłam bardzo zdziwiona jego słowami. U mnie w rodzinie nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Rodzice starali się nas wspierać w marzeniach, ale nikt nie planował nam przyszłości i nie wymagał konkretnych deklaracji. Zdaje się, że u niego było całkiem inaczej, bo kontynuował:

– Tak naprawdę to ja nie do końca miałem ochotę iść na tę medycynę. Wiesz, że kocham komputer. Myślałem nad informatyką i projektowaniem w przyszłości gier. Ale matka stwierdziła, że to śmieszne, żeby jedyny syn nie kontynuował rodzinnej tradycji – słysząc smutek w jego głosie, zrobiłam wielkie oczy, zastanawiając się, dlaczego tym ludziom nie zależy, żeby ich syn po prostu był szczęśliwy.

Nie miałam jednak pojęcia, co mu powiedzieć, dlatego przytuliłam się mocno i zmieniłam temat. Teraz tego żałuję, bo to była jedna z niewielu okazji, gdy Adrian naprawdę się przede mną otworzył.

Nasze rodziny się różniły

Dopiero, gdy poznałam jego matkę i atmosferę panującą w ich domu, zrozumiałam, dlaczego Adek jest taki zamknięty w sobie. Szybko zauważyłam, że u nich nie ma miejsca na uczucia. Wszystko musi być do bólu poprawne i nikt nie ma prawa wyłamywać się z przyjętych zasad.

Pierwszą wizytę u jego rodziców naprawdę długo odwlekałam. Mieszkaliśmy wiele kilometrów od naszych rodzinnych domów, dlatego nie było to takie trudne. Jednak Arek już kilkakrotnie pojechał ze mną do moich rodziców i był zachwycony.

– Twój tata jest naprawdę świetny. Z moim chyba nigdy tak szczerze nie gadałem. A twoja mama gotuje po prostu obłędnie – wychwalał. – Wiesz, u nas kuchnią zajmuje się pani Helena, bo mama nie ma czasu stać przy garach.

No cóż, widocznie u państwa doktorostwa panowały zupełnie inne zasady niż w przeciętnej polskiej rodzinie. Nie mnie to jednak oceniać. 

Matka Adriana była niemiła

Gdy jednak wręczył mi pierścionek zaręczynowy, a ja się zgodziłam zostać jego żoną, nie mogłam dłużej odwlekać wizyty zapoznawczej ze swoimi przyszłymi teściami. Przeżywałam ją przez cały tydzień. Nie wiedziałam, jak się ubrać, uczesać, co zabrać ze sobą. Aż mój świeżo upieczony narzeczony zaczął się ze mnie podśmiewać.

– Moja matka jest zasadnicza, a ojciec nieco sztywny. Ale na litość boską, to tylko rodzinny obiad, a nie wizyta na angielskim dworze, gdzie za brak znajomości etykiety możesz zostać wtrącona do lochu – śmiał się, twierdząc, że moje obawy naprawdę są przesadzone.

Na miejscu okazało się jednak, że wcale nie były. Pan Grzegorz okazał się poważnym panem doktorem w średnim wieku. Dokładnie tak go sobie wyobrażałam. Przyszła teściowa od razu zrobiła na mnie jednak złe wrażenie. Nienagannie ubrana i umalowana, bardzo elegancka, ale bez cienia uśmiechu. A raczej z wymuszonym uśmiechem na ustach. Przywitała mnie bardzo chłodno, a później poszła do kuchni dopilnować pani Helenki.

Czułam, że mnie obraża

Podczas obiadu cały czas mnie obserwowała i robiła miny świadczące o tym, że wcale się jej nie spodobałam. Nie omieszkała także skomentować moich studiów.

– To co ty tam wybrałaś, Sandro? Adrian coś mówił o pedagogice, tak?

– Tak, proszę pani – jedynie tyle udało się mi wydukać pod naporem jej surowego spojrzenia.

– Mów mi Barbara, wszyscy tak się do mnie zwracają. Przecież już ci to mówiłam – niemal syknęła. – No ale tak, u was na wsi to każde studia dobre. Wiadomo, że poziom w liceach niziutki, matury porządnie zdać nie sposób, to trzeba wybierać jakieś humanistyczne kierunki, po których nie ma ani zawodu, ani porządnej pracy – zakończyła, nie zważając na spojrzenia rzucane jej dyskretnie przez syna.

Doskonale wiedziałam, że dla niej nie byłam dość dobrą kandydatką na synową. Była pewnie przekonana, że Adrian pozna kogoś na swoich studiach i założy rodzinę z przyszłą lekarką, którą będzie można pochwalić się wśród znajomych.

Widać było, że ta kobieta ma charakterek. To ona niepodzielnie rządziła w domu, a syn i mąż we wszystkim jej przytakiwali. Zdaje się, że pan doktor nie miał czasu ani ochoty na niepotrzebne utarczki z żoną. Nie jeden raz Adek opowiadał mi, że ojciec całe dnie spędza pomiędzy kolejnymi gabinetami, w których przyjmuje pacjentów. Nad synem Barbara miała zaś całkowitą kontrolę. Doskonale więc wiedziałam, że moje życie w tej rodzinie nie będzie usłane różami. Tylko co miałam zrobić? W końcu kochałam Adriana i nie chciałam z nim zrywać.

Chciała mnie przekupić

Szybko jednak przekonałam się, do czego moja przyszła teściowa jest zdolna. Zadzwoniła do mnie jakieś trzy tygodnie po tej pamiętnej wizycie i zapowiedziała swój przyjazd. Tak, zapowiedziała. Nie spytała o zaproszenie, nie ustaliła terminu. Rzuciła jedynie do słuchawki datę, godzinę i nazwę modnej kawiarni w naszym studenckim mieście.

Tylko nic nie mów Adrianowi. Pamiętaj – zakończyła i przerwała połączenie bez słowa pożegnania.

I co się okazało? Barbara zaproponowała, że… zapłaci mi za zostawienie jej syna.

– Sama wiesz, że przy tobie on nie ma żadnej przyszłości. Adrian ma szansę na karierę, objęcie stanowiska ordynatora naszego szpitala, przejmie praktykę po ojcu. A ty co? Dalej będziesz wycierać nosy cudzym dzieciom i wysadzać je na nocniki? Nie bądź śmieszna, Sandro. To w ogóle nie wchodzi w grę. Mój syn musi poznać kobietę na swoim poziomie.

– Ale... – próbowałam protestować, jednak bezceremonialnie mi przerwała.

– Nie ma dyskusji. Ile chcesz za zostawienie mojego syna w spokoju? Zrobiłam wywiad i wiem, że pochodzisz z wielodzietnej rodziny, z pieniędzmi u was kruchutko. Jestem pewna, że chcesz ustawić się kosztem mojego syna. On jest naiwny, więc dał się złapać, ale  mnie nie nabierzesz – zakończyła, patrząc mi prosto w oczy.

Boję się przyszłości z tą kobietą

Wyszłam z tej kawiarni bez słowa. Postanowiłam na razie nie mówić niczego swojemu narzeczonemu. Ale czy nasza miłość rzeczywiście zwycięży wszystkie przeszkody? Mam, co do tego, coraz większe wątpliwości.

Adrian jest podatny na sugestie matki, a ona zrobi wszystko, żeby postawić na swoim. W jaki sposób mam wygrać z tą bezwzględną kobietą? Czy my rzeczywiście mamy szansę na szczęśliwą przyszłość? Teraz sama nie jestem o tym przekonana. I co ja mam zrobić?

Sandra, 23 lata

Czytaj także: „Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie. Dzieci kpią, że to kaprys, a ja chcę kochać i być kochanym”
„Ojciec był moją skarbonką, lecz w końcu stracił cierpliwość. Niech nie liczy, że będę mu zmieniał pampersy na starość”
„Patrzyłam, jak kwitną tulipany, a mój mąż więdnie. Czułam, że ukrywa jakiś sekret i miałam rację”

Redakcja poleca

REKLAMA