„Całe życie kochałam jednego mężczyznę. Włos mi się jeży, gdy widzę, jak młodzi nie szanują przysięgi małżeńskiej”

stara kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Z mężem różnie bywało, ale jemu ślubowałam i całe życie z nim przeżyłam. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby go zostawić. Węzeł małżeński to rzecz święta i swój los trzeba znosić w pokorze. A nie tak jak ci młodzi. Tylko zdrady i rozwody”.
/ 20.01.2024 13:15
stara kobieta fot. Getty Images, Westend61

Nie rozumiem młodych ludzi. Pędzą, żyją bez wartości, przysiąg nie szanują. Jak można tak żyć?

Dobrze wspominam swoje życie

Z moim Antkiem przeżyłam ponad 50 lat. Pobraliśmy się, gdy ledwie skończyłam 20 lat. Takie były czasy. W naszej niewielkiej wsi ludzie żyli tradycyjnie. Najważniejszy był dla nich dom, rodzina, przestrzeganie przykazań  i coniedzielna wizyta w kościele.

Nikt nie myślał wtedy o studiach, podróżach, karierze i kolekcjonowaniu przeżyć, jak wyraża się moja wnuczka. Ja w jej wieku byłam już mężatką z trójką dzieci, która dzieliła czas pomiędzy opiekę nad nimi, a prace w domu i obejściu, których było bez liku. Nie było wtedy pralek automatycznych, zmywarek czy płyt indukcyjnych.

Gotowaliśmy na kuchni kaflowej, dlatego trzeba było wstać bladym świtem, przygotować drewno i podpalić, nanieść wody ze studni, żeby przyszykować śniadanie dla naszej piątki oraz teściowej i teścia, którzy z nami mieszkali. Później czekało mnie oporządzanie zwierząt, dojenie Krasuli, karmienie kur, kaczek, gęsi, indyk i królików.

Mąż nie zajmował się takim drobiazgiem. Nasza gospodarka była niewielka, dlatego dorabiał u sąsiadów, a zimą także w lesie przy wycince. Nigdy jednak nie narzekałam na swój los, chociaż człowiek nie miał czasu, żeby spokojnie usiąść. Ot, tyle co z innymi gospodyniami spotkałyśmy się przy darciu pierza czy wspólnym łuskaniu fasoli.

Trochę rozrywki było jedynie w niedzielę, gdy jechaliśmy wozem do kościoła. Po mszy chwilę mogłam stanąć z koleżankami i nieco poplotkować. Ale nie za długo, bo wszystkie spieszyłyśmy się do domu, żeby dokończyć gotowanie obiadu.

– Wiesz, że M. zaraz będzie rodzić? To już piąte. A starą K. ponoć dzieci zabierają do miasta, bo bardzo podupadła na zdrowiu i już niemal całkowicie przestała chodzić. U Z. krowa się ocieliła i mają aż 2 cielaki – przekrzykiwałyśmy się wiejskimi nowinkami, by już po chwili zasiąść na wóz i wrócić do swojego obejścia.

Teraz młodzi tylko cały czas gdzieś pędzą

 Teraz jest niby łatwiej i wygodniej. Tyle udogodnień, telewizja, centralne ogrzewanie. Ale ja tęsknie za czasami swojej, niełatwej przecież, młodości. Zupełnie nie rozumiem tego świata i młodych, którzy wciąż gdzieś pędzą albo siedzą z nosem wlepionym w te swoje komórki.

Pamiętam, jak we wsi założyli pierwszy telefon. Tylko sołtys mógł sobie na niego pozwolić. Wszyscy przyszliśmy zobaczyć, jak on działa. A dzwonienie polegało wtedy na łączeniu się przez pocztę. Córka W. mieszkających na końcu naszej wsi tam pracowała i znała najlepsze plotki, bo wszystkie telefonistki podsłuchiwały rozmowy.

Teraz to już zupełnie inne czasy. Ale czy lepsze? Dla mnie nie. Już dawno skończyłam 80 lat i bliżej mi już niż dalej, dlatego swoje wiem. Kto jednak będzie słuchał starej babuleńki, która jest taka niedzisiejsza. Dawniej ludzie bardziej się szanowali. Moja wnuczka co rusz przywozi do domu nowego chłopaka, którego przedstawia rodzicom. Dla mnie to byłoby nie do pomyślenia.

– Kiedy ty planujesz wyjść za mąż? – dopytuję. – Ten twój Marcin przystojny, grzeczny, dobrą pracę ma. A ty ani myślisz o ślubie.

– Oj babciu, babciu. Przecież ja jestem jeszcze za młoda – śmieje się moja prawie 30-letnia wnusia i całuje mnie w policzek.

Adela ma już 29 lat, skończyła 2 kierunki studiów i pracuje w dużej firmie konsultingowej. Co to znaczy? Szczerze mówiąc, to zupełnie nie wiem. Mieszka jednak w pobliskim mieście, gdzie sama się utrzymuje. Kupiła mieszkanie na kredyt, ma samochód i często opowiada o wakacjach, dlatego myślę, że ta firma całkiem dobrze jej płaci.

Cóż z tego, gdy ani myśli o zakładaniu rodziny. Ja w jej wieku to miałam już trójkę maluchów i byliśmy z Antkiem małżeństwem prawie od 10 lat. Czasami myślę, że ona z całą tą swoją mądrością i znajomością nowoczesnej techniki, zachowuje się niczym kilkunastoletnia panienka, której fiu-bździu w głowie. Cóż, to nie moja sprawa i wtrącać się nie będę. Zresztą i tak nikt mnie nie posłucha.

W naszej rodzinie zdarzył się rozwód

Ale to i tak lepiej niż wnuczka mojej siostry Zosi. Ta już drugi raz za mąż wychodzi, bo z Jarkiem się rozwiodła. Kto to tak widział przysięgi małżeńskiej nie szanować. Przecież ślub to rzecz święta. A oni traktują go jak zwykłą umowę, z której w dodatku cichcem można się wycofać.
Pamiętam jak dziś, gdy Zosia płakała mi, że jej wnuczce nie ułożyło się małżeństwo.

– Karolinka to dobra dziewczyna, ale ten jej Jarek, to o pomstę do nieba woła, co wyprawia. Najpierw zwolnili go z pracy w banku. Ponoć, dlatego że pijany przyszedł. Później zaczepił się w jakimś barze i tam nie dość, że grosze zarabiał, to do tego całkiem się rozpił – labiedziła Zosia, a ja tylko kiwałam głową.

– A bo to mój Antek czy twój Jerzyk nie pili? Nie pamiętasz, co było w święta czy przy innych okazjach? Ale my wiedziałyśmy, że chłop nie może wylewać za kołnierz, bo całkiem straciłby szacunek u kolegów – zaczęłam wspominać nasze młode lata.

– Bo głupie byłyśmy i tyle. Ile ty z tym swoim Antkiem przeszłaś to trudno zliczyć. Nie jeden raz pijanego go z drogi czy wiejskiej gospody zbierałaś. A potem Grześka wysyłałaś po ojca. A pamiętasz, jak całe pieniądze ze sprzedaży krowy przepił, a ty ode mnie przed świętami pożyczałaś, bo nie miałaś nawet za co wigilii zrobić? – zaczęła gadać Zośka.

Tak mnie zdenerwowała, że strasznie się wtedy pokłóciłyśmy.

– Antek był jaki był, ale tobie nic do tego i nie będziesz mi jego pijaństwa wypominać. Czasami wypił, ale o rodzinę dbał i nas szanował – zaczęłam krzyczeć. – A twoja Karolina źle się prowadzi i tyle. W naszej rodzinie rozwodu nigdy nie było – dodałam, a siostra zabrała swój płaszcz i trzasnęła drzwiami.

Córka mojej sąsiadki źle się prowadzi

Z mężem różnie bywało, ale jemu ślubowałam i całe życie z nim przeżyłam. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby go zostawić czy zamieniać na innego. Węzeł małżeński to rzecz święta i swój los trzeba znosić w pokorze. W końcu z jakiegoś powodu rozwodnicy od księdza rozgrzeszenia nie dostają i do komunii przystępować nie mogą.

Dobrze wiem, że mój Antek, świeć Panie nad jego duszą, do aniołów nie należał. Ale był pracowity, o dzieci dbał. A że czasami za dużo wypił czy w domu mi nie pomagał? Kwiatków nie przynosił czy prezentów nie kupował? A czy to w innych rodzinach nie było dokładnie tak samo? Czy inni się nie kłócili?

Trzeba umieć wzajemnie się wspierać i być razem mimo przeciwności losu. A młodzi teraz są niecierpliwi. Związki traktują niczym targ. Wybierają, przebierają, sprawdzają, a koniec końców i tak źle trafiają, by po chwili składać pozew o rozwód.

Na przykład taka córka naszej sąsiadki. Mąż za granicą pracuje, a ona zaczęła się spotykać ze Staszkiem. Myśli, że ludzie nie widzą, że do niej przychodzi? Ja tam wszystko widzę. Mam na ich bramę widok z kuchennego okna, gdzie spędzam dużo czasu, przypatrując się okolicy.
Człowiek stary, nogi już nie te, to i musiał znaleźć sobie jakąś rozrywkę. Wieczorem to seriale pooglądam, ale w dzień nie chcę włączać telewizora, bo oczy mnie potem bolą i spać nie mogę. Siedzę sobie na fotelu w kuchni z herbatą i zza firanki patrzę na okolicę, która bardzo się zmieniła.

Wieś niewielka, to i ruchu szczególnego w dzień nie ma. Tyle, co popołudniu, gdy ludzie z pracy wracają, a matki dzieci ze szkoły przywożą.

Nazywają mnie detektywem w chusteczce

– Mamo, może byś chociaż tej firanki tak nie odsuwała? Przecież to widać, że obserwujesz wszystkich i ludzie już zaczynają o tobie gadać. Wiesz jak cię nazywają? Detektyw w chusteczce! – Krysia stara się mnie przeganiać z mojego stałego miejsca w kuchni, ale nic sobie z tego nie robię.

– Temu przeszkadza, że patrzę, kto ma coś do ukrycia. Kto się dobrze prowadzi i jest uczciwy, to nie boi się ludzkich języków – odpowiadam, bo strasznie mnie złości ta moja córka, która zajęta domem nic wokół siebie nie widzi. – A do Agaty znowu Staszek przyszedł. Na obrazę Boga chyba – dodaję.

– Co ty gadasz? Staszek przecież im z gospodarstwem pomaga, bo Mariusz na kontrakcie w Niemczech do przyszłego roku pracuje. Nie gadaj głupstw, bo jeszcze ktoś ci uwierzy i uczciwą kobietę o zdradę posądzi – gada to moje naiwne dziecko, ale ja swoje dobrze wiem.

Akurat, do pomocy przychodzi. Już w to uwierzę. Gdy tylko idzie do furtki, rozgląda się na boki. Ciekawe po co? Toż on przecież też rozwodnik. Już z 10 lat będzie jak jego żona, ta co to ją na studiach w mieście poznał, zabrała dziecko i wyjechała do rodziców. Przecież mógł ją zatrzymać, zrobić coś, żeby rodzina była pełna, a nie teraz do tej Agaty podchodzić.

Wystrojona, umalowana, chce dwudziestolatkę udawać, chociaż już prawie 40 lat będzie mieć. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, oj nic. A jej córka patrzy na matkę i już podobnie się zachowuje. Jeszcze do podstawówki chodzi, a już widziałam, że z jakimś chłopakiem od przystanku szła. I do tego te krótkie bluzki, które zakłada. Przecież to nawet brzucha nie przykrywa.

Ostatnio powiedziałam o tym mojej Adeli, ale wnuczka tylko mnie zganiła.

– Taka teraz jest moda. Zresztą gorąco było, wakacje. To co miała założyć? Kurtkę?

– Od razu tam kurtkę. Ale mogła włożyć coś dłuższego. Sukienkę na przykład, żeby wyglądać porządnie.

Naprawdę nie rozumiem tych młodych. Włos się na głowie jeży, gdy się na nich patrzy i o nich słucha. Tylko rozwody, zdrady, mieszkanie bez ślubu. Kto to widział takie rzeczy? Ten świat naprawdę idzie w złym kierunku. Dobrze, że mnie już bliżej niż dalej. Oj, naprawdę dobrze.

Czytaj także:
„Gdy zaszłam w ciążę, rodzice wyrzucili mnie z domu. Po latach sobie o mnie przypomnieli, bo chcieli mnie doić z forsy”
„Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę”
„Ojciec wyrzucił mnie i mamę z domu, gdy miałem 6 lat. Zostawił nas na pastwę losu, a teraz chce być moim kumplem”

Redakcja poleca

REKLAMA