Gdy zamykam oczy, widzę swoje ręce – spękane, spracowane od pracy w hotelowej kuchni. Nigdy nie były piękne, ale nie o to w życiu chodziło. Chciałam, by moje dziecko miało lepiej. Sama nie miałam lekko. Moja matka pracowała na zmiany w szwalni, ojciec pił. Nigdy nie było na nowe buty, a już na pewno nie na studia. Ale przysięgłam sobie, że moja córka będzie miała inaczej.
Harowałam dla niej
Ewelina od małego miała talent do rysowania. Kiedyś pokazała mi zeszyt – sukienki, buty, płaszcze. Piękne. Moja córka chciała projektować modę.
– Mamo, ja będę jak Coco Chanel – mówiła z błyskiem w oczach.
Gdy przyszło do wyboru szkoły, wiedziałam, że zwykłe liceum to za mało. Kursy, wyjazdy, najlepsze materiały – to był jej świat. Miałam działkę po rodzicach. Planowałam zbudować tam mały domek, by spędzić spokojną starość, ale sprzedałam ziemię. Wszystkie pieniądze poszły na szkoły, tkaniny, podróże. Lodówka świeciła pustkami, a mój płaszcz miał już pięć zim za sobą. „Kiedyś mi podziękuje” – powtarzałam sobie.
Kiedy chciała jechać na studia projektowania do Paryża, nie mogłam jej odmówić. Wiedziałam, że to oznacza kolejne wydatki, kolejne wyrzeczenia. Mimo to uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
– A ile to kosztuje? – zapytałam ostrożnie, choć już znałam odpowiedź. Dużo.
– Wiem, że to sporo, ale pomyśl, jeśli mi się uda, to nie będziesz już musiała się o nic martwić. Zobaczysz, będzie ci lepiej niż kiedykolwiek.
Byłam z niej dumna
Oczywiście, że chciałam, żeby jej się udało. Przez lata marzyłam, że moja córka będzie miała życie, jakiego ja nigdy nie miałam. Nie będzie liczyć każdego grosza, nie będzie się martwić rachunkami. W końcu dla niej poświęciłam wszystko.
– Znajdziemy na to sposób – powiedziałam, choć jeszcze nie wiedziałam jaki.
– Wiedziałam, że mnie zrozumiesz! – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się, choć w środku czułam niepokój.
Dwa lata później siedziałam przed telewizorem, wpatrując się w ekran, na którym moja córka stała na wybiegu, otoczona błyskami fleszy. Miała na sobie czarną, dopasowaną sukienkę, włosy upięte wysoko i ten wyraz twarzy, który znałam od dziecka – pewność siebie połączoną z nutą wyzwania. W tle modelki przesuwały się po wybiegu, a ludzie klaskali, kiwali głowami, robili zdjęcia.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale powstrzymałam się przed płaczem. Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak daleką drogę przeszła. O moich własnych wyrzeczeniach, które sprawiły, że to wszystko było możliwe.
Zbyła mnie
Kiedy wywiad dobiegł końca, sięgnęłam po telefon. Czułam, że to ten moment. Muszę z nią porozmawiać, usłyszeć w jej głosie radość, może dumę, może wdzięczność.
– Kochanie, jestem taka dumna! Może spotkamy się, wypijemy kawę? – powiedziałam, gdy tylko odebrała.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, jakby zastanawiała się, co odpowiedzieć.
– Mamo, teraz mam strasznie napięty grafik, ale zadzwonię, jak będę miała czas – odparła w końcu.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam sygnał zakończonego połączenia. Przez długą chwilę siedziałam z telefonem w dłoni, wpatrując się w ekran, na którym wciąż widniało jej imię. Może naprawdę była zajęta? Może rzeczywiście miała teraz na głowie tysiące spraw i nie mogła tak po prostu usiąść na kawie ze swoją matką?
Ale kiedy minęły dni, potem tygodnie, a telefon nadal milczał, zaczęłam czuć niepokój. Coś było nie tak.
Wstydziła się mnie
Telefon odezwał się w piątkowy wieczór. Sięgnęłam po niego i zobaczyłam tylko krótką wiadomość: „Mamo, proszę Cię, nie pokazuj się w moim otoczeniu. Nie pasujesz do mojego nowego życia”.
Zamarłam. Przeczytałam te słowa jeszcze raz, potem jeszcze raz, jakby od tego mogły zmienić swoje znaczenie. Ale nie zmieniały. Nie pasuję do jej nowego życia. To musiała być pomyłka. Spróbowałam zadzwonić, ale odezwała się poczta głosowa. Napisałam krótką wiadomość: „Ewelina, o co chodzi? Porozmawiajmy”. Nie było odpowiedzi.
Czułam, jak coś we mnie pęka. Oddałam jej wszystko – każdą złotówkę, każdy moment swojego życia. Byłam przy niej zawsze, kiedy potrzebowała wsparcia. Pracowałam po nocach, żeby mogła spełniać swoje marzenia. Rezygnowałam z siebie, bo wierzyłam, że jej szczęście będzie moim szczęściem. A teraz byłam dla niej kimś niewygodnym, kogo wolała ukryć, wyrzucić ze swojego świata jak starą, niemodną sukienkę.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie mogłam się z tym pogodzić. To było niemożliwe, żeby moja własna córka tak po prostu mnie odrzuciła. Może coś się wydarzyło, może jest pod wpływem kogoś, kto ją namawia do takich słów? Przecież nie mogła tak naprawdę uważać, że nie pasuję do jej życia.
Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała. Wiadomości pozostawały bez odpowiedzi. Im dłużej milczała, tym większy miałam niepokój. Po kilku dniach postanowiłam, że nie będę czekać.
Nie chciała mnie widzieć
Wiedziałam, gdzie mieszka. Miała apartament w centrum miasta, ale nigdy mnie nie zaprosiła. Pojechałam tam. Budynek był wysoki, nowoczesny, z ochroną przy wejściu. Wszystko wyglądało inaczej niż moje mieszkanie. Podeszłam do recepcji.
– Dzień dobry, chciałabym zobaczyć się z moją córką, Eweliną.
Mężczyzna za ladą uniósł brwi, a potem spojrzał na ekran komputera.
– Proszę chwilę zaczekać – odparł.
Czekałam. Minęła minuta, potem dwie. W końcu ochroniarz powiedział cicho, niemal ze współczuciem:
– Przykro mi, ale pani Ewelina nie życzy sobie wizyt.
Zakręciło mi się w głowie.
– Jak to? – zapytałam, choć już wiedziałam, co to oznacza.
– Nie przyjmuje nikogo spoza listy gości – dodał, jakby próbował mnie uspokoić.
Poczułam, jak coś mnie ściska w środku. Wstyd, żal, upokorzenie. Byłam dla niej nikim. Stałam przed budynkiem, do którego kiedyś mogłabym wejść bez zastanowienia, a teraz wyrzucono mnie stąd jak obcą osobę.
Miałam dość
Wróciłam do pustego mieszkania, które teraz wydawało się jeszcze chłodniejsze. Przez chwilę stałam w przedpokoju, nie wiedząc, co dalej.
Usiadłam przy stole. W miejscu, gdzie przez lata liczyłam każdy grosz, żeby Ewelina miała wszystko. W miejscu, gdzie zapadałam decyzje, które miały jej zapewnić lepsze życie. I zapewniły.
Ale mnie z niego wyrzuciła.
W końcu sięgnęłam po telefon i jeszcze raz przeczytałam jej wiadomość. „Mamo, proszę Cię, nie pokazuj się w moim otoczeniu. Nie pasujesz do mojego nowego życia”. Czułam, że nie napiszę już nic. Nie będę jej błagać, tłumaczyć, walczyć.
Otworzyłam szufladę i wyjęłam kopertę, którą od dawna trzymałam na czarną godzinę. Niewielkie oszczędności, które zawsze odkładałam „na wszelki wypadek”. Tego wieczoru po raz pierwszy od lat zaczęłam myśleć o sobie. Może kupię małe mieszkanie, gdzieś nad morzem? Może pojadę gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna i zacznę od nowa?
Wiem jedno: już nigdy nie oddam siebie komuś, kto nie chce mnie mieć w swoim życiu.
Maria, 67 lat
Czytaj także:
„Teściowa nakryła mnie na igraszkach z kochankiem. Jej zemsta była zimna jak kostka masła prosto z lodówki”
„Płaciłem rachunki za moją matkę, bo chciałem być dobrym synem. Gdy raz odmówiłem, zrobiła z mojego życia piekło”
„Dzień Kobiet zawsze mnie stresuje. Teściowa i matka przychodzą się najeść za darmo, ale w tym roku to już przesadziły”