„Całe moje życie kłamałam jak najęta. Dopiero gdy oszust prawie złamał mi serce, poznałam smak własnej trucizny”

Zadumana kobieta fot. Getty Images, fizkes
„Słuchałam go uważnie, nie wtrącając się ani słowem. Nie sprostowywałam tych jego historyjek, choć były one szyte grubą nicią. W duchu liczyłam tylko na to, że moje kłamstwa są nieco bardziej wyrafinowane. Prowadziliśmy dalej niebezpieczną grę”.
/ 02.05.2024 11:15
Zadumana kobieta fot. Getty Images, fizkes

Gdy staję przed wyborem między szczerością, oszustwem, a po prostu trzymaniem języka za zębami, nie zastanawiam się długo – zawsze sięgam po fałsz. Choćby w najbardziej błahych sprawach, jeśli nie muszę, nie mówię prawdy. Generalnie ludzie mnie lubią i mam u nich niezłą opinię – za pierwszym, drugim, trzecim razem, i tak dalej, aż w końcu mnie rozpracują. Przez to już nieraz straciłam przyjaciół, w tym paru naprawdę bliskich, a jednego to wręcz najlepszego. Paweł twierdził, że to jakaś choroba.

– Czemu okłamujesz nawet mnie? Jaki masz w tym cel? Jeśli zapomniałaś o naszym spotkaniu, to po prostu się do tego przyznaj. Nie wymyślaj, nie kłam, w końcu dorośnij! Wiesz, co o tym sądzę? Twoja postawa bierze się ze strachu i tchórzostwa. Boisz się podejmowania decyzji i ewentualnych konsekwencji. A oszukujesz, bo tak ci wygodniej. Łatwiej jest powiedzieć mamie, że jedziesz z kumpelą na działkę, niż że wybierasz się pod namiot ze mną. Ale to, co uchodziło nastolatce, irytuje u dorosłej. Mam tego dość! Mam cię kochać taką, jaka jesteś? A jaka właściwie jesteś? Wiesz w ogóle?

Wciąż go kocham. Tyle że nie potrafię się zmienić. Paweł miał rację. Tchórz ze mnie. Boję się żyć prawdziwie i być sobą. Chyba nawet nie rozumiem do końca, co to tak naprawdę oznacza. 

Spotkanie z kuzynem Pawła było całkiem przypadkowe. Zagadnął mnie na korytarzu na studiach i aż zabrakło mi słów. Niby podobny do Pawła, a jednocześnie zupełnie inny.

– Siema, mam na imię Rafał, jestem kuzynem Pawła, kojarzysz jeszcze tego sztywniaka?

Przytaknęłam, czując się nieco zakłopotana i zdezorientowana przez zaistniałe okoliczności oraz to niezwykłe podobieństwo.

– Nazywasz się Paulina, studiujesz polonistykę i rzeczywiście jesteś tak ładna, jak Paweł mi cię opisywał – wybuchnął nieco przesadnym śmiechem. – Skoro kuzyn wyszedł z gry, to może spotkasz się ze mną? Nie rób takiej zdziwionej miny, dobrze zrobiłaś, Pablo bez przerwy gada głupoty. Już jako dzieciak był nie do wytrzymania – i ponownie rozbrzmiał jego donośny chichot.

Wyglądał niczym sobowtór Pawła

– Ale to nieprawda, to nie moja… – próbowałam wyjaśnić, że to Paweł zakończył nasz związek, jednak Rafał mi przerwał.

– No dobrze, to może spotkamy się w kafejce obok auli po wykładach? O której masz wolne? Trzecia? Idealnie, ja już o drugiej. Będę tam na ciebie czekał i rozmyślał, jaka jesteś cudowna.

Powiedziałam „tak” chyba przez zaskoczenie i z ciekawości. Wyglądał trochę jak Paweł, ale jakby w krzywym zwierciadle. Niby podobna twarz, taki sam ton głosu, a nawet ruchy, ale coś mi nie pasowało. I nie mam na myśli innej barwy oczu czy włosów, odmiennego stylu, innej fryzury czy perfum, ale raczej... uśmiech.

Paweł był naprawdę szczery, nie potrafił udawać, nie był duszą towarzystwa i mało się uśmiechał, a jak już to robił, to całkiem naturalnie. Natomiast Rafał, mimo że chichrał się głośno i często, sprawiał wrażenie, jakby zawsze robił to w jakimś konkretnym celu.

Pojawił się z opóźnieniem. Rzucił mi swój charakterystyczny, niedomknięty uśmiech, a następnie płynnie wyjaśnił, że profesor zatrzymał grupę na dłużej. Kłamał jak z nut. Domyśliłam się, że będzie zmyślał, zanim jeszcze się odezwał. Kłamca zawsze rozpozna drugiego kłamcę.

Spotkanie okazało się ciekawe, a nawet dało mi do myślenia. Bez wątpienia Rafał to bystry i zabawny facet. Mimo że kłamał jak najęty, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Dzięki mojej zdolności dostosowywania się do sytuacji i doświadczeniu zdobytemu przez lata, wychwytywałam każde kłamstewko w jego słowach.

Słuchałam go uważnie, nie wtrącając się ani słowem. Nie sprostowywałam tych jego historyjek, choć były one szyte grubą nicią. W duchu liczyłam tylko na to, że moje kłamstwa są nieco bardziej wyrafinowane. Tamten pierwszy raz nie był ostatnim – wkrótce spotkaliśmy się ponownie, a potem znowu i znowu. Nie zakochaliśmy się w sobie, nawet się nie polubiliśmy, ale zaczęliśmy pewną grę. Każde z nas pragnęło w niej zwyciężyć. Ja grałam, że mu ufam, a on starał się mnie za wszelką cenę sprowokować.

Jesteśmy dla siebie stworzeni!

– No i co, uważasz, że mnie przejrzałaś na wylot? – rzucił raz z przekornym uśmiechem, który powoli zaczynał mnie irytować.

– Nie ma tu za wiele do przejrzenia.

– Może i tak. Ale ty wcale nie jesteś lepsza, Paweł mi opowiadał. Teraz udajesz niewiniątko, ale trafiła kosa na kamień.

Poczułam się jakoś dziwnie i niezręcznie, kiedy pomyślałam sobie, że słuchający mnie ludzie mogą czuć to samo obrzydzenie, co ja, słuchając jego gadki. Starałam się pocieszyć myślą, że w końcu jestem mistrzynią, a on to tylko taki średniak.

Ja nigdy nie byłam aż tak bezczelna. Starałam się szanować innych i choć trochę udawać, że mówię prawdę. Pewnie zabrzmi to dziwnie, ale to właśnie dzięki dużej empatii potrafiłam być takim kameleonem, dostosowując się do sytuacji, okoliczności, towarzystwa, tego czego inni ode mnie oczekiwali i jakie mieli nastroje.

Jako osoba, która potrafi wyczuć, co czują inni, umiałam dobrać słowa tak, żeby każdego usatysfakcjonować. Potrafiłam ich rozweselić, zaciekawić i nigdy nie sprawiać zawodu. Z tego powodu znałam mnóstwo osób, ale nie miałam prawdziwych przyjaciół, bo w zażyłych stosunkach liczy się otwartość, a nie udawanie.

Rafałowi w ogóle nie zależało na tym, jak inni się czują. Nie robił nikomu nadziei, nie starał się nawet odrobinę uprawdopodobnić tych zmyślonych opowiastek. Kiedy jednak pochwalił się przede mną, że dostał od Pawła aprobatę dla naszego związku, nie byłam w stanie tego znieść.

Kłamiesz!

Zwycięskim uśmiechem na twarzy Rafał przypieczętował zdobycie punktu.

– Kto wie, jak było naprawdę? Nigdy nic nie wiadomo na sto procent. I jak się z tym czujesz?

– Nie sądzę, żeby Paweł był w stanie coś takiego powiedzieć. Nie wydaje mi się, aby aż tak bardzo pragnął mojej porażki.

– Czemu myślisz, że on zawsze musi wobec ciebie postępować fair? A ty w stosunku do niego już niekoniecznie musisz grać czysto?

Nie zamierzam się tłumaczyć przed takim bezczelnym kłamcą jak ty!

– Daj spokój! – fuknął. – Myślisz, że ty masz prawo mnie oceniać? Czym niby moje ordynarne bujdy są gorsze od tych twoich wyszukanych kłamstewek? Moim zdaniem są uczciwsze i lepsze, bo łatwiej je przejrzeć na wylot. Ty kłamiesz, nawet jak milczysz jak grób. Współczuję Pablowi, taki z niego naiwny nudziarz, ale nie zasłużył sobie na kogoś pokroju ciebie. No powiedz szczerze, zdarzyło ci się chociaż raz przez ten cały czas waszej znajomości powiedzieć mu prosto w oczy, że go kochasz?

– No, ale on wiedział...

– Czasem człowiek musi mieć stuprocentową pewność, czasem trzeba grać w otwarte karty.

– Zamknij się! Nie mam obowiązku cię słuchać, nie jesteś moim sumieniem. Przecież nigdy nie chciałam krzywdzić nikogo, a już na pewno nie Pawła, tylko broniłam samej siebie, a poza tym guzik wiesz o całej sprawie!

– Wiem, że dałaś odejść facetowi, który cię kochał. Może i trochę sztywny typ, ale…

– Możesz się już przymknąć? Nie dorastasz mu nawet do pięt! – wydarłam się.

– A co, ty taka idealna jesteś? Bez przesady, nie ma co robić fochów. Tak po prawdzie, to jesteśmy siebie warci.

– Akurat! Ani trochę! Ja zawsze byłam z tobą szczera, a ty? Naopowiadałeś mi kitu jak nie wiem co!

Jak śmiał mnie tak perfidnie okłamać?

W momencie, gdy wykrzyczałam mu te słowa prosto w twarz, dotarło do mnie, że mówię szczerą prawdę. Ani razu nie minęłam się z faktami, mimo że robił wszystko, by wymusić na mnie kłamstwo. Rzucał zaczepkami i zasypywał mnie pytaniami, na które wcześniej nie odpowiedziałabym szczerze, nawet gdyby przyłożył mi lufę do skroni. A jednak nie uciekłam się do żadnej zgrabnej wymówki.

Zrozumiałam, że danie mu tej przyjemności byłoby niewłaściwe. Ale to nie wszystko – doszłam też do innego istotnego wniosku.

– Wiesz co, chyba mówienie prawdy jest o wiele prostsze. Zero stresu, że powiem coś nie tak albo się coś pomiesza. Po prostu walić prosto z mostu i tyle, nie da się wtedy niczego pokręcić. Patrz, do czego doprowadziłeś. W końcu załapałam, o co chodzi z tą prawdomównością!

Nie mogłam powstrzymać łez.

– No właśnie o to chodziło, skarbie – nagle dotarł do mnie ten głos.

Byłam przekonana, że się przesłyszałam. Przez zasłonę łez zerknęłam na Rafała. Z wyglądu to on, ale coś mi tu nie pasowało. Ten uśmiech był mi aż za dobrze znany.

– Paweł? Nie, to nie może być prawda!

Opuścił głowę i rozchylił powieki. Jedno szkiełko kontaktowe wpadło mu na dłoń, a zaraz po nim drugie. Zamiast czekoladowych tęczówek, zobaczyłam stalowoszare oczy. Paweł przeczesał dłonią fryzurę.

– Farba już tak łatwo nie zniknie – wyszczerzył zęby. – Trzeba zrobić na zero, albo czekać, aż odrosną.

– Jakim cudem? Jak mogłeś tak okrutnie mnie okłamać? Ty?!

Zdesperowany facet chwyta się każdej możliwości – przyznał.

– Coś czułam, ale ten złośliwy uśmieszek całkowicie mnie zwiódł – powiedziałam.

– Ćwiczyłem go przez pół roku. Za każdym razem miałem ochotę puścić pawia, ale było warto – popatrzył na mnie i zrobił się poważny. – Stęskniłem się za tobą. Za tymi momentami, kiedy się zapominałaś. 

– Paweł, jak myślisz, co z nami będzie?

Kochasz mnie?

– Oczywiście – bez chwili namysłu od razu odpowiedziałam szczerze.

– W takim razie możesz być spokojna, jakoś to będzie.

Proces dochodzenia do siebie nie był łatwy. Zrzucanie masek, które przywdziewało się latami, wymagało czasu i było przykre, jednak powoli zdejmuję je wszystkie, jedna po drugiej, by wreszcie poznać swoje prawdziwe oblicze. Odkrywam, co sprawia mi radość, a co wpędza mnie w irytację.

Przypomina mi to Julię Roberts z filmu „Uciekająca panna młoda”, która tak długo oszukiwała samą siebie, że musiała robić testy, by dowiedzieć się, jaką formę jajek lubi najbardziej. No cóż, przynajmniej tego jednego mogę być pewna.

Paulina, 23 lata

Czytaj także:
„Życzyłam byłemu mężowi jak najgorzej. Chciałam, by drań poniósł karę za 15 lat moich upokorzeń. Udało się”
„Po śmierci męża wciąż mieszkałam z teściami. Gdy nagle sprzedali dom, wyrzucili mnie z dzieckiem na ulicę”
„Syn kazał mi wybierać: albo nowa żona, albo kontakty z wnuczką. Myślałem, że pęknie mi serce”

Redakcja poleca

REKLAMA