„Cała sytuacja ze szwagrem śmierdziała na kilometr. Zdradził go szczegół, o którym wiedzieli nieliczni”

mężczyzna przegląda się w lustrze fot. Getty Images, Westend61
„– A pamiętasz, jak ten niby Mariusz, to znaczy Darek, tłumaczył nam, dlaczego nie zdejmuje rękawiczek? Ta rzekoma alergia... Bał się, że dłonie go zdradzą! Mógł przefarbować włosy na siwe, pójść do solarium, ale nie mógł tak łatwo zmienić wyglądu rąk. Musiał je ukryć”.
/ 15.09.2023 19:45
mężczyzna przegląda się w lustrze fot. Getty Images, Westend61

Nie daliśmy się nabrać na szatański plan szwagra. Zastawiliśmy na niego pułapkę. Mieliśmy silne i dość koszmarne wrażenie,  że stoi przed nami Darek.

Nigdy go nie lubiłem

– Naprawdę musisz tam jechać? Nie lubiłaś go przecież. Nigdy nie był życzliwy rodzinie. Kompletnie lekceważył nas i waszą matkę.
 
Próbowałem oponować, ale wiedziałem, że Iza nie ustąpi.
 
– Chyba żartujesz. To, czy go lubiłam, nie ma najmniejszego znaczenia. To był mąż mojej siostry i pojedziemy na ten pogrzeb ze względu na nią!
 
Darka nie znosiłem szczerze i fakt, że umarł, niczego tu nie zmienił. Siostra mojej żony wyszła za mąż za bardzo zamożnego faceta, który zawsze okazywał nam swoją wyższość. Na szczęście mieszkali w innym mieście. Moja Iza była bardzo przywiązana do siostry i cierpiała z tego powodu, ale ja nie wyobrażałem sobie wspólnych wypadów na grilla. Źle bym się czuł w jego drogim domu z samochodem wartym tyle, co nasze mieszkanie.
 
Okoliczności śmierci męża mojej szwagierki były dziwne. Ten wysportowany mężczyzna w sile wieku pojechał z bratem bliźniakiem na kilka dni na Mazury, żeby tam łowić ryby, i nagle umarł w hotelowym pokoju. Po jego śmierci siostra żony znalazła testament. Okazało się, że od dawna był nieuleczalnie chory. Jako biznesmen, bał się, że ujawniając chorobę, straci pozycję. Do końca miał też nadzieję, że zostanie wyleczony.
 

Wydał wszystkie pieniądze

W tajemnicy przed rodziną sprowadzał z całego świata „cudowne” specyfiki i wydał na to większą część majątku. Żonie zostawił jedynie ich wspólny dom. Konta bankowe były puste, a mieszkania kupione, by zabezpieczyć przyszłość dzieci – sprzedane. Nawet po samochód zgłosił się wierzyciel.
 
Moja szwagierka była w szoku. Twierdziła, że absolutnie nic nie wskazywało na chorobę męża. Ujawniona w testamencie sytuacja majątkowa też stawiała ją w bardzo trudnym położeniu. Liczyła się z koniecznością sprzedaży domu.
 
– Dobrze, że niczego nie zapisał Mariuszowi. – Iza miała na myśli brata Darka. – Bliźniacy są zawsze ze sobą bardzo związani, więc nawet jeżeli nie widzieli się tyle lat, nie zdziwiłabym się. Ten testament był sporządzony zaledwie trzy tygodnie temu, tuż po przyjeździe Mariusza.
 
Mariusza nigdy nie poznaliśmy. Wyemigrował do Australii jako bardzo młody człowiek, dwadzieścia siedem lat temu i nigdy potem nie chciał odwiedzić Polski. Nie wiadomo dlaczego nagle zmienił zdanie. Iza miała swoją teorię. 
 
– Myślę, że on jeden wiedział. Darek dał mu znać, że jest śmiertelnie chory, i Mariusz przyjechał, żeby się pożegnać. Typowe zachowanie bliźniaka – powiedział prawdę bratu, a nie żonie.
 
Rozumiałem rozgoryczenie Izy. Darek, jak bardzo nie byłby chory, nie miał prawa tak się zachować. Ale od kilku lat podejrzewaliśmy, że w małżeństwie Wandy nie dzieje się najlepiej. Przyjazd Mariusza, po tylu latach, też był dla niej zaskoczeniem, ale była też rozbawiona – wciąż byli niezwykle podobni.
Nas też to uderzyło.
 

Miałem wrażenie, że go znam

Po pogrzebie wymieniliśmy z bratem zmarłego jedynie uścisk dłoni, ale oboje mieliśmy silne i dość koszmarne wrażenie, że stoi przed nami sam Darek. Wrażenie trochę osłabło, kiedy po pogrzebie przyszliśmy do domu Wandy. Gdy Mariusz zdjął czapkę, okazało się, że jest całkowicie siwy. Tymczasem Darek miał gęste, ciemne, zawsze nieco zbyt długie, włosy. Mariusz wyglądał na dużo starszego od śmiertelnie chorego Darka. Pił herbatę, nie zdejmując rękawiczek. Wyjaśnił, że od dziecka ma uczulenie, które wróciło, kiedy byli z bratem na Mazurach.
 
Stypy nie było, Wanda chciała tylko, żebyśmy przed drogą do domu zjedli coś ciepłego. Rozmowa się nie kleiła, siostra Izy była kompletnie rozbita, a Mariusz milczący. Pomyślałem, że dla niego również musiało to być bardzo trudne. Po tylu latach zobaczył brata tylko po to, żeby po trzech tygodniach odnaleźć go martwego i kilka dni później pochować. Na dodatek Darek i Mariusz nie mieli innej rodziny, a my wszyscy zgromadzeni przy stole byliśmy dla Mariusza całkowicie obcymi ludźmi.
 
Przy pożegnaniu wygłosiłem do Mariusza grzecznościową formułkę, że gdyby jeszcze kiedyś odwiedził Polskę, musi koniecznie do nas zajrzeć... Pokręcił głową. 
 
– Dziękuję, ale nie skorzystam. Nic mnie do kraju już nie ciągnie, a skoro Darek nie żyje... Jutro rano mam samolot do Melbourne, więc nie będę długo siedział Wandzie na głowie. Myślę, że sam mój widok może być dla niej dość przykry.
 
Rzeczywiście, to nie mogło być przyjemne dla Wandy i chyba dobrze się stało, że Mariusz nie chciał zostać dłużej. Poza tym Wanda miała teraz za dużo kłopotów do rozwiązania, żeby zajmować się gościem. Moja Iza wymogła na siostrze obietnicę, że niedługo nas odwiedzi i wyruszyliśmy do domu. 
 
– Podobno jako dzieci byli absolutnie nierozłączni. Mogli się dowolnie zamieniać. Nikt nie był w stanie ich odróżnić. Ale potem dorośli i Darek zaczął robić interesy, a Mariusz wdał się w szemrane towarzystwo. Ta Australia to była ucieczka. Miał tam niełatwe, choć ciekawe życie. Pracował na statkach, w kopalni, był strażnikiem w więzieniu. A w tym czasie Darek nie wychodził z garnituru... Ciekawa historia, prawda?
 
Zgodziłem się z Izą, że to chyba bardzo rzadki przypadek.
 

Pomylił Australię ze Szczecinem?

Po pogrzebie życie szybko wróciło do rutyny. Miałem sporo pracy – dwóch kolegów akurat przeszło na emeryturę, a nie jest łatwo wyszkolić dobrego serwisanta systemów grzewczych. Któregoś dnia szef poprosił, żebym pojechał do Szczecina. 
 
– Wiem, że to nie twój rewir, ale to ważny klient. Chcę, żeby to było dobrze zrobione.
 
W takich przypadkach dostawaliśmy pieniądze na bilet kolejowy i tani hotel. Zrobiłem, co trzeba, przespałem się w hotelu. Następnego dnia rano sprawdziłem, czy piece działają prawidłowo, a potem udałem się na dworzec. Przed dworcem musiałem chwilę poczekać na czerwonym świetle.
 
Przed pasami, tuż obok, zatrzymał się bardzo elegancki samochód – dokładnie taki, jakim jeździł zmarły mąż mojej szwagierki. Przeniosłem wzrok z karoserii na kierowcę i pomyślałem, że śnię. Za kierownicą siedział Mariusz, brat bliźniak, ten który miesiąc wcześniej wyleciał do Australii. Tym razem nie był jednak siwy – miał ciemne, gęste, nieco za długie włosy.
Kierowca mnie nie zauważył, rozmawiał przez telefon. Kiedy światła się zmieniły, ruszył. Samochód miał świetne przyspieszenie, ale zdołałem zobaczyć rejestrację. Pochodziła z miasta, w którym od dnia ślubu mieszkała Wanda.
 
– To nie był Mariusz, to był Darek! –Iza patrzyła na mnie jak na kompletnego szaleńca. – Iza, ja wiem, że to niemożliwe, że byliśmy na jego pogrzebie, ale to był on. W swoim własnym samochodzie! 
 
– Piotrek, daj spokój, to był ktoś bardzo podobny, a ty się zasugerowałeś samochodem. Mało to takich samochodów w każdym mieście? Przecież on naprawdę umarł, jest akt zgonu, na dodatek został skremowany i pochowany.
 
Ten pomysł też był szalony, jednak uderzyła mnie jego logika. 
 
– Owszem, umarł i został pochowany. Ale nie Darek, tylko Mariusz. Oni się zamienili. Jak dziesiątki razy robili to kiedyś, w dzieciństwie, dla zabawy. Tylko tym razem to było na poważnie. To nie Darek był nieuleczalnie chory, tylko jego brat. On przyjechał do Polski umrzeć.
 
– Czekaj, czekaj... – Iza już nie patrzyła na mnie jak na wariata. – Jeżeli masz rację, to znaczy, że Darek chciał zniknąć. Wykorzystał sytuację, żeby porzucić Wandę i dzieci bez rozwodu. Od dawna podejrzewałam, że zdradza Wandę.
 

Perfidny plan oszustwa

Miał romans i nie chciał sprawy sądowej. Sąd orzekłby jego winę i przyznałby Wandzie nie tylko dom, ale i połowę pozostałego majątku. A tak on to wszystko wyprowadził, a ona została wdową i dostanie tylko emeryturę po mężu. Nigdy mu nie ufałem, ale to wyjątkowo cyniczny drań. Poprosił umierającego brata, żeby mu pomógł oszukać żonę.
 
Dlatego kazał się skremować. Bo ewentualna ekshumacja ciała Mariusza mogłaby dostarczyć dowody, że to nie Darek.
 
– A pamiętasz, jak ten niby Mariusz, to znaczy Darek, tłumaczył nam, dlaczego nie zdejmuje rękawiczek? Ta rzekoma alergia... Bał się, że dłonie go zdradzą! Prawdziwy Mariusz pracował jako górnik i palacz, a Darek nigdy nie pracował fizycznie. Mógł przefarbować włosy na siwe, pójść do solarium, ale nie mógł tak łatwo zmienić wyglądu rąk. Musiał je ukryć.
 
– To znaczy, że on i Wanda musieli, od bardzo dawna żyć, praktycznie osobno. Gdyby było inaczej, Wanda nie dałaby się tak łatwo oszukać.
 
Zobaczyłem, że Iza ma łzy w oczach. 
 
– Iza, nie wszystko stracone. Życie się dzisiaj nie kończy. Jeżeli Wanda udowodni, że Darek żyje, może przynajmniej odzyskać sporo pieniędzy. Tylko musimy znaleźć na to dowody.
 
Następnego dnia Iza zadzwoniła, jakby nigdy nic, do Wandy. Właściwy temat poruszyła dopiero po dłuższej chwili. Było dokładnie tak, jak myśleliśmy: Mariusz absolutnie nie chciał, żeby odprowadziła go na lotnisko. Zapewne na liście pasażerów porannego lotu do Melbourne nie było jego nazwiska.
 
Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy, co dalej. Żaden prokurator nie rozpocznie śledztwa na podstawie tak dziwacznych przypuszczeń. Darek z tożsamością Mariusza mógł mieszkać wszędzie, nie tylko w Szczecinie. 
 

Wiedzieiśmy, jak go dopaść

Jednak w misternym planie Darka musiał być słaby punkt.
 
– Wiem! – Iza aż podskoczyła na krześle. – Wanda mi to kiedyś opowiedziała. Gdy Mariusz pracował w Australii jako strażnik w więzieniu, wybuchł tam wielki bunt. Podczas zamieszek dostał nożem w brzuch i był operowany. Miał żal do tamtejszych władz, że nie tylko nie pomogły strażnikom, którzy zostali poszkodowani, ale nawet szybko się ich potem pozbyto pod byle jakim pretekstem. Niektórzy chyba nawet próbowali się procesować z więzieniem.
 
– Czyli...? Próbowałem nadążyć za rozumowaniem Izy.
 
– To znaczy, że Mariusz musiał mieć bliznę, której Darek nie ma. To jest mocny dowód. Tylko musimy go tu jakoś zwabić. A gdyby ogłosić, że szukają go Australijczycy? Musimy znaleźć jak najwięcej informacji na temat tego buntu w więzieniu. Damy ogłoszenie, że niby jakiś australijski prawnik, po latach wywalczył wielkie odszkodowania i są pieniądze do odebrania! Darek jest chciwy – złapie się na to!
 
Pomysł Izy był genialny. Zadzwoniłem do kolegi, który miał wujka w Australii, i już następnego dnia wiedzieliśmy wszystko o ponurej historii buntu w więzieniu dla wyjątkowo groźnych przestępców, który wybuchł szesnaście lat temu. Nazwisko Mariusza było na liście rannych strażników. O pomoc poprosiliśmy też mojego kuzyna, który doskonale mówił po angielsku. Zgodził się odegrać rolę australijskiego prawnika.
 
Iza wyciągnęła od Wandy nazwę ulubionej gazety Darka i jeszcze kilka istotnych informacji. Wykupiliśmy duże ogłoszenie na drugiej stronie dziennika. Zapłaciliśmy za to bardzo dużo pieniędzy, ale byliśmy zdecydowani doprowadzić tę sprawę do końca.
 
To był strzał w dziesiątkę. Dzień po ukazaniu się ogłoszenia Darek zadzwonił na podany w anonsie numer mojego kuzyna i umówił się na odbiór pieniędzy. Zgodnie z naszą instrukcją, kuzyn podał mu adres i nazwę hotelu, w którym natychmiast wynajęliśmy pokój. Kiedy Darek wszedł do pokoju numer sto dwanaście, oprócz mnie, Izy i kuzyna czekał na niego także pan Zbyszek, nasz sąsiad i emerytowany komandos. To on odciął Darkowi drogę ucieczki, a potem fachowo obezwładnił. 
 
Trzeba przyznać, że Darek długo zachowywał zimną krew i ciągnął swoją mistyfikację, opowiadając nam o pięknej Polce, którą poznał rzekomo w samolocie do Melbourne. Kiedy jednak położyłem przed nim wydrukowaną na kartce historię buntu w australijskim więzieniu, a Zbyszek zażądał zdjęcia koszuli, Darek stracił pewność siebie. Zrozumiał, że jego genialny plan miał lukę.
 
– Wiesz, Darek, czego długo nie mogliśmy zrozumieć? Jak można umrzeć na zawołanie, nie popełniając samobójstwa. Nawet śmiertelnie chory tego nie potrafi.
 
– Twój brat umarł w wyznaczonym przez ciebie miejscu i czasie. To odkryliśmy, bo Iza jest przecież pielęgniarką. Odstawił niezbędny lek, który dzień po dniu trzymał go przy życiu. Jednak prokurator może nie zrozumieć, że zrobił to dobrowolnie – z miłości do brata. A wtedy w grę wchodzi już nie tylko fałszowanie tożsamości i oszustwo w sprawach majątkowych, a także morderstwo...
 
Mówiłem do niego powoli, żeby na pewno dobrze zrozumiał moje słowa. Widziałem przerażenie w jego oczach i byłem pewien, że zrobi wszystko, co mu każę.
 
– Słuchaj uważnie. Zostaniesz już na zawsze Mariuszem i nigdy nie pojawisz się w życiu Wandy. Wyślesz jej trzy czwarte pieniędzy, które wyprowadziłeś z waszego konta i sprzedaży mieszkań. Napiszesz, że jesteś bogaty i bardzo chcesz zrobić coś dla dzieci zmarłego brata. A wtedy może nie zawiadomimy prokuratora i nawet oddamy ci samochód...
 
I tak właśnie się stało. Wanda dostała ogromne pieniądze i do dziś wysyła serdeczne kartki świąteczne do Australii na adres wujka mojego kolegi. Ostatnio też kogoś poznała i wygląda na to, że bardzo do siebie pasują. A Iza i ja na zawsze dochowamy tajemnicy.

 

Czytaj także:
„Szwagier wciąż mnie wyśmiewał, a gdy wpadłem w kłopoty, odmówił pomocy. Po latach dostałem szansę, by się odegrać”
„Mój mąż zazdrościł szwagrowi beztroskiego życia bez dzieci. Było mi przykro, że nie docenia tego, że ma szczęśliwą rodzinę”
„Mój szwagier przelewa swoje ambicje na dziecko. Piłka miała być przyjemnością, a mały jest przerażony i zniechęcony”

 

Redakcja poleca

REKLAMA