„Były mąż zrobił ze mnie swoją służącą. Musiałam ukrywać, że zarabiam więcej od niego, by nie urazić jego kruchej dumy”

Kobieta biznesu fot. Getty Images, lekcej
„Kiedy wracał do domu, oczekiwał, że na stole będzie stał gorący obiad, a całe mieszkanie będzie lśniło czystością. Był tak próżny, że nawet nie próbował dopuścić do siebie myśli, że to przez niego nie zostaliśmy rodzicami. Wyśmiewał też moją pracę”.
/ 15.06.2024 16:00
Kobieta biznesu fot. Getty Images, lekcej

Kiedy wychodziłam za mąż za Darka, chwilę wcześniej skończyłam ekonomię i pracowałam jako księgowa w niewielkiej firmie handlującej maszynami rolniczymi za granicą. Nie miałam jakichś wielkich i ambitnych planów związanych z karierą.

Marzyłam tylko o tym, żeby być dobrą żoną, a w przyszłości również mamą. Wychowywałam się w domu, gdzie tradycyjne wartości były bardzo szanowane. Niemało trudu kosztowało mnie, aby namówić rodziców, żeby zgodzili się na moje studia.

Po co ci ta ekonomia? Przecież to, co już umiesz, spokojnie starczy ci do zarządzania domem – marudziła matka.

Myślałam, że będzie idealnie

Dużym wsparciem okazała się postawa mojego brata, który ani myślał iść na studia. Tata natomiast z entuzjazmem podszedł do wizji przechwalania się przed znajomymi, że jego córa jako pierwsza w naszej familii zdobędzie dyplom uczelni wyższej. Poglądy mojego męża na temat roli kobiet nie odbiegały prawie w ogóle od przekonań moich rodziców.

Wyobrażał sobie, że za każdym razem, jak będzie wracał z pracy do domu, zastanie idealnie uprzątnięte mieszkanie i gorący obiadek na stole. Akceptował, że pracuję zawodowo, o ile nie kolidowało to z moimi obowiązkami domowymi. Oczywistym było też, że z chwilą pojawienia się dziecka, zrezygnuję z etatu.

Nasze długie starania o powiększenie rodziny na nic się zdawały. Mimo iż lekarze przekonywali mnie, że mój organizm funkcjonuje bez zarzutu, Darek nie wyrażał chęci, by poddać się badaniom. Uważał bowiem z niezachwianą pewnością, że jest „prawdziwym mężczyzną”.

Moja kariera zawodowa w międzyczasie przyspieszała w najlepsze. W związku z dynamicznym rozwojem przedsiębiorstwa, szefowa zasugerowała mi przeniesienie do zespołu analitycznego. Przystałam na tę propozycję i zapisałam się na konieczne szkolenie. Zajęcia, za które płacił pracodawca, prowadzone były w soboty i niedziele. Darek wpadał w szał z tego powodu, ale ja już wtedy zrobiłam się nieco bardziej twarda i nie brałam sobie tego tak bardzo do serca.

Minął rok i w końcu przyznali mi dużą podwyżkę. Dotarło do mnie, że od teraz moje zarobki będą większe od tego, co dostaje mąż. Byłam też pewna, że nie przypadnie mu to do gustu. Bez jego wiedzy otworzyłam sobie zatem osobiste konto bankowe (wcześniej korzystaliśmy tylko z jednego, wspólnego) i zgłosiłam w dziale personalnym, aby co miesiąc wpłacali mi właśnie na nie określoną kwotę z wynagrodzenia.

Oszczędzałam na wszelki wypadek

Zaczęłam zostawać dłużej w pracy. Robiłam to z własnej nieprzymuszonej woli, choć nie było takiej potrzeby. Mój mąż oczywiście okazywał niezadowolenie, ale i tak, nawet gdy było inaczej, wiecznie chodził naburmuszony. Obiady przygotowywałam późnym wieczorem i zostawiałam je w lodówce. Po powrocie do domu zmywałam naczynia, a następnie porządkowałam mieszkanie i zajmowałam się praniem.

Między nami prawie w ogóle nie było dialogu. Myślałam o tym, żeby odejść, jednak w mojej rodzinie nikt się nie rozwodził. Tym bardziej żony nie opuszczały swoich mężczyzn. Żywiłam nadzieję, że pewnego dnia Darek pozna inną kobietę i mnie po prostu zostawi. Że pozna kogoś takiego, kto w jego oczach będzie ode mnie lepszy i urodzi mu potomka.

W końcu, po trzech długich latach, stało się. Gdy oznajmił, że mnie opuszcza, wyrwało mi się „no, najwyższy czas”. Darek rzucił mi spojrzenie spod byka, ale nic nie powiedział. Rozwód poszedł gładko. W końcu nie mieliśmy ani potomstwa, ani też żadnego majątku – przez cały czas mieszkaliśmy w wynajmowanym lokum.

Mama na zmianę wzdychała tylko „ale skandal” i „ale z niego łajdak”. Parę miesięcy później zobaczyłam Darka z nową małżonką. Wyglądała na sympatyczną dziewczynę, taką tuż po dwudziestce. Zrobiło mi się jej szkoda. Potem od wspólnych znajomych słyszałam, że nie mają dzieci, a nowa żona dwa lata po ślubie go zostawiła.

Zaczęłam oddychać pełną piersią

Udało mi się w końcu odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby wpłacić zaliczkę na własne cztery kąty w nowiutkiej, eleganckiej kamienicy. Resztę dobrałam z banku, w kredycie. To był początek nowego rozdziału w moim życiu. Miałam zamiar zrobić wszystko totalnie odwrotnie niż dotychczas. Gotowałam tylko wtedy, kiedy miałam na to ochotę. Często stołowałam się poza domem. Co tydzień odwiedzała mnie pani, która sprzątała mieszkanie.

Zaczęłam chodzić na kurs języka angielskiego, zapisałam się na zajęcia jogi i do klubu miłośników literatury. Ścięłam włosy i zmieniłam styl ubierania się. W pracy awansowałam na liderkę zespołu i znowu podwyższono mi pensję. Bycie singielką bardzo przypadło mi do gustu. Moim rodzicom jednak już mniej. Mama wciąż dopytywała, czy już kogoś sobie znalazłam.

– Jeśli się postarasz, to nawet kościelny rozwód możesz otrzymać, skoro Darek nie może mieć dzieci – ciągle to powtarzała. – Tylko się nie ociągaj, bo w końcu na dzieci w twoim wieku będzie już za późno. 

Nigdy nie udzielałam jednoznacznej odpowiedzi, zasłaniając się brakiem czasu lub mówiąc, że się nad tym zastanowię. Prawda była jednak taka, że już jakiś czas temu postanowiłam, że posiadanie potomstwa nie jest moim marzeniem ani życiowym celem. Stopniowo dochodziłam jednak do wniosku, że być może warto byłoby znaleźć sobie partnera. Przez niedługi czas umawiałam się z Przemkiem, którego poznałam dzięki wspólnej znajomej z biura. Miał na prawdę świetne poczucie humoru i był niezwykle uprzejmy. Niestety szybko wyszło na jaw, że swój urok jednakowo roztacza także przed dwiema innymi dziewczynami...

Życie miłosne mi się nie układało

Od tamtej pory omijałam szerokim łukiem wszelkie takie zaaranżowane spotkania. Wierzyłam, że w końcu trafię na kogoś dla mnie odpowiedniego, wystarczy tylko uzbroić się w cierpliwość – powtarzałam sobie w duchu.

W firmie ciągle osiągałam znakomite wyniki, a przedsiębiorstwo rozpoczęło ekspansję na rynki zachodnie i wschodnie. Potrafiłam porozumiewać się już po niemiecku i angielsku, więc zaczęłam coraz częściej widzieć siebie jako kierowniczkę nowo powstałego oddziału. Jednak zarząd wciąż miał wątpliwości w kwestii jego otwarcia. Parę razy odwiedziłam Wilno i Drezno, opracowywałam różniste koncepcje, ale upragniona promocja nie następowała.

Krzysztofa spotkałam pół roku temu. Na zajęciach jogi. Był pierwszym mężczyzną, który pojawił się w naszej damskiej ekipie. Od razu dało się zauważyć, że nie jest żółtodziobem. Wyczyniał takie rzeczy, o jakich ja mogłam na razie jedynie marzyć. Zagadnęłam do niego przy barze.

– Cześć. Sporo czasu już ćwiczysz jogę? Naprawdę dobrze ci wychodzi.

– Jakieś dziesięć lat. Zacząłem po tym, jak miałem wypadek. Rozbiłem się na motorze i sporo czasu musiałem chodzić przy pomocy kul. Później miałem problemy z mięśniami, a doktor doradził mi, żeby spróbować właśnie jogi. Nie tylko mi pomogła, ale też mocno wciągnęła.

Krzysiek i ja zaczęliśmy spędzać ze sobą dużo więcej czasu po zajęciach. Parę razy podrzucił mnie samochodem pod same drzwi bloku, w którym mieszkałam.  Aż w końcu wyszedł z propozycją wspólnego wieczoru i kolacji. Dzięki niemu dowiedziałam się w końcu i przekonałam na własnej skórze, o co tyle hałasu z tym całym seksem. Wyszło na jaw, że mój były mąż tak naprawdę był kompletnie zielony w tych sprawach. To, co miałam z Darkiem, to zakrawało o jakieś dziwaczne akrobacje rozrodcze, a nie kochanie się.

Codziennie mnie zaskakiwał

Przez długi czas oszukiwałam samą siebie, że łączy nas tylko łóżko. Ani razu nie zapytałam Krzyśka o to, czy spotyka się również z innymi kobietami. Sądziłam, że nie muszę. Dopiero gdy poszedł ze mną na imprezę do znajomej z pracy, uświadomiłam sobie, jak bardzo się myliłam.

Wystarczyło, że raz zatańczył z jakąś dziewczyną, a ja niemalże pękałam z zazdrości. Gdy w końcu zaprosił mnie do tańca i objął, pojęłam, że chcę już na zawsze być w jego ramionach. Po imprezie pojechaliśmy do mojego mieszkania, a rankiem zasugerowałam Krzysiowi wspólne zamieszkanie. Wtedy nastała cisza. Obawiałam się, że za chwilę mnie wyśmieje. On jednak pogładził delikatnie po plecach, musnął ustami i wyszeptał:

– Świetny pomysł.

Byłam szczerze zaskoczona, że faceci potrafią tak wykonywać domowe obowiązki. U mnie w domu żaden się tym nie zajmował. Zaś Krzysiek w kuchni to istny wirtuoz, a jego dania są po prostu przepyszne. Radzi sobie z odkurzaczem i pralką, bez ogródek chwyta za mopa i ścierkę. Jedynie prasowania nie trawi, ale przecież nie można mieć wszystkiego.

Krzysiek z zawodu jest pielęgniarzem, a na co dzień pracuje jako instrumentariusz na sali operacyjnej. W wolnym czasie z kolei pisze doktorat. Ciągle jestem ciekawa, czym i kiedy jeszcze mnie zaskoczy.

Na ten awans czekałam bardzo długo

Przyznam, że w ostatnim czasie niewiele uwagi poświęcałam obowiązkom służbowym czy ewentualnemu, odchodzącemu już nieco w niepamięć, awansowi. Brakowało mi na to czasu. Parę dni temu zostałam jednak wezwana przez przełożoną do jej biura.

– Kasiu, mam dla ciebie świetną wiadomość. Chcę ci pogratulować, zostałaś kierowniczką oddziału analitycznego dla państw bałtyckich. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Zarząd postanowił uruchomić oddział w Białymstoku i właśnie tam będzie znajdował się nowy dział. O mieszkanie się nie martw, firma zapewnia ci je na dwa lata. Do tego dostaniesz też auto służbowe. A o podniesieniu pensji to jeszcze pomówimy… Kasia, co się dzieje, nie cieszy cię to? – dopiero po paru sekundach przełożona dostrzegła, że mina mi nieco zrzedła.

Byłam wniebowzięta do momentu, gdy padła nazwa Białystok. Bo wtedy dotarło do mnie, że niestety muszę odmówić. Byłam pewna, że Krzysztof nigdzie się nie przeprowadzi. To tu właśnie miał zatrudnienie, opiekuna naukowego oraz starszą mamę, której sporo pomagał. Nawet nie zamierzam go o to pytać. Dwuletniego związku na taką odległość po prostu nie dam rady dźwignąć. Nie w tym momencie.

Rozważałam, czy powinnam wyznać szefowej całą prawdę. W końcu będę musiała jej jakoś odpowiedzieć, wyjaśnić. Może lepiej po prostu szczerze? Tylko jak ona zareaguje? No bo to raczej mało profesjonalne z mojej strony.

– Słuchaj Magda, ta oferta jest niesamowita, wręcz stworzona dla mnie. Gdyby trafiła do mnie jeszcze parę tygodni temu, już w tej chwili bym się pakowała… Ale wiesz co, trochę się w moim życiu ostatnimi czasy zmieniło.

Zaczerpnęłam powietrza.

Po prostu się zakochałam. Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego. Teraz dopiero do mnie dotarło, że z Darkiem to nie było nic poważnego, ot taka przelotna miłostka. Krzysiek to super facet. Ale nie ma możliwości, żeby teraz ze mną pojechał. A ja z kolei nie mam serca go opuścić, bo może to moja ostatnia okazja na to, żeby być na prawdę szczęśliwą. Wybacz mi.

Nie byłam pewna reakcji Magdy. Od dawna co jakiś czas poruszałam z nią temat podwyżki. Teraz istniało ryzyko, że mnie wyrzuci. Kto wie, może już ma w kolejce inną osobę na moje stanowisko?

– Kasiu, trzymam kciuki za ciebie. I cholernie ci zazdroszczę. Dwa razy już się mocno rozczarowałam i zaczynam wątpić, czy gdzieś tam rzeczywiście czeka na mnie mój wymarzony facet. Więc proszę, nie schrzań tego. Jasne?

– Obiecałam, że dam z siebie wszystko.

– Tylko pamiętaj, to nie znaczy, że już nie mamy tematu. Myślę, że niedługo trafi się coś nowego. No a teraz wracaj do roboty.

Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania, sięgnęłam po wino musujące i od razu je otworzyłam.

– Jaka okazja? – Krzyśka zaintrygowała butelka w mojej dłoni.

– Uwaga, tylko nie padnij! Świętujemy to, że nie przyjęłam awansu!

Krzysiek patrzył na mnie, jakbym postradała zmysły. A ja, by utrzymać go w tym przekonaniu, parsknęłam obłąkańczym śmiechem.

Katarzyna, 35 lat

Czytaj także:
„Zdradę męża odkryłam przez słoik śledzi. Już ja mu pokażę, co stracił, a potem puszczę go w samych skarpetkach”
„Mąż jest bogatym biznesmenem, a ja poluję na promocje w dyskoncie. Choć śpi na kasie, każe mi oddawać resztę z zakupów”
„Mój mąż żyje w ciągłych delegacjach, a mnie jest go żal. Prawie nie zna naszych dzieci i nie pamięta, co to jest dom”

Redakcja poleca

REKLAMA