„Były mąż zabrał mi wolność, godność i ukochanego Maksa. Teraz zostałam sama i bez grosza przy duszy. Nienawidzę łajdaka”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Tetra Images
„Mój mąż pragnął mieć służącą, a nie żonę, zatem kiedy wreszcie odszedł, skakałam z radości. Dużo mocniej rozpaczałam z powodu psa, aniżeli tego łajdaka”.
/ 06.01.2024 10:30
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Tetra Images

Nigdy nie przypuszczałam, że moje małżeństwo z Arturem, zakończy się rozwodem. Byłam przekonana, że nasze wspólne życie będzie przypominać bajkę, w której bohaterowie żyją długo i szczęśliwie. Jednak po pięciu latach zdałam sobie sprawę, że mój mąż nie jest tak idealny, jak wcześniej myślałam.

Związek oparty na partnerstwie to coś, o czym marzyłam od zawsze. Natomiast on stawiał się w świetle pana i władcy. Pragnął mnie dominować, samodzielnie podejmować wszystkie decyzje. Moi rodzice nauczyli mnie, jak być niezależną kobietą, dlatego nie mogłam zaakceptować tej sytuacji. Każdego dnia dochodziło między nami do sporów. Początkowo liczyłam jeszcze na jakieś cudowne rozwiązanie, miałam nadzieję, że mój mąż się zmieni i że wszystko między nami zacznie się układać. Niestety, zamiast poprawy, sytuacja stawała się coraz gorsza.

Kiedy więc Artur trzy miesiące temu oznajmił, że odchodzi, nie popłakałam się wcale. Wręcz przeciwnie, odczułam pewnego rodzaju ulgę, ponieważ byłam już wykończona nieustannymi kłótniami. Zasmuciło mnie jedynie to, że zamierza zabrać naszego psa.

— Miałam nadzieję, że Maks pozostanie ze mną... — wyszeptałam.

— Nie ma mowy! To ja go adoptowałem, podpisałem wszystkie dokumenty, więc należy do mnie. A ty? Przypominam ci, że go nawet nie chciałaś! — rzucił z goryczą.

Skradł moje serce na zawsze

Gdy rok po naszym małżeństwie nieoczekiwanie przytachał psa z przytuliska, byłam niewyobrażalnie wściekła. Nie podobał mi się fakt, że nie skonsultował ze mną swojej decyzji, podejmując ją zupełnie samodzielnie. Przecież pies to zobowiązania i ograniczenia.

Koniec z wakacjami na Cyprze czy w Zanzibarze... Wówczas zrobiłam Arturowi huczną awanturę. Ale już po dwóch dniach moje oburzenie minęło, gdyż Maks skradł moje serce na zawsze. Był taki uroczy, zabawny, przyjacielski. A do tego niezwykle inteligentny.

Był niesamowity w odczytywaniu mojego nastroju. Kiedy czułam się przygnębiona, wdrapywał się na moje kolana, rozbawiony, pokazując zęby i delikatnie liżąc mi twarz. Kiedy stawałam się nerwowa, chciał mnie w pewien sposób rozbawić. Przynosił piłeczki, tarzał się po podłodze, balansował na dwóch łapkach. Był jak promień słońca, który rozjaśniał moje nieszczęśliwe małżeństwo. Więc teraz miałabym go stracić?

– Czy mogę, choć czasami go odwiedzić, poświęcić mu trochę czasu, zabrać na spacer? – nie dawałam za wygraną.

– Absolutnie nie! Musi zrozumieć, że ma tylko jednego właściciela. Poza tym za miesiąc wyjeżdżam do Poznania, dostałem atrakcyjną propozycję pracy – rzucił, a ja poczułam, jak nogi się pode mną uginają. – Zapomnij więc o Maksie. I nie martw się o niego. Wiesz przecież, że przy mnie nic złego go nie spotka – odpowiedział nieco bardziej łagodnym tonem.

Faktycznie, Artur darzył Maksia głębokim uczuciem, które było całkowicie odwzajemnione. Poświęcał swojemu czworonożnemu przyjacielowi wiele czasu oraz troski. To był główny powód, dla którego zdecydowałam się pozwolić mu na zabranie psa. Gdybym miała, choć cień wątpliwości, że Artur nie troszczy się o Maksia, że robi to tylko, aby mi dokuczyć, to broniłabym go niczym lwica. Jednakże Artur okazał wiele serca naszemu pupilowi. Zdecydowanie więcej niż mi. Byłam przekonana, że pies będzie szczęśliwy.

Tęskniłam za nim

Nie przypuszczałam jednak, że aż do tego stopnia. Dni i noce spędzałam myśląc o nim, i ubolewając, że nie zawalczyłam o niego, że tak bez oporów się poddałam. Tęskniłam za jego uśmiechem, który zawsze nosił na pysku, za przytulankami, machaniem ogonem, polizaniami po twarzy, a nawet za porannymi spacerkami.

Gdy jeszcze byliśmy razem z Arturem, niejednokrotnie dochodziło między nami do sprzeczek, kto ma wyprowadzić Maksa na poranny spacer, bo obydwoje ceniliśmy sobie poranny odpoczynek. On zawsze twierdził, że teraz przyszła moja kolej, a ja upierałam się, że tym razem to on powinien wyprowadzić Maksa. I tak w nieskończoność.

Biedny piesek nieustannie drapał drzwi łapami, oczekując, że ktoś z nas wreszcie zdecyduje się na litość. W tej chwili byłam gotowa codziennie wstawać, nawet o godzinie czwartej nad ranem, by iść na spacer, niezależnie od warunków atmosferycznych — deszczu, zamieci, wiatru czy innego kataklizmu, byleby tylko powrócił. Ale zdawałam sobie sprawę, że to jest nierealne. Kilka razy dzwoniłam do Artura, próbując wynegocjować coś, ale rozmowa zawsze kończyła się zbyt szybko.

— Maks cieszy się życiem, jest spokojny i nie pamięta już o Tobie. Przestań więc do mnie dzwonić, bo to nie przyniesie żadnych rezultatów — mówił z irytacją, po czym się rozłączał.

Zdaję sobie sprawę, że może to być idiotyczne, a nawet niedorzeczne, ale po każdej takiej rozmowie płakałam jak bóbr. Kilka dni temu czułam się na tyle przygnębiona i zrozpaczona, że poszłam do mojej przyjaciółki Agnieszki, aby opowiedzieć jej o moim cierpieniu.

– Uch, odetchnęłam z ulgą, przypuszczałam, że to przez Artura płaczesz — powiedziała.

– Przez Artura? Nie, ale skąd... To już przeszłość, nie warto o tym rozmawiać. Oczywiście, jest mi niezręcznie, bo sądziłam, że uda nam się to jakoś poukładać. Ale prawda jest taka, że to tylko Maksa mi tak naprawdę brakuje — wydusiłam.

Aga zamyśliła się na moment.

— Może byś poszła do schroniska i wybrała sobie nowego pieska? — zasugerowała, a ja natychmiastowo podniosłam się na nogi.

— Absolutnie nie! Nie chcę żadnego innego psa, tylko Maksa! — wykrzyknęłam.

— Rozumiem, rozumiem... Serce nie wybiera, kochasz Maksa i nic na to nie poradzisz... — skinęła zrozumiale głową. — Ale przecież sama przyznałaś, że twój były nie odda ci go za żadne skarby świata.

Może czas na nowe?


— Dokładnie. Kiedy próbuję się z nim skontaktować, odrzuca połączenie. Nie pozwala mi nawet zabrać Maksia na krótki spacer...

— Może powinnaś to przemyśleć? W schroniskach jest wiele czekających na pomoc, samotnych i opuszczonych psów. Jeśli zdecydujesz się na adopcję takiego psa, nie tylko dasz mu szansę na dom i szczęśliwe życie, ale także poczujesz się lepiej — argumentowała.

– Nie jestem pewna... To po prostu nie jest to samo. Maks był jedyny, ukochany. Nie można go tak po prostu zastąpić – powiedziałam z westchnieniem.

– Zgadza się, nie da się go zastąpić. Ale wiesz co? Przyrzekam, że pokochasz tego nowego szczeniaka tak samo jak Maksa. A on pokocha ciebie. I będziecie nierozłączni.

– Naprawdę tak myślisz?

– Jestem pewna. Zobaczysz, stoisz przy klatce, patrzysz mu w oczy i wiesz, że to jest właśnie ten.

– W porządku, zastanowię się – uległam.

Planuję odwiedzić schronisko w najbliższą sobotę i przejść obok wszystkich klatek. Być może nowy czworonożny przyjaciel nie zastąpi mi Maksa, ale mam nadzieję, że zapełni pustkę w moim sercu.

Dodatkowo będzie wyłącznie mój, nawet prawnie. Aktualnie jestem samotna, ale nie jestem w stanie przewidzieć, co przyniesie mi przyszłość. Być może spotkam na swojej ścieżce życia mężczyznę? Jeżeli między nami wszystko będzie w porządku, to wspaniale. Jeśli nie, będę miała przecież psa.

Czytaj także:
„Przedszkolanki znęcały się nad moim synem. Te bezduszne babska krzyczały na Ignasia i zostawiały go samego bez jedzenia”
„Przez 2 lata modliłam się do św. Rity o dobrego męża. Stał się cud i dostałam wdowca w pakiecie z niemowlakiem”
„Przez lata byłam sprzątaczką u bogaczy. Rozpuszczona córunia moich pracodawców okrutnie mnie potraktowała”

 

Redakcja poleca

REKLAMA