„Byliśmy jak ogień i woda. Ja gasiłam pożary, on je rozniecał. Nienawidziłam go, a jednocześnie nie mogłam bez niego żyć”

Kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Żarliśmy się okrutnie, ale też nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Ze sobą źle, bez siebie jeszcze gorzej – jak w piosence. Czasem stąpaliśmy po kruchym lodzie, niebezpiecznie zbliżaliśmy się do krawędzi, ale żadne z nas by nie pozwoliło, żeby drugie runęło w przepaść”.
/ 25.04.2022 07:11
Kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Zrobił mi na złość. Jak zawsze! Jestem tego pewna. Drań! Wstrętny i podły! Egoista! Zawsze tylko: ja to, ja tamto... Wiedział, jak bardzo zależało mi na tym, żeby być pierwszą na tym placu pod lasem. Ale i tym razem mnie przechytrzył.

Nasze małżeństwo nigdy nie było idealne. Przeżyliśmy wprawdzie razem 55 lat, ale w tym chyba ze 20 było kryzysowych. Wiem, że żaden ze mnie anioł, ale Adam! Ten to dopiero miał charakterek!

Zawsze musiał postawić na swoim

Nieważne, czy sprawa była tego warta, czy była to jakaś głupia drobnostka. Zazwyczaj, jako ta mądrzejsza mu ustępowałam, ale czasem wstępowała we mnie cholera i też potrafiłam pokazać rogi.

Dobrze, że nie mieliśmy dzieci. Nie wiem, co by z nich wyrosło, gdyby musiały uczestniczyć w tej walce charakterów. A może, gdybyśmy je mieli, byłoby inaczej? Brak dzieci nie był naszym wyborem, natura tak postanowiła.

Adam w dzieciństwie na coś tam ciężko zachorował i to przekreśliło jego szanse na bycie ojcem. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, strasznie się zdenerwował, gdy go kiedyś o to spytałam, więc już więcej nie drążyłam tematu. Nie cierpieliśmy z tego powodu jakoś szczególnie, bo oboje byliśmy egoistami.

Zajęci pracą i sobą, a potem, na emeryturze, już tylko sobą. Bo tak naprawdę żarliśmy się okrutnie, ale też nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Z sobą źle, bez siebie jeszcze gorzej – jak w piosence.

Poznaliśmy się na wycieczce organizowanej przez PTTK. Lubiłam wyjeżdżać w góry od czasu do czasu, uwielbiałam tę wyjątkową ciszę w górach, ich majestat i piękno. Dla Adama góry były wszystkim. Kochał je bezgranicznie. Od razu zwróciłam na niego uwagę, ale nie dlatego, że był tak szalenie przystojny, tylko dlatego, że potwornie się wymądrzał. Na każdy temat: szlaku, zmieniającej się pogody, odpowiedniego obuwia w góry…

Mimo to, miał w sobie mnóstwo uroku. Pierwszego wieczoru w schronisku, przysiadł się do mnie przy ognisku i podał upieczoną już kiełbaskę.

– Jak to dobrze, że piękne kobiety też chodzą w góry – powiedział. – Człowiek się mniej męczy na szlaku.

Rozbawiło mnie to.

– Mężczyźni też są bardzo mile widziani – zrewanżowałam się. – Kobiety mogą skręcać kostki bez opamiętania.

Zaśmiał się głośno i odchylił głowę lekko do tyłu. Polubiłam ten śmiech od razu. Wiele razy przerywał grobową ciszę po kłótni w naszym małżeństwie, którym zostaliśmy rok później.

To była szalona miłość, moja pierwsza

Miałam zaledwie 19 lat i zakochałam się bez pamięci. Adam był sześć lat starszy ode mnie, ale na pewno nie dojrzalszy. Za to piekielnie przystojny. Byliśmy jak ogień i woda. Ja zazwyczaj gasiłam pożary, on je rozniecał. Czasem stąpaliśmy po kruchym lodzie, niebezpiecznie zbliżaliśmy się do krawędzi, ale żadne z nas by nie pozwoliło, żeby drugie runęło w przepaść.

Lubiliśmy tę rywalizację pomiędzy nami. Dodawała nam skrzydeł, wzmacniała nasze relacje, a często też śmieszyła. Prowadziliśmy aktywne życie, mieliśmy zaufanych przyjaciół, z którymi grywaliśmy w brydża w każdą pierwszą sobotę miesiąca. No i jeździliśmy w góry. To był nasz ulubiony sposób spędzania każdej wolnej chwili. Wakacje, święta, wolne dni – zawsze góry.

Oboje odchorowaliśmy pierwszy rok, kiedy okazało się, że nie damy już rady iść na szlak. Udawaliśmy, że to bez znaczenia. Szczęśliwie udało się nam okazyjnie kupić kawałek ziemi. I w ten sposób łagodnie zamieniliśmy góry na działkę.

– Tu też jest pięknie i człowiek się nie zasapie – żartował Adam, leżąc na leżaku i trzymając mnie za rękę.

– Tak, kochanie, tak – kiwałam głową, a siwe kosmyki włosów opadały na moje policzki.

Z wiekiem coraz częściej zgadzałam się z moim ukochanym mężem. Stawaliśmy się coraz starsi i coraz czulsi dla siebie. Patrzyłam w wyblakłe oczy Adama, które kiedyś były granatowe i dziękowałam Bogu za niego. „Z nikim innym nie byłabym taka szczęśliwa” – myślałam.

– Przyszłam do ciebie – mruczę pod nosem, zapalając znicz. – Ale to nie znaczy, że ci wybaczyłam. Nigdy ci tego nie wybaczę. Byliśmy przecież umówieni, dałeś mi słowo! Dałeś słowo, że nigdy mnie nie zostawisz! I że wreszcie poczujesz się w obowiązku przynosić mi kwiaty. A ja ci uwierzyłam, jak zawsze zresztą, idiotka ze mnie.

Czytaj także:
„Mam męża i od 5 lat kochanka. Kocham obydwu, ale jestem coraz starsza i boję się, że zaraz zaczną mnie zdradzać”
„Siostra miała zastępować mi matkę, a sprowadziła do domu gacha. Nie znoszę typa i zrobię wszystko, żeby się go pozbyć”
„Dominik mi się podobał. Gdy do mnie zagadał, miałam nadzieję na randkę. Zamiast tego usłyszałam, że... jest moim bratem”
 

Redakcja poleca

REKLAMA