Straciłem pracę, rzuciła mnie narzeczona, a jeszcze nad głową wisiała mi spłata pożyczki – no nic, tylko usiąść i płakać. Albo zacząć pić, co uczyniłem. Byłem o krok od tego, by bardzo źle skończyć.
Na szczęście w porę podjąłem właściwą decyzję
– Adam, zrób coś ze swoim życiem! – matka jak zawsze zaczęła ciosać mi kołki na głowie, kiedy wróciłem po kilku piwach z kumplami.
Odkąd straciłem pracę operatora wózka widłowego w lokalnej rozlewni wody mineralnej, ona i moja narzeczona wciąż miały do mnie pretensje. Strasznie mnie to wkurzało, choć miałem świadomość, że się o mnie martwią. Rozlewnia była właściwie jedynym zakładem pracy, który działa w naszej okolicy. Zatrudnia blisko pięciuset ludzi. Pozostali mieszkańcy naszego regionu to rolnicy, więc po tym, jak szef mnie wyrzucił za przyjście do pracy „pod wpływem”, naprawdę nie miałem gdzie szukać roboty.
Próbowałem jeszcze przekonać przełożonego, namówić go, żeby przymknął oko na tej jeden wybryk, bo nie piłem przecież rano, tylko wieczorem wychyliłem o kilka piwek za dużo i nie do końca wytrzeźwiałem. Jednak wymogi zakładu pracy były pod tym względem rygorystyczne, odkąd dwa lata temu jeden z pracowników zginął w wypadku, zrzucając na wózek widłowy wielką paletę z butelkami. Kiedy okazało się, że był pijany, bardzo zaostrzono kontrolę w tym względzie.
– Nie ma opcji, Adam. Wiedziałeś, jakie są konsekwencje. Mogłeś wziąć urlop na żądanie.
Akurat! Dawno już go wykorzystałem.
Iga była na mnie wściekła
Uważała, że przez własną głupotę straciłem pracę i chciała zerwać zaręczyny. Jej także nie było lekko, bo jej rodzice nie byli zachwyceni naszym związkiem, a teraz dałem im tylko kolejny argument potwierdzający ich opinię na mój temat. Iga pracowała jako fryzjerka, więc łącznie z napiwkami i tak zawsze zarabiała lepiej niż ja. Na dokładkę wpędziłem się w kłopoty, bo niedługo po zwolnieniu wziąłem „szybką pożyczkę”.
Chciałem udawać, że nic się nie zmieniło i pokazać narzeczonej, że nadal stać mnie na kino czy restaurację. W walentynki zaprosiłem ją na randkę, choć mówiła mi, że lepiej, abyśmy ograniczyli zbędne wydatki.
– Nie przesadzaj, skarbie. Niedługo coś znajdę i będzie dobrze. Zasługujesz, żeby cię rozpieszczać. Jesteś ciągle taka zapracowana… – przekonywałem ją.
Zanim jednak gdziekolwiek się wybraliśmy, wpadł do mnie Łukasz z kilkoma piwkami. Niestety po szóstym zupełnie zapomniałem, że miałem gdziekolwiek jechać. Iga wpadła do mnie po pracy i zobaczyła, że impreza już trwa w najlepsze.
– Adam… mieliśmy jechać do kina. Co ty wyprawiasz? Przecież nie masz pieniędzy, a urządzasz sobie popijawy z kolesiami! – wkurzyła się nie na żarty.
Na dokładkę Łukasz, zamiast trzymać język za zębami, wygadał się natychmiast, że wziąłem pożyczkę, więc mam pieniądze. Kiedy Iga to usłyszała, załamała się.
– Odkuję się, obiecuję! – próbowałem ją przekonać.
Bez skutku.
Oddała mi pierścionek ze łzami w oczach
Nie zamierzała dłużej udawać, że to ma sens. Niestety wiedziałem, że ma rację. Jej rodzice też ją mieli. I teraz będą uważać, że podjęła świetną decyzję. Nie miałem też co liczyć na wsparcie ze strony mojej mamy…
Wyrzuciłem Łukasza, położyłem się w pokoju na kanapie i zacząłem się zastanawiać, co ja w ogóle robię? Miałem pracę. Miałem narzeczoną, która mnie kochała, Bóg jeden wie, za co. I miałem plany na przyszłość. A teraz? Jestem bezrobotny, samotny i wszyscy mają mnie za nieudacznika. Zaczęło do mnie docierać, że chyba „ci wszyscy” mają rację. Tak dłużej być nie mogło!
Następnego dnia posprzątałem pokój, wziąłem prysznic i pojechałem do biura pośrednictwa pracy zagranicznej. Języka nie znałem, ale w końcu nie ja jedyny, a ludzie jakoś dostawali pracę za granicą. Pani podstawiła mi jakiś test językowy, ale od razu powiedziałem, że nie ma sensu tracić na to czas. Rzuciła okiem na moje CV i dokumentny, w tym wypowiedzenie dyscyplinarne. Patrząc na jej minę, obawiałem się, że nie mam na co liczyć.
– Jest praca sezonowa przy zieleni miejskiej. Chodzi pan z kosiarką ręczną wzdłuż dróg publicznych i kosi trawę. Pasuje? – zapytała wprost.
– No, jasne.
– Od razu mówię, że jeśli będą jakieś wybryki alkoholowe, biuro rozwiązuje z panem umowę w trybie natychmiastowym. To praca przy drodze szybkiego ruchu z ostrym narzędziem. Niech się pan dobrze zastanowi.
Zapewniłem ją, że wiem, co robię i już nauczyłem się na swoich błędach. Podała mi papiery do podpisania i powiedziała, że w poniedziałek wyjeżdża bus do Holandii. Wróciłem do domu i zacząłem pakować manatki. Mama spojrzała zaskoczona.
– A ty co robisz?
– Robię coś ze swoim życiem – uśmiechnąłem się.
Naprawdę poczułem, że jest to krok naprzód. Może nie milowy, ale najważniejsze, że w dobrą stronę. Mama podeszła i mnie przytuliła. Pierwszy raz od wielu miesięcy poczułem, że jest ze mnie dumna. To wiele dla mnie znaczyło. Wsiadając rano do busa, zobaczyłem kilka znajomych twarzy, ale okazało się, że każdy z nas jest wysyłany gdzie indziej.
W pewnym sensie poczułem ulgę
Potrzebowałem całkowicie odciąć się od dawnego środowiska. Obawiałem się, że jeśli będę mieszkał z dawnymi znajomymi z pracy lub szkoły, wrócą stare nawyki i pierwszą myślą po pracy będzie otworzenie piwka i szukanie rozrywki. Nie tak zamierzałem tam żyć. Chciałem wyciągnąć z tego wyjazdu jak najwięcej droga minęła szybko. Zakwaterowano mnie w domu szeregowym na przedmieściach Rotterdamu. Oczywiście, mieszkali tam sami Polacy.
Było tam sześć pokoi, wspólna łazienka i kuchnia. Żadne luksusy, ale jak dla mnie wystarczająco. Dostałem pokój z jakimś sporo ode mnie starszym facetem znad morza. Sprawiał wrażenie bezkonfliktowego i spokojnego człowieka, więc ucieszyłem się, że na niego trafiłem. Mówił, że w Polsce ma rodzinę i całe życie wyjeżdża na pół roku do pracy, a na pół roku wraca.
– Nie jest panu ciężko bez rodziny?
– Ciężko, kolego, to jest jak rodzina nie ma za co żyć. Po to jest facet, żeby ją utrzymał – powiedział.
Takich lekcji podczas naszego wspólnego pobytu na obczyźnie dostałem jeszcze wiele. Tłumaczył mi, jakby był moim ojcem, że należy brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, że na zabawę i atrakcje należy sobie najpierw zapracować, a w pierwszej kolejności zadbać o potrzeby rodziny, a co najważniejsze, że bez miłości i celu w życiu nie da rady tu wytrzymać.
Może komuś wydawałoby się, że to rady tetryka, który niepotrzebnie się wymądrza, ale ja wychowywałem się bez taty, więc po raz pierwszy w życiu czułem, że ktoś stara się mi po męsku poukładać w głowie.
– A ty masz kogoś? – zapytał.
– Miałem narzeczoną, ale odeszła. Zresztą wcale jej się nie dziwię.
– Jeśli ją kochasz, to zrób wszystko, żeby wróciła. Nie ma nic ważniejszego w życiu – poklepał mnie po plecach.
Następnego dnia rano podstawiono nam busa. Któryś z nas mógł go prowadzić i zarobić dzięki temu ekstra pieniądze. Chłopaki nie chcieli, bo od razu zapowiedzieli, że w drodze do domu otwierają piwo.
– Ja poprowadzę – zgłosiłem się, a pan Kazimierz uśmiechnął się pod wąsem.
Praca na dworze nie była lekka. Samochody jeździły bardzo szybko i często mocno zawiewało od szosy. Kosiarka też była ciężka i często się zacinała. Mimo to, po całym dniu, czułem się rześki i pełen energii. To było przedziwne doznanie. Wszedłem do kuchni i zalałem sobie zupkę chińską, na co mój współlokator spojrzał z politowaniem.
– Jak będziesz się tak odżywiać, długo nie pociągniesz! To praca fizyczna. Musisz dać organizmowi paliwo, tak samo jak kosiarce – powiedział. – Umiesz gotować?
Zaprzeczyłem, a on kazał mi podejść i wyjął z lodówki spory kawałek surowego mięsa, pieczarki, paprykę, cebulę i koncentrat pomidorowy.
– Chodź, kolego, nauczę cię robić strogonowa. Mężczyzna po trzydziestce musi potrafić sobie ugotować. To wstyd, nie potrafić! – powiedział ostro.
Stał nade mną i pilnował każdego gestu. Podawał mi przyprawy, musztardę, śmietanę. Tłumaczył, co robić, żeby wszystko było miękkie, ale nie rozgotowane. Chłopaki szybko zbiegli się z góry, bo zapach był po prostu nieziemski. Kazik zaprosił wszystkich do stołu. Od tej pory ustaliliśmy, że będziemy robić zrzutkę na zakupy. Kazik będzie zarządzał, a ja będę gotować.
W głowie mi się nie mieściło, że sam się na to zgodziłem, ale strogonow wyszedł tak dobry, że nabrałem zapału, żeby nauczyć się czegoś więcej. Kolejnym daniem była śląska rolada, później bigos i placek po węgiersku. Wszystko mięsne, doprawione i sycące. każdego dnia wstawałem wcześnie, zawoziłem wszystkich do Rotterdamu, w pracy dawałem z siebie wszystko, żeby nie podpaść szefowi, a po skończonej robocie, gotowałem obiad dla dwunastu chłopaków. W weekendy robiliśmy zakupy, sprzątaliśmy i czasem jechaliśmy coś zwiedzić w okolicy.
Nie miałem czasu na myślenie o głupotach
Moje życie nabrało tempa i naprawdę zaczęło mi się podobać. Szef był ze mnie bardzo zadowolony. Powiedział, że chętnie przedłuży ze mną współpracę i zaproponował nawet, że opłaci mi kurs języka holenderskiego. Oczywiście chętnie się zgodziłem. Musiałem się naprawdę sprawdzić, skoro postanowił we mnie zainwestować. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem, jaką radość daje poczucie rozwoju a także zwykłe, uczciwe życie i zarabianie.
To było coś, czego mi było potrzeba. Po kilku tygodniach, zachęcony przez Kazika, zadzwoniłem do Igi. Myślałem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać, ale odebrała po pierwszym sygnale. Kiedy opowiedziałem jej, gdzie jestem i co robię, nie mogła uwierzyć. Była pewna, że zabawiam się ze swoimi kolesiami i nawet nie przejąłem się naszym rozstaniem.
– Będę w domu na Wielkanoc. Może… chciałabyś się spotkać na kawę, co? – zapytałem, a ona odparła, że nie obiecuje, ale też nie wyklucza.
To mi wystarczyło. Miałem cel, o którym mówił Kazik. Wiedziałem na pewno, że to właśnie ona nim jest. To dla niej starałem się stać inny i teraz nabrało to wszystko nowego znaczenia. Przed powrotem do Polski, powiedziałem Kazikowi, że umówiłem się z Igą.
– Dobra robota, kolego. Tylko nie jedź jak obdartus. Trzeba wyglądać, jak się starasz o dziewczynę.
Spojrzałem na swoje ciuchy robocze i musiałem przyznać mu rację. Niewiele wydawałem, poza zakupami spożywczymi, ale za namową Kazika pojechałem do Rotterdamu, by kupić nową kurtkę, buty, koszulę i spodnie. Spojrzałem w lustro – aż trudno było uwierzyć w to, jak się zmieniłem. Tygodnie ciężkiej pracy i dobrego, zdrowego jedzenia wpłynęły na moją sylwetkę. Przybrałem na wadze, wyrobiłem mięśnie i miałem wrażenie, że naprawdę lepiej wyglądam. Gdy wróciłem do domu, moja mama ledwo mnie poznała.
– Czy ty jesteś moim synem? – zaśmiała się, widząc mnie w dobrej formie.
Widziałem, że jest wzruszona. Przytuliłem ją mocno i powiedziałem, że wrócę wieczorem, bo jadę do Igi.
– Do Igi? Naprawdę? – wzruszyła się.
Pobiegłem po kwiaty i przyszedłem pod jej zakład fryzjerski. Kiedy Iga wyszła, spojrzała na mnie niepewnie.
– Tęskniłem za tobą – powiedziałem, wręczając jej kwiaty. – Zrozumiałem, że narobiłem wiele głupot, i przepraszam. To było szczeniackie. Bardzo bym chciał, żebyś mi wybaczyła…
Łzy zaczęły płynąć jej po twarzy, więc natychmiast ją pocałowałem. A ona… wtuliła się we mnie, jak za dawnych czasów. Kolejne dni spędzaliśmy razem, wciąż nie mogąc się sobą nacieszyć. Iga nie mogła uwierzyć, kiedy codziennie wracała po pracy i czekał na nią obiad.
– Jakim cudem nauczyłeś się tak gotować? – zachwycała się.
Podobnie jak mama, śmiała się, że ktoś jej mnie podmienił na lepszy model. Pewnego dnia, wracając ze sklepu z zakupami, wpadłem na Łukasza.
– Adam! Co ty tu robisz, stary? Myślałem, że jesteś za granicą.
– Bo jestem. Przyjechałem na urlop – odpowiedziałem, witając się z nim.
– No… to czemu nie dzwoniłeś?! Zarabiasz w euro, to musisz postawić piwo!
Spojrzałem na niego zdegustowany.
„Postawić piwo? A niby czemu? Dlatego, że przez pół roku zaharowywałem się fizycznie i byłem poza domem, żeby zarobić na życie? Przez cały ten czas nawet do mnie nie zadzwonił, ani nie napisał, a teraz liczył na to, że za darmo się napije!”.
Dotarło do mnie, że gdybym tu został, byłbym nadal dokładnie taki sam. Wyjazd wymagał poświęceń i wiedziałem, że po świętach będę musiał wrócić do pracy za granicę, ale myślałem dużo nad tym, co powiedział mi Kazik. Mimo tego, że on nie narzekał na życie z dala od rodziny, ja nie chciałbym zostawiać Igi na tak długo. Tym bardziej, jeśli doczekamy się kiedyś dzieci. Gotowanie wciągnęło mnie na tyle, że zacząłem zastanawiać się nad założeniem własnej restauracji.
Wiem, że nie będzie to łatwy biznes, ale u nas nie ma jeszcze żadnej, a ludzie często narzekają, że nie mają gdzie zrobić komunii ani stypy. Zamierzam więc popracować kilka lat, odłożyć pieniądze i spróbować swoich sił w Polsce. Bo wiem, że przy Idze jest moje miejsce na ziemi.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”