„Byłem idealnym mężem: pracowałem na dom, gotowałem, sprzątałem. Pewnego dnia żona zabrała mi oszczędności z konta i odeszła”

Byłem idealnym mężem, a żona i tak odeszła fot. Adobe Stock, MB.Photostock
„– Co to znaczy, że takie życie ci nie pasuje? To ty tak chciałaś żyć! Wszystko dla ciebie poświęciłem! Nic innego nie robię, tylko zajmuję się psami, remontuję, gotuję ci nieustannie, sprzątam po wszystkich. Po co zaczynaliśmy ten remont i brałem kolejny kredyt na meble kuchenne, skoro planowałaś mnie zostawić?”.
/ 07.09.2022 13:15
Byłem idealnym mężem, a żona i tak odeszła fot. Adobe Stock, MB.Photostock

– To jednak nie to – usłyszałem od żony, kiedy wychodziłem z pokoju, żeby nastawić wodę na herbatę.

– Co masz na myśli? Chodzi ci o ten kolor? – dopytałem.

Byliśmy w trakcie permanentnego remontu i przed chwilą rozmawialiśmy o odcieniu gresu, który mozolnie układałem na podłodze w kuchni, przedpokoju i łazience. W sklepie, na ściance wystawowej, wyglądał naprawdę świetnie. W mieszkaniu stracił swój urok. Zamiast szaro-srebrzystego był jak ubrudzony chodnik.

Nie. Wszystko. My. To życie. To jednak nie jest to, czego chciałam – powiedziała po chwili, właściwie nie odrywając oczu od ekranu smartfona.

Myślałem, że się przesłyszałem

– O czym ty mówisz? Chcesz znowu zmienić płytki? A może mieszkanie? – zadawałem dalsze prozaiczne pytania, oddalając od siebie najbardziej oczywistą prawdę, która płynęła z jej słów.

Jej nie chodziło o remont. Ona po prostu chciała się rozstać. Podskórnie przeczuwałem, że te słowa, ta rozmowa i ta decyzja mogą nastąpić. W ostatnich miesiącach – ba! chyba nawet latach – oddaliliśmy się od siebie. Chciałem odnowić więź, która nas kiedyś łączyła Mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale w zasadzie żyliśmy trochę obok siebie. Mimo wszystko sądziłem, że to wina braku czasu, trzeciego remontu mieszkania w ciągu ostatnich pięciu lat, ciągłych kłopotów z pieniędzmi, coraz gorszą atmosferą w firmie, w której oboje pracowaliśmy. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem.

Wmawiałem sobie, że jak już skończę TEN remont, to odpoczniemy od kurzu, pyłu, kleju do płytek, silikonu, fugi i całej masy innych rzeczy. Miałem nawet plan, żeby poważnie o tym z nią porozmawiać, spróbować odnowić tę więź, która kiedyś nas łączyła. Ale jej słowa były niczym dziesięciotonowy młot, który masakruje wszystko.

– Nie udawaj, że nie wiesz, co mam na myśli – zaczęła powoli.

Teraz podniosła głowę i spojrzała na mnie. Siedziała – zresztą jak zawsze wieczorem – na łóżku, oparta o wezgłowie. W sypialni panował lekki półmrok, a jedynym źródłem światła był kinkiet na ścianie z jej lewej strony.

Sam wiesz, że jest zupełnie inaczej niż kiedyś. Ja się duszę. A ty mnie dobijasz. Mam dość tego mieszkania, dość tego remontu i mam serdecznie dość ciebie – dorzuciła i wróciła, jak gdyby nigdy nic, do patrzenia na ekran swojego telefonu.

Od jej pierwszego słowa nie ruszyłem się z miejsca. Nadal stałem przy drzwiach pokoju z ręką na klamce, tyko coraz mocniej zaciskałem na niej dłoń.

– Czyli co? Rozwód? Jak to sobie wyobrażasz? – zapytałem wciąż jeszcze spokojnym głosem.

W głowie miałem gonitwę myśli. Czułem, że powoli wzbiera we mnie wściekłość.

Tak, rozwód. Wyprowadzam się za miesiąc – powiedziała prawie bez emocji.

– Czekaj, czekaj. Za miesiąc? Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Nie da się tego jeszcze naprawić? Może jednak spróbujemy coś zrobić? Co z mieszkaniem? Co z działką? Co z kredytem? – zadawałem kolejne pytania, nie czekając na odpowiedzi.

Byłem w szoku

Dopiero teraz zauważyłem, że Maria zaczęła się chyba lekko denerwować. Na jej twarzy pojawił się ten nieszczery uśmiech, który widziałem wtedy, gdy się stresowała. Ja też się coraz bardziej irytowałem, ale wciąż nie mogłem w to uwierzyć.

Jak to: rozwód? Po trzynastu latach razem? Przyznaj się, masz kogoś? – pomyślałem i chyba też to powiedziałem.

– Nie ma już sensu próbować cokolwiek naprawiać. To nic nie da. Podjęłam już decyzję. Mieszkanie będzie twoje, a działkę na Warmii zachowam dla siebie. Może będę ją wynajmować. Zobaczę. Na razie wstępnie nas umówiłam z notariuszem, żeby załatwić wszystkie formalności. Samochodu nie sprzedamy. Sporządzimy umowę darowizny, żebym nie musiała płacić podatków. Mebli z mieszkania nie chcę. Zresztą już mi się nie podobają. Kredyt będziesz spłacał sam…

Wyliczała po kolei dalsze „nasze” kroki i widać było, że wszystko już miała dokładnie przemyślane i zaplanowane.

– A nawet gdybym kogoś miała, to i tak bym ci nie powiedziała – dodała na końcu i wzięła na ręce psa.

W tym momencie dostrzegłem, że wokół nas nagle – i bezszelestnie – zgromadziły się wszystkie nasze psy. Jakby wiedziały, że właśnie odbywa się rozmowa, która zadecyduje o ich losie, że szykuje się coś złego.

Co to znaczy, że takie życie ci nie pasuje? To ty tak chciałaś żyć! Wszystko dla ciebie poświęciłem! Nic innego nie robię, tylko zajmuję się psami, remontuję, gotuję ci nieustannie, sprzątam po wszystkich. Kiedy ostatni raz powiedziałaś o mnie coś miłego? Nieustannie masz do mnie tylko pretensje! – chyba podniosłem lekko głos na ostatnim słowie. – Jesteś pieprzoną egoistką. Teraz widzę to dokładnie. Czy ty w ogóle pomyślałaś o mnie? Po co zaczynaliśmy ten pieprzony remont i brałem kolejny kredyt na meble kuchenne, skoro planowałaś mnie zostawić? Co z naszymi psami? – puściła we mnie tama i wygarnąłem jej kilka rzeczy, które leżały mi na wątrobie.

Maria nawet nie zaprzeczała

– Zabiorę tylko jednego psa. Reszta jest twoja. Potrzebuję odmiany, a ty mi jej nie zapewnisz. Chcę emocji, podróży. A w ogóle to za kilka miesięcy wyjeżdżam do Niemiec.

No jasne. Teraz wszystko się układało w spójną całość. Zrozumiałem, dlaczego kilka miesięcy temu zaczęła powtarzać sobie język niemiecki i wyciągnęła notatki ze studiów. Dotarło do mnie, dlaczego wprowadziła blokadę na telefonie, chociaż nigdy tego nie robiła. Wyjaśniły się te wieczorne, długie i samotne wyjścia na rolki, w trakcie których prosiła, żebym do niej nie dzwonił. Oczywiste stało się, dlaczego na telefonie miała aplikacje do tanich rozmów międzynarodowych online. I już nie musiałem się dopytywać, czemu z konta zniknęło nam zaoszczędzone tysiąc pięćset złotych. To była kaucja za nowe mieszkanie. Wciąż zaciskałem dłoń na klamce. Rękę miałem już zbolałą. Ale bardziej bolała mnie głowa od kolejnych myśli, które wzbierały mi w głowie. Jak to „to nie jest to”? Trzynaście lat temu to była wielka miłość. Zamieszkaliśmy w starej kamienicy i wydawało mi się, że będziemy szczęśliwi do końca życia. Dziesięć lat temu na horrendalnie wysoki kredyt kupiliśmy duże mieszkanie, które miało być naszą ostoją na zawsze. A teraz?

Teraz mam prawie czterdzieści lat, nie mam właściwie żadnych oszczędności, bo wszystko ładowałem w cholerne remonty. W domu mamy pięć psów, które wymagają nieustannej opieki, bo są stare i schorowane. To ja po nich sprzątam, ja je karmię, jeżdżę do weterynarzy. Ona tylko je „kocha”. Zawsze domagała się nowych, którym możemy pomóc. Teraz mam z tym wszystkim zostać sam. A ona po prostu umywa ręce. Czułem, że zaraz wybuchnę.

– Nie wierzę, że jesteś taką egoistką. Idę się przejść. Nie mogę na ciebie patrzeć – powiedziałem.

Maria milczała. Nie zareagowała. A mnie było duszno. Cały gotowałem się w środku z wściekłości i bezsilności. Musiałem coś zrobić, żeby nie oszaleć. Wychodząc, nawet nie trzasnąłem drzwiami. Nie pamiętam właściwie, jak szybko zszedłem z trzeciego piętra. Stanąłem przed klatką i odetchnąłem chłodnym powietrzem.

Było już ciemno

Nasze osiedle wyglądało tak spokojnie. Nikogo nie było w alejkach, tylko w niektórych oknach świeciły się światła. Nie było to dla mnie ukojenie. Raczej miałem świadomość, że zostałem mimowolnie więźniem: mieszkania, kredytu i samotności. Doszedłem do furtki naszego zamkniętego osiedla i skierowałem się do parku.

Wyciągnąłem paczkę papierosów. Zapaliłem i dopiero wtedy poczułem, że razem z dymem delikatnie schodzą ze mnie emocje. Teraz przyszedł czas na nowe plany, nowe wyzwania i nowe życie. Nie chcesz mnie? OK. Może i tak lepiej. Jak to będzie dalej wyglądać? Nie wiem. Ale może lepiej będzie nam bez siebie. Zobaczymy.… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA