„Byłem gotowy porzucić życie podrywacza i się ustatkować. Szkoda, że miłość życia odbił mi najlepszy przyjaciel”

Mężczyzna ze złamanym sercem fot. Adobe Stock
Powoli przestaję wierzyć w męską solidarność. Bo jaki facet może zrobić coś takiego swojemu najlepszemu kumplowi?
/ 16.04.2021 12:44
Mężczyzna ze złamanym sercem fot. Adobe Stock

 „Widzimy się dziś na piwie o 20.00? Tam gdzie zwykle? – takiego esemesa przed chwilą napisał mi Kuba, a ja nie miałem ochoty ani na piwo, ani tym bardziej na spotkanie z nim. Bo kim on teraz niby dla mnie jest? Po tym wszystkim, co mi zrobił, ma jeszcze czelność odzywać się do mnie i proponować browar?!

Miałem cholerny fart: spotkałem tę dziewczynę

Jeszcze do niedawna byliśmy kumplami, niemal przyjaciółmi. Dlatego myślałem, że mogę Kubę traktować nie tylko jak zwykłego znajomego. Uważałem go za mojego przyjaciela. No i co? Pomyliłem się. Poszło, jak można się domyślić, o kobietę.

Wcześniej nigdy nie mieliśmy konfliktów dotyczących podboju panienek. Na wspólnych imprezach każdy z nas od razu ustalał swoje terytorium i było wiadome, która jest jego, a która moja. Metoda była niezawodna. Prawie z każdej dyskoteki wychodziliśmy w towarzystwie superlaseczek. Nie sposób nie uśmiechnąć się na wspomnienie tamtych wieczorów. Byliśmy niczym młode koguty, mogliśmy zdobyć każdą!

Wszystko się zmieniło, kiedy poznałem Agnieszkę. Drobna dziewczyna z długimi, kasztanowymi włosami w ogóle nie zwracała na mnie uwagi podczas parapetówki u znajomego. Na nic zdały się moje elokwentne wywody czy udawanie zainteresowania jej pasją (choć jej poprzedniczki dawały się na to złapać). Ona o jeździe konnej mogła opowiadać godzinami, a ja – jeśli już – wolę te mechaniczne, bo nie przepadam za zwierzętami. Coś jednak kazało mi nie skreślać jej z tego powodu.

I rzeczywiście Agnieszka okazała się świetną dziewczyną, do tańca i do różańca. W głębi serca zawsze marzyłem, żeby poznać kogoś takiego, a nie kolejną panienkę, która tylko ładnie wygląda, ale z którą już na czwartej randce nie bardzo mam o czym rozmawiać.

Kuba nigdy nie rozumiał, co to prawdziwe uczucie

Z Agą, jak się okazało, miałem wspólne tematy do dyskusji na pierwszym, drugim i każdym kolejnym spotkaniu. Nie dało się zaprzeczyć – zakochałem się po uszy. Zacząłem poświęcać jej coraz więcej czasu, a coraz mniej miałem go dla starego kumpla.
– Czy ty nie przesadzasz? Owinęła cię wokół palca! Co się stało ze starym casanovą? Zachowujesz się jak udomowiony pantoflarz! – drwił ze mnie Kuba.
– Chyba masz rację – potakiwałem.

Bo rola udomowionego pantoflarza coraz bardziej mi się podobała. Podczas gdy Kuba powoli tracił kumpla od wypadów na miasto i szalonych podbojów, Agnieszka zyskiwała chłopaka, który był w stanie zrobić dla niej wszystko. Dosłownie wszystko! Bo na przykład tylko dla niej przełamałem się i zapisałem do szkółki jazdy konnej. Siedząc na śmierdzącej klaczy i ucząc się panować nad nią, mogłem być blisko mojej cudnej Agnieszki i spędzać z nią każdą chwilę. Był to chyba wystarczający dowód mojego uczucia.

Wydawało mi się, że ona mimo wcześniejszych oporów również jest mną zainteresowana. Dlatego od pewnej chwili ośmieliłem się marzyć, że będę z nią już na zawsze, do grobowej deski. Jednak moje „długo i szczęśliwie” nie było tak długie, jak się spodziewałem.

Bardzo chciałem, żeby się zaakceptowali i polubili

Kuba średnio raz w tygodniu dzwonił do mnie z kolejną porcją pretensji.
– Nic się twojej panience nie stanie, jak w piątkowy wieczór zostanie sama w domu – warczał.
Sęk w tym, że to ja nie chciałem spędzać piątkowego wieczoru bez Agnieszki. Wpadłem więc na pomysł, aby zaprosić mojego bliskiego kumpla do restauracji na wspólną kolację z Agą. Wybrałem takie miejsce, by każdy mógł znaleźć w menu coś dla siebie. Moja dziewczyna – grecką sałatkę, a kumpel – golonkę i doskonałe piwo. W głębi duszy miałem nadzieję, że Kuba i Agnieszka chociaż się wzajemnie zaakceptują, bo prawdę mówiąc, za sobą nie przepadali.

Chociaż znali się jedynie z tamtej imprezy, Aga nie miała najlepszego zdania o moim przyjacielu.
– To podrywacz i lekkoduch – skwitowała krótko jego zachowanie.
Przyszło mi do głowy, że zanim ją poznałem, byłem dokładnie taki sam… Kolejny raz zrozumiałem, że mam cholerny fart. Dzięki tej wspaniałej dziewczynie nareszcie nie trwonię czasu i życia na chwilowe podniety, bo mogę zaznać prawdziwego uczucia.

Punktualnie o 20.00 w drzwiach restauracji pojawił się Kuba. Początkowo atmosfera była drętwa. Kumpel silił się na dowcipy, które moja dziewczyna zbywała milczeniem (ja już doskonale wiedziałem, że nie znosi przaśnych kawałów o blondynkach i takich w stylu: „Kobieta za kierownicą jest jak gwiazda na niebie – ty ją widzisz, ona ciebie nie”). Nie ma co kryć, wieczór był nudny. Uznałem, że oni się nigdy ze sobą nie dogadają. Może dlatego nic w zachowaniu Agnieszki mnie nie zastanowiło…

Przez cały kolejny tydzień po spotkaniu Aga nie mogła znaleźć dla mnie czasu. A to miała dodatkowe zlecenie w pracy i musiała zostać po godzinach, a to pojawiły się u niej w biurze jakieś zaległości, a to rozchorował się jej koń w stadninie… W weekend spotkała się ze mną dosłownie na dwie godziny, bo akurat przyjechała jej koleżanka, z którą nie widziała się od kilu miesięcy.

Kuba, który zazwyczaj domagał się spotkań, też nie miał dla mnie czasu.
– Stary, obiecałem pomóc sąsiadowi w remoncie mieszkania, przez najbliższe dwa tygodnie jestem wyłączony z życia towarzyskiego – skwitował moją propozycję wyjścia do pubu czy gdzieś. Pozostał mi więc samotny wieczór z internetem lub przed telewizorem. W niedzielę po południu zadzwoniła do mnie Aga i zaproponowała spotkanie.
– Przyjeżdżaj, kiedy chcesz! – krzyknąłem uradowany.
Miałem zamiar błyskawicznie ogarnąć bałagan w mieszkaniu, ona jednak wolała spotkać się na mieście.

I co się okazało? Nie poszliśmy ani na kawę do ulubionej kawiarni, ani na obiad do restauracji, gdzie podobno „są najlepsze obiady w całej Bydgoszczy”, tylko na krótki spacer. Krótki, bo to, co usłyszałem od mojej dziewczyny, odebrało mi chęć do dalszej rozmowy.

Jej słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba

– Chyba powinniśmy się rozstać. Poznałam kogoś, a nie chcę być wobec ciebie nieuczciwa – powiedziała Agnieszka. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. To wcale nie koniec rewelacji. Facetem, z którym zaczęła się spotykać, okazał się, a jakże, Kuba! Ten sam, którego uważała za podrywacza i bawidamka! Ten sam, który nazywał ją sztywną i drętwą kujonką! Kujonka i bawidamek zostali parą! Szkoda tylko, że ona była moją miłością, a on – najlepszym kumplem…

Zadzwoniłem do Kuby, by mu nawrzucać. Wykrzyczeć, co o nim myślę. A on próbował się tłumaczyć! Podobno się nie spodziewał, że w sumie Aga nie jest taka sztywna, jak mu się wydawało… Nie chciałem tego słuchać. Zerwałem kontakt i z nią, i z nim. Było mi naprawdę ciężko. Do tej pory nikt nigdy mnie tak nie zawiódł. A teraz otrzymałem ciosy z dwóch stron naraz!

Po niecałym miesiącu Kuba napisał do mnie esemesa, że jednak rozstał się z Agnieszką. Wyszło na to, że wybrankę mojego serca potraktował jak kolejną zdobycz do swej bogatej kolekcji.

„Sorry, stary, teraz wiem, że zrobiłem Ci świństwo. Ale widzisz, te baby zawsze i wszędzie namieszają. Mam nadzieję, że nie będziesz się już na mnie gniewał. W końcu byliśmy najlepszymi kumplami, nie?” – napisał.

Wykasowałem tę wiadomość tuż po odczytaniu. A teraz dostałem od niego kolejnego esemesa z propozycją wspólnego wyjścia na piwo. Z jednej strony tęsknię za tym, co było, za naszą przyjaźnią, z drugiej jednak mam do niego ogromny żal i czuję, że chyba nigdy już soli z jednej beczki razem nie zjemy. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA