„Byłam zakochana po uszy, ale miłość wyparowała razem z rodzinnym skarbem. Okazało się, że mój luby miał lepkie rączki”

Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, stefanamer
„Zawód miłosny zniknął błyskawicznie. Pozostały tylko złość i motywacja, aby odzyskać skarb, który został mi podstępnie zabrany. Bez cienia wątpliwości wiedziałam, co muszę zrobić. Byłam przekonana, iż to cacko od pokoleń należało do mojej rodziny”.
/ 02.10.2024 11:15
Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, stefanamer

Kiedyś kpiłam sobie z wakacyjnych romansów, sądząc, że to dobre dla smarkaczy. Byłam przecież dojrzałą kobietą. Okres wpatrywania się w księżyc, pocałunków przy świetle gwiazd i pisania romantycznych listów po powrocie do szarej codzienności dawno już minął. A tu proszę, życie zrobiło mi psikusa.

Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w nadmorskim kurorcie, w Międzyzdrojach, w czasie wakacji dwa lata temu. Zupełnie niespodziewanie wpadłam na całego. Ja, farmaceutka po trzydziestce, prowadząca ustabilizowane życie, której ostatni związek przypadał na czasy studenckie, poczułam motylki w brzuchu niczym rozmarzona nastolatka.

Paweł pracował jako wychowawca kolonii, a oprócz tego był również ratownikiem. Zrobiło na mnie ogromne wrażenie to, jak traktował dzieci. Miał do nich niesamowitą cierpliwość i poświęcał im tyle uwagi, że moje serce momentalnie zmiękło. „Każda kobieta marzyłaby o dzieciach z takim facetem” – przeszło mi przez myśl, gdy przyglądałam mu się, jak bawił się z maluchami na plaży. Pomyślałam to oczywiście w ramach żartu, ale gdzieś w głębi duszy poczułam, że to może być początek czegoś wyjątkowego.

Przystojniak zauroczył mnie bez reszty

Minęło kilka dni i chłopak w końcu do mnie zagadał. Byłam wręcz oszołomiona! Ten gość przecież mógł wyrwać każdą pannę, w dodatku sporo młodszą niż ja, a jednak postanowił uderzyć właśnie do mnie. Umówiliśmy się wieczorem na drinka.

Trzeba przejrzeć moje ciuchy – rzuciła Monika, kumpela, z którą wyjechałam nad Bałtyk. – W końcu ty wzięłaś ze sobą jedynie jakieś krótkie spodenki, zwykłe koszulki i parę bluz – skrytykowała mnie. – Chcesz się tak pokazać na spotkaniu?!

No cóż, rzeczywiście nie spodziewałam się, że będę chodzić na romantyczne spotkania podczas tego wyjazdu. Chciałam po prostu trochę odpocząć, zapomnieć o pracy i zrelaksować się na plaży. Na tę randkę Monika ubrała mnie w swoją obcisłą, czarną kreację. Sukienka była stanowczo zbyt skąpa jak na mnie, odsłaniała o wiele za dużo, ale cóż mogłam zrobić?

– Wyglądasz absolutnie zjawiskowo! – zapewniła mnie przyjaciółka, dodając otuchy.

Do naszego hotelu dotarłam grubo po północy.

– Myślałam, że wrócisz jak na porządną pannę przystało, góra po dwóch godzinach, a tu proszę! Ktoś tu chyba nieźle zaszalał, co? – przekomarzała się ze mną Monika.

Trafiła w sedno, chyba faktycznie przegięłam. Ale godziny po prostu zleciały jak z bicza strzelił. Nim spojrzałam na zegarek, wybiła dwunasta w nocy. Rozmowa się nam kleiła. Przeskakiwaliśmy z wątku na wątek. Paweł wiedział, jak rozmawiać z dziewczynami...

Sprawiał wrażenie bystrego i dowcipnego faceta, przy którym po kilku chwilach czułam się swobodnie. Łączyło nas sporo rzeczy – gust muzyczny, ukochane produkcje filmowe. Bywaliśmy nawet w tych samych knajpach podczas studiów. Paweł, podobnie jak ja, studiował w Krakowie. Tyle, że nie skończył pedagogiki.

– Wykładowcy się na mnie uwzięli, bo czasami opuszczałem wykłady – przyznał zmieszany. – Ale byłem jedynym facetem w domu i po śmierci taty musiałem wesprzeć mamę, idąc do roboty. Na uniwersytecie tego nie rozumieli, tylko rzucali mi kłody pod nogi.

Zaimponował mi swoją życzliwością i poważnym podejściem do życia. W końcu nauka to nie jedyna istotna rzecz. Nawet bez wyższego wykształcenia świetnie dawał sobie radę.

Od naszego pierwszego spotkania aż do końca wakacji w Międzyzdrojach każdy wieczór spędzaliśmy we dwoje. Chociaż po całym dniu na plaży z dzieciakami Paweł padał z nóg, to i tak wygospodarował czas, żeby wybrać się ze mną na wieczorny spacer, zabrać na kolację czy do kina pod chmurką. Ofiarował mi to, czego od dłuższego czasu nie doświadczyłam od żadnego mężczyzny.

Po powrocie do Krakowa zostaliśmy oficjalnie parą. Dwa razy w tygodniu Paweł przyjeżdżał do mnie ze swoich rodzinnych Myślenic. Z reguły weekendy spędzał w Zakopanem, pracując jako przewodnik górskich wypraw.

Przedstawiłam mu moich rodziców

Polubił moich kumpli i zadomowił się u mnie na dobre. Uwielbiał, kiedy dla niego coś przyrządzałam, z chęcią zostawał na noc, gdy tylko nadarzyła się okazja. Nie widział również problemu w poznaniu mojej rodziny.

– Wiesz, mam taki drobny kłopot – posmutniał, kiedy ni z tego, ni z owego rzuciłam pomysłem odwiedzin u moich rodziców w Gorzowie Wielkopolskim. – Serio, z ogromną przyjemnością bym się tam wybrał, ale to kawał drogi, a mój szef jeszcze nie przelał mi kasy za ostatni miesiąc. Strasznie mi głupio, ale nie mam nawet na przejazd…

– Spokojnie, to się zdarza, nie ma co się przejmować – odparłam. – Ja organizuję ten wyjazd, więc płacę za bilety.

Moja mama i siostra były totalnie oczarowane Pawłem. Tata również świetnie się z nim dogadywał, ale w głębi serca skakał z radości głównie dlatego, że jego najstarsza córka w końcu dorobiła się faceta i być może niedługo stanie na ślubnym kobiercu (oczywiście on i mama nie mogli się już doczekać, kiedy zostaną dziadkami).

Paweł również polubił moich rodziców, jednak podczas całej wizyty odnosiłam wrażenie, że nie czuje się zbyt komfortowo. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego, od czasu do czasu znikał od stołu, przy którym wszyscy razem siedzieliśmy, chodził na samotne przechadzki dookoła domu, chował się w pokoju moim albo mojej siostry. Jego zachowanie było dość osobliwe.

Nie ma w tym nic dziwnego – uspokoiła mnie mama. – Facet musi trochę odetchnąć, spędzić chwilę w samotności. W końcu otoczyły go trzy osoby, które dopiero co poznał, na dodatek prawdopodobnie przyszli teściowie – dorzuciła żartem. – To całkiem zrozumiałe, że odczuwa pewną presję.

Wkrótce po tym, jak wrócił z wyjazdu do Gorzowa, jego wizyty w moim krakowskim mieszkaniu stały się coraz rzadsze. Raz twierdził, że udało mu się dostać fuchę jako trener koszykówki w Myślenicach, innym razem opowiadał o nowych grupach, które miał pod swoimi skrzydłami w Zakopanem. Wymyślał dziesiątki pretekstów, byleby tylko nie wpadać do mnie z wizytą ani nie spotykać się gdzieś indziej.

Zaczęły się kłopoty

Z dnia na dzień sytuacja zaczęła się zmieniać. Spotkania, które odbywaliśmy dwa razy w tygodniu, nagle ograniczyły się do dwóch w miesiącu. Przeczuwałam, że dzieje się coś niedobrego. Po sześciu tygodniach, krótko przed świętami wielkanocnymi, oznajmił mi, że nie czuje się jeszcze gotowy na poważną relację.

– Nie chciałbym, abyś traciła ze mną czas – rzucił bez ogródek. – Jesteś wspaniałą osobą i zasługujesz na kogoś wyjątkowego, ale ja nie dam rady dać ci szczęścia. Nie dorosłem jeszcze do założenia rodziny, a kobieta w twoim wieku z pewnością już o tym rozmyśla.

Totalnie mnie powaliło. Jednym ruchem ten palant skopał mi serce, zaprzepaścił wszystkie marzenia i na dokładkę zasugerował, że jestem już starą panną!

Przez całe święta ryczałam jak bóbr. Straciłam chęć do życia, miałam poczucie przeraźliwej samotności. Tym bardziej, że Paweł kompletnie się ode mnie odciął. Wzięłam wolne w pracy, żeby jako tako pozbierać się do kupy. We wtorek po Wielkanocy odezwała się do mnie Monika.

– Nie zgadniesz, na co wpadłam w internecie! – wydarła się do telefonu. – Ten twój Pawełek to jakiś totalny burak. Zdążył już oświadczyć się jakiejś nowej dziewczynie.

Pociemniało mi w oczach, gdy to usłyszałam. O jakich oświadczynach mowa? Jakiej dziewczynie? Dopiero co ze mną skończył, twierdząc, że nie jest gotowy na związek. To na pewno jakaś pomyłka…

Okradł moją mamę!

Następnego dnia z samego rana wpadłam do Moniki w odwiedziny i wszystko mi opowiedziała. Sama wcieliła się w rolę detektywa, by dotrzeć do prawdy.

– Słuchaj, udało mi się dowiedzieć, jak ona wygląda – powiedziała do mnie z satysfakcją w głosie. – Wyobraź sobie, że przez zupełny zbieg okoliczności jej fotka pokazała się na moim Facebooku. Mamy kolegę, który jest naszym wspólnym znajomym i zostawił komentarz pod tym zdjęciem. A zresztą, rzuć okiem sama – przysunęła swojego smartfona bliżej mnie.

Pierwsza fotka pokazywała jakąś wesołą dziewczynę, którą trzymał w ramionach „mój” chłopak. Na drugiej… zbliżenie na jej rękę. Na palcu, na którym nosi się obrączkę, lśnił pierścionek zaręczynowy. Kiedy zobaczyłam spory rubin w złotej oprawie, z charakterystycznym wzorkiem w kształcie kwiatków, to o mało nie zemdlałam.

To pierścionek mojej mamy! – wrzasnęłam wkurzona. – Na pewno go zwinął, jak był u nas na początku roku.

Ten dureń nie dość, że okradł moją mamę, to jeszcze dał jej rodowy pierścionek jakiejś głupiej panience, z którą kręcił na boku. Co za świnia!

Ten piękny pierścień to pamiątka rodzinna przekazywana z pokolenia na pokolenie. Mój pradziadek samodzielnie go wykonał, a potem przy zaręczynach podarował go mojej prababci jako dowód swojego uczucia. Potem to cenne cacko trafiło w ręce mojej babci, a w końcu dostała je mama. Według naszego zwyczaju ja. jako pierworodna córka, powinnam otrzymać ten skarb w dniu swojego zamążpójścia. I tak by się pewnie stało, gdyby ten łajdak go nie zwędził.

Zawód miłosny błyskawicznie zniknął

Pozostały jedynie negatywne emocje – złość i silna motywacja, aby odzyskać skarby, które zostały mi podstępnie zabrane. Bez cienia wątpliwości wiedziałam, co muszę zrobić. Byłam w stu procentach przekonana, iż ten pierścionek od wielu pokoleń należał do mojej rodziny. Po wewnętrznej stronie wygrawerowano datę i słowa „W dowód miłości”. Jedyne, czego się obawiałam, to tego, że Paweł wpadnie na głupi pomysł, żeby przeszlifować pierścień i bezpowrotnie zatrzeć ten cenny, rodzinny akcent.

Jeszcze tego samego dnia na komisariacie w Gorzowie mama zgłosiła kradzież. Kiedy funkcjonariusze zapukali następnego dnia do drzwi aktualnej dziewczyny Pawła, ta prawie zemdlała z zaskoczenia. Udało mi się odzyskać pierścionek. Grawerunek był nieuszkodzony.

Paweł wcisnął swojej nowej lubej kit, że to rodowa pamiątka po jego praprababci. Ponoć rzuciła go jeszcze tego samego dnia. Potem wyszły na jaw fakty, że Paweł uganiał się za majętnymi pannami. Właściwie od czasów studenckich tak zarabiał na życie. Gdy okazało się, że z farmaceutki nie da się wycisnąć kasy, znalazł sobie córeczkę jakiegoś bogatego biznesmena. Chciał ją czym prędzej poślubić. A skończył przed sądem.

Zuzanna, 32 lata

Czytaj także:
„Flirtowałam z mężem siostry, bo czułam się samotna. Przecież to nic złego, bo wszystko zostaje w rodzinie”
„Pokochałam wrażliwca, który okazał się nie śmierdzącym groszem Piotrusiem panem. Musiałam kupować mu nawet gacie”
„W małżeństwie jestem najszczęśliwsza, gdy nie widzę męża na oczy. Wpada tylko na numerek, a potem spada do siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA