„Byłam zakałą rodziny, ale myślałam, że pieniędzmi kupię uczucia bliskich. Ich słowa szybko ściągnęły mnie na ziemię”

Rozczarowana kobieta z rodziną w tle fot. iStock by Getty Images, JackF
„Pierwszy raz w życiu miałam kasę. Nie ukrywam, że pragnęłam zaimponować rodzinie, więc nie szczędziłam na drogie prezenty. Poszło też kilka przelewów opiewających na niemałe kwoty. Chciałam dobrze wypaść w ich oczach i zasłużyć na parę miłych słów”.
/ 23.09.2024 07:15
Rozczarowana kobieta z rodziną w tle fot. iStock by Getty Images, JackF

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy liczby w totolotka, które wytypowałam, okazały się strzałem w dziesiątkę. Od lat po cichu marzyłam o pokaźnej wygranej, która niespodziewanie stała się faktem. W końcu pokażę rodzinie, że wcale nie jestem takim nieudacznikiem, za jakiego mnie mają.

Ludziom się wydaje, że wygrana w totolotka rozwiąże wszystkie ich problemy i sprawi, że życie stanie się lekkie, łatwe i przyjemne – zwłaszcza gdy ktoś wcześniej groszem nie śmierdział. Ja również żywiłam głębokie przekonanie, że wreszcie nabiorę wiatru w żagle, a rodzina przestanie oceniać mnie tak surowo.

Byłam przysłowiową czarną owcą, ponieważ nie poszłam na takie studia, na jakie życzyli sobie moi rodzice. Pomimo trzydziestki na karku nie miałam w planach ślubu i rodzenia dzieci. Podczas każdego spotkania w familijnym gronie musiałam wysłuchiwać litanii, że jestem beznadziejna i potrafię jedynie robić na złość wszystkim dookoła. To prawda, że moja zawodowa kariera przypominała bardziej turecką telenowelę niż hollywoodzki hit, ale czy to powód, aby się na kimś wyżywać? Ojciec od dawna robił mi łaskę, że w ogóle się odzywa, a matka jawnie negowała wszelakie moje wybory i decyzje. Łudziłam się, że dzięki wygranej co nieco się zmieni na lepsze, ale się pomyliłam.

Traktowali mnie jak bankomat

– Cześć Zuza, wiem, że kontakt mamy słaby, ale jak by nie patrzeć, jesteśmy rodziną. Może mogłabyś odpalić mi jakąś sumkę? – tego typu telefony i wiadomości stały się normą, odkąd rozniosła się wieść o tym, że mi się poszczęściło.

Pewnego dnia oznajmiłam rodzicom, że kupuję mieszkanie, co od razu pociągnęło za sobą szereg pytań o pieniądze. Od słowa do słowa przyznałam się do tego, że wygrałam na loterii. Moja matka, która nie potrafi trzymać języka za zębami, poinformowała o tym, kogo się tylko dało. Byłam dosłownie bombardowana prośbami – czy wręcz żądaniami – o pożyczkę, oczywiście najlepiej bezzwrotną. Nie ukrywam, że pragnęłam zaimponować rodzinie, więc nie szczędziłam kasy na drogie prezenty. Poszło też kilka przelewów opiewających na niemałe kwoty. Chciałam dobrze wypaść w ich oczach i zasłużyć na parę miłych słów.

– Chyba nie będzie problemem kupić dla nas nową kuchenkę? – rodzice się nie hamowali i co rusz zgłaszali mi jakiś pomysł, za którego realizację rzecz jasna ja miałam zapłacić.

Zgadzałam się – mało tego, byłam naprawdę zadowolona, że tak zależy im na kontakcie ze mną. Nie jestem głupia, więc miałam świadomość, że to zasługa pieniędzy. Niemniej przymykałam oczy na czerwone flagi i udawałam, że ich nie zauważam.

Matka postanowiła wyprawić uroczystą kolację

Zaprosiła na nią sporo osób, głównie z rodziny. Pomyślałam, że to znakomita okazja, żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony. Zafundowałam sobie na tę okoliczność ciuchy z ekskluzywnych butików i kosmetyki, które do tej pory pozostawały poza moim zasięgiem finansowym. Z pomocą wizażystki i fryzjerki zrobiłam się na przysłowiowe bóstwo.

Wyglądasz niesamowicie – zbierałam pochwałę za pochwałą od krewnych i znajomych.

Nie muszę chyba dodawać, że za alkohol i jedzenie serwowane podczas kolacji zapłaciłam ja. Matka była wniebowzięta, a ojciec nagle odzyskał język i zaczął ze mną rozmawiać. Natychmiast doszłam do wniosku, że to jedna wielka brednia z gadaniem o pieniądzach niedających spełnienia. Byłam w centrum zainteresowania – bez idiotycznych docinków i umoralniania. Było całkiem sympatycznie, aczkolwiek tylko do pewnego momentu. Kolorowe drinki szybko zaczęły działać, atmosfera przy stole się rozluźniła.

W końcu jest z niej jakiś pożytek… – usłyszałam.

Widelec wypadł mi z dłoni, gdy doszły mnie słowa wypowiedziane przez jedną z ciotek. Chyba myślała, że to, co mówi, nie doleci do mych uszu. Zorientowała się, co się stało, a ja wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem.

Jak mniemam, to było na mój temat? – starałam się zachować zimną krew, chociaż wcale nie było to łatwe.

– A co ty tak podsłuchujesz? – ciotka usiłowała obrócić sytuację w żart, ale z kiepskim skutkiem.

– Zdaje się, że nie tylko ja to słyszałam – odparłam chłodno. – Uważasz, że bez fortuny byłam bezużyteczna?

– No wiesz – rzuciła ciotka z przekąsem – rodzinie przyda się ktoś bogaty. Przecież będziesz nas teraz wspierać, prawda?

Poczułam, jak żołądek podchodzi mi pod gardło. Doskonale rozumiałam, że pieniądze grają tu pierwsze skrzypce, jednakże łudziłam się, że krewni docenią moją hojność i przestaną wygadywać bzdury. Tymczasem oni widzieli we mnie wyłącznie bankomat – skrzynkę bez dna, z której można czerpać do woli. Uważali, że kasa im się należy, przy czym nie miało kompletnie żadnego znaczenia to, że była moją własnością i nie mam obowiązku się nią dzielić. Zresztą, w tej chwili nie chodziło o ten aspekt.

Otóż pojęłam, że nieważne jest, jak postępuję i jakim jestem człowiekiem – dla nich zawsze byłam, jestem i będę tą gorszą, która pod pewnymi względami odstaje od ogólnie przyjętych norm i przynosi wstyd familii.

Żałowałam, że powiedziałam o wygranej

Mogłam nikomu o niczym nie mówić i miałabym święty spokój. Telefony od różnych osób były już na tyle uciążliwie, że zmieniłam numer. Zwracali się do mnie nawet zupełnie obcy ludzie, a ja najzwyczajniej w świecie nie umiałam odmawiać. Pierwszy raz w życiu nie musiałam ani trochę martwić się o pieniądze, a w rzeczywistości nie miałam bladego pojęcia, co z nimi począć. Nie byłam przyzwyczajona do operowania takimi sumami.

Rodzice, wujostwo czy cioteczne i stryjeczne rodzeństwo mieli tysiące pomysłów na zagospodarowanie mej fortuny – gdybym na to pozwoliła, sama zostałabym bez niczego. Nie chciałam zmarnować wyjątkowej szansy, jaką zesłał mi los. Podjęłam trudną decyzję o odcięciu się od rodziny, dla której i tak byłam nikim. Chcieli tylko uszczknąć coś dla siebie. Nie obchodziłam ich ja jako człowiek – niejednokrotnie dawali o tym wyraźnie do zrozumienia. Świeżo zakupione mieszkanie wynajęłam – zawsze to jakaś inwestycja.

Póki co, postanowiłam zrealizować swoje największe marzenie z dzieciństwa – wybrać się w podróż dookoła świata. Nikogo nie poinformowałam o swoich planach. Po prostu wsiadłam w samolot do Berlina, skąd miała się zacząć wielka wyprawa. Dotarło wreszcie do mnie, że nie jestem małą dziewczynką, która ma się tłumaczyć z tego, że w ogóle istnieje i za wszystko przepraszać. Matka, ojciec i reszta rodziny będą zaś musieli przywyknąć do magicznego słowa „nie”. Mam nadzieję, że zwiedzając świat, nabiorę więcej siły i wiary we własne możliwości. Czym się zajmę, kiedy wrócę? Tego jeszcze nie wiem, ale ufam, że znajdę swą drogę i dowiem się, kim jestem.

Zuzanna, 31 lat

Czytaj także:
„Przepisałam na syna mieszkanie, a on się go pozbył. Teraz mam do wyboru meldunek pod mostem albo etat darmowej niańki”
„Zarządziłam ewakuację od męża-tyrana po 20 latach. Teściowa ma mnie za grzesznicę, bo przecież przysięgałam w kościele”
„Ojciec się obraził, bo poszedłem na studia, zamiast harować w jego warsztacie. Nie wpuścił mnie nawet na pogrzeb matki”

Redakcja poleca

REKLAMA