Był wieczór i z dworu dobiegało przeciągłe miauczenie. Raz mieliśmy kotkę i co jakiś czas przeżywaliśmy jej namiętności. Byliśmy zatem uodpornieni na tęskne pomiaukiwania pod oknami. Minęła godzina ósma, potem dziewiąta, a miauczenie nie ustawało.
– Ki czort – mąż wreszcie wstał z kanapy i poszedł do drzwi, które prowadziły na podjazd przed domem.
Otworzył je. Na progu siedział szary kot
Jak tylko Joachim otworzył drzwi, miauczenie ustało. Sierściuch nie ruszył się jednak z miejsca. Każde zwierzę, gdyby zobaczyło otwarte przejście, skoczyłoby do środka. Ale nie ten kociak. Tak więc on i mąż patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Wpadniesz do nas na spodeczek mleka? – zażartował ślubny; kot oblizał się, lecz nie ruszył z miejsca. – W takim razie przyniosę, jaśnie pani – Joachim ukłonił się dwornie.
Poszedł do kuchni, po chwili wrócił z miseczką, która pozostała po naszej poprzedniej kotce, i mlekiem. Postawił miseczkę na progu i ją napełnił. Kot, który okazał się kotką, wypił, oblizał się, i znów znieruchomiał, wpatrując się w Joachima. Ten kilka razy zachęcał, by wszedł do środka, kotka jednak oglądała się za siebie.
– Zupełnie jakby na kogoś czekała, prawda? – zażartował mąż.
– Jeśli na swoją kocią rodzinę, to nie ma co liczyć na dach nad głową u nas – orzekłam zdecydowanie.
Mąż zamknął drzwi i kotka została na zewnątrz. Po 23 poszliśmy spać. Koło północy usłyszałam syna, który wrócił z dyskoteki. Była sobota, więc mógł później wrócić do domu. Następnego dnia rano na środku naszego salonu zobaczyłam kotkę. Siedziała nieruchomo i patrzyła na mnie.
– Co ona tu robi? – spytał Joachim syna, który stanął w drzwiach kuchni.
– Kiedy wróciłem z dyskoteki, siedziała pod drzwiami. Otworzyłem drzwi, a ona wbiegła do środka – wyjaśnił Marcin. – Nie chciałem robić hałasu i budzić was łapaniem intruza. Pomyślałem, że może zostać do rana.
Westchnęłam i dałam dziwnemu zwierzakowi mleko i kawałki kurczaka. Najwyraźniej ostatnimi czasy kotce niezbyt dobrze się powodziło. Była wychudzona, a jej sierść wskazywała na to, że nie dojadała. Wtedy po raz pierwszy dostrzegłam, że kot nie odstępuje naszego syna niemal o krok. Nawet jedząc, wodził za nim wzrokiem.
Wkrótce zauważyli to i Marcin, i mój mąż
– Nie wydaje się wam to dziwne? – wskazałam na szaraka. – Marcin w prawo, ona w prawo, Marcin siada, ona też obok jego nogi.
– Koci cień – zaśmiał się Joachim. – Słyszałem kiedyś taką opowieść, że jeśli w poprzednim wcieleniu byłeś kotem, to potem wszystkie mruczki chcą zostać twoimi przyjaciółmi.
– Serio? – syn niemal uwierzył w tę zmyśloną naprędce historię.
Mój mąż był znany z tego, że uwielbiał opowiadać banialuki, które z rzeczywistością nie miały nic wspólnego. Dobrze, że chociaż były ciekawe same w sobie, więc nikt nie nazywał go nudnym blagierem. A jednak coś było na rzeczy, gdyż kiedy syn wyszedł z domu, kotka również za nim wymaszerowała. Zaciekawieni, patrzyliśmy z Joachimem przez okno, co będzie dalej. Kot odprowadził Marcina do furtki, potem położył się pod pobliskim krzakiem, jakby w oczekiwaniu na jego powrót. Syn wrócił koło 22. Siedzieliśmy z mężem na kanapie i oglądaliśmy film. W korytarzu usłyszałam hałas.
– Marcin? Wszystko w porządku? – zawołałam.
– Okeeej.
Miał dziwny, lekko bełkotliwy głos. Spojrzałam na męża. Wzruszył ramionami.
– Ma osiemnaście lat – mruknął. – Ja w jego wieku…
– Ta, wiem. Przynajmniej raz w tygodniu zalegałeś w rowie.
– Nie zmyślaj – obruszył się. – Zawsze wracałem do domu. I dostawałem od ojca po łbie.
– Więc może się ruszysz?
– Daj spokój, to pierwszy raz. Jutro z nim porozmawiam, jak wytrzeźwieje. Wiesz, że jak jest w takim stanie, i tak nic do niego nie dotrze.
Miał rację. Rzeczywiście Marcin nigdy wcześniej nie wrócił do domu pijany, no ale zawsze jest ten pierwszy raz. I jak będzie trzeźwy, to awantura odniesie lepszy skutek. Tak więc ani ja, ani mąż nie poszliśmy za synem do jego pokoju. Zrobiła to kotka. O północy obudziło nas rozdzierające miauczenie. Kiedy w ciemności otworzyłam oczy, w pierwszej chwili nie miałam pojęcia, gdzie jestem ani co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mamy teraz kota w domu – i że miauczenie dochodzi z pokoju syna.
Wkurzyłam się
– Tyle razy prosiłam, żeby nie brać zwierząt na górę – wskazałam Joachimowi drzwi. – Idź i z nim pomów. Jak chce mieć tego kota, to niech go nauczy, że jego miejsce jest na dole.
Mąż niechętnie wstał i wyszedł z sypialni. Minutę później zaczął mnie głośno wołać. Wyskoczyłam z łóżka i pognałam do pokoju Marcina. Kiedy stanęłam w progu, zobaczyłam kotkę, która siedziała na tapczanie. Natomiast obok, na podłodze, leżał nasz syn. Kompletnie ubrany, jakby zapomniał się rozebrać. Doskoczyłam do niego. Był nieprzytomny.
– Ma dziwnie rozpalone czoło – stwierdził Joachim.
Wróciłam biegiem do sypialni i zadzwoniłam po pogotowie. Potem ponownie pobiegłam do syna. Kotka nadal patrzyła na wszystko nieruchomymi zielonkawymi oczami. Jak długo nasz chłopak leżał tak nieprzytomny? I co mu się właściwie przydarzyło? Sama byłam niemal nieprzytomna ze strachu. Wreszcie pogotowie przyjechało, lekarz obejrzał syna i kazał sanitariuszom zanieść go do karetki. – Co mu jest?
– Wszystko wskazuje na udar. W szpitalu zrobimy dokładniejsze badania.
Pobiegliśmy do auta, żeby jechać za karetką
Mąż szedł za mną do garażu, pobrzękiwał kluczykami.
– Cholera jasna, że też nie zwróciłem na to uwagi – powiedział.
– Na co?
– Jak położyłaś się już do łóżka, poszedłem do łazienki. Marcin szukał tabletek na ból głowy. Powiedziałem mu, że kaca to leczy się rano, i że sobie wtedy pogadamy. Odpowiedział coś bełkotliwie. Nie pomyślałem, że może coś mu grozić. Jezu…
– Skąd miałeś wiedzieć.
Uścisnęłam mu ramię. To naprawdę nie była jego wina. W szpitalu opowiedzieliśmy o wszystkim lekarzowi.
– Nie pił alkoholu – pokręcił głową. – To były objawy udaru. Mieli państwo wielkie szczęście, że znaleźliście syna krótko po tym, jak stracił przytomność. Gdybyście czekali do rana, z pewnością już by nie żył.
Spojrzeliśmy z mężem na siebie znacząco. Oboje też – niczym na komendę – wypowiedzieliśmy tylko jedno słowo: kotka! Wróciliśmy do domu z zapewnieniem lekarzy, że naszemu chłopcu nie grozi już żadne niebezpieczeństwo. W mieszkaniu zaczęłam wołać kotkę, ale nigdzie jej nie było. Obszukaliśmy wszystkie pokoje, a Joachim nawet sprawdził strych, czy aby gdzieś tam się nie ukryła. Kotka zniknęła.
– Najwyraźniej sobie poszła – stwierdził w końcu mąż z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Spełniła swoją misję i zniknęła. Słyszałem o duchach zwierząt, które ratują ludziom życie.
Spojrzałam na niego przekonana, że znowu snuje jedną ze swoich niestworzonych historii, ale tym razem najwyraźniej mówił to poważnie. Kilka dni później Marcin wrócił do domu. Oczywiście siedliśmy przy kuchennym stole, by podzielić się z nim naszymi przemyśleniami. Ze słów Marcina wynikało, że nie pamiętał, jak wrócił do domu, jak spotkał ojca w łazience ani jak poszedł do swojego pokoju na górze.
– Dziwne, ale ja naprawdę nic nie pamiętam – syn potarł w zamyśleniu czoło. – Jak przez mgłę przypominam sobie, że kiedy znalazłem się w pokoju, usłyszałem skrobanie w drzwi. Uchyliłem je, a wówczas kotka wskoczyła na moje łóżko… Czy się rozebrałem, czy też nie, nie mam zielonego pojęcia. Potem przyśniło mi się coś jakby rozpalony piec – opowiadał. – Szedłem w jego stronę. Drzwi do jego wnętrza zostały przez kogoś otwarte. Byłem przerażony, że muszę tam wejść, bo jakiś głos nakazywał mi zrobić ten szaleńczy krok. Wtedy usłyszałem rozpaczliwe miauczenie kotki i zapadłem w ciemność.
Kiedy syn skończył, w ciszy usłyszeliśmy drapanie w drzwi. Joachim poderwał się z krzesła, skoczył do wejścia, otworzył je. Na progu stała szara kotka. Nazwaliśmy ją Bronka. Została razem z nami. Zabawne, ale od początku oboje z Joachimem wiemy, że zupełnie jej nie interesujemy. Jej bogiem i jedynym panem jest nasz syn. I że póki jest z nim, Marcinowi się nic nie stanie.
Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”