„Byłam szczęśliwie zakochana, ale mój związek skończył się… przez moją własną matkę. Nie wiem, czy jej wybaczę”

kobieta która straciła ukochanego przez matkę fot. Adobe Stock
Co mnie podkusiło, żeby zapraszać Pawła do domu? Wiem przecież, do czego zdolna jest moja matka!
/ 31.03.2021 16:58
kobieta która straciła ukochanego przez matkę fot. Adobe Stock

Powiem wprost i bez owijania w bawełnę. Mam ochotę zabić własną matkę. Dlaczego? Bo nie dość, że narobiła mi wstydu, to jeszcze przepłoszyła fajnego chłopaka.

Zacznę od tego, że mam 28 lat i jestem sama. Tak się akurat złożyło. Nie to, żebym miała coś przeciwko instytucji małżeństwa. Po prostu nie trafiłam na tego jedynego. Dla mnie to nigdy nie był powód do zmartwienia, ale dla mojej mamy tak. Od mniej więcej dwóch lat żyć mi nie dawała. Non stop słyszałam, że jestem zbyt wybredna, że powinnam sobie szybko kogoś znaleźć, założyć rodzinę, urodzić dzieci. Bo czas leci i młodsza nie będę. Doprowadzało mnie to do szału. Owszem, chcę mieć męża, dzieci. Ale nic na siłę. Przecież to nie sztuka związać się z pierwszym lepszym, a potem plątać się po sądach z pozwem rozwodowym. Nieraz tłumaczyłam to mamie, ale nic do niej nie docierało. Kiwała głową, mówiła, że mam rację a potem zaczynała swoje wywody od nowa.

Kilka miesięcy temu na imprezie poznałam Pawła. Na początku tylko się przyjaźniliśmy, ale potem coś zaiskrzyło. Zaczęliśmy się spotykać i wkrótce zostaliśmy parą. Nie przyznawałam się mamie, bo nie chciałam, żeby od razu wpadła w euforię. Ale ostatnio, gdy znowu ze zbolałą miną zaczęła narzekać, że nigdy nie doczeka się wnuków, że zostanę starą panną, nie wytrzymałam.
– Przestań już. Ostatnio spotykam się z fajnym facetem. Może nawet coś z tego będzie – rzuciłam, aby wreszcie przestała gderać.
Rzeczywiście natychmiast się rozchmurzyła.
– Naprawdę? A kto to taki?
– Ma na imię Paweł, zajmuje się projektowaniem i tworzeniem stron internetowych – odparłam zgodnie z prawdą.
– To dobry zawód?
– Owszem. Paweł świetnie sobie radzi. Jest znany na rynku, więc zamówień mu nie brakuje. Kasy też… Niedawno kupił własne mieszkanie w centrum miasta – nie kryłam dumy.
– Tak? To może przyprowadzisz go do domu?
– A po co?
– Jak to? Chciałabym go poznać
– odparła zdziwiona, że w ogóle o to pytam.
– Mamo, to jeszcze nie ten etap, dopiero się poznajemy – zaprotestowałam.
– Wiem, wiem… Ale jak mi go nie pokażesz, to umrę z ciekawości. Chcesz mieć mnie na sumieniu?
– Daj spokój…
– Co, daj spokój! Jak Boga kocham, umrę! Przekonasz się! Proszę cię, wymyśl jakiś pretekst, by go tu ściągnąć. Powiedz, że chcesz, przesunąć szafkę w swoim pokoju, albo coś w tym stylu. Jak będziecie szli do ciebie na górę, to tylko rzucę na niego okiem. No, może się przywitam. Nic więcej, przysięgam – patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
– Na pewno? – byłam podejrzliwa.

Mama jest z natury ciekawska i lubi wściubiać nos w nie swoje sprawy.
– Oczywiście, za kogo ty mnie masz? – oburzyła się.
– No dobrze, niech ci będzie. Powiem mu o tej szafce – zgodziłam się.
I to był wielki błąd.
Przyprowadziłam Pawła następnego dnia. Mama nawet nie pojawiła się w holu. Czułam jednak, że obserwuje nas z kuchni. Myślałam, że to jej wystarczy i zaspokoiła swoją ciekawość. Byłam z niej nawet dumna, że jest taka dyskretna. Niestety, nie trwało to długo. Ledwie weszliśmy do mnie na górę, gdy pojawiła się w drzwiach pokoju. Ubrana i uczesana, jakby się na wesele wybierała. Niosła na tacy swoje słynne ciasto z czekoladą i bitą śmietaną, dzbanek i trzy filiżanki z najlepszego serwisu.
– Na pewno macie, kochani, ochotę na kawkę i coś słodkiego
– uśmiechnęła się.
Postawiła tacę na stoliku i zanim zdążyłam zareagować, rozsiadła się w fotelu.

Na samo wspomnienie tamtego popołudnia mam ochotę pod ziemię się zapaść… Mama nie bacząc na moje błagalne spojrzenia, zaczęła rozmawiać z Pawłem. Właściwie to tylko ona mówiła. Głównie o mnie. Jak to jestem zaradna, gospodarna, uczuciowa, rodzinna i jaką pociechę będzie miał ze mnie przyszły mąż. O pieniądzach, które odziedziczyłam po ojcu też wspomniała. Parę razy próbowałam jej przerwać, prosiłam, żeby już sobie poszła, że chcemy wreszcie zrobić to przemeblowanie. Kiwała głową, mówiła, że nie zamierza nam dłużej przeszkadzać, ale siedziała dalej i trajkotała jak najęta.

Paweł początkowo nie wiedział, o co chodzi. Patrzył zaskoczony to na mnie, to na matkę. Ale kiedy już się domyślił, w czym rzecz, zrobił się czerwony jak burak. Zaczął się nerwowo kręcić, zaglądać do telefonu. W pewnym momencie wstał.
– Przepraszam, ale dostałem pilną wiadomość. Muszę natychmiast wracać do pracy. Tę szafkę przesuniemy więc innym razem – stwierdził.
Mama była niepocieszona.
– Ojej, naprawdę? Jaka szkoda… Tak przyjemnie nam się rozmawiało… Ale oczywiście jest pan u nas zawsze mile widziany, prawda? – spojrzała na mnie.
Skinęłam głową, bo ze wstydu nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet słowa. 
– Będę pamiętał – mruknął, ale z jego miny wynikało, że raczej zamierza jak najszybciej zapomnieć. I o mojej mamie, i niestety o mnie…
Nawet nie chciał, żebym odprowadziła go do drzwi.

Oczywiście, gdy Paweł sobie poszedł, zrobiłam mamie karczemną awanturę. Byłam tak wściekła, że miałam ochotę ją udusić! Darłam się, że przepłoszyła fajnego chłopaka, że zrobiła ze mnie idiotkę. Najgorsze było to, że ona wcale nie rozumiała, o co mam do niej pretensję. Była nawet z siebie bardzo zadowolona.
– Lepszej reklamy nikt by ci nie zrobił. Zobaczysz, teraz Paweł na pewno ci się oświadczy – stwierdziła.
Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać…

Jak się zapewne domyślacie, znowu jestem sama. Paweł rozpłynął się jak sen złoty. Po feralnej wizycie w moim domu widzieliśmy się już tylko raz. Zależało mi na nim, więc próbowałam to wszystko jakoś odkręcić. Tłumaczyłam, że moja mama jest trochę zwariowana i chce koniecznie mnie wyswatać. Ale ja nie zamierzam wychodzić za mąż. Chyba nie uwierzył, bo pożegnał się ze mną raczej chłodno. I więcej nie zadzwonił. Przyjaciółka mówiła, że widziała go w towarzystwie długonogiej blondynki… Zazdroszczę jej. Pewnie ma normalną matkę. Nie to, co ja…

Więcej prawdziwych historii:
„Był przystojny, szarmancki i nie ukrywam – bogaty. Tylko co z tego, skoro słoma mu z butów wystawała?”
„Mydlił mi oczy własną firmą, luksusami i wspólnym życiem. A potem nagle zapadł się pod ziemię”
„Umieram, ale nie to mnie martwi. Najbardziej boję się, co będzie z moim nieuleczalnie chorym synem”

Redakcja poleca

REKLAMA