„Byłam sfrustrowana rozwodem i wyładowywałam się na niewinnym sąsiedzie. Nie sądziłam, że zdobędę tak faceta marzeń”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Wciąż dochodzę do siebie po tym, co zafundował mi były. Poznaliśmy się na studiach, wydawało mi się, że tworzymy szczęśliwy związek. Tymczasem któregoś dnia zadzwoniła do mnie jakaś dziewczyna i powiedziała, że właśnie urodziła dziecko i że mój mąż jest jego tatusiem. Niestety, on nie zaprzeczył. Na mnie zwalił całą winę”.
/ 02.06.2023 20:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Targałam na górę siaty z zakupami, bo ktoś znowu przyblokował windę. Z mojego piętra dochodziło szczekanie psa.

„Na dodatek muszę omijać tego kundla i jego głupiego pana – pomyślałam. – Jeśli psisko znowu zacznie mnie trącać zimnym nochalem i skakać na płaszcz, nie daruję!”.

Ale z góry nikt nie schodził. Pies piszczał tak rozpaczliwie, że ostatnie stopnie pokonałam prawie biegiem. Zobaczyłam sąsiada, który powoli osuwał się na zimne lastryko. Był biały jak mąka.

„Co jest? To taki młody facet!” – przeleciało mi przez głowę, zanim rzuciłam torbę i dopadłam do niego.

Ledwo zdołałam go podtrzymać!

Jakoś udało mi się otworzyć drzwi mieszkania, dotaszczyć go do kanapy. W życiu nie myślałam, że ten mężczyzna kiedykolwiek przekroczy mój próg. Nie znosiłam go! Unikałam jak ognia!

Mam trzydzieści jeden lat. Po rozwodzie zamieniliśmy z byłym mężem nasze duże mieszkanie, na dwie kawalerki. Od roku mieszkam sama i wciąż dochodzę do siebie po koszmarze, jaki zafundował mi były. Poznaliśmy się na studiach, wydawało mi się, że tworzymy szczęśliwy związek. Tymczasem któregoś dnia zadzwoniła do mnie jakaś dziewczyna i powiedziała, że właśnie urodziła dziecko i że mój mąż jest jego tatusiem. Niestety, on nie zaprzeczył. Na mnie zwalił całą winę:

– Zawsze tylko nauka i kariera były dla ciebie ważne! – wrzeszczał. – Nareszcie mam kogoś normalnego.

Prawdziwą rodzinę. Ty nie umiałaś jej stworzyć!

Zapomniał, że ja tyrałam na dwóch etatach, żeby on mógł spokojnie robić dyplom na studiach stacjonarnych. Całe siedem lat!

Po rozwodzie byłam na kilkutygodniowym zwolnieniu lekarskim, a kiedy wróciłam do firmy, okazało się, że jest reorganizacja i nie mam etatu. Zalazłam inną robotę, ale gorzej płatną i mniej ciekawą. Tylko nowe mieszkanie mi się udało. Jest ustawne, słoneczne. Byłam zadowolona…

Pierwsze starcie z sąsiadem zaliczyłam niedługo po swojej przeprowadzce.

Zawał u trzydziestolatka? 

Niedziela, ósma rano, wreszcie mogłam odespać cały tydzień, a tu nagle na równe nogi postawiło mnie ujadanie psa. Szczekał i szczekał… Ani wciskanie głowy w poduszkę, ani zakrywanie się kołdrą nic nie dało. Wreszcie nie wyrobiłam i wyskoczyłam w szlafroku na korytarz. Pies ujadał za drzwiami mieszkania naprzeciwko.

Ze złością wcisnęłam dzwonek.

Pan ma pojęcie, że tu ludzie mieszkają?! – wrzasnęłam, ledwo uchyliły się drzwi. – To blok, nie psiarnia!

Zza wysokiego faceta (mniej więcej w moim wieku) wyjrzał czarny kudłacz. Miał gęste futro i bystre ślepia połyskujące spod zawadiackiej grzywki.

– Niech pan uciszy tego kundla!

– To sznaucer – odparł sąsiad dumnie. – Nie widzi pani, jaki piękny?

– Guzik mnie obchodzi jego uroda. Jest wrzaskliwy. Przeszkadza mi!

– A wie pani, że jesteście podobni? – facet uśmiechnął się kpiąco. – Taka sama fryzura. I głos też ma pani donośny.

Cóż, wyskoczyłam prosto z łóżka, więc musiałam mieć niezłą szopę na głowie, ale żeby mnie z psem porównywać?! Cham!

– Złożę skargę w administracji! Jest pan bezczelny! – odwróciłam się na pięcie.

Od tej pory byliśmy w stanie wojny. Nawet na dzień dobry mu nie odpowiadałam! Sąsiad miał kłopoty z oddychaniem, pocił się, był coraz bledszy…

– Wzywać pogotowie? – spytałam. – Co mam im powiedzieć? Boli coś pana?

– Najpierw niech pani wyprowadzi psa – wyszeptał. – Od wczoraj nie był na siku. Nie miałem siły z nim wyjść.

– On pójdzie ze mną? A co z panem?

– Pójdzie, to mądry zwierzak. Ja wytrzymam przez te dziesięć minut.

Sięgnęłam po telefon i najpierw zadzwoniłam po karetkę. Obiecałam poczekać na nich przed blokiem. Ledwie uchyliłam drzwi, pies wyleciał jak z procy. Poleciałam za nim na złamanie karku. Wypadliśmy z klatki. Widać, że dla niego to naprawdę była ostatnia chwila!

Musi pani sprzątnąć tę kupę! – usłyszałam głos z okna na parterze. – Ludzie trzymają te psiska, a potem się wdeptuje w nieczystości! Chce pani torebkę foliową?

– Tak, poproszę – odpowiedziałam sąsiadce, po czym walcząc z mdłościami, zebrałam prezent od sznaucera.

O dziwo, pies nie miał ochoty na dłuższy spacer; ledwo wrzuciłam torebkę do kosza na śmieci, pobiegł z powrotem. Ja za nim. Z jego panem było coraz gorzej. Na szczęście rozległ się sygnał pogotowia, więc wypadłam na schody i przez poręcz zawołałam, żeby się śpieszyli.

Niestety, nie potrafiłam powiedzieć lekarzowi nic na temat ledwo żywego sąsiada. Ani jak się nazywa, ani ile ma lat, kim jest z zawodu… Zabrali go do szpitala, ja zostałam z wyjącym wniebogłosy psem.

Pies piszczał, drapał w drzwi, biegał niespokojnie po mieszkaniu. Wlałam mu wodę do miski, w kuchni była torba z karmą, więc nasypałam jej do drugiego pojemnika. Kudłacz pochłeptał wodę, ale jedzenie ominął wielkim łukiem. Siadł przy drzwiach, wlepiając we mnie ślepia.

– Nic z tego, stary – oznajmiłam mu. Pojadę do twojego pana sama.

Na szczęście ratownik medyczny powiedział, do którego szpitala go zabierają, a klucze do mieszkania leżały w przedpokoju, więc mogłam je zamknąć.

Wystarczył uśmiech, jedno dotknięcie dłoni

– Jest po koronarografii. Przepchaliśmy tę aortę – oznajmił doktor, którego zaczepiłam przed drzwiami OIOM-u. – To jeszcze nie zawał, ale było o krok. Pani mąż ma chyba nie więcej niż trzydzieści kilka lat, a cholesterol stanowczo za wysoki. Musi pani o niego zadbać…

– To sąsiad, nie mąż – wyjaśniłam. – Ledwo się znamy.

– Więc miał chłop szczęście. Uratowała mu pani życie – uśmiechnął się lekarz.

Można z nim zamienić dwa słowa?

– Wieczorem. Teraz musi mieć spokój.

Wróciłam do domu, zajrzałam naprzeciwko. Kudłacz leżał w kącie osowiały. Wyglądał jak kupka psiego nieszczęścia.

Próbowałam namówić go na spacer, ale tylko ciężko westchnął, obojętnym spojrzeniem obrzucając smycz, którą mu pomachałam przed nosem. Pod wieczór znowu pojechałam do szpitala. Pozwolili mi wejść na oddział.

Pacjent był przytomny, nawet spróbował się do mnie uśmiechać.

Niech się pan nie martwi o psa – powiedziałam. – Na noc zabiorę go do siebie. Wszystko z nim dobrze, tylko tęskni… Kogoś zawiadomić o pana chorobie?

– Mam tylko mamę – szepnął. – Ale jest chora i daleko. Po co ją niepokoić?

Poprosił, żebym przywiozła mu z mieszkania dokumenty.

– A Felka można zamknąć i tylko wyprowadzić na siku. Jest przyzwyczajony i będzie czuł się lepiej u siebie. Bardzo przepraszam za kłopoty…

– Nie ma sprawy! Może jednak kogoś zawiadomię? Kolegę albo dziewczynę?

– Nie, nie. Dziewczyny nie mam, a koledzy są zajęci – powiedział szybko.

– Wobec tego zaopiekuję się psem i jutro znowu wpadnę… Przynieść coś panu?

– Nie, dziękuję. Pani mi wystarczy za wszystko! – uśmiechnął się słabo, a ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.

Nieogolony, w kiepskiej formie budził we mnie dziwne uczucia – czułość, chęć pomocy, potrzebę dotknięcia jego dłoni… Miałam ochotę poprawiać mu poduszkę, posiedzieć przy jego łóżku. Nawet nic nie mówić, wystarczyłoby, żeby na mnie patrzył i się uśmiechał.

Poczułam się tak, jakbym budziła się do życia! Jakbym zdjęła czarne okulary i świat nagle pojaśniał.
Nie potrafiłam zrozumieć co, lecz wyraźnie coś mnie ciągnęło do tego człowieka. Chciałam poczuć jego ciepło, zobaczyć, jak zareaguje.

On wziął mnie za rękę, jakby wiedział, że tego pragnę. Ćmiący ból, jaki czułam od załamania, minął bez śladu. Cud czy co?!

– A przyjdzie pani jutro? – spytał cichutko. – Proooszę…

– Przyjdę. I jutro, i pojutrze, i jak długo będzie trzeba. Nie zostawię pana samego.

– Na pewno?

– Słowo!

– Mam na imię Adam. A… ty?

– Nie uwierzysz, ale Ewa – wybuchnęłam śmiechem. – Co za przypadek!

– Ja wolę myśleć, że los tak chciał. Tułaliśmy się tyle lat z dala od siebie, potem się spotkaliśmy i zaczęliśmy kłócić, a teraz razem wracamy do raju.

– A nie boisz się, że jakiś wąż mnie skusi i namówi do złego?

– Coś ty?! Mamy psa. On nas obroni!

Czytaj także:

„Mąż sprowadzał do domu obcych ludzi i oczekiwał, że będę ich obsługiwać jak gosposia. Gdy odmawiałam, robił mi awanturę”
„Mój syn mnie okradał. Zrujnował biznes, na który pracowałem całe życie. Na starość nie mam co włożyć do garnka”
„Moja siostra to manipulantka. Mąż się jej boi, a córka od niej ucieka. Chciałam im pomóc, ale zaczęła mi grozić”

Redakcja poleca

REKLAMA