„Byłam przekonana, że mój chłopak jest... porywaczem. Do dziś nie wie, że celowo podałam mu wtedy fałszywy numer"

Myślałam, że mój chłopak to porywacz fot. Adobe Stock, Artem
Podobał mi się. Ale rozsądek wziął górę. To było podejrzane. Dlaczego tak nalegał? Przecież nie mogłam mu się spodobać. Taki przystojniak, właściciel drogiego auta mógł mieć setki ładniejszych, lepiej ubranych dziewczyn ode mnie.
/ 07.07.2021 15:26
Myślałam, że mój chłopak to porywacz fot. Adobe Stock, Artem

Życie w małym miasteczku toczy się według stałych schematów: narzeczeństwo, ślub, wspólny dom, dzieci. Ja też je sobie tak wyobrażałam. Marzyłam o ukochanym, ale lata mijały, a on się nie zjawiał. Okoliczności nie były sprzyjające.

Gdy byłam w ostatniej klasie liceum, mój tata miał wylew

Przeżył, ale sparaliżowany wymagał opieki. Spadło to na mnie i na mamę. Dostałam się na studia do pobliskiego Poznania, ale każdą wolną chwilę starałam się spędzać u taty.

Mama twierdziła, że nie powinnam tak żyć, że jestem za młoda i muszę przebywać wśród rówieśników. Domyślałam się, że chodziło jej o to, że siedząc na wsi przy chorym ojcu, prędko nie znajdę męża. Sama urodziła mnie, kiedy miała 35 lat.

– Nie czekaj tyle, kochanie – mówiła mi. – To za późno na macierzyństwo. Zobacz, jakich starych masz rodziców – powtarzała.

Łatwo jej było mówić. Na studiach pedagogicznych były prawie same dziewczyny. Chłopaków można było policzyć dosłownie na palcach jednej ręki. Nie dość, że byli zajęci, to jakoś żaden mi się nie podobał. A wiedziałam, że to musi być prawdziwa miłość.

Po zajęciach dorabiałam jako niania. To też nie stwarzało warunków do zakochania się.

– Ty czekasz, Daga, na księcia z bajki – śmiała się ze mnie przyjaciółka z roku, Weronika. – A życie to nie bajka.

Wcale nikt mi nie musiał tego powtarzać. Mnie, dziewczynie ze wsi, która wolne wieczory spędzała na ćwiczeniach mięśni nóg z tatą. Nie robiłam sobie złudzeń, że przypadkiem wpadnę w ramiona wspaniałego mężczyzny, i moje monotonne życie studentki pedagogiki w jednej chwili się odmieni.

Tamtego piątkowego wieczora robiłam zakupy na weekend u rodziców

– Przepraszam, czy zna się pani na gotowaniu? – usłyszałam pytanie.

Przede mną stał wysoki, przystojny brunet w eleganckim garniturze, który patrzył na mnie wyczekująco swoimi dużymi niebieskimi oczami. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że zadał mi pytanie.

– Tak, gotuję, bardzo dobrze – odparłam zgodnie z prawdą.

– Przychodzi do mnie kilkoro znajomych. Chciałbym ugotować makaron ze szpinakiem i krewetkami. No i właśnie zastanawiam się, który rodzaj makaronu wybrać.

– Tagliatelle – podałam mu paczkę bez zastanowienia.

Szybko odeszłam, żeby nie zauważył, jakie wrażenie na mnie zrobił. Ale idąc przez parking, spotkałam go ponownie. Pakował zakupy do bagażnika swojego samochodu.

– A może panią gdzieś podwieźć? – zapytał, wskazując moje siatki.

– Nie dziękuję – odparłam szybko. – Mam blisko.

– Chciałbym się odwdzięczyć za pomoc – nalegał. – Mam na imię Łukasz. A więc da się pani podwieźć? – zapytał, uśmiechając się zniewalająco. – A może zaproszę panią na kolację, jak mi się dziś uda ten makaron?

Podobał mi się. Ale rozsądek wziął górę. To było podejrzane. Dlaczego tak nalegał? Przecież nie mogłam mu się spodobać. Taki przystojniak, właściciel drogiego auta mógł mieć setki ładniejszych, lepiej ubranych dziewczyn ode mnie. A ja tu stoję z reklamówką z supermarketu w dłoni w żałosnej kiecce z lumpeksu, nieumalowana, nieuczesana… Wszystko było jasne.

– Bardzo chętnie! – odparłam i zapisałam mu wymyślony numer komórki na paragonie ze sklepu. – Proszę zadzwonić – podałam mu karteczkę i szybko odeszłam.

Serce waliło mi jak młotem. Nawet dwa dni później, kiedy opowiadałam Weronice o całym zajściu.

– Daga! Marzysz o wspaniałym facecie, a jak go masz na wyciągnięcie ręki, to uciekasz! – wzniosła spojrzenie do sufitu.

– To przez ten reportaż o porywaczach – jęknęłam. – Byłam pewna, że wrzuci mnie zaraz do bagażnika obok tych swoich krewetek i drogiego wina.

Mimo wszystko nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Po kilku dniach Weronika oznajmiła, że ma tego dosyć.

– Widzę, że chodzisz jak śnięta ryba. Musimy znaleźć tego twojego Łukasza i przekonać się, jakie miał zamiary.

– Ale jak?

– Jutro jest piątek. Może on robi zakupy na weekend w tamtym sklepie. Wybierzemy się tam. Może się zjawi. Ja mu zrobię kilka zdjęć z ukrycia, zapiszę numer rejestracyjny. A jak cię porwie, zaraz zgłoszę to na policję – mówiła Weronika niby poważnym tonem.

Wybrałyśmy się na zakupy w piątek o tej samej godzinie

Faktycznie Łukasz pojawił się w markecie. Na mój widok uśmiechnął się i podszedł do mnie szybko.

– Ale mam szczęście! Miałem nadzieję, że cię tutaj dzisiaj spotkam – gładko przeszedł na ty.

Jakby siedem dni, które, jak widać, poświęciliśmy na myślenie o sobie nawzajem, usprawiedliwiały to w pełni.

Chyba coś pomyliłaś w numerze, bo nie mogłem się do ciebie dodzwonić – powiedział w taki prostolinijny sposób, że nagle pomysł, iż miałby mnie porwać, wydał mi się absurdalny.

Czy handlarz żywym towarem nie byłby pewny, że specjalnie podałam niewłaściwy numer?

– Faktycznie. Zmieniłam operatora i z przyzwyczajenia zapisałam stary – uśmiechnęłam się niepewnie.

Przyjęłam zaproszenie Łukasza na niedzielę na makaron z krewetkami. Oczywiście na wszelki wypadek wysłałam Weronice adres. Przy kolacji opowiedział mi, jak doznał olśnienia, krążąc między regałami w supermarkecie.

– Pracuję w agencji eventowej. Otaczam się zupełnie innymi kobietami niż ty. Wystrojone, zapatrzone w siebie, nie widać ich spod tych sztucznych rzęs i paznokci. A ty byłaś inna, taka zwyczajna, prawdziwa… I taka piękna! – wyznał.

Może kiedyś też zdobędę się na szczerość i opowiem mu, dlaczego dostał ode mnie zły numer telefonu...

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA