Kiedy zadzwoniła moja komórka i wyświetlił się na niej numer Rafała, pomyślałam, że śnię. Tyle razy wyobrażałam sobie ten moment, marzyłam o nim, a kiedy wreszcie nastąpił, nie mogłam w to uwierzyć. Podekscytowana odebrałam.
– Cześć, Paula – usłyszałam. – Słuchaj, może wybrałabyś się ze mną wieczorem do kina?
– Dzisiaj? – wyrwało mi się.
– No… Myślałem, że dzisiaj, ale jeśli nie możesz, to… jutro? – głos Rafała brzmiał tak nieśmiało i niepewnie, że w sekundę dodało mi to odwagi.
– Ależ dziś mogę! – wykrzyknęłam pospiesznie. – Oczywiście, że mogę!
– To świetnie – odparł. – Przyjadę po ciebie o siódmej, dobrze?
– Jasne! – potwierdziłam.
Kiedy się rozłączył, uzmysłowiłam sobie, że nawet nie zapytałam go, na jaki film idziemy. Ale w sumie to nie było istotne. Ani trochę. Z tym chłopakiem poszłabym na cokolwiek…
Rafał podobał mi się już od mojego pierwszego dnia na uczelni. Był taki przystojny, taki zabawny, taki… idealny! No właśnie… Byłam pewna, że nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wyróżniałam się przecież niczym szczególnym. Ot, zwykła szara myszka. Mijały więc tygodnie, a mnie pozostawało tylko wpatrywanie się w Rafała na wykładach. Z zasady siadałam za nim, żeby widzieć jego kształtną głowę, a czasami i profil, gdy rozglądał się po sali. To musiało mi wystarczyć. A tu nagle ten telefon! Nawet nie wiedziałam, skąd ma mój numer. Przecież nigdy mnie o niego nie zapytał…
To już nie było ważne. Liczyło się tylko to, że wieczorem miałam z nim randkę. Czyli już za dwie godziny. Zaraz, zaraz… Jak to za dwie?! Kiedy uświadomiłam sobie, jak mało mam czasu, zbladłam. A potem pognałam do łazienki i otwierając buzię przed lustrem, dokładnie obejrzałam swoje zęby. Jęknęłam z rozpaczą. Tak jak podejrzewałam – były fioletowe! Nic dziwnego, przed chwilą zjadłam przecież dwie jagodzianki…
Babcia wiedziała, jak ten chłopak mi się podoba
Uwielbiam jagodzianki, a już szczególnie te upieczone przez moją babunię. Dałabym się za nie pokroić i nigdy nie przejmowałam się tym, że jagody barwią zęby. Nawet trochę mnie to bawiło. Ale nie dzisiaj. Nie kiedy za dwie godziny miałam mieć pierwszą randkę z Rafałem, moją wielką miłością!
„Muszę ją odwołać – uzmysłowiłam sobie. – Nie ma rady. Przełożę ją na jutro. Tylko co ja mu powiem?” Musiałam mieć nietęgą minę, wychodząc z łazienki, bo babcia spytała:
– Kotuś, co się stało?
Oczywiście, natychmiast wszystko jej powiedziałam. Wiedziała, jak bardzo podoba mi się Rafał, bo nie miałam przed nią tajemnic. Była najlepszą babcią na świecie i od zawsze moją powiernicą. Mówiłam jej o wszystkich moich miłościach od przedszkola.
– I dlatego muszę odwołać randkę – zakończyłam z rozpaczą, a babcia spojrzała na mnie przenikliwie.
– Wcale nie musisz – oświadczyła.
– Ale babciu! Sama zobacz, jakie mam zęby – wyszczerzyłam się raz jeszcze. – Pastą tego nie doszoruję.
– Zwykłą nie, ale jest na to sposób – stwierdziła tajemniczo babcia, po czym otworzyła naszą domową apteczkę i wyciągnęła z niej… węgiel. Otworzyłam szeroko oczy, bo po pierwsze, nie miałam biegunki, a po drugie, węgiel czerni zęby.
– Najpierw czerni, a potem wybiela!
Babcia wrzuciła kilka tabletek do moździerza i utłukła je na proszek. Przyglądałam się temu z mieszaniną ciekawości i grozy. Tymczasem babcia do proszku dodała odrobinę oleju kokosowego i energicznie zamieszała. Powstała mało apetyczna papka.
– A teraz nałóż to sobie na zęby. Możesz palcem, węgiel potem się pięknie zmyje, gwarantuję – obiecała. Nałożyłam. Miało to słodkawy smak.
– Mam wyszorować? – zapytałam.
– Nie musisz. Węgiel i tak zrobi swoje. Zaraz po niebieskim kolorze nie będzie śladu – powiedziała babcia.
Czułam się dziwnie i szczerze mówiąc nie bardzo jej wierzyłam, ale posłusznie trzymałam węgiel na zębach przez trzy minuty. Potem, zgodnie z instrukcjami babci, dokładnie je umyłam. I rzeczywiście, zęby były białe! No, może nie białe, ale… normalne.
– Widzisz. I po kłopocie – uśmiechnęła się babcia, a ja rzuciłam jej się na szyję. – No, biegnij na tę swoją randkę. i życzę ci, kochanie, by była udana. Była udana. Oj, była!
Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana