„Byłam pewna, że mnie kocha, a on chciał się ożenić, zebrać kasę i uciec z kochanką. W porę przejrzałam jego plan”

kobieta, którą ojciec pozwał o alimenty fot. Adobe Stock, dragonstock
„Często jeździł do niej w odwiedziny, czasem zostawał na weekend. Kiedyś zaproponowałam, że wybiorę się razem z nim, ale odmówił. Powiedział, że babcia choruje, i nie jest w stanie przyjmować gości. Obiecał jednak, że zabierze mnie do niej następnym razem. Nigdy jednak tego nie zrobił. Ba, nawet nie powiedział, gdzie ta babcia mieszka. Dlaczego? Czyżby miał coś do ukrycia?”.
/ 11.06.2023 19:15
kobieta, którą ojciec pozwał o alimenty fot. Adobe Stock, dragonstock

Uważam się za mądrą i rozsądną kobietę. Ale mam jedną słabość – przed podjęciem każdej ważnej decyzji biegnę do zaprzyjaźnionej wróżki, Marceliny. Odkąd pamiętam, wszyscy w rodzinie się z tego podśmiewali. Twierdzili, że tylko ciemnota wierzy w przepowiednie. Ale teraz już się nie śmieją. Dlaczego? Bo to właśnie dzięki Marcelinie uchroniłam się przed małżeństwem z oszustem, a może nawet i przed śmiercią.

Wszystko zaczęło się rok temu

Zadzwoniłam do Marceliny i umówiłam się na spotkanie. Byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Kilka dni wcześniej mój chłopak  ukląkł przede mną i poprosił mnie o rękę. Oczywiście się zgodziłam. Co prawda znaliśmy się dopiero od pół roku, ale byłam przekonana, że to ten jedyny. Był taki czuły, dobry i opiekuńczy. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia. A i on powtarzał mi na każdym kroku, że kocha mnie do szaleństwa. Wierzyłam w jego miłość bezgranicznie.

Od Marceliny chciałam więc tylko usłyszeć, że podjęłam dobrą decyzję, i że mnie i Adriana czeka wspaniała przyszłość.
Przyjęła mnie jak zwykle bardzo ciepło. Opowiedziałam jej o Adrianie, zaręczynach, pokazałam pierścionek.

Kiedy ślub? – zapytała.

– Pod koniec lata. To będzie bardzo skromna uroczystość. Tylko świadkowie, kilkoro naszych znajomych…

– Naprawdę? Zawsze mówiłaś, że marzysz o wielkim, wystawnym weselu – zdziwiła się.

– Tak, ale Adrian powiedział, że nas na takie nie stać. Tłumaczyłam mu, że za wszystko zapłacę. Ale on nie chce o tym słyszeć. Mówi, że czułby się wtedy bardzo niezręcznie, że duma mu na to nie pozwala.

– O, to rzadkie w dzisiejszych czasach.

– Prawda? – ucieszyłam się. – Bóg mi go chyba zesłał, mówię ci! Tak jakby chciał mi wynagrodzić utratę mamy i taty.

– Tak, tak… To był straszny wypadek… Ale dość już o tragicznej przeszłości. Czas na przyszłość! Pewnie chcesz się dowiedzieć, czy będziecie żyli z Adrianem długo i szczęśliwie? – uśmiechnęła się Marcelina.

– No właśnie! – skinęłam głową.

W takim razie zaczynajmy – powiedziała i sięgnęła po karty tarota.

Rozłożyła je bardzo starannie. Raz, a potem drugi. Długo się w nie wpatrywała w milczeniu. Byłam zaskoczona. Zazwyczaj kończyła na jednej próbie. Ale wtedy zachowała się tak, jakby nie wierzyła w to, co widzi, jakby szukała potwierdzenia.

– Coś nie tak? – zaniepokoiłam się.

Marcelina podniosła głowę.

Przykro mi, Asiu, ale moim zdaniem, powinnaś zerwać zaręczyny. I jak najszybciej zapomnieć o tym mężczyźnie.

– Słucham? Ale dlaczego?!

– Bo on tak naprawdę kocha inną. A z tobą żeni się tylko dla pieniędzy – odparła.

– To niemożliwe! Rany boskie, niech pani to sprawdzi jeszcze raz!

– Już sprawdziłam. Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo – upierała się.

– To nieprawda! Adrian to dobry, uczciwy człowiek. I świata poza mną nie widzi. Wyjdę za niego! Tak! Czy się to pani podoba, czy nie! – krzyknęłam.

Wróżka spojrzała na mnie smutno.

– Zrobisz, jak zechcesz. To twoja wola, twój wybór. Ale pamiętaj, że cię ostrzegałam. Karty nie kłamią…

W sumie może rzeczywiście warto byłoby to sprawdzić

Wyszłam od Marceliny skołowana. Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Przecież ufałam Adrianowi. Wiedział, że po rodzicach odziedziczyłam pokaźny majątek, ale nigdy nie prosił mnie o pieniądze. Ba, nieraz powtarzał, że to, co mam, w ogóle go nie interesuje, że jak skończy studia, to sam będzie zarabiał krocie. Miał na to szansę, bo studiował informatykę, był najlepszy na roku.

Ale z drugiej strony…

Wierzyłam wróżce. Znałam ją doskonale i byłam przekonana, że nigdy nie powiedziałaby mi o tych strasznych rzeczach, gdyby nie wyczytała ich w kartach. Może więc mój ukochany rzeczywiście nie był ze mną do końca szczery? W sumie niewiele o nim wiedziałam. Tyle tylko, że pochodzi z niewielkiej miejscowości na Mazurach. Gdy podpytywałam go o rodziców, o rodzeństwo, kończył rozmowę. Mówił, że nie chce o tym rozmawiać, że ma tylko złe wspomnienia. Ciepło wyrażał się jedynie o babci. To ona go wychowała, sprzedała gospodarstwo, by mógł studiować.

Często jeździł do niej w odwiedziny, czasem zostawał na weekend. Kiedyś zaproponowałam, że wybiorę się razem z nim, ale odmówił. Powiedział, że babcia choruje, i nie jest w stanie przyjmować gości. Obiecał jednak, że zabierze mnie do niej następnym razem. Nigdy jednak tego nie zrobił. Ba, nawet nie powiedział, gdzie ta babcia mieszka. Dlaczego? Czyżby miał coś do ukrycia? Tak mnie to męczyło, że aż pojechałam do swojej najlepszej przyjaciółki.

Czułam się bezradna i zagubiona. Chciałam, żeby spojrzała na to wszystko chłodnym okiem, coś mi doradziła.

Monika na początku się roześmiała. Stwierdziła, że przez jedną wróżbę nie powinnam zrywać zaręczyn. Że to totalna głupota. Znała Adriana i bardzo go lubiła. Ale gdy opowiedziałem jej o wszystkich swoich wątpliwościach, zmieniła zdanie.

Wiesz co? Może masz rację. Ten Adrianek rzeczywiście jest za bardzo tajemniczy. Jego wyjazdy nie wiadomo dokąd, ukrywanie przeszłości… Trzeba by się o nim dowiedzieć czegoś więcej – stwierdziła.

– Tak myślisz?

– No pewnie. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Jak się okaże, że facet jest w porządku, to za niego wyjdziesz. Z czystym sumieniem.

A jak nie, to go pogonisz. Lepsza najgorsza prawda niż kłamstwa. Zwłaszcza takie, które mogą doprowadzić do tragedii. W zasadzie nie wierzę we wróżby ani inne takie, ale… Może ta twoja Marcelina ma rację, może grozi ci niebezpieczeństwo?

– Ale jak mam to sprawdzić? Przecież nie będę śledzić Adriana!

– Nie musisz. Wynajmij detektywów. Niech za nim pojeżdżą, powęszą. Zobaczymy, co ustalą. Nawet się nie zastanawiaj.

Kochana, od tego zależy twoja przyszłość i szczęście – stwierdziła.
Jak mi poradziła, tak zrobiłam. Następnego dnia pojechałem do agencji detektywistycznej. Zostawiłam zdjęcie Adriana, powiedziałam, co o nim wiem. O wróżbie nie wspomniałam.

Stwierdziłam tylko, że nie jestem pewna, czy narzeczony jest mi wierny, i chcę to sprawdzić.

– Gdy tylko będziemy mieć dla pani jakieś konkretne informacje, natychmiast zadzwonimy – usłyszałam.

A więc to jest ta babunia, z którą spędzałeś weekendy!

Przez następne dni starałam się zachowywać normalnie. Umawiałam się z Adrianem, przytulałam się do niego, uśmiechałam. Nie było to łatwe, bo w uszach ciągle brzmiało mi ostrzeżenie Marceliny. Kiedy przed weekendem narzeczony oświadczył, że wyjeżdża do babci, odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni. Bardzo chciałam, żeby karty się myliły, żeby okazał się dobrym, prawym człowiekiem, ale przez skórę czułam, że będzie na odwrót.

Szef agencji detektywistycznej zaprosił mnie do siebie już w poniedziałek. Gdy weszłam, zauważyłam, że ma niewesołą minę.

– Moim ludziom udało się ustalić kilka faktów związanych z pani narzeczonym, pani Joanno – powiedział i zamilkł.

– No i?

– No i okazało się, że intuicja pani nie zawiodła. Proszę, niech pani spocznie. Tak będzie lepiej… – podsunął mi krzesło.

Dobrze, że usiadłam, bo to, co potem usłyszałam, na pewno zwaliłoby mnie z nóg. Nie będę opowiadać wszystkich szczegółów, bo to dla mnie zbyt bolesne. W każdym razie okazało się, że Adrian rzeczywiście nigdy mnie nie kochał. Jego prawdziwą miłością była niejaka Samanta. Podobno zakochali się w sobie już w dzieciństwie i zaręczyli przed jego wyjazdem na studiach. To do niej, a nie do babci, jeździł prawie co weekend.

– A więc chciał ożenić się ze mną tylko dla pieniędzy? – chciałam się upewnić.

– Dokładnie tak. Razem to wymyślili, z Samantą. Mamy nagranie z ich spotkania. Wynika z niego, że pan Adrian najpierw miał się z panią ożenić, potem wyciągnąć tyle, ile się da, i zaraz potem rozwieść…

– A gdybym się nie zgodziła albo nie chciała się dzielić majątkiem, to usunąłby mnie z tego świata?

No cóż, chyba tak. Śmiali się, że wypadki chodzą po ludziach…

Jak się pani domyśliła? – zdziwił się.

– Wróżka mi powiedziała. A ona się nie myli – odparłam.

Jeszcze tego samego wieczoru rozmówiłam się z Adrianem.

– Ślubu nie będzie – powiedziałam, odpychając go, gdy próbował mnie przytulić.

Ale dlaczego? Co się stało? – patrzył na mnie zdumiony.

– Dlatego! – wręczyłam mu kopie nagrań; a potem zdjęłam z palca pierścionek i rzuciłam na stół. – Daj go Samancie, na pewno się ucieszy – wysyczałam i czym prędzej wyszłam z kawiarni.

Od tamtej pory już nie widziałam Adriana. Od razu po naszym spotkaniu zniknął. Nawet na uczelni się nie pojawił. Może bał się, że pójdę na policję? A ja? Powoli zapominam o tym, co mnie spotkało. Ostatnio nawet zaczęłam się spotykać z pewnym mężczyzną. To miły człowiek, ale… Chyba pójdę do Marceliny i o niego zapytam.

Czytaj także:
„Ja chciałam awansów i kariery, a on spokojnego życia na wsi. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się w imprezowni. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na imprezy i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”

Redakcja poleca

REKLAMA