„Byłam dla niego przaśna jak chleb ze smalcem. Miał mnie za kogoś tylko do zabawy, wiecznie czegoś wymagał”

Kobieta, która dusi się w związku fot. Adobe Stock, realstock1
„Im bardziej ulegałam Maćkowi, tym więcej ode mnie wymagał. To było błędne koło. Moje starania napędzały jego pragnienie ulepszania mnie. Stał się chciwy. Czego bym nie zrobiła, było mu mało i wyznaczał mi kolejne zadania do wykonania”.
/ 20.03.2023 06:42
Kobieta, która dusi się w związku fot. Adobe Stock, realstock1

Nie miałam kompleksów z powodu tego, jaka jestem, choć to i owo chętnie bym w sobie poprawiła, nie mogłam wyjść ze zdumienia, że taki facet zwrócił na mnie uwagę. Pracowaliśmy w różnych oddziałach tej samej firmy, spotykaliśmy się codziennie.

Najczęściej na stołówce. Maciej przysiadał się do mojego stolika i bawił rozmową. Dużo żartował, prawił subtelne komplementy. Miał ujmujący sposób bycia. Podobał mi się jak diabli i pochlebiało mi jego zainteresowanie, zwłaszcza kiedy dowiedziałam się, że nie spotykaliśmy się na tej stołówce przypadkowo. Koleżanka pracująca przy sąsiednim biurku zdradziła, że wypytał o mój grafik. Anka, jak to Anka, zapytała go prosto z mostu:

– A co, śledzisz Sandrę?

– Chcę sobie ustawić przerwę na lunch, tak by ją spotykać – odparł.

Anka powtórzyła to nie tylko mnie, ale też wszystkim znajomym z pracy. W firmie zaczęto plotkować, że mamy romans, podczas gdy my nie wyszliśmy jeszcze poza etap niewinnego uwodzenia słowami i spojrzeniami.

Dzięki plotkom po raz pierwszy w życiu poczułam się kobietą interesującą. Zaczęłam przykładać wagę do wyglądu. Wcześniej myślałam fatalistycznie, że po co mam się stroić i wysilać na bycie piękną, skoro i tak nikogo nie oszukam.

Wolałam zdobić twarz uśmiechem niż makijażem. A że uwielbiałam jeść i nie przepadałam za ćwiczeniami, nosiłam ciemne, maskujące figurę ciuchy. Czułam się w nich wygodnie i bezpiecznie, kompletnie aseksualnie. Uważałam, że jak nie chcę się narażać na docinki, to lepiej nikogo nie prowokować nazbyt kobiecym wizerunkiem.

Wszystko się zmieniło, gdy w moje życie wkroczył Maciej. Zaczęłam się malować, nosić buty na obcasie, wbiłam się nawet w obcisłe spodnie. Po kilku tygodniach podchodów Maciej zaprosił mnie na randkę do teatru i na kolację do restauracji.

To był najwspanialszy wieczór mojego życia! Idealny, również ze względu na iskrzące między nami napięcie, choć nawet się nie pocałowaliśmy. Chyba po prostu każde z nas chciało jak najdłużej przeciągać te niewinne chwile zauroczenia.

Potem były kolejne randki, wyznania miłości, pierwszy seks… I zostaliśmy parą. Czułam się jakbym wygrała milion w totolotka. Krótko: nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.

– Dlaczego się we mnie zakochałeś?– zapytałam Maćka. – Przecież kolejka by się do ciebie ustawiła, gdybyś ogłosił, że szukasz dziewczyny…

Uśmiechnął się mile połechtany.

– Bo jesteś normalna. Zwyczajna, radosna i beztroska. Czuję się przy tobie swobodnie. Nie muszę się starać, żeby dobrze wypaść. Nie muszę niczego udawać – odpowiedział.

Obsypałam jego twarz pocałunkami. Chociaż gdy się później nad tym zastanawiałam, nie byłam pewna, czy to na pewno był komplement. „Nie muszę się starać?” Czy to nie oznacza: „nie jesteś warta starań”? A może przesadzam, doszukując się drugiego dna?

Zinterpretowałam wątpliwości na jego korzyść

Po kilku miesiącach związku zamieszkaliśmy razem. Maciek bardzo o mnie dbał. Troszczył się do tego stopnia, że zaczął mnie „ulepszać”. Na początku namówił mnie na rzucenie palenia. Bez oporów zgodziłam się odstawić papierosy, bo już od dawna sama chciałam zerwać z nałogiem, tylko nie miałam motywacji.

Początki były ciężkie. Miałam problemy z koncentracją, stałam się strasznie drażliwa i zajadałam stres słodyczami. Wystarczył drobiazg, by doprowadzić mnie do płaczu. Przetrwałam dzięki wsparciu Maćka. Kiedy zaczynałam marudzić, że brakuje mi fajek, brał mnie w ramiona i mówił:

– Wytrzymasz, skarbie. Już tyle dni wytrzymałaś, szkoda to zmarnować. Będzie lepiej. Jestem z ciebie dumny!

Rzeczywiście, po kilku miesiącach przestało brakować mi papierosów. Jednak rzucenie nałogu sprawiło, że przytyłam. A przecież już wcześniej miałam nadwagę. Znów z pomocą przyszedł mi Maciek.

Zrobił to w taktowny sposób. Ani razu nie powiedział, że jestem za gruba i powinnam schudnąć, po prostu zaczął zabierać mnie na siłownię, na rolki i na rower. Zmienił naszą dietę i kupował same niskokaloryczne oraz zdrowe produkty. W ten sposób udało mi się szybko i bezboleśnie zgubić zbędne kilogramy. Ważyłam mniej niż przed rzuceniem palenia i czułam się świetnie.

Jednak to był dopiero początek metamorfozy, którą zaplanował dla mnie mój ukochany…
Skupił się na moich drobnych przywarach, które wcześniej jakoś mu nie przeszkadzały. Pytał na przykład:

– Czy mogłabyś nie rozrzucać swoich ubrań po całym pokoju?

Albo:

– Czy mogłabyś wsadzać brudne naczynia do zmywarki, zamiast dekorować nimi biurko?

Albo:

– Czy naprawdę musisz się upijać, skarbie, prawie na każdej imprezie?

Nie złościł się, tylko pytał

A ja starałam się poprawiać, żeby go zadowolić, żeby na niego zasłużyć. Był takim wspaniałym mężczyzną, że chciałam stać się godna jego miłości. Niestety nie czułam się już przy nim swobodnie. Non stop oceniana czułam dyskomfort, jakbym cofnęła się do lat szkolnych.

Pochwały Maćka sprawiały mi radość, ale nie rekompensowały napięcia związanego z ciągłym, przyczajonym we mnie lękiem przed dezaprobatą. Coś za coś, myślałam. Każdy związek ma cienie i blaski. Warto trochę się poświęcić, pójść na kompromis, by zasłużyć na takiego mężczyznę. Wyrugowałam z siebie roztrzepaną bałaganiarę i imprezowiczkę, ale okazało się, że to za mało.

– To wstyd znać tylko angielski. Powinnaś nauczyć się też niemieckiego…

– Ale po co? – zaprotestowałam.

– Żeby się rozwijać. „Kto stoi w miejscu, ten się cofa” – zacytował swoje ulubione powiedzonko, które zdążyłam znienawidzić.

– Może masz rację. Zapiszę się na hiszpański, zawsze mi się podobało brzmienie tego języka.

– Myślisz jak typowa kobieta. – Roześmiał się. – Patrzysz na estetykę, zamiast na przydatność. Bardziej się opłaca uczyć niemieckiego.

– Dlaczego?

– W Hiszpanii i w Ameryce Południowej bez problemu dogadasz się po angielsku. Za to w Niemczech lepiej jest znać język tubylców. Wiesz, że niektórzy Niemcy specjalnie udają, że nie znają angielskiego?

Coś podobnego słyszałam kiedyś o Francuzach, więc uznałam, że mój ukochany gada bzdury, ale wzruszyłam tylko ramionami.

– Nie wybieram się do Niemiec, więc mnie to nie dotyczy.

– Ech, jesteś jak dziecko. Myśl strategicznie. Znajomość niemieckiego podniesie twoją wartość na rynku pracy.

Bla, bla, bla… Miałam ochotę powiedzieć, daj mi już spokój, człowieku, to moje pieniądze i mój wolny czas, więc to ja powinnam zdecydować, na jaki kurs pójdę. Ale znów ustąpiłam i zapisałam się na ten cholerny niemiecki.

Im bardziej ulegałam Maćkowi, tym więcej ode mnie wymagał. To było błędne koło. Moje starania napędzały jego pragnienie ulepszania mnie. Stał się chciwy. Czego bym nie zrobiła, było mu mało i wyznaczał mi kolejne zadania do wykonania. Sterował mną nawet w łóżku.

Początkowo nasz seks był namiętny i pełen spontaniczności. Z czasem stał się dla mnie wyłącznie wykonywaniem instrukcji. Teraz zmienimy pozycję. Połóż mi ręce na plecach. Wolniej. Szybciej. Nasz związek zamiast uskrzydlać, zaczął mnie przytłaczać. Trudno mi się było do tego przyznać nawet przed sobą, a co dopiero przed koleżankami, które zazdrościły mi takiego faceta.

– Rozkwitłaś przy nim – powtarzała Anka. – Teraz jesteś prawdziwą laską, bo kiedyś… Sama wiesz.

Wiem, jaka byłam kiedyś. Wciąż pamiętałam. I dotarło do mnie, że ta „laska” wcale nie jest szczęśliwa. Maciek zrobił ze mnie uczestniczkę jakiegoś chorego reality show pod tytułem „supergirl project”. Zniknęła gdzieś tamta nieidealna, ale radosna dziewczyna, w której beztrosce i zwyczajności podobno się zakochał. Nie było jej, bo ją zniszczył.

W końcu miałam dość i się postawiłam

Wygarnęłam mu wszystko, co mi leżało na sercu. Naprawdę miałam nadzieję, że zrozumie. Gdyby wykazał choć odrobinę dobrej woli, gdyby przyjrzał się sobie, zamiast wciąż skupiać się na moich niedociągnięciach, pewnie dałabym mu szansę. Ale on tylko uparcie zaprzeczał moim słowom, a potem się obraził.

To był początek końca naszego związku. Definitywnie rozstanie nastąpiło miesiąc później, kiedy „nie zmądrzałam”, tak jak tego oczekiwał. Były łzy, bo koniec miłości zawsze jest smutny, ale odczułam ogromną ulgę. Straciłam faceta, w zamian jednak odzyskałam siebie. To był dopiero początek metamorfozy, którą dla mnie zaplanował…

Czytaj także:
„Matka trzymała ojca krótko, a on był na każde jej skinienie. W końcu nie wytrzymał musztry i role się odwróciły”
„Po śmierci męża sąsiedzi spisali mnie na straty. Miałam nosić czerń i płakać, a ja chciałabym odzyskać dawne życie”
„Dziewczyna mojego syna ma 15 lat i wymusza na nim zbliżenia. Mateusz nie jest gotowy, a ta kombinuje i go uwodzi”

Redakcja poleca

REKLAMA