„Była żona mojego partnera nastawiała jego syna przeciwko mnie. Nagradzała go, kiedy był dla mnie niemiły"

Dziecko partnera zmanipulowane przez matkę fot. Adobe Stock, vejaa
Dawała mu nagrody za to, że mnie obraził, a kiedy zniszczył prezent ode mnie, kupiła mu nowy, dużo droższy. Ciągle mówiła mu, że to przeze mnie tata z nimi nie mieszka i że jeśli będzie dla mnie niedobry, to Marek wróci do niej i do syna.
/ 13.07.2021 11:10
Dziecko partnera zmanipulowane przez matkę fot. Adobe Stock, vejaa

Chciałam być z Markiem. Problem w tym, że jego syn mnie nie akceptował. Tak sądziłam. A potem odkryłam prawdę. Przypadek sprawił, że wszystko się wyjaśniło. To nie mały Leon był moim zajadłym wrogiem!

Nigdy nie poznałam byłej dziewczyny Marka. Zaczęłam z nim pracować, już kiedy się z nią rozstał, przez długi czas nie miałam nawet pojęcia, że ma z nią syna. Takich rzeczy nie mówi się współpracownikom w kuchni przy kawie.

Pierwszy raz wspomniał o Leosiu, kiedy wpadliśmy na siebie przypadkiem na mieście

Oboje pracowaliśmy wtedy już w innych firmach i jakoś tak wyszło, że postanowiliśmy powspominać stare czasy. Usiedliśmy w kawiarnianym ogródku.

– Super, że się spotkaliśmy. Popatrz, pracowaliśmy razem przez dwa lata, a nie miałem pojęcia, że tyle nas łączy! – powiedział, kiedy jedliśmy tort bezowy z jednego talerzyka.

Bardzo bym chciał zostać dłużej, ale mam dzisiaj przedstawienie u syna w przedszkolu. Muszę lecieć.

Na moment odebrało mi mowę, bo po godzinie spędzonej w jego towarzystwie poczułam, że coś nas łączy. Miałam nadzieję, że spotkamy się jeszcze raz, aż tu nagle on mówi, że ma rodzinę…

– Słuchaj, może się spotkamy jutro? – zaproponował. – Wybierałem się na piknik rycerski, wiesz, trochę się bawię w rekonstrukcję historyczną… – Chyba trochę się zawstydził. – Może byś chciała zobaczyć, jak dorośli faceci naparzają się drewnianymi mieczami?

– Nie idziesz z synem? – zdziwiłam się.

Spochmurniał i odparł ze smutkiem, że to „nie jest jego sobota”. Zrozumiałam, że jednak nie ma żony, a dzieckiem zajmuje się tylko co jakiś czas. No i zgodziłam się iść z nim na piknik. Na miejscu spotkaliśmy jego przyjaciół – kobiety w średniowiecznych sukniach i rycerzy w zbrojach.

Marek kupił mi prawdziwego kołacza, napiliśmy się też miodu pitnego z glinianych kufli. Czułam się przy nim swobodnie, jakby to była przynajmniej nasza trzydziesta randka. Potem odwiózł mnie do domu, a kiedy odpięłam pas, żeby wysiąść, położył swoją dłoń na mojej i nachylił się do mnie.

Pocałował mnie delikatnie, a jednocześnie namiętnie

Nie oczekiwał jednak, że zaproszę go na górę.

– Zobaczymy się jutro? – zapytał. – Mogę zadzwonić?

I tak zaczęliśmy się spotykać. Rodzice wychowali mnie dość tradycyjnie, więc długo odkładałam temat seksu, ale kiedy już do niego doszło, zrozumiałam, że przez całe życie czekałam na tego faceta! Byłam w nim zakochana i zrobiłabym wszystko, żebyśmy już zawsze byli razem.

– Chciałbym, żebyś poznała Leosia – powiedział w końcu i chociaż miałam tysiące obaw, zgodziłam się od razu.

Wiedziałam, że z Nataszą, matką Leona, Marek rozstał się, kiedy mały miał rok. Przyznaję, że na początku to było dla mnie trudne do zrozumienia: jak można zostawić kobietę z dziesięciomiesięcznym dzieckiem? Przecież to nieodpowiedzialne i egoistyczne. Przez jakiś czas inaczej patrzyłam na swojego faceta.

Nie mogłam wyrzucić z głowy pytania: czy gdybym to ja zaszła w ciążę, zrobiłby mi to samo?

Wiedziałam, że Natasza miała trudną osobowość, Marek przekonywał mnie, że to od początku był toksyczny związek.

Była niesamowicie zaborcza, potrafiła urządzić mi piekło, bo jej zdaniem za długo rozmawiałem z jakąś kobietą na imprezie albo uśmiechnąłem się do farmaceutki w aptece. Izolowała mnie od innych kobiet, usiłowała nawet skłócić mnie z siostrą… Nie mogłem dłużej wytrzymać ciągłego kontrolowania, żądań pokazania jej z kim pisałem i do kogo dzwoniłem i jakichś chorych akcji, kiedy wbiła sobie do głowy, że inna dziewczyna ze mną flirtuje. Wiesz… ona wiedziała, że mam dosyć… Uważam, że celowo zaszła w ciążę, żeby mnie zatrzymać przy sobie. Niby brała tabletki antykoncepcyjne, ale… widzisz… Tyle, że ja już nie mogłem dłużej z nią być, nawet kiedy urodziła Leosia…

Rozumiałam, dlaczego od niej odszedł, ale żal mi było jego synka

Nie chciałam nawet wspominać rodzicom, że spotykam się z mężczyzną, który ma dziecko z inną. Moi konserwatywni rodzice na pewno by go potępili. Oni uważali, że ciąża to powód do natychmiastowego ślubu i życia razem nawet wbrew sobie, bo najważniejsze jest dobro dziecka.

Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z Leosiem, miał sześć lat. Był ślicznym blondynkiem o szarych oczach po Marku. Widać było, że przepada za tatą, ciągle coś mu opowiadał, szczebiotał jak to dzieci, chciał się do niego przytulać i z nim bawić. A mnie z miejsca znienawidził.

Nie pomagały moje próby zagadywania do niego, wspólnie zjedzone lody ani propozycja wycieczki do parku rozrywki. Leoś odnosił się do mnie z wyraźną niechęcią, a właściwie z wrogością.

Po co ona z nami idzie? – pytał ojca, kiedy we trójkę szliśmy na basen. – Nie chcę, żeby z nami pływała. Na pewno nie umie pływać.

– Umiem. Podobno pływam jak ryba. – Próbowałam obrócić to w żart. – I wiesz co? Wzięłam dla ciebie dmuchane rękawki z Batmanem. Lubisz Batmana?

Wiedziałam, że lubi, bo przy mnie Marek kupował mu takie figurki i gadżety.

– Nie – odpowiedział z nadętą miną. – Batman jest głupi. Jak ty.

Robiłam, co mogłam, by nie brać tego do siebie

Prosiłam też Marka, żeby nie karał Leosia za te odzywki. Ale mały robił się coraz bardziej zajadły. W końcu doszło do tego, że wpadał w histerię, kiedy mieliśmy gdzieś iść we trójkę, obrażał mnie.

– To do niego niepodobne… To chyba stres – tłumaczył go zmartwiony Marek. – Zawsze był idealnym dzieckiem.

– Ale nigdy wcześniej nie spotkał nowej dziewczyny taty – stwierdziłam kwaśno. – Nie wiem, czy to ma sens, żebym zabiegała o jego akceptację…

Może nie powinniśmy się spotykać we trójkę. Marek zgodził się ze mną. Przez jakiś czas się nie widywaliśmy. Ale pewnego dnia jedliśmy akurat lunch przed powrotem do domu, kiedy zatelefonowano do Marka ze szkoły, że jego syn miał wypadek i chyba złamał rękę.

Marek wypił do obiadu dwa kieliszki wina.

– Boże… – wyjąkał, kiedy szkoła się rozłączyła. – Natasza jest w Gdańsku, a trzeba odebrać Leosia i jechać z nim do szpitala. A ja piłem...

Ja poprowadzę – zdecydowałam natychmiast, bo piłam tylko wodę.

W gabinecie pielęgniarki zastaliśmy zapłakanego Leosia

Faktycznie, jego lewy nadgarstek był spuchnięty, dziecko płakało z bólu.

– Zadzwonię do Beaty – powiedziałam i wyszłam na korytarz.

Beata, moja siostra jest lekarką, do tego ortopedą. Tego dnia przyjmowała w prywatnej przychodni i kazała nam przyjechać.

– Na izbie przyjęć będziecie czekali pięć godzin – dodała. – Tutaj mamy cały sprzęt.

Dwie godziny później było po wszystkim. Leoś miał rękę w gipsie, a Markowi jakoś udało się uspokoić jego rozhisteryzowaną byłą, cierpliwie zapewniając ją, że sytuacja została opanowana. Ale rozmowa z nią kosztowała go sporo nerwów i kiedy skończył, był cały rozdygotany.

Pech chciał, że akurat Leoś coś od niego chciał, Marek nie zapanował nad sobą i na niego krzyknął. Zobaczyłam przestraszone oczy chłopczyka. Przytulił do siebie obolałą rękę w gipsie, wykrzywił usta w podkówkę i zaczął bezgłośnie płakać.

Leosiu, kochanie… – doskoczyłam do niego w pół sekundy. – Tata nie chciał krzyczeć. Był zdenerwowany, ale wie, że nie zrobiłeś nic złego. Oj, już… Chodź do mnie, skarbie…

Nawet nie wiem, kiedy chłopiec, który jawnie mnie nie znosił, nagle przywarł do mnie całym ciałem tak mocno, że aż jęknął, bo uraził się przy tym w rękę. Przytuliłam go ostrożnie, podniosłam i położyłam na kanapie. Płakał, więc położyłam się obok niego i głaskałam go uspokajająco.

– Mama niedługo po ciebie przyjedzie – chciałam go pocieszyć, ale zamiast tego zobaczyłam na jego buzi nagły strach.

Ojej! Nie mów jej, że mnie przytulałaś – poprosił wystraszony. – Mama będzie na mnie zła!

– Co takiego? – sądziłam, że czegoś nie zrozumiałam.

I nagle dziecko wyznało mi wszystko.

To Natasza kazała mu być dla mnie niegrzecznym

Dawała mu nagrody za to, że mnie obraził, a kiedy zniszczył prezent ode mnie, kupiła mu nowy, dużo droższy. Ciągle mówiła mu, że to przeze mnie tata z nimi nie mieszka i że jeśli będzie dla mnie niedobry, to wreszcie zostawię Marka, a on wróci do niej i do syna.

Nie miałam pojęcia, skąd ta kobieta wzięła tak absurdalny pomysł ani dlaczego po tylu latach uznała, że manipulując dzieckiem, zdoła odzyskać Marka. Wiedziałam tylko, że najbardziej skrzywdziła nie mnie, ani swojego byłego, tylko małego chłopca, który – jak wyznał – całkiem mnie lubił, ale chciał być posłuszny mamie i dlatego robił mi na złość.

Ostatecznie Marek rozmówił się z Nataszą poważnie. Nie wiem, co jej powiedział, ale raz na zawsze zrozumiała, że nie zdoła ani go odzyskać ani kontrolować. Leoś wreszcie mógł traktować mnie normalnie i okazało się, że możemy mieć świetny kontakt.

A ja mam nadzieję, że będzie miał też dobre relacje z bratem albo siostrą, bo chociaż Marek jeszcze nic nie wie, to Leoś niedługo będzie miał rodzeństwo... 

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA