„Na zjeździe absolwentów zamiast jak milion dolarów, wyglądałam jak 5 groszy. Na szaro załatwił mnie mój dawny wróg”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, DMP
„Spojrzałyśmy sobie w oczy i momentalnie poczułam znajome emocje z przeszłości. Ale teraz już byłam mądrzejsza i nie chciałam wplątywać się w to po raz kolejny. Tylko czy miałam stać i pozwalać na takie lekceważenie?”.
/ 05.12.2024 13:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, DMP

Czy to jakaś klątwa? Ilekroć próbuję umówić wizytę u fryzjera, terminy są zajęte na następny miesiąc... Co się dzieje, że nagle każdy postanowił się ostrzyc?!

– Chyba odpuszczę sobie ten zjazd absolwentów – narzekałam Mietkowi. – Przecież nie mogę się tak pokazać, wyglądam okropnie!

– Daj spokój, Janka – mruknął.

– To tylko spotkanie ze znajomymi, nie musisz się stroić jak na galę. A poza tym... – zerknął na mnie znad gazety. – Wiesz, jak to mówią – z brzydkiego kaczątka i tak nie zrobisz łabędzia.

Cisnęłam w jego stronę ścierkę, ale ta wylądowała na paproci w doniczce. No jak zwykle, moje szczęście.

Nie mogłam się powstrzymać

– Chodziło mi o to, że starość jest nieunikniona dla każdego z nas – tłumaczył się zakłopotany. – Zresztą ludzie nie będą się skupiać na czyimś wyglądzie, bardziej będą pewnie wspominać tych, co już nie żyją, no nie?

Planowałam wszystko mu wyjaśnić, lecz akurat wtedy zjawiła się nasza sąsiadka prosząc o pożyczenie cukru. Gdy nakładałam jej do szklanki, moją uwagę przykuła jej całkowicie odmieniona fryzura – wyglądała rewelacyjnie! Nie mogłam się powstrzymać i spytałam, czy w końcu trafiła do Magdy. Z uśmiechem na twarzy odrzekła:

– Wie pani co, to wcale nie zasługa Magdy. Na Piłsudskiego koleżanka prowadzi zakład fryzjerski. Jest tam świetna specjalistka – wystarczy przynieść fotografię, a ona odtworzy praktycznie każdą fryzurę jeden do jednego!

– Byłaby pani w stanie załatwić mi tam wizytę? – spytałam z nutą optymizmu. – Niedługo spotykam się z dawnymi znajomymi ze szkoły, a moje włosy... no cóż, widzi pani w jakim są stanie...

Po 48 godzinach pewnie wkroczyłam do salonu fryzjerskiego, którego wcześniej nie odwiedzałam, trzymając w torbie wycinek ze zdjęciem z czasopisma.

– Zapraszam, niech pani usiądzie, za moment pojawi się Basia – powiedziała właścicielka, odrywając się na chwilę od nakładania farby innej klientce. – Wyszła tylko wykonać telefon do małżonka.

Często się głowię nad tym, czemu moje odbicie w cudzych lustrach wygląda tak kiepsko. Jasne, nawet gdy patrzę na siebie w domu, widzę, że czas robi swoje, a skóra nie jest już tak jędrna jak kiedyś. Ale czy naprawdę mam aż takie sińce pod oczami? I czy to możliwe, żeby mój drugi podbródek był tak wielki, że prawie łączy się z kołnierzykiem?

Na szczęście powrót fryzjerki przerwał moje ponure rozmyślania o wyglądzie.

Kojarzyłam jej głos

Wyciągnęłam telefon i pokazując fryzjerce fotografię, spytałam o możliwość wykonania podobnego uczesania. Po dokładnym przyjrzeniu się mojej twarzy i sprawdzeniu struktury włosów, stwierdziła że może to zrobić.

– Jedyne co, to wolałabym je nieco dłuższe – zaznaczyłam. – Najbardziej mi zależy, żeby moje naturalne włosy były całkiem zakryte.

Proszę mi zaufać, znam się na swojej pracy – odpowiedziała z przekonaniem. – Gwarantuję, że efekt końcowy panią usatysfakcjonuje.

Zastanawiałam się, gdzie wcześniej słyszałam ten charakterystyczny, trochę wymuszony sposób mówienia... Obserwując w zwierciadle sylwetkę kobiety robiącej mi włosy, próbowałam sobie przypomnieć, czy nasze drogi już się kiedyś przecięły. Może siedziała w którejś z moich klas?

Co prawda jej obecne nazwisko nic mi nie podpowiadało, ale przecież mogła je zmienić po ślubie. Nawet jej pierwsze imię – Barbara – nie wzbudzało żadnych skojarzeń, choć trzeba przyznać, że na terenach śląskich jest to bardzo popularne imię. Mogłabym ją wprost spytać o tę kwestię, ale wahałam się, czy wypada. W końcu moi byli wychowankowie, mimo że są już dorośli, wciąż tytułują mnie "Panią Profesor", a ona tego nie robiła.

Na pewno nie byłoby jej trudno mnie poznać, bo wiadomo – my dorośli nie zmieniamy się tak szybko jak nastolatki. Ale przyszło mi do głowy, że może specjalnie udaje, jakby mnie nie znała. Ta myśl sprawiła, że zaczęłam uważniej obserwować tę dziewczynę z salonu fryzjerskiego. Co prawda zawsze miałam świetny kontakt z uczniami, ale w każdej grupie może się znaleźć ktoś, kto sprawia kłopoty. Przez te wszystkie lata uczenia nieraz się z takimi osobami spotykałam.

Coraz bardziej docierało do mnie, że skądś ją znam – sposób mówienia, teatralne ruchy, te mocno czerwone wargi... W momencie gdy poprawiła niesforny kosmyk i pokazało się charakterystyczne znamię na jej twarzy, olśniło mnie. No nie, co za koszmarny zbieg okoliczności!

Przede mną stała osoba, przez którą prawie wylądowałam w psychiatryku kilkanaście lat wstecz. Zero wątpliwości – to była właśnie ona. Basia W., uczennica z dawnej klasy humanistycznej.

Pokazała wycinek z czasopisma

Pamiętam tę nieugiętą uczennicę, która śmiało wypaliła na forum klasy, że nie widzi sensu w uczeniu się matematyki, bo jej przyszłość to kariera w dziennikarstwie. Ba, nie byle jakim – marzyła o zostaniu prawdziwą gwiazdą mediów! Jakby można było żyć, ignorując kompletnie tę najważniejszą z nauk...

– Musisz poznać fundamenty jak wszyscy inni, a ja dopilnuję tego procesu – powiedziałam stanowczo, lecz ona tylko beztrosko się uśmiechnęła i machnęła ręką.

Cóż, próbowała postawić na swoim, ale się przeliczyła – tak to już jest, kiedy ktoś myśli, że może więcej niż w rzeczywistości. Ale najbardziej wkurza mnie, ile zdrowia mnie to kosztowało. Nie było opcji, żebym odpuściła sprawę, bo straciłabym szacunek w oczach innych – brakowało tylko tego, żeby nastolatkowie sami wybierali, czego warto się uczyć w liceum!

Tak bardzo zatopiłam się we wspomnieniach, że nawet nie rejestrowałam, co ona wyprawia z moją fryzurą. Dopiero głos właścicielki salonu wyrwał mnie z tego zamyślenia.

– Niesamowicie pani wygląda – powiedziała, stojąc przy mojej fryzjerce i oceniając efekt. – Naprawdę, wiek spadł pani o dobre dziesięć lat!

– Ale ja wyraźnie mówiłam o dłuższych bokach przy uszach – patrzyłam zszokowana na efekt, który kompletnie mijał się z moimi wskazówkami. – Zawsze zakrywam uszy, bo mam z nimi problem.

– Coś mi się wydaje, że nic takiego pani nie wspominała. Może tylko tak pani sobie pomyślała – odpowiedziała moja była uczennica, lekceważąco wzruszając ramionami. – Zresztą fryzura jest identyczna jak ta ze zdjęcia, które pani ze sobą przyniosła – pokazała swojej szefowej wycinek z czasopisma.

Wzburzona uregulowałam należność

Spojrzałyśmy sobie w oczy i momentalnie poczułam znajome emocje z przeszłości. Ale teraz już byłam mądrzejsza i nie chciałam wplątywać się w to po raz kolejny. Tylko czy miałam stać i pozwalać na takie lekceważenie?

– Przecież mówiłam o tych uszach! – powiedziałam stanowczo. – Chyba pani to słyszała? – zwróciłam się do klientki, która siedziała na sąsiednim krześle.

– Niestety nic nie słyszałam – spojrzała w kierunku właścicielki salonu. – Ale muszę przyznać, że prezentuje się pani doskonale, a ta nowa fryzura jest naprawdę super. Z takich "pióreczek" można wyczarować coś bardzo stylowego!

"Pióreczka"?! Co za brak dobrych manier, zaraz zaczną analizować moje zmarszczki! Wzburzona uregulowałam należność.

– Liczę, że wkrótce znów się zobaczymy – Barbara, wspierając się o oparcie fotela, emanowała irytującą pewnością siebie.

– Gwiazda dziennikarstwa, dobre sobie! – mruknęłam pod nosem, wychodząc z salonu.

Spokojnie. Na pewno dopilnuję, żeby wszyscy w naszej miejscowości poznali jej prawdziwe oblicze. To jej gwarantuję.

Janina, 48 lat

Czytaj także:
„Mąż zabraniał mi pracować i karał, gdy wydawałam za dużo kasy. Czułam, że muszę zerwać się z finansowej smyczy”
„Zastosowałam sprawdzony sposób babci na usidlenie faceta. Nie musiałam świecić dekoltem, żeby wskoczył mi do łóżka”
„Gdy mój mąż zmarł, nasza córka miała zaledwie 9 lat. Później w każdym moim nowym partnerze widziała intruza”

Redakcja poleca

REKLAMA