„Zdradziłam chłopaka na imprezie. Przez jedną fatalną noc straciłam bratnią duszę i wielką miłość”

smutna laska.png fot. Adobe Stock, Marco
„Przez parę miesięcy po jego wyjeździe regularnie pisaliśmy do siebie listy. Aż raptem kontakt się urwał, Adam przestał odpisywać. Strasznie mnie to zraniło. Jak mógł tak bez słowa się ode mnie odciąć? Nasze koty też olał! Co go tak odmieniło? Jakaś nowa koleżanka? Byłam urażona i zazdrosna”.
/ 04.08.2023 20:15
smutna laska.png fot. Adobe Stock, Marco

Miałam czternaście lat, on szesnaście, kiedy wprowadził się do naszego bloku. Miał piękne piwne oczy i gęste, brązowe loki – to mi wystarczyło, żebym się w nim totalnie zabujała.

Szybko zauważyłam, że mój nowy sąsiad regularnie znika gdzieś na całe popołudnia. Zaintrygowana, skryłam się za drzewem nieopodal naszego bloku, a kiedy Adam się pojawił, ruszyłam jego śladem. Nie zaszedł daleko: okrążył budynek i wlazł przez okienko do piwnicy. Zajrzałam do środka. Ciemno. Usłyszałam miauczenie, a zaraz potem głos Adama:

– Możesz wejść, tylko ostrożnie, żeby ich nie wystraszyć.

Zawstydzona, odruchowo się cofnęłam, udając, że mnie nie ma.
Parsknął cichym śmiechem.

– Już się nie chowaj, od początku wiedziałem, że za mną idziesz.

No, skoro tak… Wślizgnęłam się do piwnicy. Kiedy mój wzrok przywykł do ciemności, dostrzegłam kilka wychudzonych kotów. Tłoczyły się przy misce, a Adam je głaskał.

– Są bezdomne. Karmię je – wyjaśnił.

W moich oczach stał się jeszcze wspanialszy. Urósł jakieś pół metra.

Usiadłam pod ścianą i tylko patrzyłam. Po chwili jeden z burych dachowców sam do mnie podszedł i zaczął ocierać się o moją nogę. Pogłaskałam go, a on zaczął mruczeć jak motorek.

– Proszę, proszę, sam do ciebie przyszedł, i to jak szybko. Widocznie wyczuł, że jesteś fajna – Adam uśmiechnął się do mnie. – Ja już to wiedziałem…

Od tamtej pory chodziliśmy do kotów razem

To był nasz sekret, nasza wspólna sprawa. Zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, a moje uczucie do Adama przekształciło się z cielęcego zachwytu w coś głębszego, w zakochanie.

I raptem wszystko się skończyło. Rodzice Adama podjęli decyzję o kolejnej przeprowadzce. Kiedy mi o tym powiedział, rozpłakałam się, a on przytulił mnie, pocałował i szepnął:

– Obiecaj, że będziesz się opiekować naszymi kotami.

Ten kumpelski całus przyprawił mnie o pąsy i przyspieszone bicie serca. Nie mniejsze wrażenie zrobiły na mnie jego słowa. Adam mi ufał, polegał na mnie!

Przez parę miesięcy po jego wyjeździe regularnie pisaliśmy do siebie listy. Aż raptem kontakt się urwał, Adam przestał odpisywać. Strasznie mnie to zraniło. Jak mógł tak bez słowa się ode mnie odciąć? Nasze koty też olał! Co go tak odmieniło? Jakaś nowa koleżanka? Byłam urażona i zazdrosna.

Ale byłam też młodziutka i szczenięcy ból serca minął jak katar, no, powiedzmy, jak grypa, w każdym razie moja pierwsza miłość stała się przeszłością. Za to moja druga miłość – ta do zwierząt – umocniła się i stała życiowym mottem.

Studiowałam poza domem, w innym mieście, gdzie czułam się obco i samotnie. Nie potrafiłam odnaleźć się w tutejszych rozrywkach: imprezowaniu i chodzeniu do galerii handlowych. Nie umiałam zgrać się z koleżankami z roku.

Płakałam po nocach w poduszkę, póki nie zrozumiałam, czemu jestem tak nieszczęśliwa – brakowało mi kontaktu ze zwierzętami. Na szczęście wiedziałam, jak temu zaradzić.

Idąc do schroniska, czułam się podekscytowana jak dziecko przed Gwiazdką. A pierwszą osobą, która powitała mnie na miejscu był… Adam! Od razu go poznałam. Wyrósł i zmężniał, ale wciąż miał te swoje niesforne loki i piękne piwne oczy.

On też mnie poznał i wyglądał na ucieszonego

Spontanicznie się uściskaliśmy i to on oprowadził mnie po terenie schroniska, objaśniając zasady wolontariatu. Kiedy już zbierałam się do domu, Adam poprosił o mój numer telefonu.

Zawahałam się. To on zerwał kontakt, przestał się odzywać, wykasował mnie ze swojego życia. Nawet nie przeprosił, ale… byliśmy wtedy jeszcze dziećmi. W porządku, nie będę pamiętliwa. Dałam mu numer mojej komórki, a on zadzwonił już tego samego wieczoru.

Zaczęliśmy się umawiać. Widziałam, że mu się podobam, że mu na mnie zależy, ale inaczej niż jak na przyjaciółce z dzieciństwa.

Wciąż jednak dręczyło mnie to, jak mnie kiedyś potraktował. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam wprost, dlaczego zerwał naszą znajomość.

– Przecież to ty się przestałaś odzywać! – zdumiał się. – Po mojej kolejnej przeprowadzce posłałem ci nowy adres, a ty nie odpisałaś.

– Ale ja nie dostałam żadnego listu z nowym adresem!

Jakby mnie nie słyszał…

– Długo czekałem na odpowiedź. A kiedy jej nie dostałem, no, przyznaję, ubodło mnie to, uniosłem się honorem i już więcej nie pisałem. Bo w tamtym liście wyznałem… że cię kocham.

Opuściłam ręce i spojrzałam mu prosto w oczy…

O, Boże… Dwa wyznania w jednym. Zrobiłam pierwsze, co mi przyszło do głowy, i rzuciłam mu się na szyję. Nie mogłam uwierzyć, że rozdzielił nas przypadek, błąd poczty i nasza urażona duma. Na szczęście los postanowił to naprawić i znów nas połączył, i znów poprzez zwierzęta.

Tym razem byliśmy już oboje na tyle dorośli, że nie skończyło się na przyjaźni czy platonicznym zauroczeniu. Szybko zostaliśmy parą. Pasowaliśmy do siebie jak ulał. Co więcej, mieliśmy dowód na to, że zostaliśmy połączeni przez siły wyższe. Oboje urodziliśmy się ze znamieniem, takim samym, w tym samym miejscu: ciemna plamka w kształcie chmury na prawej łydce.

– To znak, że jesteśmy sobie przeznaczeni – powtarzał Adam. – Moja babcia tak mówiła. Że ludzi mający takie samo znamię albo są rodziną, albo się nią staną.

Piękny przesąd. Byliśmy bratnimi duszami, które zostały parą. Oboje kochaliśmy zwierzęta i przyrodę, on studiował weterynarię, ja ochronę środowiska. Zamieszkaliśmy razem, Adam coraz częściej wspominał o ślubie… Chyba wystraszyłam się szybkiego tempa, w jakim rozwijał się nasz związek, i zrobiłam coś potwornie głupiego.

Na imprezie w akademiku upiłam się i wylądowałam w łóżku z obcym facetem. Przyznałam się Adamowi, nie potrafiłabym go okłamywać.

Miałam nadzieję, że mi wybaczy, ale…

– Patrzę na ciebie i wyobrażam sobie… Nie dam rady!

Zerwał ze mną i wyjechał, nie wiadomo dokąd. Zmienił też numer telefonu.

Mijały lata, a ja wciąż nie mogłam przeboleć, że go straciłam. Czasem kusiło mnie, by go odnaleźć, jednak zawsze rezygnowałam.

Bałam się rozczarowania. Może ma już inną? Nie mam prawa burzyć jego szczęścia, nie po tym, co mu zrobiłam. Zostałam starą panną z kotem, i było mi z tym całkiem dobrze. Skoro nie ma, co się lubi…

Gdy trafił mi się służbowy wyjazd do Krakowa, nie protestowałem. Jako jedyna bez rodziny byłam najbardziej dyspozycyjna. Rzecz jasna wzięłam ze sobą mojego kota Dżeka.

Po konferencji zabrałam go na spacer po Plantach; był w specjalnych szelkach i na smyczy. Szliśmy sobie spokojnie, kiedy wyskoczył na nas ogromny, kudłaty pies.

Wystraszony Dżek wspiął się po mnie i wpił pazurami w głowę. Zasłoniłam twarz, chroniąc oczy.

– Brutus, chodź tu! – usłyszałam.

– Przepraszam, już go zabieram! Zerwał mi się ze smyczy, to pies ze schroniska, jeszcze go nie wychowałem.

Ten głos… Niemożliwe…

Spojrzałam przez palce i… to był on! Naprawdę Adam. Poczułam szaloną radość, onieśmielenie, nadzieję.

Opuściłam ręce i spojrzałam mu prosto w oczy. Najpierw stanął jak wryty, a potem porwał mnie w ramiona i pocałował, nie zważając, że mam kota na głowie i być może męża.

– Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – szeptał, tuląc mnie. – Duma, ta cholerna, głupia duma…

On mnie przepraszał? Ja popełniłam błąd, zdradziłam go, zraniłam – siebie też przy okazji – ale on musiał dojrzeć, by zrozumieć, że miłość to też umiejętność wybaczania.

Dostaliśmy trzecią szansę od losu i nie zamierzamy jej zmarnować.

Czytaj także:
„Mąż mnie zostawił dla ciężarnej kochanki. Moja niepłodność stała się świetnym wytłumaczeniem jego zdrady”
„Chciałam się zemścić, bo mąż zdradził mnie z młodą lalą. Wyjazd z przyjaciółką był świetną okazją, by zrealizować plan”
„Pierwszy chłopak mnie zdradził, drugi okradł. Trzeci póki co jest ideałem, zobaczymy, jaki numer mi wykręci”

Redakcja poleca

REKLAMA