„Bydlak zdradził mnie z pierwszą lepszą blondyną. Teraz biegam po lekarzach, żeby sprawdzić, czy mnie niczym nie zaraził”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Dima Berlin
„Gdy ludzie mówili, że zdrowie jest najważniejsze, śmiałam się, że to wyświechtany frazes. Zrozumiałam, co mieli na myśli dopiero gdy stanęłam w obliczu nieuleczalnej choroby”.
/ 05.11.2023 21:15
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, Dima Berlin

Tego dnia, kiedy mój świat rozsypał się na kawałki, nie miałam żadnego złego przeczucia. Wracałam do domu z pracy w bardzo dobrym humorze. Przekręciłam klucz w drzwiach, weszłam do mieszkania i ujrzałam mojego ukochanego mężczyznę zanoszącego się rozpaczliwym, spazmatycznym szlochem. Miał mokrą i opuchniętą od płaczu twarz, cały dygotał. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie.

– Jezus Maria, co się stało?! – zawołałam przerażona.

– Ja… nie chciałem. Tak… tak mi przykro – łkał jak dziecko.

– Nic nie rozumiem. Jurek, skarbie, co się dzieje? – wzięłam go za rękę.

– Była… u nas w pracy akcja oddawania krwi. Ja też oddałem i… – zamilkł, pociągając nosem.

Podałam mu chusteczkę.

– No i? – ponagliłam go.

– Ja… ja…

– Co? Wyduś to wreszcie!

– Ja mam HIV– wykrztusił.

Z początku nie dotarł do mnie sens tych słów. Poczułam się jak w jakimś filmie. To się nie dzieje naprawdę, to jakiś jeden wielki absurd.

– Trzeba jeszcze zrobić dodatkowe badania. Ale mogę mieć HIV. I… mogłem cię zarazić – wyjąkał.

Byłam jak porażona prądem

Wtedy walnęło mnie jak obuchem. Jurek jest seropozytywny! Od dawna kochaliśmy się bez prezerwatyw, bo brałam tabletki. Ostatnio byliśmy ze sobą dwa dni temu. A zatem też mogłam być zarażona. Mogłam zachorować na AIDS! Ale przecież…

– Jakim cudem? Przecież zrobiliśmy razem testy, zanim odstawiliśmy gumki. Oboje mieliśmy negatywny wynik!

I kolejne wyznanie jak cios. Niczym nieosłabiony, bez żadnego ostrzeżenia.

– Zdradzałem cię.

Odsunęłam się od niego. Nie odskoczyłam jak od zadżumionego, tylko wolno się odsunęłam i spojrzałam tak, jakbym pierwszy raz w życiu go zobaczyła. Jeśli powiedział prawdę – a czemu miałby kłamać w tak ważnej kwestii – nie znałam go, nie wiedziałam, kim jest. Nawet nie potrafiłam go znienawidzić. Nie tak od razu, nie w tej chwili, bo skoro okazał się zupełnie obcym człowiekiem, to jak?

Wyszłam z domu bez słowa. Nawet drzwiami nie trzasnęłam. Szok. Tak wygląda szok, pomyślałam.

Byłam jak porażona prądem. Nie wiedziałam, dokąd iść, więc po prostu szwendałam się ulicami miasta bez żadnego celu. Stopniowo dochodziłam do siebie, wciąż przyspieszając kroku, prawie biegłam. Ten pęd pozwalał mi powstrzymać się od płaczu.

Nie chciałam wylać ani jednej łzy z powodu tego drania, niewiernego gnoja. Po fazie oszołomienia i emocjonalnego paraliżu, uczucia szybko się rozszalały. Miałam w sobie chaos, mieszaninę złości, upokorzenia, żalu i pragnienia zemsty.

Boże, ja nie chcę z tym żyć! Nie chcę być zarażona!

Kochałam go, a on mnie oszukiwał!

Nie wiem, ile czasu tak chodziłam. W każdym razie zrobiło się ciemno. Zatrzymał mnie ból łydek. Usiadłam na ławce i dopiero kiedy przestałam gnać przed siebie, poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Ale mimo to nie chciałam wracać do domu. Wyjęłam z torebki komórkę.

„Jak wrócę, ma cię nie być. Daję cię godzinę” – napisałam SMS-a.

„Dobrze. Przepraszam, kocham cię” – odpisał niemal natychmiast.

Odczekałam godzinę i wróciłam do pustego domu. Poszłam od razu do sypialni, rozebrałam się i padłam na łóżko. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie. I pewnie dlatego niemal natychmiast zasnęłam.

Śniło mi się, że stałam przed lustrem i przeczesywałam palcami włosy, a one wypadały całymi pasmami. Rzucałam ich całe garście na podłogę. Jednak wcale nie były martwe, wiły się jak robaki, usiłowały wpełznąć mi na nogi. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam, miałam zatkane usta. Wyplułam to coś do umywalki. To moje zęby. Wrzasnęłam i się obudziłam.

Cała byłam spocona i drżąca. Jestem chora, bardzo chora, myślałam, jeszcze nie do końca przytomna. Wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć pleców Jurka – to zawsze mi pomagało, kiedy przyśnił mi się koszmar – ale jego nie było, ani w łóżku, ani w moim życiu. Przypomniałam sobie, co się stało. O dziwo nie wrócił gniew. Pojawiły się poczucie opuszczenia i smutek. I coś jeszcze, pewność, że zbliża się nieuchronne nieszczęście.

Była dopiero czwarta rano, ale nie chciało mi się spać. Zrobiłam sobie kawę, usiadłam na parapecie i zapatrzyłam się w okno. Nie myślałam już o Jurku, naszej miłości, o dobrych i złych chwilach, które razem przeżyliśmy. O tym, że bezpowrotnie go straciłam. Nie. Po głowie tłukła mi się tylko jedna, uporczywa myśl:
A jeśli mnie zaraził?

Przypomniał mi się film, który kiedyś oglądałam. O mężczyźnie chorym na AIDS, o jego powolnym, pełnym cierpienia umieraniu. Też mnie to czeka, jeśli się zaraziłam. Co ze mną będzie? Jak to się skończy? – pytałam samą siebie. Czułam się, jakbym spadała w przepaść. Coraz szybciej, coraz niżej i nikt nie mógł mi pomóc.

Muszę się wziąć w garść. HIV to jeszcze nie AIDS. Są leki, które nie dopuszczają do rozwoju choroby. Podobno można z tym żyć, ale Boże, ja nie chcę z tym żyć! Nie chcę być zarażona! Przecież nic złego nie zrobiłam!

Spałam krótko, jadłam mało, czułam się fatalnie

Rozpłakałam się. Łzy przyniosły mi chwilową ulgę. I refleksję. Przebadaj się. Nie panikuj, tylko się przebadaj – myślałam gorączkowo.

Weszłam do internetu i znalazłam informacje na temat testów na obecność HIV. Okazało się, że aby były one wiarygodne, trzeba zrobić badanie krwi dwanaście tygodni po odbyciu ryzykownego stosunku seksualnego.

Dwanaście tygodni! Miałam żyć z tą okrutną niepewnością przez trzy miesiące, z tym potwornym lękiem o przyszłość. Ukryłam twarz w dłoniach. Siedziałam skulona z pustką w sercu. Chciałam położyć się i przestać cokolwiek odczuwać, zapaść w letarg na te trzy straszne miesiące.

Zamiast tego musiałam zbierać się do pracy. Wzięłam zimny prysznic, zrobiłam staranny makijaż. Popatrzyłam w lustro. Cholera, było po mnie widać, że jestem w totalnej rozsypce. Będą mnie pytać, co się stało. Będę musiała kłamać. Czy potrafię?

Nie pójdę, nie dam rady, wezmę zwolnienie – uznałam.

Jednak miałam świadomość, że muszę się przełamać i wyjść z domu. Gdybym stchórzyła, to potem byłoby dużej gorzej. Dołożyłam jeszcze fluidu pod oczy i uznałam, że jestem gotowa. Zamykając mieszkanie, zorientowałam się, że trzęsą mi się ręce.

W drodze do pracy wstąpiłam do apteki i kupiłam ziołowy środek uspokajający. Połknęłam sześć tabletek zamiast jednej, jak zalecano w ulotce, i pojechałam do biura. Chyba dobrze na mnie podziałały, bo żadna z koleżanek nie spytała, czy źle się czuję.

Około południa podeszła do mojego biurka Krysia i podsuwając mi pod nos plastikowy kubek, powiedziała: – Masz, spróbuj tego moccachino, niebo w gębie! – zareklamowała.

– Dzięki, ale nie, dokucza mi dziś żołądek. – W duchu pomyślałam, że gdyby wiedziała, że mogę mieć HIV, za nic nie dałaby mi się napić ze swojego kubka. Nieważne, że w ten sposób nie da się zarazić. Gdyby wiedziała, bałaby się do mnie nawet zbliżyć.

Dopiero kiedy wyszłam z pracy, poczułam, jak bardzo byłam napięta przez cały dzień. Ale kiedy pracowałam, nie miałam czasu na myślenie i na strach. A ten w domu znowu mnie dopadł. A co jeśli jestem zarażona?!

Tej nocy śniło mi się, że ktoś mnie goni. Biegłam najszybciej, jak mogłam, ale on był coraz bliżej. Słyszałam za sobą jego oddech. Złapał mnie za rękę. – Spójrz na mnie – rozkazał. Odwróciłam głowę i popatrzyłam. To był Jurek. Gnił i się rozpadał. Miał na skórze pękające wrzody, z których wyciekała żółta, gęsta ropa.

– Też tak będziesz wyglądać – powiedział, a potem nachylił się i pocałował mnie w usta.

Wrzasnęłam i się obudziłam.

Poszłam do łazienki, napiłam się wody prosto z kranu i spojrzałam w lustro nad umywalką. Miałam skórę białą jak papier, czarne kręgi pod oczami, a z nosa leciała mi krew. I nie tylko krew. Z dziurek od nosa wypadały mi malutkie, białe, wijące się robaki.

Obudziłam się z otwartymi do krzyku ustami. Tym razem naprawdę. Leżałam w pościeli, spocona, rozdygotana, z bolącym i wyschniętym na wiór gardłem. Bałam się uwierzyć, że to już koniec koszmaru. Sięgnęłam po komórkę, żeby sprawdzić godzinę. Trzecia w nocy. Nie chciało mi się spać. Poprawka. Bałam się zasnąć.

Zrobiłam kawę. Pijąc ją, uprzytomniłam sobie, że nic nie jadłam, od kiedy Jurek wyznał mi, że jest zarażony. Zupełnie nie czułam głodu, miałam ściśnięty żołądek, ale wiedziałam, że muszę coś zjeść, bo inaczej się wykończę. Wmusiłam w siebie bułkę z serem.

Weszłam do netu i wpisałam w wyszukiwarkę: „pierwsze objawy AIDS”. „Gorączka, osłabienie, zapalenie gardła, powiększone węzły chłonne, bóle mięśni i stawów, wysypka” – przeczytałam, uruchamiając całą tę upiorną machinę strachu i paranoi.

A mnie przecież bolało gardło! I czułam się bardzo słabo!

To dlatego, że nie jadłaś, idiotko. Wpadasz w paranoję! – pomyślałam.

Poszłam po termometr. Nie miałam podwyższonej temperatury. Trochę mnie to uspokoiło. Na chwilę.

Kolejne dni mojego życia wyglądały podobnie: praca, powrót do domu, czytanie artykułów o AIDS, koszmarne sny, przebudzenie przed świtem.

Spałam coraz krócej, jadłam coraz mniej, czułam się coraz gorzej.

Myślałam, że oszaleję

Któregoś dnia odwiedziła mnie bez zapowiedzi koleżanka. Niezbyt ją lubiłam i nie miałam pojęcia, po co przylazła. Poczęstowałam ją herbatą i ciastkami, które znalazłam w szafce, i spytałam, co u niej słychać.

– U mnie w porządku. Ale nie mówmy o mnie, przyszłam cię pocieszyć. Słyszałam o Jurku! – wypaliła.
Zastygłam w przerażeniu. Jeżeli plotkara Iza wie, to znaczy, że wkrótce wszyscy się dowiedzą! Będę napiętnowana, wyklęta. To koniec.

– Rzucił cię? Co za dupek! – powiedziała z fałszywym współczuciem.

Złapałam oddech, serce zaczęło bić.

– Pewnie odszedł do młodszej, tak? Oni tacy są, Wiki. Dlatego lepiej mieć starszego faceta, tak jak ja.

Nic nie wiedziała. Jurek dochował tajemnicy. Tylko co z tego? Jak długo uda mu się zatrzymać dla siebie tę tajemnicę? Ile czasu minie, zanim się komuś zwierzy? I rzuci siebie oraz mnie na żer plotkarskim językom.

Iza wymądrzała się i niby mnie pocieszała, a ja jej przytakiwałam, nie słuchając tego, co plecie. Błądziłam myślami daleko, wyobrażałam sobie, co by się stało, gdybym była zarażona i gdyby moje otoczenie się o tym dowiedziało. Przeprowadzka, zerwanie znajomości, zaczynanie wszystkiego od początku w jakimś nowym miejscu. Życie w ciągłym strachu, że ktoś pozna prawdę, a jak pozna, kolejna ucieczka, kolejna przeprowadzka…

Tej nocy przyśniło mi się, że leżę w trumnie. Nie wiem, czy byłam martwa. Nie mogłam się poruszyć ani wydobyć z siebie głosu, ale wciąż byłam świadoma tego, co się ze mną dzieje. Po tym koszmarze obudziłam się o pierwszej w nocy. Czułam się, jakby zamknięto mnie w klatce, która ciągle się zmniejszała. Jej pręty przybliżały się coraz bardziej i bardziej. W końcu mnie zgniotą. Sama wpędziłam się w tę pułapkę, pozwoliłam, żeby lęk przejął nade mną kontrolę i całkiem mną zawładnął.

I prawdopodobnie w końcu wpadłabym w obłęd, gdyby nie moja siostra. Przyjechała do mnie z drugiego końca Polski, bo gdy gadałyśmy przez telefon, zorientowała się, że dzieje się ze mną coś złego.

Kiedy ją zobaczyłam, pękłam. Rozpłakałam się i padłam jej w ramiona. Opowiedziałam o wszystkim. Mówiąc, czułam, jak spada mi z serca ogromny ciężar. Nie byłam już sama z moją tragedią. A ona zachowała się jak… moja starsza siostra. Kazała mi wziąć bezpłatny urlop i zamieszkać u siebie do czasu wykonania testu na HIV. Posłuchałam jej jak grzeczna młodsza siostra i tylko dzięki temu nie skończyłam w psychiatryku.

Zaopiekowała się mną. Każdego dnia koiła mój lęk rozmową, czułością, żartami, tuleniem, tym, że była obok. Poszła ze mną na pobranie krwi, a potem zabrała mnie na lody.

To było silniejsze ode mnie

W dniu odebrania wyników – na który tak długo czekałam i którego tak bardzo się bałam – wybrałam się do punktu diagnostycznego sama.

Siostra bardzo chciała mi towarzyszyć, ale poprosiłam, żeby pozwoliła mi samej to załatwić. Zgodziła się.
Siedziałam w poczekalni. Przyglądałam się innym pacjentom. Młoda, piękna kobieta. Prostytutka? Wychudzony mężczyzna o żółtej cerze. Narkoman? Wiedziałam, że nie powinnam myśleć o nich w tak stereotypowy sposób. Przecież sama byłam jedną z nich. Ale to było silniejsze ode mnie.

Co chwilę spoglądałam na zegarek. Minuty płynęły nieznośnie wolno, jakby ktoś złośliwie je zaczarował. Jednak niewielka kolejka stopniowo topniała.

Piękna kobieta wyszła z gabinetu, w którym odbierało się wyniki, szlochając. Była zarażona. Czy ze mną będzie podobnie? Czy wyjdę z tamtego pokoju z wyrokiem? Czy za chwilę dowiem się, że noszę w sobie ziarno śmierci, zaleję się łzami i nie będę w stanie się opanować?

Kiedy w końcu nadeszła moja pora, miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z kliniki. Jednak przemogłam się i z ogromnym trudem przekroczyłam próg gabinetu.

Nie pamiętam dokładnie, co działo się w środku. Nie pamiętam nawet, czy rozmawiałam tam z mężczyzną, czy z kobietą. Nie pamiętam, czy podczas rozmowy siedziałam, czy stałam. Nie pamiętam koloru ścian pomieszczenia. Nic. Zapamiętałam tylko słowa, które padły na samym początku.

Wynik jest negatywny. Nie jest pani nosicielem HIV.

Radość, lekkość, ulga. W jednej chwili dotarło do mnie, że odzyskałam dawne życie. Znów miałam swoje zdrowie, szczęście, marzenia o przyszłości. Natychmiast zadzwoniłam do siostry, a potem poszłam do sklepu i kupiłam najdroższego szampana.

To doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Otarłszy się o śmierć, zrozumiałam, jak bezcennym i jednocześnie kruchym darem jest zdrowie.

Co miesiąc wpłacam pieniądze na fundację pomagającą nosicielom wirusa HIV. A Jurek? Nie chcę go znać, ale jest mi go żal. Zapłacił bardzo wysoką cenę za to, że mnie zdradził. Może nawet zbyt wysoką.

Czytaj także:
„Święto zmarłych spędziłam w łóżku teścia. Staruszek potrzebował otuchy po stracie żony”
„Na studiach dorabiałam swoim ciałem do stypendium. Teraz drżę, żeby narzeczony się nie dowiedział”
„Rodzina traktowała mnie jak bankomat. Kiedy otarłem się o śmierć, docenili, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze”

Redakcja poleca

REKLAMA