Kochana mamo! Jak widzisz, twoje czarne wizje nie znalazły potwierdzenia: pensjonat jest naprawdę na poziomie, widok przez okno bajeczny – taki sam jak w ofercie, nie ma tu żadnych bloków i kominów fabrycznych z boku kadru, no i… mamy Internet w pokoju! Możesz się więc spodziewać codziennych relacji z naszego pierwszego wspólnego urlopu i przestać się martwić tym, że zgubiłaś komórkę.
W dalszym ciągu nie rozumiem, czemu tak bardzo nalegałaś, żebyśmy pojechali razem na te wakacje jeszcze przed ślubem – naprawdę trudno będzie teraz wymyślić coś atrakcyjniejszego na miesiąc miodowy. Wokół cisza, las, jagody, śniadanie do łóżka – mamo, ta kawa z pianką to raj w filiżance! W życiu tak dobrej nie piłam. A Romek – zachwycony! Wiesz, że jest zapalonym wędkarzem? No pewnie, że wiesz, w końcu razem kupowałyśmy mu w prezencie urodzinowym nową wędkę.
Tyle że ja nie byłam świadoma, że to taka pasja! Wczoraj wstał o piątej rano i poszedł nad jezioro. Od razu mu się poszczęściło: złapał leszcza o olimpijskich rozmiarach! Podobno ostatni raz tak wielką rybę złowiono tu pięć lat temu. Możesz sobie wyobrazić, że jest dumny jak paw, a ja z nim. Kończę teraz, bo mój pan i władca właśnie mnie woła. Może pójdziemy na spacer? Całusy! Jutro znowu napiszę! Twoja Elżunia.
Wpadłam na jakiegoś faceta
Mamusiu, nie napisałam wczoraj, chociaż planowałam codzienną relację, jak Romek pójdzie się myć, bo wyobraź sobie, w całej miejscowości wyłączyli prąd. Siedzieliśmy wieczorem, słuchając muzyczki z komputera, aż tu nagle – pach! I nic nie działa. Okazało się, że to działanie zapobiegawcze, gdyż nadchodziła burza, a oni tu mają starą sieć elektryczną i boją się przeciążeń. No więc wyłączyli.
I faktycznie: w ciągu paru minut zrobiło się ciemno jak w najczarniejszą noc i deszcz zaczął walić w dach naszego pensjonatu tak, że trudno było coś usłyszeć w tym hałasie. A potem przyszły błyskawice. Ja tam się burzy nie boję, ale Romek… Podobno jakiegoś jego kuzyna kiedyś trafił piorun i oni mają rodzinne obawy związane z burzą. W pewnej chwili strasznie zachciało mi się pić. Poprosiłam Romka, żeby mi skombinował coś do picia, ale powiedział, że się nie ruszy z pokoju, bo znane są historie o piorunach kulistych, które potrafią wpaść przez okno i biegać po podłodze.
Próbował zatrzymać także mnie, ale się nie dałam. Nawet był z tego powodu trochę rozgniewany. Tymczasem ja bohatersko ruszyłam do jadalni, bo nasza gospodyni wystawiła cały wielki dzbanek kompotu z jabłek, żebyśmy sobie brali. I w tych egipskich ciemnościach, dotykając ściany szłam – jak mi się wydawało – w dobrym kierunku. Ale w pewnej chwili – pach! Wpadłam na kogoś. Znaczy, na jakiegoś faceta.
Nie wiem, co tam robił, nie był to z pewnością nasz gospodarz, który jest tłuściutkim niewysokim jegomościem – ten był raczej duży i, że tak powiem, umięśniony. Poza gospodarzami w naszym pensjonacie mieszka tylko starsza pani z córką i młode małżeństwo z niemowlęciem – rozpoznałabym każdego z tych lokatorów. No więc kim był ten mięśniak?
Powinnam się przestraszyć, ale się nie przestraszyłam, bo on tak pięknie pachniał, że aż mi się w głowie zakręciło od jego wody kolońskiej. Mówię ci, mamo, pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się tak zgłupieć pod wpływem zapachu. Więc zamiast przeprosić go za to, że mu w ciemności podeptałam kończyny (bo podeptałam), powiedziałam: „O Boże, czym pan tak pachnie?!” A on mówi: „To Gucci…” Jak to piszę, to wcale nie brzmi to zabawnie, ale wczoraj, w tych ciemnościach suwalsko-mazurskich tak mnie to okropnie rozbawiło, że wybuchłam śmiechem.
Dziś od rana rozglądałam się za nowym gościem, ale nikogo nie widziałam. Tajemnicza historia. Romek cały dzień stał z wędką, ale, niestety, dziś bez sukcesu. Całusy, Elżunia.
Pierwszy raz się pokłóciliśmy
Kochana mamo, nie wiem, co się dzieje. Zaczynam podejrzewać, że specjalnie namawiałaś mnie na ten wyjazd, żebym się z Romkiem skonfliktowała przed ślubem. Dziś po raz pierwszy w naszym związku doszło do awantury. I to o co?! O dzieci! Od razu uprzedzam twoje pytanie: nie, nie jestem w ciąży. Tak tylko zaczęłam snuć sobie wyobrażenia, jak to będzie, gdy się maluchy pojawią, że będziemy mogli wykorzystać te przysługujące nam urlopy i pojechać gdzieś razem.
No i wyobraź sobie, że Romuś, który zawsze powtarza, jak bardzo by chciał podróżować, oświadczył nagle, że chyba jestem puknięta, że niemowlaka nie można szarpać i wozić, że potrzebuje spokoju, rytuałów – kurczę, naczytał się poradników, czy co. Aż mnie zatkało. A poza tym – dodał – to on nie wie, jak będzie z tymi urlopami, bo przecież dziecko to potrzeby i ktoś będzie musiał zadbać o pracę, żeby temu dziecku na niczym nie zbywało.
Trochę się, szczerze mówiąc, zdziwiłam, bo nie zauważyłam do tej pory, żeby się jakoś strasznie uganiał za pieniędzmi i zarabiał na nasze wspólne sprawy. Umówmy się: nawet ten wspólny wyjazd był w trzech czwartych opłacony z mojej kasy! Łącznie z jego sprzętem wędkarskim!
Kiedy o tym wspomniałam, nabzdyczył się jak indor, bo nagle się okazało, że ja dzielę! Dzielę – rozumiesz to! Że przecież między nami nie powinno być moje-twoje, skoro mamy mieć wspólny los, to i wspólną kasę i wspólne decyzje. To jakiś absurd! Za jednym zamachem zaprzeczył sam sobie! Idę na spacer, bo muszę ochłonąć! Pa! Twoja Elżunia.
Przecież ja znam tego gościa!
No nie uwierzysz, co się stało! Przez cały dzień boczyliśmy się na siebie z Romkiem, to znaczy ja się boczyłam, bo on moczył swój kij w biebrzańskich odmętach. Poszłam więc sobie na samotną wycieczkę nad wodę, żeby pogapić się na ptaki i trochę odreagować. Nawet nie zauważyłam, kiedy zapędziłam się daleko na mokradła. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek widziałaś bagno. Wydaje się, że masz pod nogami stały grunt i nagle okazuje się, że wszystko wokół ciebie zaczyna się ruszać, a to, co miałaś za miłą polankę, jest straszliwym, wciągającym trzęsawiskiem.
Tak jest, kochana mamo, przez moje wkurzenie i zatopienie w ponurych myślach wlazłam w sam środek bagna. Dosłownie i w przenośni, bo myśli też miałam bagienne. I prawdopodobnie nie pisałabym do ciebie tego maila, gdyby nie on, facet od wody Gucci, który pojawił się na tym pustkowiu i wyciągnął do mnie pomocną dłoń. A właściwie wiosło, bo pływał sobie po tym bagnie czymś w rodzaju czółna. I obserwował ptactwo, gdyż jest biologiem, doktorem biologii!
A teraz trzymaj się mocno krzesła, żebyś przypadkiem nie spadła, jak ci powiem najlepsze: jak już zostałam wyciągnięta z bagna, to mu się nareszcie przyjrzałam. Sama nie wiem, czemu go od razu nie poznałam – to Tomek, brat cioteczny mojej przyjaciółki Krysi, tej z naprzeciwka.
Pamiętasz chyba przystojniaka, który chciał ze mną ciągle tańczyć na jej weselu? Na bank go pamiętasz, bo trudno go zapomnieć. Wtedy powiedział mi, że to on powinien być moim narzeczonym, a nie Romek, który za tańczeniem nie przepada… A potem przez miesiąc wysyłał mi kwiaty bo twierdził, że jestem kobietą jego życia. Ech, było, minęło. Ale jak widać, świat jest mały. Całuję mocno, rozmarzona Ela.
Powiedział, że od lat mu się podobam
Mamo, zaczynam się obawiać, że ten mój Romek jest dla mnie za spokojny. Albo non stop ślęczy z kijem w wodzie, albo rozmawia z gospodarzami – też o rybach, albo sprawdza w komórce, jakie zanęty są najlepsze… No koszmar. Trochę się zaczynam bać tego naszego wspólnego życia, zapowiedziałam mu, żeby nie liczył na to, że mu pozwolę trzymać robaki w lodówce.
Wiesz, co odpowiedział?! Że będzie trzymał u mamy! U mamy – wyobrażasz to sobie?! Dorosły facet, a bez matki dnia nie wytrzyma i jak pojawia się jakiś problem, to mamusia wyskakuje jak diabeł z pudełka. No i mógłby się mną choć odrobinę zająć!
Na szczęście jest pod bokiem Tomek, ekspert od ptactwa wodnego. Dziś zafundował mi bardzo interesującą wyprawę na lęgowisko takich kaczek, których nazwę zapomniałam. Szczerze mówiąc, kaczki były tylko pretekstem dla przejażdżki łódką w dół rzeki, podczas której – tylko nie spadnij z krzesła – Tomek powiedział, że od lat mu się podobam, że chciał się ze mną umówić jeszcze w szkole średniej, ale zabrakło mu odwagi i… ech!
W pewnej chwili się pochylił i… trochę go poniosło, więc zaczęłam go odpychać i efekt był taki, że wylądował w Biebrzy. To go schłodziło, na szczęście, bo w przeciwnym razie Bóg raczy wiedzieć, do czego by na tej łodzi doszło! Całusy, Ela.
Powinien być choć trochę zazdrosny
Mamo, nie pisałam przez ostatnie dwa dni, ale bardzo dużo się wydarzyło i muszę sobie pewne rzeczy poukładać w głowie. Nie denerwuj się, nic się nie stało, po prostu… nagle do mnie dotarło, jak strasznie skomplikowane bywa życie.
No więc słuchaj, było tak: ten Tomek całkowicie mnie oczarował – zbierał dla mnie kwiatki, uwodził, opowiadał dowcipy, zupełnie się z tym nie krył, a Romek przyglądał mu się pobłażliwie, co tylko mnie wkurzało, bo przecież powinien cokolwiek zrobić, zawalczyć o mnie, pokazać, że jest chociaż odrobinę zazdrosny! Więc zaczęłam się głośno śmiać, droczyłam się, kokietowałam nowego adoratora. A mój przyszły mąż – nic! Jak skała.
Aż pomyślałam sobie, że może z tym ślubem to jednak przesada, skoro już podczas pierwszego wspólnego pobytu okazał się taką mentalną kłodą! Więc wczoraj po śniadaniu ostentacyjnie głośno spytałam Tomka, czy pójdziemy razem na spacer, a potem wzięłam go pod rękę i wyszliśmy z pensjonatu.
Spacerowaliśmy po lesie, on oczywiście znowu próbował mnie całować i obejmować i nagle wszystko to wydało mi się takie beznadziejne. Bo co ja właściwie tu robię, o co chodzi, on jest przystojny, używa fajnej wody kolońskiej, ale ja go przecież wcale nie znam! Zdecydowałam, że wracamy. Nie był zadowolony, powiedział mi nawet coś przykrego, więc ruszyłam ostro do przodu.
Kiedy dotarłam do pensjonatu, Romek oczywiście stał nad wodą, z tym, że tym razem towarzyszył mu rezolutny mały chłopczyk. Co chwilę o coś prosił, pytał, czy może potrzymać wędkę – a ten cierpliwie tłumaczył, pomagał zarzucać haczyk, normalnie jakby na co dzień zajmował się dziećmi. Przyznam, że wzruszył mnie ten widok.
I wtedy zobaczyłam kobietę siedzącą na zwalonym pniu drzewa. Pomyślałam, że to pewnie matka małego… I rzeczywiście. Wstała i ruszyła w moją stronę. To znaczy, tak mi się wydawało, że w moją, a naprawdę w stronę Tomka, który dreptał parę metrów za mną. No i słuchaj, ja patrzę, a ten mój adorator blednie na twarzy i wygląda, jakby chciał się rzucić do ucieczki!
– A więc dlatego nie mogłeś wziąć syna na ryby, chociaż mu obiecałeś – wycedziła dziewczyna. – Co z ciebie za ojciec! Opamiętaj się, bo spartolisz najważniejsze życiowe sprawy. Czas wydorośleć, mój drogi!
Tak mu powiedziała, a ja poczułam, że właściwie to ona mówi trochę i do mnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak potwornie było mi głupio. Jak mogłam być taka ślepa, co mi do licha odbiło, przecież ten mój facet jest po prostu najlepszy na świecie! Całusy, Ela.
Bywa ze mnie niezłe ziółko
Mamo! Czy ty kiedyś przestaniesz się mieszać w moje sprawy? Jestem dorosła, odpowiedzialna i doskonale wiem, co robię! Dowiedziałam się, że to ty przysłałaś dziewczynę Tomka tutaj, na Mazury. Kryśka do mnie zadzwoniła. Podobno przyszłaś do niej i opowiedziałaś, że jej kuzyn miesza mi w głowie. A ona zrewanżowała ci się opowieścią, że z niego niezły gagatek i razem uknułyście ten plan… Chcę, żebyś wiedziała, iż bardzo mi się to nie podoba!
Myślisz, że nie mam własnego rozumu? No… Może i czasem zachowam się głupio, ale Romek powiedział, wiesz, po tym wszystkim, jak już się pogodziliśmy, że on dobrze wie, jaka ja jestem i zdaje sobie sprawę, że bywa ze mnie niezłe ziółko. Ale – obiecał mi to – wszystko wytrzyma, bo podobno i tak jestem najfajniejszą dziewczyną na świecie. A pewnie, że jestem! I wiesz, mamo, że ten mój najlepszy facet znowu złowił leszcza, który chyba jest starszym bratem tego poprzedniego! Mimo wszystko kocham cię bardzo! Elżunia.
Czytaj także:
„Mój cichy wielbiciel, chcąc przełamać lody, uknuł przeciwko mnie intrygę. Efekt? Dziś jest moim mężem i ojcem moich dzieci”
„Marzyłam, by pracować w warsztacie, a wylądowałam w korporacji. Bo babranie się w smarach to nie praca dla kobiety”
„Ślicznotka z baru miała być moim trofeum, za wszelką cenę chciałem ją zdobyć. Udało się, lecz straciłem więcej niż zyskałem”