Jestem jedną z nielicznych zapewne osób, które całkowicie szczerze mogą powiedzieć, że kochają swoją pracę. Niemniej w moim przypadku bardziej uzasadniony byłby tu czas przeszły. Kochałam to, co robiłam, ale straciłam do tego serce.
Niczego tak mocno nie chciałam, jak tego awansu. Doskonale wiedziałam, że aby go dostać, musiałam się wykazać. Zaciskałam zatem zęby i zasuwałam niczym mały samochodzik. Miewałam chwile zwątpienia, bywało mi bardzo ciężko, ale przyświecał mi konkretny cel – odnieść zawodowy sukces i piąć się po szczeblach kariery. Nic innego się nie liczyło. To nadawało mojemu życiu sens.
Zemsta najlepiej smakuje na zimno
Gdy okazało się, że z wymarzonego awansu nici, poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w twarz. Byłam taka pewna, że to właśnie ja otrzymam to wyróżnienie! Nie było innej opcji, żeby tyle wyrzeczeń poszło na marne! A jednak! Najbardziej zabolało mnie to, że stanowisko, o którym dosłownie śniłam po nocach, przypadło w udziale mojej największe konkurentce.
Jak ja jej nie znosiłam! Uważała siebie za Bóg wie kogo i zawsze zadzierała nosa. Teraz została moją bezpośrednią przełożoną! Świat się kończył! Byłam wściekła, wszystko się we mnie gotowało – nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Szef doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niesprawiedliwy – jak mógł mnie tak potraktować? W mojej głowie natychmiast narodził się plan – już ja dam im popalić! Aż sama byłam pełna podziwu dla mojego geniuszu. Uśmiechnęłam się do własnych myśli – kto jak kto, ale ja na pewno tak tego nie zostawię!
Nie było łatwo przełknąć porażkę i przychodzić do biura, jak gdyby nic się nie stało. Nie miałam jednak wyjścia i musiałam uzbroić się w cierpliwość. Nie mogłam przecież od razu wdrożyć mojego planu w życie. Od ogłoszenia niefortunnych dla mnie wieści minęły trzy tygodnie. Uznałam, że najwyższa już pora, aby się odegrać – zwłaszcza że okazja nadarzyła się sama.
– Nie zostawiasz tego na jutro? – zapytał kolega, zbierając się powoli do wyjścia. Zbliżała się siedemnasta.
– Nie, chcę już to skończyć i mieć z głowy – zmusiłam się do uśmiechu, nie odrywając wzroku od monitora.
– Jak tam uważasz – skwitował bez emocji Robert. – Ja się zmywam, cześć.
– No cześć – burknęłam niedbale pod nosem.
Wiedziałam, że za pół godziny przyjdzie Marcin – szef, który mnie nie docenił. Pojawi się, żeby sprawdzić, czy wszystkie zlecenia zostały zamknięte. Robi tak od lat i nie przypuszczałam, żeby nagle miało się coś w tej kwestii zmienić.
Zakradłam się do jego gabinetu, skąd zabrałam dokumenty dotyczące ostatniego kontraktu z ważnym klientem. Za ich przygotowanie odpowiadała jego pupilka, którą awansował zamiast mnie. Zacierałam dłonie z radości na samą myśl o tym, jaka się z tego zrobi zadyma, ale naturalnie nie zamierzałam poprzestać. Najpierw trzeba było trochę poczekać na rozwój wydarzeń. Wielce z siebie zadowolona udałam się do domu, kupując po drodze butelkę ulubionego wina.
Zgodnie z przewidywaniami rano w biurze rozpętała się burza. Siedziałam z niewinną miną, udając bardzo zmartwioną, ale z trudem nad sobą panowałam. Stało się dokładnie tak, jak sądziłam, czyli Aśka dostała burę od Marcina. Nie uczynił tego przy całym zespole, bo nie miał tego w zwyczaju, jednakże wezwał ją na dywanik. Rozmawiali dość długo, bo około godziny, po czym wyszła z jego gabinetu strasznie zdenerwowana. Natychmiast pobiegła do łazienki, gdzie i ja postanowiłam się wybrać. Siedziała na podłodze i płakała.
Udawałam, że bardzo jej współczuję
– Co się stało? – dokładałam wszelakich starań, aby mój głos zabrzmiał w odpowiedni sposób.
– No właśnie nie wiem – wyszlochała, cała aż się trzęsła, co tylko podkręcało moją satysfakcję. – Mogę przysiąc, że zaniosłam mu te papiery!
– Słuchaj, masz tyle ostatnio na głowie – poklepałam ją po ramieniu i podałam chusteczkę. – Jesteś pewna, że nic ci nie umknęło?
– Dziękuję – rozpłakała się na dobre. – Jesteś taka miła… To nieprawda, co o tobie mówią.
Aż mnie korciło, żeby dopytać, o co jej chodzi, ale zachowanie zimnej krwi w tym momencie było absolutnie niezbędne.
– Nie martw się, sprawa na pewno się wyjaśni – niby dodawałam Aśce otuchy, a w rzeczywistości miałam ochotę skakać z radości. – Nie ma sensu płakać.
– Masz rację – łzy ciurkiem płynęły po jej policzkach. – Ale nie potrafię przestać.
– Rozumiem cię… – nie zorientowała się, że moje współczucie jest udawane.
Pomogłam jej podnieść się z posadzki i poprawić rozmazany makijaż.
– No, a teraz cyc do przodu! – rzuciłam żartem.
– Dziękuję ci raz jeszcze – nieco się uspokoiła.
Przez kilka następnych dni atmosfera w biurze była napięta, ale ani mi się śniło oddawać tych cholernych papierów. Zdecydowałam się przepuścić ostateczny atak i korzystając z nieuwagi Aśki, wysłałam z jej komputera maila do Marcina. Trochę po nim pocisnęłam, ale bardziej skupiłam się na innego rodzaju treściach. Z wiadomości jasno wynikało, że Aśka pożąda Marcina i marzy o tym, aby w ramach podziękowania za awans wskoczyć mu do łóżka. Pozostało jeszcze sprawić, żeby żona Marcina dowiedziała się o jego biurowym romansie, ale akurat to nie było już dla mnie żadnym problemem.
Jego słowa wbiły mnie w podłogę
Moja intryga przyniosła spodziewane efekty w postaci nie lada zamieszania rodem z tandetnego romansidła. Aśka poszła na urlop, a Marcin musiał zameldować się „na górze” i tłumaczyć z tego cyrku. Było co świętować, więc po pracy wybrałam się na drinka. Niedługo potem obok mnie przy barze pojawił się Robert. Zaglądał tu co jakiś czas, jego obecność mnie nie zdziwiła.
– Niezła chryja z tą Aśką… – zagadał chyba tylko dlatego, że wypadało zagadać. Bar był mały, nie mógł mnie nie zauważyć.
– No wyszło jak wyszło – nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Przecież nie to, że się cieszę.
– Szkoda mi jej, bo jest naprawdę w porządku.
– Tak uważasz? – nie spodziewałam się, że stanie w jej obronie.
– Tak – obrzucił mnie pełnym zdziwienia spojrzeniem. – Jest miła i pracowita, ma wysokie kwalifikacje, zasłużyła na ten awans.
– Serio? – nie byłam w stanie pohamować sarkazmu. – Przyznam szczerze, że myślałam, że to ja go dostanę.
Wyraz twarzy Roberta zmienił się w tym momencie o sto osiemdziesiąt stopni.
– A dlaczego na to liczyłaś? Mogę być szczery?
– Proszę bardzo – tak, byłam ciekawa, co myśli.
– Nie obraź się, ale jesteś zawistna. Wiesz, prywatnie cię nie znam, ale w pracy skupiasz się tylko na sobie. Nigdy nikomu nie pomogłaś, chwilami to strach się do ciebie odezwać. Dam sobie rękę uciąć, że zazdrościsz Aśce tego awansu i że w tej zadymie maczałaś paluchy.
Niestety, chyba Robert miał rację
Zamurowało mnie.
– Tak uważasz? – przyznaję, swoją wypowiedzią odebrał mi animusz.
– Ktoś w końcu musiał ci to powiedzieć.
– No cóż… – starałam się trzymać fason, ale raczej z kiepskim rezultatem.
– Ja tam jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o Aśkę. Spiknęli się z Marcinem i w sumie fajnie, bo dobrana z nich para.
– Przecież on jest żonaty – nie kryłam zdumienia.
– Jest w trakcie rozwodu, nie wiedziałaś? – drinka, który pojawił się przed nim, wypił duszkiem. – Spadam na chatę, cześć.
Nie uznałam za stosowne się odezwać. Zamówiłam jeszcze parę kolejek. Do domu wróciłam taksówką.
Nie pracuję już w tym biurze. Złożyłam wymówienie, a na czas okresu wypowiedzenia wykorzystałam zaległy urlop. Na razie nie szukam pracy, nie chcę. Potrzebuję odpoczynku. Wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że Robert niestety miał rację. Chęć zdobycia laurów tak mnie zaślepiła, że straciłam z oczu to, co ważne – relacje z innymi ludźmi.
Czytaj także:
„Od 5 lat nie dostałam podwyżki. Szef woli premiować młodsze i zabawniejsze ode mnie. Musiałam się zemścić”
„Szef zwolnił mnie i nie wypłacił pensji, więc w odwecie powiedziałem jego żonie, że ma romans. Jego zemsta była okrutna"
„Żeby zdobyć awans w pracy, postanowiłam pozbyć się konkurencji. Uknułam podstępna intrygę, ale wszystko poszło nie tak…”