Swojej starszej siostry nie widziałam od ponad 14 lat, dlatego jej przyjazd do Polski był dla mnie ważnym wydarzeniem. Starałam się zorganizować jej dwumiesięczny pobyt tak, aby było jej jak najwygodniej, żeby wypoczęła i poczuła się prawie jak w rodzinnym domu. Prawie, bo tego domu już niestety nie ma.
Zapięłam wszystko na ostatni guzik, łącznie z menu zgodnym z dietą, jaką Ela musi stosować, i czekałam na przylot siostry. Bałam się tylko, że się strasznie rozkleję na lotnisku. Ale kiedy Ela wreszcie pojawiła się w hali przylotów, nie tylko ja płakałam jak bóbr. Moje dzieci, brat i jego młodszy syn, a nawet mój mąż nie kryli wzruszenia na widok „cioci z Ameryki”.
Ona sama podobno przez cały lot nie odrywała chusteczki od oczu. Mówiła, że choć starała się zdrzemnąć w samolocie, w kółko wracały do niej wspomnienia i żal, że już nie zobaczy naszych rodziców. Kiedy zachorował tata, sama zmagała się z chorobą żołądka i nie mogła przylecieć do kraju.
Połowy z nas Elżbieta nie rozpoznała. Nic dziwnego. Gdy Rysiek zabierał ją do Stanów, mój Arek kończył podstawówkę, a Marta była świeżo po komunii. Dzieciaki Grzesia, naszego brata, były jeszcze mniejsze. Karolek miał najwyżej ze trzy lata, a Kamil zaczynał szkołę. Mojej bratowej siostra też nie poznała. Dopiero jak się Ala rzuciła do całowania i tym swoim charakterystycznym skrzeczącym głosem odezwała, to Ela wyskoczyła:
– Ach, to ty, Alu! A już myślałam, że Grzesiek ma nową żonę…
– Siostra, a kto by kobitę na starszy model wymieniał? – huknął mój brat i ryknął śmiechem. – Ala troszkę przybrała tu i tam, ale za to mam się do czego przytulić – żartował, chociaż mojej bratowej wcale nie podobały się te uszczypliwości.
Przez pierwsze dwa dni Ela spała i spała. Wiadomo: różnica czasu, a poza tym widać było, że choroba zostawiła ślad. Ela wciąż była osłabiona, lekko zgarbiona, jakby się skurczyła.
– Wiesz, Zocha, we mnie jeszcze ta chemia siedzi – żaliła się, gdy obudziła się drugiego dnia po południu, a ja nie wiedziałam, czy mam jej podać śniadanie czy raczej obiad.
Elżbieta zatrzymała się u mnie, bo mam najwięcej miejsca. Co dom, to dom, nawet taki nieduży. Z Grzesiem ustaliliśmy, że u niego będzie Eli za ciasno, no a poza tym ten jazgot z ulicy i spaliny… To nie miejsce dla naszej siostry. Jej pobyt mieliśmy zaplanowany w szczegółach. Najpierw odwiedzenie grobu naszych rodziców, potem wizyty u rodziny, w tym wypad do kuzynki do Łodzi. Później tydzień w Kościelisku, gdzie Ela poznała Ryśka… No i może, jeśli nam wszystkim sił wystarczy, wycieczka do Gdańska, rodzinnego miasta mojego szwagra.
Rysiek już od siedmiu lat nie żyje
Jego pierwszego dopadł rak. Zabrał się biedak z tego świata w cztery miesiące od diagnozy. Ela miała więcej szczęścia, chociaż z początku nie chciała się leczyć. Dopiero córki ją przekonały. Gdybym wtedy wiedziała, że nie chce brać chemii, to pewnie sama bym do Bostonu poleciała, żeby jej nakłaść do głowy.
– Wiem, Zosiu, że głupia byłam. Że to egoizm tak po prostu się poddać. A przecież dziewczyny jeszcze teraz mojej pomocy potrzebują – przyznała.
Fakt, moje obie siostrzenice pozakładały rodziny, jedna ma synka, druga dopiero co urodziła córeczkę, i choć żadna nie angażuje Eli do pomocy, to obie potrzebują jej rady, bliskości matki. Na szczęście odkąd Ela wyszła za Dicka, to dodatkowo jest przekonana do życia. Poznali się w szpitalu, gdzie ją operowali. Dick jest tam lekarzem. Namówił ją, żeby się do niego przeniosła po operacji, zorganizował jej pomoc pielęgniarki. Nie dawał jej nic robić w domu. Zresztą, stać go na gosposię.
– Wiesz, jaki to dobry człowiek? – twarz mojej siostry rozjaśnia się, gdy mówi o swoim nowym mężu. – Jest taki troskliwy, dba o moje potrzeby, wymyśla mi stale jakieś atrakcje, żeby mi smutno nie było. A jak dobrze dogaduje się z dziewczynami! Mówię ci, razem z Jolą i Agnieszką spiskowali, jaki mi prezent na 60. urodziny zrobić. No i zobacz! – Ela pokazuje piękny wisior z jakimś drogim kamieniem. – Ale to nie wszystko. Dostałam jeszcze bransoletkę i pierścionek też z rubinami, tylko nie zawsze mogę nosić, bo mi trochę ręka puchnie. No i jeszcze mi tę wycieczkę do Japonii zafundował. Jak tam cudnie, mówię ci.
Tak, moja siostra po tych strasznych przejściach, śmierci ukochanego męża i własnej chorobie, drugi raz w życiu znalazła prawdziwe szczęście.
Co za pomysł!
Plan pobytu Eli w Polsce realizował się bez zakłóceń… aż do szóstego dnia. Do Kamila zawiózł Elę mój mąż. Tym razem sama miała odwiedzić bratanka. Kamil mieszka z żoną i małym synkiem w malutkim mieszkanku na Powiślu. Grześ zafundował synowi to lokum, bo Kamil nie dałby rady sam niczego kupić czy choćby wynająć. W żadnej pracy nie potrafi się na dłużej zaczepić, studia rzucił na starcie… Ale dziecko zrobił szybko. Mój brat nie mówi tego głośno, ale ja widzę, że go pierworodny syn bardzo zawiódł.
Z tej wizyty u Kamila Ela wróciła taksówką, dużo wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Była jakaś podenerwowana, powiedziała, że nie będzie już z nami wieczorem siedzieć, od razu się położy. Czułam, że moją siostrę spotkało coś nieprzyjemnego w domu naszego bratanka. Nie pomyliłam się. Następnego dnia mieliśmy jechać do Łodzi, dlatego wstałam wcześniej, żeby pozbierać kilka drobiazgów do torby podróżnej. Była szósta, a moja siostra siedziała już w kuchni przy stole.
– Kamil oczekuje, że mu dam pieniądze na większe mieszkanie – wypaliła od razu. – Powiedział, że skoro tak dobrze wyszłam drugi raz za mąż, to mogę sobie na to na pewno pozwolić, zwłaszcza że wujek zostawił mi przecież oszczędności.
– A to bezczelny gówniarz! – syknęłam ze złością. – Skąd może wiedzieć, jakie masz oszczędności i czy w ogóle je masz. Przecież od pięciu lat nie pracujesz. Jak on śmie! – krzyknęłam.
Czułam, jak z wściekłości cała się trzęsę. Miałam ochotę od razu zadzwonić do Grzegorza i zapytać, kto taki świetny pomysł podsunął Kamilowi. Bo tego, że sam na niego nie wpadł, byłam pewna. Kamil niewiele wiedział o rodzinie i wcale się nią nie interesował. Nawet swoim własnym synkiem nie przejmował się zanadto. Gdyby nie mój brat i bratowa, dziecko nie miałoby co jeść, gdzie spać, w co się ubrać. A tu nagle Kamilek zaprasza ciocię na kolację…
– Daj spokój Grzesiowi. Co on winien, że ma takiego syna? Chłopak pewnie myśli, że wszyscy w Ameryce to bogacze. A jaka jest jego żona? Może to ona uznała, że powinnam im pomóc? – Ela mówiła spokojnie, chociaż wiedziałam, że cała ta sprawa nie dawała jej spokoju. Inaczej nie wstałaby świtem z łóżka. Sama się zastanawiałam, kto w naszej rodzinie może mieć takie pomysły. Zawsze byliśmy otwarci, jeden drugiego wspierał i nigdy niczego drugiemu nie zazdrościł…
No to się wyjaśniło…
Po południu, gdy już byliśmy w Łodzi, zadzwoniłam do Grzegorza. Obiecał, że porozmawia z Kamilem i zmusi go, żeby przeprosił ciotkę i zapomniał o jakimkolwiek finansowym wsparciu od niej. W czasie pobytu Eli w Polsce jeszcze kilka razy spotykaliśmy się w gronie rodziny. Za każdym razem, dziwnym zbiegiem okoliczności, na spotkaniu nie mogli się zjawić ani Kamil z żoną, ani moja bratowa. A to którąś z pań bolała głowa, a to on był bardzo zapracowany, chociaż wszyscy w rodzinie wiedzieli, że właśnie wyrzucono go z pracy.
Kiedy wróciliśmy z Łodzi, mój brat przyszedł porozmawiać z Elżbietą. Bardzo długo siedzieli zamknięci w pokoju. Grzegorz potem dość szybko wyszedł. Widziałam, że wciąż mu wstyd za Kamila.
– No to się wyjaśniło, to nasza bratowa namówiła syna, żeby spróbował wycisnąć coś ze mnie… Wyjaśniłam Grzesiowi, że ja już swoich oszczędności nie mam. Myślisz, Zosiu, że on chciałby pomocy dla syna?
Zaprzeczyłam. Wiem, że bratu ciężko jest utrzymywać dwie rodziny – bo na to wychodzi, jak Kamil nie pracuje. Ale wiem też, że sam nigdy nie wyciągnąłby ręki do Eli, zwłaszcza po tym, jak los tak ciężko ją doświadczył. Każde z nas ma swoje życie i swoją rodzinę, o którą musi się troszczyć. Kamil nie przeprosił ciotki, ale na lotnisko przyszedł się pożegnać. A Ela była wdzięczna nam wszystkim, że tak dobrze się nią zaopiekowaliśmy i że dzięki nam mogła odwiedzić stare kąty.
Czytaj także:
„Moja przyjaciółka wydawała fortunę na remonty, żeby bratowa jej nie krytykowała. Ciągle wytykała jej biedę i brak gustu”
„Moja bratowa nie miała pracy, ale domem i dzieckiem też się nie zajmowała. Wszystko było na głowie mojego brata”
„W każde święta zmieniam się w służebną dziewkę. Mama wydaje rozkazy, ja haruję jak wół, a bratowe nawet palcem nie kiwną”