„Śmiałem się, że bratu >>pękła piniata i cukiereczki się rozsypały". Z powodu wpadki ożenił się i teraz wie, co to tyrka”

Mężczyzna, który jest bawidamkiem fot. Adobe Stock, prostooleh
Teściowie, pewnie z racji tego, że Tadzio jest już ich trzecim zięciem (od tej samej córki), nie rozpieszczają go i traktują na zasadzie „nie przyzwyczaj się”. Przynajmniej raz na miesiąc małżonka profilaktycznie wystawia mu walizki za drzwi, a jeśli Tadek nie daj Boże sobie wypije, to śpi na wycieraczce.
/ 07.03.2022 07:07
Mężczyzna, który jest bawidamkiem fot. Adobe Stock, prostooleh

Niedzielne obiady u mojej mamy stały się już tradycją. Ja, żona, moi rodzice i brat. Ten ostatni jak zwykle się spóźniał. W każdy weekend z samego rana wychodził gdzieś i albo wracał o odpowiedniej porze, albo nie. Loteria.

Nikt oczywiście nie wymagał od trzydziestoletniego byka, by spowiadał się z tego, gdzie i co robi, ale miło by było z jego strony, gdyby chociaż poinformował, czy zdąży przywlec swój tyłek na czas. Znając jego maniery, nie czekaliśmy. Najwyżej zje odgrzewane. Albo na zimo, przynajmniej schabowego, bo zimny rosół to jednak przesada.

Zaczynaliśmy właśnie drugie danie, kiedy wparował do mieszkania. Jak zwykle wystrojony i pachnący. Tadzio dbał o swój wygląd zewnętrzny, nawet z psem nie wyszedł na spacer ubrany byle jak. Szykowanie się do dziesięciominutowej przechadzki wokół bloku to była cała ceremonia, poprzedzona zazwyczaj kłótnią z ojcem, który śmiał nakazać jaśnie panu wyprowadzenie stwora.

Brat niespecjalnie poczuwał się do wypełniania jakichkolwiek obowiązków domowych. Zmywanie naczyń, wynoszenie śmieci czy choćby trzepanie dywanów przed świętami – to wszystko było poniżej jego godności. Chodził dumny jak paw i patrzył na ludzi góry. Pewnie dlatego nie miał zbyt wielu znajomych. Trudno jest wytrzymać z narcyzem.

– Cześć – rzucił i zasiadł przy stole, czekając, aż mama podstawi mu talerz pod nos.

Non stop narzekała, że jest przez niego traktowana jak służąca, ale gdy tłumaczyliśmy jej, że nie musi sprzątać mu pokoju, prać ani gotować, wzruszała ramionami.

– To przecież mój syn.

Przyniosła wyrośniętemu dzidziusiowi rosół, a kiedy go pochłonął, zabrała pusty talerz i wróciła z drugim daniem. Brat nawet nie pisnął.

– Dziękuję – powiedziałem za niego.

– Proszę bardzo – odparł z bezczelnym uśmieszkiem.

Dogryzaliśmy tak sobie od zawsze. Żaden z nas nigdy nie przepuścił okazji, by dopiec drugiemu. Byliśmy braćmi, lecz jakoś nie pałaliśmy do siebie sympatią. Moich przyjaciół zawsze to dziwiło, bo ponoć rodzeństwo drze koty, ale zarazem trzyma sztamę.

W takim razie stanowiliśmy wyjątek. Skończyliśmy jeść i wlepiliśmy wzrok w telewizor. Na ekranie znany aktor masakrował właśnie grupę bandziorów, gdy mój braciszek wziął pilota i wyłączył odbiornik.

– Ej, co robisz! – oburzyłem się.

Zignorował mnie.

– Chciałem wam coś powiedzieć. Żenię się! – wypalił.

Tata zakrztusił się kompotem, mama zbladła, moja Monika wytrzeszczyła oczy, a ja parsknąłem śmiechem.

– Dzisiaj nie prima aprilis – stwierdziłem, mitygując brata.

– Mówię poważnie, Jadzia jest w ciąży.

– Jaka Jadzia? – spytała nieśmiało matka, klepiąc kaszlącego ojca po plecach.

– Moja narzeczona – odparł takim tonem, jakby to było coś oczywistego.

Zapomniał najwyraźniej, że dziś po raz pierwszy usłyszeliśmy o rzeczonej Jadzi. 

– Co, Piniata pękła i cukiereczki się rozsypały? – zachichotałem.

Tadzio udawał, że mój komentarz nie zrobił na nim wrażenia. Za dobrze go jednak znałem, by nie zauważyć, że trafiłem w czuły punkt.

– Mózg ci pękł – odwdzięczył się. – Długo się staraliśmy o to dziecko.

– To, hm, który miesiąc, jeśli można wiedzieć? – przejęła inicjatywę mama, nie dopuszczając tym samym do zaognienia naszej pyskówki.

– Drugi – odparł z dumą w głosie.

– A ile się znacie? – drążyła dalej.

– Już trzy miesiące.

W tym momencie kurtyna opadła, tak samo jak szczęki moich rodziców. Ja po raz kolejny tego popołudnia parsknąłem dzikim śmiechem. Monika usiłowała mnie uspokoić, ale widziałem, że sama z trudem zachowuje powagę.

Laski porzucone przez niego się skrzyknęły

Z mojego braciszka zawsze było niezłe ziółko. Powiedziałbym wręcz, że kawał drania, ale obraziłbym własną matkę. Nie wiem, co dziewczyny w nim widziały, bo ani specjalnie przystojny, ani bystry.

Może miał inne talenty, bo faktem było, że na brak zainteresowania wśród płci pięknej nie narzekał. I wykorzystywał to bezwzględnie. Zmieniał panny jak rękawiczki. Skakał z kwiatka na kwiatek. A każdy jego pseudozwiązek kończył się z hukiem.

Do swojej pierwszej dziewczyny pojechał w wakacje na drugi koniec Polski. To było jeszcze w liceum. Powiedział mamie, że wyjeżdża na miesiąc, spakował się i tyleśmy go widzieli. Gdy wrócił, oznajmił wszem i wobec, że gdyby ktoś dzwonił i o niego pytał, mamy mówić, że się wyprowadził. Nie chciał przy tym zdradzić, o co chodzi. Sprawa się wyjaśniła, kiedy pewnej nocy wyświetlił mi się na telefonie nieznany numer. Odebrałem.

Dziewczyna przedstawiła się jako Gosia i zapłakana błagała, bym pozwolił jej porozmawiać z Tadkiem. Zwierzała się, że ją zostawił, że wyjechał bez słowa, a ona tak bardzo go kocha i tęskni…
Jak zdobyła mój numer? Czort wie.

Chcąc zrobić mu na złość, skłamałem, że to babcia dzwoni, bo ma do niego sprawę. Potem z satysfakcją patrzyłem, jak przystawia komórkę do ucha i sekundę później czerwienieje z wściekłości.

Rozłączył się szybko i naubliżał mi od najgorszych. Tak jakby mnie to ruszało w jakiś sposób. Narobił bałaganu, to niech sam go sprząta! Z kolejnymi pannami sytuacja wyglądała podobnie. Wolałem nie pytać, jak Tadek  je poznaje, bo wszystkie pochodziły spoza naszego województwa. Każdej zawrócił w głowie, naobiecywał cudów wianków, przeleciał, a potem zrywał kontakt. Kilka z tych dziewczyn miałem okazję poznać i były naprawdę sympatyczne.

Co widziały w takim buraku jak mój brat? Nie mam pojęcia. Bo nawet jeśli wytrwał dłużej w związku, to i tak skakał na boki. Zrobiło się grubo, gdy pewnego dnia moja mama otrzymała od jednej z jego ex linka do grupy na Facebooku.

Dziesięć dziewczyn się skrzyknęło i kombinowały, jakby tu dobrać się Tadziowi do skóry i dokonać zemsty. Nie wiem, po co ją do tego mieszały, ale to najmniej istotne. Z tego, co mi opowiadała, nieźle trząsł wtedy portkami. Wybrał się nawet na konsultację do radcy prawnego, ale generalnie rozeszło się to po kościach. Laski chyba odpuściły.

Moją Monikę, kiedy tylko zaczęliśmy się spotykać, też usiłował poderwać. Raz nawet odprowadził ją do domu. Powiedziała mi później, że atakował ją tekstami z tanich podręczników dla podrywaczy.
Na Monię jego urok nie działał, dzięki Bogu.

Właściwie to w pewnym sensie mu współczuła. Nieraz prorokowała, że Tadzio w końcu się doigra, że przyjdzie kryska na Matyska. Za to, jak pogrywał sobie z dziewczynami, jak je krzywdził, zdradzał i nimi pomiatał, trafi wreszcie na taką, przy której będzie wył i płakał.

Prawo karmy – dostajemy od innych tyle, ile daliśmy

Jadzię poznaliśmy miesiąc później. Brat przywiózł ją na niedzielny obiadek. Sprawiała wrażenie sympatycznej. Niska, szczupła, ładna. Było miło do momentu, gdy Tadek oświadczył, że ślub wezmą tylko cywilny, bo jego wybranka jest już po jednym rozwodzie, a w trakcie drugiego.

Mój religijny ojciec, kiedy to usłyszał, mało zawału nie dostał. Bez słowa wstał od stołu, założył psu kaganiec i wyszedł. Wrócił dopiero wieczorem, mocno pijany. Mrucząc pod nosem inwektywy pod adresem syna i przyszłej synowej, położył się spać.

Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. W lecie para gołąbków wzięła ślub, zamieszkali u Jadzi, w domu jej rodziców. Dopiero po czasie na światło dzienne zaczęły wypływać ciekawe fakty, o których na bieżąco informowała mnie mama.

Po pierwsze, na ożenek naciskał Tadzio, żeby jego dziecko nie miało nazwiska po poprzednim kolesiu. Wszak zostało poczęte w trakcie trwania małżeństwa Jadzi z tamtym. Po drugie, jego wybranka zataiła przed nim swoje spore długi. Mój brat tyra teraz na dwa etaty, żeby to pospłacać. Bo kocha tę swoją Jadzię miłością równie wielką, jak ślepą. Widać bratowa posiadła talenty w uwodzeniu większe niż on. Albo on nie był takim narcyzem, jak myśleliśmy.

Teściowie, pewnie z racji tego, że Tadzio jest już ich trzecim zięciem (od tej samej córki), nie rozpieszczają go i traktują na zasadzie „nie przyzwyczaj się”. Przynajmniej raz na miesiąc małżonka profilaktycznie wystawia mu walizki za drzwi, a jeśli Tadek nie daj Boże sobie wypije, to śpi na wycieraczce.

Żona razem z teściową trzymają go krótko, pod pantoflem. Czemu nie odejdzie? Ponoć nie chce zostawi mającego się urodzić niebawem dziecka. Moja Monia kiwa z politowaniem głową.

– Aż mi go żal. To kara za te wszystkie dziewczyny. Doigrał się.

Czytaj także:
„Wszyscy mają mnie za pijawkę, bo jestem komornikiem. Ja tak naprawdę ratuję ofiary podłych hochsztaplerów”
„Zaszłam w ciążę z facetem, który miał rodzinę. Latami ukrywałam przed córką, kim jest jej tata. Teraz chce poznać ojca”
„Filip ze słodkiego misia zmienił się w despotę. Sprawdzał mój telefon, śledził mnie, a gdy się postawiłam - chciał pobić”

Redakcja poleca

REKLAMA