Marcel prowadził szemrane interesy już chyba w brzuchu matki. Uważał się za lepszego od innych na tyle, że stracił przez to kolegów i dziewczynę. Zamiast refleksji, dopadło go jednak przekonanie, że nikt nie rozumie geniuszy... Tylko czekam, aż z kasjera stanie się milionerem.
Władał czarnym rynkiem podstawówki
Nasza babcia, dystyngowana emerytka, miała za sobą nieciekawą przeszłość. Trzy rozwody, zerwanie kontaktu z siostrą i zrujnowana kariera śpiewaczki sprawiły, że popadła w srogą depresję. Cieszyły ją już wyłącznie kontakty rodzinne. Chciała, żebyśmy wyrośli na porządnych, sprawiedliwych ludzi, dlatego zawsze wspierała finansowo realizację naszych marzeń. Szkoda tylko, że wizyty Marcela u babci zmotywowane były wyłącznie chęcią zarobku...
– Babcia, a dasz pięć dych? Chcę nauczyć się piec ciastka, żeby sprzedawać je w szkole – męczył Marcel, pojawiając się w jej mieszkaniu praktycznie co drugi dzień.
– Pewnie, Marcelku. Ale z ciebie rezolutny chłopiec!
Czyszczenie samochodów, sprzedaż lemoniady, wyprowadzanie psów... W jego repertuarze znalazło się praktycznie wszystko, rzecz w tym, że kasę na profesjonalną chemię samochodową czy zestaw smyczy Marcel przeznaczał na zgoła inne produkty.
– Proszę przyjść do szkoły. Natychmiast – podsłuchałam kiedyś telefon.
Jako że tego dnia miałam przejść się z mamą po mieście w poszukiwaniu nowych butów, udałam się do dyrekcji wraz z nią. Ani ona, ani ja, nie spodziewałyśmy się jednak, że Marcel przez cały rok szkolny prowadził sprzedaż filmów dla dorosłych, odkupywanych od właścicieli okolicznych piwnic i garażów. Skubany wyciągał od małolatów każdy grosz, sprzedając osobno nawet papierowe okładki z sugestywnymi zdjęciami. Dorobił się w ten sposób sportowego roweru. Z tego powodu naszą rodzinę odwiedzał przez następny rok kurator, straszący brata poprawczakiem.
– Przez ciebie wytykają mnie palcami! – krzyczałam na niego już po fakcie.
– Kiedyś będą patrzeć na ciebie z zazdrością. Milionerzy zaczynali, jak ja!
Oferował coaching, zanim było to modne
Babcia Stefania umarła, zaś w naszym domu pojawił się normalny, szybki internet, którego nie przerywały już połączenia telefoniczne z biura taty. Mogłam jednak zapomnieć o wspomaganiu się w nauce komputerem, bo Marcel całymi dniami analizował legendarne wystąpienia Steve'a Jobsa. Cóż z tego, że nie rozumiał z nich ani słowa...
Pod koniec liceum zaczął kręcić się z bandą mięśniaków z klasy. Opowiadali ponoć ludziom, jak to Marcel zmienił ich życie i pozwolił im zacząć prowadzić prosperujący biznes. Gówniarze ubierali się w garnitury z szafy taty, łazili po mniej inteligentnych ludziach i oprowadzali ich po kioskach czy warsztatach samochodowych rodziców, przekonując ich do skorzystania z usług Marcela. Do dziś nie wiem, jakim cudem to działało, brat nie narzekał jednak na brak pieniędzy. Wszystko zmieniła jednak sytuacja z Oliwią.
– Kocham ją, siostra, a znasz moje przekonania o miłości. Rzuciła na mnie jakiś czar, nie wiem, nie znam się na babach. Ale zrobię dla niej wszystko.
To „wszystko” obejmowało między innymi stałe wykradanie mi ciuchów i kosmetyków. Byłam jednak już studentką i przymykałam oko na wygłupy brata, dopóki nie zawracał mi gitary. Zaszłam też w ciążę ze swoim narzeczonym. Miałam inne sprawy na głowie.
– To, co teraz planuję, zapewni mi stały zysk. Pożycz tylko eleganckie ciuchy Oliwce i ją pomaluj. Znasz się na tym najlepiej. Zapłacę ci.
Tym sposobem sama dałam się wciągnąć w szemrane interesy brata.
Wykorzystał dziewczynę do przekrętu
Pomagałam stroić i malować jego dziewczynę przez następne kilka tygodni. Sądziłam, że może Marcel nawrócił się na dobrą drogę i zaczął wraz z nią pracę nad jakimś solidnym projektem. Postanowiłam ich śledzić... i mocno tego pożałowałam.
– Niech pan zobaczy na własne oczy. Idziemy do uzależnionej, pogrążonej w rozpaczy dziewczyny. Rzuciła szkołę, zaszła w ciążę, ojciec nieznany... Pokażę panu, że ją z tego wyciągnę, a potem podpiszemy umowę – opowiadał potencjalnemu klientowi, niespełnionemu biznesmenowi z niskim ilorazem inteligencji.
Udali się do garażu przy domu Oliwii. Zastali tam porozrzucane butelki, strzykawki i brudną dziewczynę. Wyglądała, jakby wytarzała się w smole. Oniemiałam, gdy zobaczyłam, że prezentują „klientowi” mój własny test ciążowy. Chciałam zachować go na pamiątkę...
Po motywacyjnej gadce następował przełom. Oliwia podnosiła się z barłogu i opowiadała o planach na przyszłość. Nagle zmieniała się w mądrą, pełną optymizmu młodą kobietę.
– Widzi pan! Wczoraj żyła w nędzy, dziś ma normalną pracę. Dostała średnią krajową na start – prezentował kilka dni później wystrojoną przeze mnie Oliwię, stojącą za kasą sklepu papierniczego. Do dziś nie wiem, jak dogadali się z właścicielem.
– Dobrze. Tysiąc złotych i odmieni pan moje życie, tak? – dopytywał zauroczony wizją nowego startu klient.
– Zgadza się!
Zaczęłam unikać brata, udawać, że go nie znam. Nie pomagałam już w stylizacji. Cios jednak nadszedł. Najwidoczniej jego klienci znaleźli się nawzajem i zorientowali, że ich oszukał, nasza rodzina stanęła więc w ogniu oszczerstw. Wynieśliśmy się do innego powiatu, a Oliwia z płaczem rozstała się z Marcelem, słysząc plotki o swojej nastoletniej ciąży i rzekomym uzależnieniu.
Od jednej pracy do drugiej
Na studiach Marcel sprzedawał autorską metodę na to, jak zbajerować profesora, nie dysponując żadną wiedzą. Specjalnie opracowywał w tym celu zeszyty pełne opisów charakteru i upodobań wykładowców. Ponoć pierwszych kilku klientów odniosło sukces, potem jednak cały plan runął. Marcel nie skończył pierwszego roku i musiał udać się do pracy.
– Marcel. Opanuj się, póki jest czas. Przestań z tymi głupotami. Załatwię ci pracę w sklepie budowlanym, ten jeden jedyny raz... Naucz się pokory i tego, że normalny, pracujący człowiek boi się o jutro – mówił zatroskany tata.
– Wiesz, co powiedział Napoleon? Ten, kto boi się porażki, już przegrał.
– Dla mnie ktoś, kto nie odczuwa strachu przed niczym, jest raczej ignorantem – zripostował tata. – Chodź, nauczę cię rozpoznawania asortymentu. Wiesz w ogóle, czym są profile uszczelek? Albo czym zabezpieczać drewno?
Nauka poszła na marne. Tak, jak się spodziewałam, Marcel wyleciał ze sklepu kilka miesięcy później. Wprowadził bowiem na własną rękę agresywną kampanię marketingową. Załatwił skądś pompę wody, podłączył ją do prysznica w sklepie i prezentował, jak kolega Marcela, ubrany tylko w kąpielówki myje się w wymarzonej kabinie każdego klienta.
– Plan był dobry! Dwie osoby chciały kupić dziś tę kabinę! – bronił swoich racji Marcel.
– Może byłby dobry, gdybyś spytał – odburknął szef.
– Ale szef mnie nie słucha!
– Bo jesteś magazynierem! Może gdybyś miał więcej pokory, za jakiś czas miałbyś prawo do wygłaszania propozycji!
Przez kilka następnych lat Marcel przewinął się przez nieskończenie wiele firm. Wylądował w końcu w najtańszym dyskoncie.
Pracując na kasie spotkał kobietę
Plotki o Marcelu docierały do nas mimochodem. Nachalne proponowanie opcjonalnych produktów do zakupów składających się z bułek i kostki masła? Zaliczone. Wykłócanie się z menadżerem, że robi za trzech, więc powinien dostać trzykrotną podwyżkę? Stara, dobra historia.
– Siostra, to po prostu przez nasz kraj. Nie ma tu przyszłości dla takich, jak ja – skarżył się, widocznie załamany, tak, jakby smutna twarz nie nadążała za utartą gadką.
– Masz rację. Za granicą oszuści mają lepiej – powiedziałam.
Po tych słowach Marcel nawrzucał mi za wszystkie czasy i trzasnął drzwiami. Nie widziałam go od tej pory. Rodzice, mieszkający dziś kilka kilometrów dalej, usłyszeli jednak o sytuacji, która może dać mu do myślenia. Mam przynajmniej taką nadzieję...
– Słuchaj, Kaśka. Pamiętasz tę Oliwię? – zagaiła mama.
– No pamiętam. Przekręt papierniczy – zakpiłam.
– Ponoć ma męża i dzieci. Nie wiem, gdzie teraz mieszka, ale pojawiła się ni z gruchy, ni z pietruchy u Marcela w sklepie. Kupowała drogiego szampana i czekoladki, cała wystrojona, a on musiał patrzeć jej w oczy. On, biznesmen od siedmiu boleści... – mamie aż złamał się głos.
– Myślisz, że go to zmotywuje? Że coś się zmieni? Znaczy się, mam taką nadzieję, ale boję się, że przez to tym bardziej zapętli się w błędnym kole... Ten człowiek nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy.
– Pożyjemy, zobaczymy – skwitowała, widocznie smutna.
Postanowiłam więc żyć i czekać. Czekać na to, aż poznam nową, lepszą wersję własnego brata.
Katarzyna, 34 lata
Czytaj także:
„Latami byłam gąbką dla gorzkich żali i łez moich bliskich. Gdy na starość chciałam się komuś wypłakać, zostałam sama”
„Pod łóżkiem w sypialni znalazłam cudze majtki. Myślałam, że mąż mnie zdradza, ale zaprzeczał”
„Żona zrobiła listę drogich prezentów na Komunię syna. Nie rozumie, że to nie wesele, a mi wstyd”