Pracuję u Hansa w Brugii od jakichś dwunastu lat. Wyjechałem z Polski, żeby znaleźć lepiej płatne zajęcie. Pracowałem jako hydraulik, przez długi czas robiłem w ekipach remontowo-budowlanych. Jednak moją prawdziwą miłością od zawsze były kwiaty. W Polsce pracowałem w szklarniach i kwiaciarniach, ale okazało się, że z tego nie da się godnie żyć.
Kiedyś Belga, który wynajmował mi mieszkanie, odwiedził przyjaciel, który prowadził w mieście sklep ogrodniczy. Ten zachwycił się moimi grządkami i kwiatami, które hodowałem. Swój poznał swego, i tak pewnego dnia znalazłem zatrudnienie w hurtowni Hansa. Trzy lata później zostałem jego prawą ręką, a jakiś czas potem przyjacielem.
Zażyczył sobie żony z obcego kraju…
Przed pięcioma laty, kiedy urodziła się Katy, Hans był uśmiechniętym i szczęśliwym człowiekiem. Jednak rok później jego ukochana żona, Karen, zmarła na raka. Choroba pojawiła się niespodziewanie i błyskawicznie zabrała z tego świata kobietę. Mój belgijski przyjaciel przez długie lata cierpiał w milczeniu, ale z czasem ból zelżał. Co więcej, zrozumiał też, że mała Katy potrzebuje matczynej opieki, zaczął więc powoli rozglądać się za nową żoną. Pewnego dnia, przy kolacji zwrócił się do mnie po angielsku (rozmawialiśmy tylko w tym języku):
– Nie chcę, żeby mamą mojej małej została jakaś belgijska kobieta.
– Nie podobają ci się?
– To nie to – uśmiechnął się z błyskiem w oku, – ale w zeszłym roku, gdy zaprosiłeś nas do Polski, wokół widziałem tylko ładne dziewczyny.
– Bywają i brzydkie Polki – zauważyłem, choć pewnie nie wypada tak mówić o swoich rodaczkach.
– Rozglądałem się uważnie, takich nie zauważyłem – zapewnił.
– To miłe, co mówisz, ale nie do końca zgodne z prawdą – uśmiechnąłem się pobłażliwie.
– Tak czy siak, postanowiłem, że znajdę dla Katy mamę w twoim kraju – oznajmił.
– Pochlebia mi to, ale to chyba nie jest taka łatwa sprawa… – mruknąłem.
– Mylisz się – Hans uśmiechnął się triumfalnie, po czym wstał z fotela i wkrótce wrócił z dwoma stosikami listów. – Jestem człowiekiem czynu, więc w internecie znalazłem polskie agencje. Napisałem, kim jestem, wysłałem zdjęcie i fotkę mojego domu. Dołączyłem też do owego dossier zdjęcie Katy, żeby od początku było wiadome, że prócz żony, chcę znaleźć dla niej matkę.
– I jak poszukiwania? – w moim głosie widocznie wyczuł obawy, bo klepnął mnie uspokajająco po ramieniu.
– Spokojnie, wiem, że dla niektórych pań mogę być łakomym kąskiem.
– Nie ukrywam, że takie podejście do sprawy trochę mnie uspokoiło.
– Dlaczego tylko trochę?
– Bo wiedzieć to jedno, a postępować rozsądnie drugie. Co to za listy?
– W pierwszym stosie umieściłem listy kobiet, które piszą wprost, że mają trudną sytuację życiową – sięgnął po pierwszy z brzegu i zaczął czytać zdania w łamanym angielskim: – „Jestem po dwóch rozwodach, ale nadal atrakcyjna ze mnie panna. Co prawda mam dwoje dzieci, ale nie zamierzam ich zabierać ze sobą. Ja się dorabiałam wszystkiego sama, to niech i one posmakują tego samego. Niech wiedzą, że w życiu nie jest łatwo, czasem przychodzi człowiekowi umrzeć w nędzy”.
Wiedziałam, że jego kasa będzie problemem
– Trochę to przerażające… – skrzywiłem się na te słowa.
– Owszem – pokiwał głową przyjaciel. – A oto próbka innego listu… – tym razem sięgnął do środka stosiku. – „Wiem, że szukasz przyjaciela życiowego i matki dla swojej córeczki. Myślę, że jestem w stanie podołać tym obowiązkom. Miałam dwoje swoich dzieci, ale śmierć mi je zabrała, więc żyję samotnie we wiosce i czekam, coby mi Pan Bóg zesłał jakiego zdrowego chłopa, dla którego jestem gotowa zrobić wszystko, a nawet i jeszcze więcej”.
Przyjaciel chciał sięgnąć po kolejną kopertę, ale powstrzymałem go.
– A co jest w tym stosiku po lewej?
– To od młodych dziewczyn. Przeważają w nich ich wymiary i nagie fotki, żebym obejrzał, jak napisała jedna, towar, zanim go kupię.
– Czyli wynika z tego, że nie miałeś za bardzo szczęścia w szukaniu tej swojej wybranki – stwierdziłem.
– Niekoniecznie – Hans uśmiechnął się tajemniczo i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.– Korespondujemy już ze sobą od 4 miesięcy.
– O ty! – zakrzyknąłem z udanym oburzeniem. – Teraz mi to mówisz?
– Nie chciałem się chwalić, zanim się co do niej nie upewnię… – zarumienił się. – W każdym razie Halinka nie przysłała mi swoich wymiarów ani nagiej fotki. Napisała, że niedawno skończyła 26 lat, jest po studiach medycznych i pracuje w poliklinice w małym miasteczku. Jakiś czas temu myślała, żeby wyjechać za granicę, ale nie zna tam nikogo, a samotność ją przeraża. Na moją prośbę, w czwartym liście zgodziła się przysłać mi swoją fotografię – Hans znowu sięgnął do kieszeni i pokazał mi zdjęcie.
Od razu zapaliła mi się czerwona lampka
Spoglądała z niego przeciętna brunetka. Trochę taka szara myszka, ale odrobina makijażu i modne ubranie mogły z niej uczynić całkiem atrakcyjną dziewczynę, taką, za którą obejrzy się niejeden mężczyzna.
– Napisała ci, ta twoja Halinka, co jeszcze porabia? – zapytałem.
– Udziela się w miejscowym hospicjum – odparł. – Ciężko tam u nich, więc ostatnio wysłałem jej tysiąc euro, żeby ich trochę wspomóc…
W mojej głowie natychmiast zapaliła się czerwona lampka.
– Wysłałeś kasę na numer konta bankowego hospicjum? – upewniłem się.
– Nie – zaprzeczył przyjaciel. – Wysłałem na konto Halinki, a ona już miała wpłacić pieniądze, gdzie trzeba.
Westchnąłem ciężko.
– Myślę, Hans, że padłeś ofiarą oszustki… – oznajmiłem poważnie.
– Mylisz się – podparł z przekonaniem. – W listach dużo mi o sobie opowiedziała, a ja jej o sobie. Nie jestem głupcem, nie mam już 20 lat. Sposób, w jaki reagowała na to, co pisałem, na moje myśli, marzenia, plany… Ech, uwierz mi, ta kobieta naprawdę mnie rozumie. Prawie tak samo, jak…
Hans spuścił głowę. Wiedziałem, że myśli o swojej zmarłej żonie.
– Posłuchaj mnie. Może się mylę, ale poproś ją, żeby przysłała ci wyciągi ze swojego konta, abyś miał pewność, że dokonała stosownego przelewu.
– Okażę jej brak zaufania – zdenerwował się. – To może wszystko zepsuć. Bo jeśli jest uczciwa… Jak wtedy będę wyglądał w jej oczach?
– Jak facet, który dba o własne pieniądze i chciałby, żeby posłużyły one potrzebującym – zaznaczyłem.
– Ona może to zrozumieć opatrznie. – pokręcił głową. – Ja… ją kocham.
Wzniosłem oczy do nieba.
– Zakochałeś się w jej listach i zdjęciu? – spytałem, z trudem kryjąc złość. – A co, jeśli okaże się facetem?
Nie ma co rozmawiać ze ślepym o kolorach
– Rozmawialiśmy ze sobą przez telefon – upierał się. – Nawet nie wiesz, jaki ma ciepły głos! Pokazałem jej fotki Katy. Moja córka też z nią rozmawiała i jest „za”, to znaczy chciałaby mieć taką mamę.
– Ale ona ma zaledwie 25 lat! – próbowałem zajść Hansa z innej strony.
– 26! – poprawił mnie od razu.
– Gdyby chodziło o którąś z naszych kobiet, to pewnie przyznałbym ci rację. Ale u was, w Polsce, jest inaczej. Tam dziewczyny już od małego muszą dbać o swoje wykształcenie. W waszych domach matki uczą je gotować i troszczyć się o rodzinę, nie to co u nas, w Belgii.
Słuchałem jak Hans opowiada o tej całej Halince, jaki jest nią zauroczony i pomyślałem, że nie ma co rozmawiać ze ślepym o kolorach. Zaproponowałem, żebyśmy pojechali do Polski na weekend i po prostu odwiedzili Halinkę w hospicjum. Wtedy się przekonamy…
Hans ucieszył się i oznajmił, że właśnie zamierzał mnie o to poprosić. Miałem być w Polsce jego przewodnikiem, który doprowadzi go do ukochanej. Czułem, że coś jest nie tak i szkoda mi się zrobiło łatwowiernego Belga. Ale cóż mogłem poradzić?
Dwa tygodnie później wsiedliśmy w samolot, a po wylądowaniu w Warszawie zajęliśmy miejsca w pociągu, który zawiózł nas do miasteczka, gdzie mieszkała jego ukochana Halinka.
Na miejscu okazało się, że Halinka rzeczywiście jest kobietą, nie mężczyzną, i naprawdę jest lekarką. Jednak okazało się, że młoda pani doktor korespondowała z kilkudziesięcioma mężczyznami z całego świata.
Przyjaciel był tym wszystkim mocno przybity
Nadsyłali jej pieniądze na hospicjum, które rzecz jasna nie istniało. Kiedy panowie zbyt mocno na nią napierali, zrywała z nimi kontakt pod byle pretekstem. Sumy zaś, na które ich naciągała, nie były aż tak wielkie, żeby zamożni mężczyźni nie mogli ich odżałować. Przynajmniej tak było z większością.
Oto bowiem czterech złożyło stosowne zawiadomienia na policji. Przez ostatni rok toczyło się postępowanie wyjaśniające, a nasz przyjazd nastąpił akurat wtedy, gdy prokurator przedstawił Halinie W. zarzuty. Wróciliśmy z Hansem do domu.
– I co ja teraz powiem Katy? – westchnął ten biedak.
– Prawdę. Nie udało ci się, ale przecież na tym świat się nie kończy. Całe życie uczymy się na błędach. Najważniejsze, żebyśmy potrafili z nich wyciągać wnioski. W Belgii są równie ładne i zaradne dziewczyny co w Polsce. Najwidoczniej jeszcze nie przyszedł czas, byś taką poznał. Ale nic straconego, moja mama zawsze mówiła, że jeśli ma się coś w życiu zdarzyć, to zdarzy się na pewno.
Wkrótce okazało się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Dzięki korespondencji z Haliną, a następnie podróży do Polski, Hans poznał Elen, z którą zderzył się przy wyjściu z lotniska.
Czytaj także:
„Dzięki ukochanemu żyłam jak księżniczka w bajce. Czar prysł, gdy na romantycznym wyjeździe poznałam jego żonę i dzieci”
„Mój mąż-despota widział we mnie tylko trofeum. Nakazywał ćwiczenia i zabraniał wychodzić z domu bez makijażu”
„Moja żona była obłudną, pozbawioną serca materialistką. Rzuciła mnie, bo nie było mnie stać na drogie wakacje i nowe mieszkanie"