Jako nastolatka wyobrażałam sobie, że świat to jedna wielka przygoda bez końca. W mojej głowie wszystko było możliwe i nie musiałam się przejmować tym, co robię. Dopiero przykre doświadczenie pokazało mi, jak bardzo się myliłam.
Bawiłam się facetami
Uroda, którą natura mnie obdarzyła, sprawiała, że nie miałam problemów ze znalezieniem chłopaka. Związki traktowałam bardzo powierzchownie — co tydzień był ktoś nowy. Raz wpadł mi w oko Michał, zaraz potem Janek. Nie miałam konkretnych preferencji — czasem umawiałam się z wysportowanymi blondynami, kiedy indziej z intelektualistami.
Rzucałam „kocham” na prawo i lewo, choć tak naprawdę nie rozumiałam znaczenia tych słów. Kierowałam się zasadą „wykorzystaj każdy moment, ciesz się życiem do maksimum”. Nie obchodziło mnie wtedy, że po drodze ranię innych i wprowadzam chaos.
Z Aleksem, moim pierwszym poważniejszym chłopakiem, spotykałam się przez parę miesięcy. Ludzie dookoła nie mogli uwierzyć, że ktoś zdołał utrzymać mnie przy sobie przez taki czas. Jednak wystarczyło, że poznałam Tytusa — jego błękitne spojrzenie i urocze pochlebstwa całkowicie zawróciły mi w głowie.
Chłopak totalnie stracił dla mnie głowę. Stał pod klatką i prosił, żebym go, chociaż na moment wpuściła. Twierdził, że nigdy wcześniej się nie zakochał. Śmiałam się w duchu, gdy ze łzami opowiadał, jak bardzo jestem mu potrzebna do życia.
Mój związek z Tytusem nie trwał długo, ale tym razem role się zmieniły i to on postanowił się ze mną rozstać. Zamiast potraktować to jako pewną życiową lekcję, że nie wszystko idzie po naszej myśli, zareagowałam złością i szybko związałam się z kimś nowym.
Widziałam szansę dla siebie
Poznałam Mike'a, który pochodził z Wielkiej Brytanii. Przebywał w Polsce przejazdem i zaproponował mi wspólny wyjazd do Londynu. Byłam już całkowicie przygotowana do wyjścia, wszystkie rzeczy leżały spakowane, gdy nagle usłyszałam pukanie. To Aleks stał w progu z różami w dłoniach, błagając o kolejną próbę naprawienia naszego związku.
– Przecież deklarowałaś swoją miłość do mnie. Planowaliśmy wspólną przyszłość. Powiedz, gdzie popełniłem błąd? Może warto dać nam ostatnią szansę? – jego głos zdradzał głębokie rozczarowanie.
– To nie twoja wina. Czasem związki po prostu się kończą – odparłam spokojnym tonem. – Niedługo przeprowadzam się i biorę ślub.
Mike w końcu się zdecydował i poprosił mnie o rękę. Nie przeszkadzało mi, że nasza znajomość trwa tak krótko — zgodziłam się, widząc w tym szansę na beztroski związek. Jego rodzice od dłuższego czasu naciskali na ślub, więc wszystko się zgadzało. Widziałam smutek na twarzy Aleksa, kiedy mu o tym mówiłam, ale nie wzruszyło mnie to. Po prostu przedstawiłam mu fakty, jakie są.
Byłam ozdobą męża
Pierwsze miesiące jako żona w stolicy Anglii wspominam całkiem dobrze. Opanowałam język angielski, a pensja Mike'a spokojnie starczała na nasze potrzeby. Rodzina ze strony męża była zamożna — firma prowadzona przez jego ojca działała w całej Europie i generowała niezłe dochody. Ja miałam dość proste zadanie — prezentować się atrakcyjnie, bywać na przyjęciach i obdarowywać wszystkich szerokim uśmiechem.
Z biegiem czasu wszystko zaczęło się sypać. Trudno mi określić, czy to ja zawiniłam, a może to Mike stracił mną zainteresowanie? Miałam wrażenie, jakbym była zamknięta w złotej klatce. Na domiar złego krewni męża ciągle stawiali mi poprzeczkę bardzo wysoko.
Oczekiwali, że będę się zachowywać niczym arystokratka. Moja teściowa bez skrępowania wtrącała się w każdy aspekt mojego życia. Musiała być na bieżąco ze wszystkimi moimi sprawami, łącznie z tym, co noszę. Czułam się traktowana jak ozdoba. Kiedy starałam się porozmawiać o tym z mężem, on twierdził, że po prostu się wymądrzam.
– Żyjesz sobie bez pracy, masz pełny portfel i wciąż narzekasz? Większość ludzi marzyłaby o takiej sytuacji i skakałaby z radości – pouczał mnie swoją łamaną angielszczyzną, którą uważał za szczyt elegancji.
O własnym życiu mogłam zapomnieć: trzeba było bywać na bankietach, prezentacjach firmowych nowości i tych okropnie długich spektaklach operowych.
Mąż mnie zdradzał
Nasza relacja z Mikiem powoli zamieniała się w typowy, przygnębiający związek małżeński. Podczas gdy on rzadko pojawiał się w domu albo przychodził po nocy, ja musiałam być zawsze na czas — czego dopilnowywała jego matka, która praktycznie nie wychodziła z mieszkania. Kropla przepełniła czarę, gdy Joan, jedna z moich nielicznych przyjaciółek, wyznała mi prawdę o romansach Mike'a. Ta wiadomość kompletnie mnie zszokowała.
Zebrałam się wreszcie na odwagę i spytałam wprost o tę sytuację, a on nawet nie próbował zaprzeczyć. Co więcej, wydawał się kompletnie zdumiony, że coś takiego może mi przeszkadzać! Znowu zaczął swoje typowe przemowy o mojej rzekomej niewdzięczności i o tym, jak wyciągnął mnie z dna, chociaż wcześniej byłam nikim.
Nie mogłam już tego znieść! Chciałam rozwodu, ale on z miejsca odrzucił taki pomysł. W jego rodzinie takich rzeczy się po prostu nie robiło. Wtedy dotarło do mnie, że związał się ze mną wyłącznie po to, by mieć u swego boku atrakcyjną partnerkę...
Sama jestem sobie winna
On tak naprawdę nigdy mnie nie kochał — byłam tylko jego trofeum! Z czasem zaczął mną pomiatać. Muszę jednak przyznać, że sama się o to prosiłam... Kiedy wybierałam partnera, najbardziej liczyły się dla mnie jego pieniądze i drogie upominki. Los mnie pokarał za moją pazerność. Mnie, osobę, która zawsze lekceważyła cudze emocje.
Kilka dni później ponownie zaczęłam rozmowę o rozstaniu. Mike zareagował kompletnie inaczej niż poprzednio — wściekł się okropnie. Darł się tak, że myślałam, że zaraz mnie zaatakuje. Kompletnie mnie to zaskoczyło, bo nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłam. W tym momencie dotarło do mnie, że on nie pozwoli mi odejść. A czy ja potrafię zrezygnować z luksusu? Może wystarczy zacisnąć zęby i milczeć, by dalej cieszyć się życiem na poziomie?
Aleksandra, 29 lat
Czytaj także: „Pokochałam żonatego faceta. Liczyłam na jego rozwód, ale byłam tylko zwykłą kochanką z delegacji”
„Rodzice stanęli mi na drodze do spełnienia marzenia. Matka odstraszała mnie od wesela wiejskimi zabobonami”
„Mąż uciekł do kochanki, a mnie i córkę porzucił jak stare graty. Bałam się wychodzić z domu, by nie spotkać go z inną”