„Blondyneczka sprawiła, że niemal przegapiłem prawdziwe uczucie. Uwodziła mnie dekoltem i długimi nogami"

Mężczyzna w kwiecie wieku fot. iStock by GettyImages, kali9
„Z reguły bywa tak, że to, co smaczne i kuszące, zazwyczaj nie jest dla nas dobre. Tak więc, zamiast czekoladowej babeczki lepsza jest zupa z pokrzyw. A zamiast sympatycznej i uroczej złodziejki, lepsza jest uczciwa i dobra wiedźma. Na szczęście, udało mi się odróżnić jedną od drugiej".
/ 16.03.2024 14:30
Mężczyzna w kwiecie wieku fot. iStock by GettyImages, kali9

Nazywam się Kacper. Mam trzydzieści osiem wiosen za sobą. Jestem rozwiedziony, nie mam dzieci i szukam teraz kobiety, która byłaby dobra, serdeczna, wyrozumiała i pełna miłości. Moi przyjaciele twierdzą, że oczekuję za wiele!

– Prędzej spotkasz złowrogą, chłodną, krytykującą egoistkę – śmieją się. – Postawiłeś sobie zbyt wysokie wymagania!

Moja była żona właśnie taka była: przepiękna zołza!. Sporo w życiu przeszedłem i dam rady po raz kolejny.

Babeczka i zupa z pokrzyw

Jestem pracownikiem dużej firmy zajmującej się sprzedażą artykułów budowlanych. W moim zespole są jeszcze dwie panie: Joasia i Zośka. Joasia jest urocza i smakowita jak babeczka czekoladowa. Ma słodkie dołeczki w policzkach i małe, śnieżnobiałe zęby, które nieustannie odsłania w przyjaznym uśmiechu.

Nasi klienci kochają robić zakupy, gdy ona obsługuje zmianę; zdarza się, że celowo powracają i pytają o tę sympatyczną kobietę z blond warkoczem. Ponieważ Joasia nosi długi, gęsty warkocz... Inne panie zazdroszczą jej tej fryzury, szczególnie Zośka o krótko przyciętych włosach, jakby właśnie wyszła spod kosiarki!

Jeżeli Joasia przypomina ciastko, to Zośka musi smakować jak zupa z pokrzyw! Nie lubię jej. Jest bezpośrednia i nieugięta. Gdy klient narzeka zbyt długo, stoi obok z wyrazem twarzy godnym księżniczki i wygląda, jakby bolał ją ząb! Upiera się, że od razu rozpoznaje, czy ktoś coś kupi, czy tylko ogląda. Dla tych drugich marnuje swój cenny czas!

– W końcu mogą do nas wrócić – argumentuje Joasia. – Powinniśmy ich zachęcić!

– No to sobie zachęcaj! – Zośka nie daje za wygraną. – Nie przepadam za ludźmi, którzy nie są pewni swoich decyzji.

– A czy ty zawsze jesteś pewna?

– Przynajmniej staram się taka być. Na tym polega dorosłość...

Iskry niemal sypią się z jej czarnych oczu, kiedy jest w takim gniewie! Nazywają ją "Cyganeczka Zosia", ponieważ ma ciemną karnację i nosi długie, złote kolczyki. Ale bardziej przypomina Cyganichę niż Cyganeczkę!

O Joasi wiadomo wszystko: mieszka z mamą, ma dużo przyjaciółek, które nieustannie do niej wydzwaniają, że już, już miała stanąć na ślubnym kobiercu, ale zmieniła zdanie niemal w ostatniej chwili... Joasia zawsze jest pierwsza, kiedy trzeba zebrać pieniądze na kwiaty czy drobny podarunek dla jubilatów z naszej firmy. Organizuje różne uroczystości wyjazdy, imprezy. Jest w tym niezrównana!

Zośka to prawdziwy kryjak! Wydobycie od niej jakichkolwiek informacji na temat jej rodziny, graniczy z cudem. Wygląda na to, że nie ma nikogo, skoro codziennie wraca z pracy samotnie i zawsze jej się spieszy. Nikt nie dzwoni do niej na telefon służbowy stojący obok głównej kasy, czasami tylko rozmawia przez komórkę, ale robi to krótko i na tyle dyskretnie, żeby nikt nie mógł podsłuchać.

Z Joasią rozmawiam przy każdej możliwej okazji. Z Zośką prawie wcale. Nie miałbym o czym. Nie jest lubiana, więc nikt nie stanął po jej stronie, kiedy doszło do skandalu związanego z brakami w magazynie.

Na początku roiło się od plotek

Gdy tylko zaczęła się roczna wielka inwentaryzacja, zauważono brak znacznej ilości paneli, glazury, ceramiki łazienkowej i innych materiałów wykończeniowych. Było jasne, że ktoś to zwinął, licząc na to, że braki zostaną jakoś zatuszowane. Każdy był podejrzany, ale dość szybko uwaga skupiła się na Zośce.

Pojawiły się informacje, że niedawno przeprowadziła gruntowny remont swojego mieszkania. Widziano, jak wywoziła różne materiały, takie jak farby, kleje, glazurę... Choć ilość zaginionych rzeczy mogłaby wystarczyć na wykończenie dwóch kamienic, nikt nie zwracał na to większej uwagi. Wystarczyło, że znaleziono winowajcę!

Zośka chodziła zdołowana. Wyglądała na jeszcze bledszą niż normalnie. Nie rozmawiała z nikim, nikt jej nie pytał o cokolwiek. Było oczywiste, że ta sytuacja mocno na niej ciąży, że czuje ból. Mieliśmy pewność, że to przez wstyd, ponieważ co innego mogłoby wywołać takie dziwne zachowanie. Ktoś nawet stwierdził, że widział ją, jak szlochała w firmowej łazience. Wydaliśmy wyrok, zanim ustaliliśmy, czy na pewno jest złodziejką.

Tygodnie mijały, byliśmy wzywani na przesłuchania, na początku roiło się od plotek, ale z biegiem czasu atmosfera się uspokajała. Jedyną zmianą było to, że Zośka zdecydowała się złożyć wypowiedzenie. Przepracowała wymaganą ilość czasu i zniknęła, jakby nigdy nie była częścią tego miejsca.

Dopiero po pewnym czasie doszła do nas wiadomość, która kompletnie nas zszokowała! Joasia była złodziejką! Przez lata dyskretnie wykradała asortyment z magazynu. Miała kontrakty z punktami sprzedaży oraz prywatnymi firmami z branży budowlanej i remontowej. Zatrudniała swoich kierowców i miała na swoim koncie przekupionych stróżów, hojnie im płaciła, ponieważ sama na tym nieźle wychodziła. Biznes kwitł doskonale.

Kiedy prawda wyszła na jaw, przestraszona Joasia rzuciła podejrzenia na Zośkę, w nadziei na zyskanie trochę więcej czasu. Zośka rzeczywiście miała prace remontowe i malarskie w swoim domu, ponieważ, jak się później okazało, po tragicznej śmierci siostry, sąd przydzielił jej opiekę nad trójką sierot. Chciała zapewnić im jak najbardziej komfortowe warunki...

Nasze kierownictwo okazało się wyrozumiałe i za symboliczną kwotę sprzedało jej materiały budowlane o obniżonej jakości. Dla Zośki to była jednak świetna okazja. Na wszystko miała paragony, mogła udokumentować każdą listwę, śrubkę i gwóźdź. Okropnie nam było wstyd!

Byłem naprawdę przygnębiony, ponieważ pracuję z nimi na co dzień, a nie dostrzegłem żadnych znaków. Dałem się nabrać i zmanipulować, stając się częścią niesprawiedliwej nagonki na niewinną osobę. Musiałem to jakoś naprawić.

Dlaczego wciąż dopytujesz? Znikaj!

Odnalezienie Zośki nie było proste, ale jestem uparty, więc wreszcie zdobyłem jej adres. Pewnego dnia po południu zapukałem do drzwi na parterze małego budynku. Kiedy mi otworzyła, prawie jej nie rozpoznałem. Śmiała się szeroko od ucha do ucha. Jej czarne włosy odrosły i teraz opadały na ramiona. Miała na sobie luźną, żółtą sukienkę i fioletowe korale. Naprawdę wyglądała jak Cyganeczka Zosia!

– Skąd się tu wziąłeś i po co? – zapytała. – Czyżbym coś ci przypadkiem ukradła? 

– Proszę, daj spokój – poprosiłem. – Chciałbym przeprosić. Byłem okropnie niesprawiedliwy. Wybacz mi.

– Twoje przeprosiny nie robią na mnie wrażenia. Znikaj. Nie mam czasu na bezsensowne rozmowy.

A jednak wciąż była taka sama! W dalszym ciągu była pyskata i nieustępliwa. Tylko teraz to mi się w niej bardzo podobało...

Dzieci, które wyłoniły się zza jej kolan, były naprawdę urocze. Miały taką samą ciemną karnację i czarne oczy jak ona.

– Podobne do ciebie – zauważyłem.

– Siostra była moją bliźniaczką, więc nie jest to zaskakujące, że jej dzieci też do mnie są podobne. Ich ojciec żyje gdzieś w świecie i ma nową rodzinkę.

– Nie wie, co się stało?

– Nie ma pojęcia. Od dawna nic go nie obchodzi. A ty co, dlaczego wciąż dopytujesz? Powiedziałam ci – wynoś się!

Zamknęła drzwi przed moim nosem.

Jest dobra na wszystko

Następnego dnia znów przyszedłem. Nie otworzyła. Zostawiłem bukiet kwiatów pod drzwiami. Było tak przez następny tydzień... Na klamce zostawiałem dla dzieci słodkości i owoce. Dla niej były różowe róże z długimi, ostrymi kolcami! Miałem nadzieję, że ta aluzja ją rozbawi.

Następnie zacząłem czekać przed klatką schodową. Pi razy oko wiedziałem, kiedy wraca do domu. Odbierała dzieci z przedszkola, robiła zakupy po drodze i natrafiała na mnie. Witałem ją: „Cześć” i czekałem, aż pozwoli mi wejść do swojego domu. Maluchy rozpoznawały mnie z daleka. Uśmiechały się, machały do mnie... Ona, jakby mnie nie widziała, jakbym dla niej nie istniał!

Pewnego dnia padało jak z cebra. Byłem kompletnie przemoczony, liczyłem na to, że tym razem okaże trochę litości i otworzy przede mną swoje drzwi, zaprosi na gorącą herbatę, ale się myliłem. Otrzepała swój parasol, schowała dzieci i tyle ją widziałem...

Ale to nic, nie zamierzam się poddać. Wiem, że to długa i trudna droga, ale jestem wytrwały. Znalazłem swoją kobietę życia i nie zamierzam rezygnować, nawet jeśli miałbym tu stać latami, zrosnąć się z ziemią, przekształcić w pokryty mchem kamień. Jest ostra, iglasta, piekąca, trzeba do niej podchodzić z ostrożnością, najlepiej w rękawiczkach, jak do prawdziwej pokrzywy, ale – jak ta pokrzywa – jest dobra na wszystko: leczy, upiększa, koi, wspomaga, reguluje, poprawia, wygładza i ulepsza. Czy można pozwolić sobie na utratę takiego skarbu?

Czytaj także:
„Koleżanka z pracy uwodziła mnie dekoltem i zalotnym spojrzeniem. Chciała zrobić karierę przez łóżko”
„Matka zabroniła pochowania jej w jednym grobie z ojcem, bo miała powód. Szukała sobie miejsca na innym cmentarzu”
„Matka twierdzi, że ślub kościelny to chrześcijański obowiązek. Na klęczkach błaga Boga, bym się opamiętał”

Redakcja poleca

REKLAMA