Na piątkowy wieczór kupiłam dla nas butelkę wina, chipsy i popcorn do zrobienia w mikrofalówce. Mieliśmy oglądać wspólnie serial, który zaczęliśmy tydzień wcześniej. Cieszyłam się na ten wieczór przez cały tydzień.
– Tylko nasza czwórka, ciepły koc i przekąski – mówiłam do moich dwóch kotów.
W czwartek Błażej odebrał telefon od jakiejś koleżanki i usłyszałam, jak z entuzjazmem mówi jej, że „jasna sprawa, będziemy”.
Nie mieliśmy chwili dla siebie
– Kotek, jutro spotyka się moja stara paczka z ogólniaka, przyprowadzamy swoje drugie połówki, chwalimy się, co nam w życiu wyszło, i pijemy za tych, którym nie wyszło. Super, nie? Wreszcie poznasz Nożyka, Miśka i resztę chłopaków.
– Ale… – zaczęłam i urwałam.
Nie było sensu się przeciwstawiać. To nie był pierwszy raz, kiedy ja wolałabym zostać w domu, a on by mi tłumaczył, że to przecież możemy zrobić dowolnego dnia, natomiast jak się zdarza spotkanie towarzyskie, to trzeba na nie iść.
Jednak oczywiście zauważył, że nie jestem specjalnie uszczęśliwiona perspektywą piątkowego wyjścia, i westchnął z lekkim zniecierpliwieniem.
– Nie możesz być taka nietowarzyska, kochanie – zganił mnie. – Trzeba spotykać się z ludźmi, inaczej zdziczejemy kompletnie.
– To nam nie grozi – mruknęłam. – Kiedy ostatnio spędziliśmy czas tylko we dwoje? Kilka razy w tygodniu się z kimś spotykamy. A to urodziny, a to szybkie piwko, a to oglądanie psa Marzeny… Po prostu czasami chciałabym pobyć tylko z tobą w domu. Potrzebuję tego.
Wszyscy dobrze się bawili – oprócz mnie
Błażej zrobił minę mówiącą „już dobrze, kochanie”, pocałował mnie w czubek głowy i obiecał, że na pewno obejrzymy do końca nasz serial za tydzień. Ale na razie, dorzucił, czeka nas superwieczór i mam nie robić takiej zbolałej miny.
„Superwieczór” okazał się wspaniały chyba dla wszystkich poza mną. Ledwie wytrzymałam do północy, potem marzyłam już tylko o tym, by jechać do domu. Nie dlatego, że koledzy z klasy Błażeja byli niesympatyczni.
Przeciwnie, byli świetnymi facetami, którzy przekrzykiwali się, opowiadając zabawne historie, żartowali ze swoimi dziewczynami, trochę tańczyli, a nawet śpiewali. Obecne tam kobiety bawiły się, na oko, doskonale. Tylko ja miałam wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo – dźwięków, nowych twarzy, zapachów.
W weekend byłam zupełnie wykończona. Na propozycję pójścia do kina z siostrą Błażeja i jej chłopakiem zareagowałam prawie złością. W końcu oni poszli we trójkę, a ja zagrzebałam się pod kocem z kotami i przez trzy godziny czytałam książkę.
Potem Marzena i Wiktor wpadli „na pięć minut”. Po dwóch godzinach miałam ochotę wyrzucić ich z krzykiem za drzwi. To nie tak, że jestem nietowarzyska. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi, ale po prostu rzadziej niż Błażej.
Na początku naszej znajomości imponowało mi, że ma tylu znajomych i że jest duszą towarzystwa. W ciągu pierwszego miesiąca naszego związku poznałam więcej ludzi niż przez ostatnie dziesięć lat.
Ciągle do kogoś wpadaliśmy, jeździliśmy w większym gronie na weekendy, pomagaliśmy komuś skręcać meble albo umawialiśmy się na piwo. Błażej potrzebował towarzystwa niemal nieustannie; kiedy byliśmy na urlopie tylko we dwoje, natychmiast zaprzyjaźnił się z innymi gośćmi hotelu i przez kolejny tydzień wszystko robiliśmy razem z nimi.
Moje potrzeby nie są istotne
– Czy ty się ze mną nudzisz? – zapytałam go kiedyś po tym, jak przez cały dzień grillowania u jego znajomych zamienił ze mną może z pięć zdań.
– Oszalałaś, Kotek! – roześmiał się. – Jesteś moją dziewczyną, kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. Ale przecież nie mieszkamy na bezludnej wyspie, to normalne, że spotykamy się z innymi.
Najgorsze było to, że nikt nie rozumiał, dlaczego to dla mnie taki problem. Rodzice byli zachwyceni, kiedy przyprowadziłam Błażeja do domu. Moja siostra, przyjaciółka i kilkoro znajomych, którym przedstawiłam swojego lubego, uważali, że mam ogromne szczęście, bo „z nim nie da się nudzić”.
Tyle że dla mnie spokój nie równał się nudzie, a czas we dwoje wcale nie był mniej wartościowy niż hałaśliwe spotkania w większym gronie.
– Ty zawsze taka byłaś – skwitowała moja kuzynka Sylwia. – Zawsze musiałam cię na siłę wyciągać na dyskoteki, pamiętasz?
Sylwia zadzwoniła, bo miała coś do załatwienia w naszym mieście i chciała się u nas zatrzymać. Cieszyłam się na jej przyjazd. Oczywiście Błażej wykorzystał pretekst, że ją pozna, by zaprosić kilkoro znajomych na małe spotkanko, jak to ujął. Sam przygotował jedzenie i posprzątał, więc nie miałam czego oprotestować.
Nie chciałam znowu wyjść na nietowarzyską
– Świetny ten twój Błażej! – Sylwia była nim zachwycona. – Nie ma czasem brata?
Nie miał brata, ale miał z milion kolegów, których obiecał przedstawić Sylwii. Nim zdążyłam zaprotestować, umówił nam z pięć różnych spotkań. Poczułam się tym okropnie zmęczona. Żeby jakoś się z tego wywinąć, postanowiłam zasymulować przeziębienie.
– Coś mnie bierze… Muszę się położyć. Idźcie sami – powiedziałam i kilka dni spędziłam w błogiej ciszy i spokoju.
Ponieważ mam wolny zawód, nie pracuję w określonych godzinach i lubię czasami pójść do muzeum czy po prostu na spacer po mieście. Kiedy Błażej i Sylwia pojechali na występ naszych znajomych tańczących salsę, ja postanowiłam wyrwać się na wystawę plakatu.
Zabawne, ale w całym muzeum były tego popołudnia tylko dwie osoby: ja i rudy facet w okularach robiący szkice w notatniku. Nie mogłam się oprzeć i zajrzałam mu przez ramię.
– Nie ściągam, tylko szukam inspiracji – rzucił, nie odrywając wzroku od kartki.
– To dozwolone i całkowicie etyczne.
– Eeee… – zrobiło mi się głupio.
– Spokojnie, żartowałem.
Jego uśmiech był nieśmiały, ale ciepły. Resztę ekspozycji zwiedziliśmy razem.
– Lubię tu przychodzić, kiedy nie ma dużo ludzi – wyznał Bartek, bo tak miał na imię. – To samo mam z kinem. Chodzę na poranne seanse, czasami na sali są wtedy trzy osoby.
– Ja też! – wyrwało mi się. – I nie znoszę imprez! Wolę spędzić wieczór z kotami w domu, niż iść do pubu i gadać o niczym z ludźmi, których ledwie znam!
– Masz koty? Ja też!
Nawet nie kryła zachwytu moim facetem
Rozmowa przeciągnęła się poza mury muzeum. Bartek odprowadził mnie na przystanek, a na pożegnanie wysłał mi link do swojego portfolio, bo był artystą grafikiem.
Sylwia i Błażej zadzwonili wieczorem – dali się namówić na spontaniczny wyjazd z towarzystwem tanecznym nad jezioro. Wrócili dopiero następnego dnia.
– Było nieziemsko! – ekscytowała się kuzynka. – Chciałabym mieć tylu znajomych. A Błażej to po prostu gwiazda towarzystwa!
Nie dało się też nie zauważyć, że Błażej również miło spędził z nią czas. Ja z kolei cieszyłam się, że ominęły mnie pokazy salsy, głośna muzyka, a potem niespodziewany wyjazd do domu obcych ludzi bez ciuchów na zmianę i szczoteczki do zębów. Kiedy powiedziałam to Sylwii, zganiła mnie:
– Boże, mówisz, jakbyś miała z osiemdziesiąt lat! Dziewczyno, jesteś młoda, powinnaś się bawić! Pozwól sobie na spontaniczność! Masz Błażeja, przy nim ciągle coś się dzieje, korzystaj z tego.
Ale ja zaczęłam już rozumieć, że to się nigdy nie uda. Błażej był coraz bardziej sfrustrowany, że nie chcę z nim wychodzić, ja nie mogłam się dłużej zmuszać, by towarzyszyć mu podczas kolejnych imprez.
Mieliśmy różne potrzeby – on był skrajnym ekstrawertykiem, ja z kolei nazwałabym siebie introwertyczką i domatorką.
Życzę im szczęścia
Rozstaliśmy się miesiąc po wizycie Sylwii. To była wspólna decyzja. Powiedziałam, że nie mam nic przeciwko, żeby się spotykał z moją kuzynką, wręcz życzyłam im szczęścia razem.
Potem dowiedziałam się, że faktycznie zostali parą, zamieszkali razem i prowadzą otwarty dom. Niemal codziennie ktoś teraz śpi na ich kanapie, przez mieszkanie przewijają się tłumy ludzi, a oni uważają, że to fantastycznie.
Ja odszukałam Bartka i pojechaliśmy razem na wycieczkę do lasu robić zdjęcia ptakom. Wiem, że Błażej nazwałby to nudą, ale dla mnie to był wspaniały dzień.
Teraz planujemy oglądanie nowego serialu i wspólne gotowanie w domu. Wreszcie mam kogoś, kto rozumie, co dla mnie oznacza „dobra zabawa”!
Czytaj także:
„Miałem >>alergię<< na kobiety. Gdy tylko na horyzoncie pojawiała się gadająca o sobie kreatura, zaczynałem się dusić”
„Mąż zrobił ze mnie podwładną. Zabronił pracować, upokarzał przy synach. Mówił, że nie mam w jego domu żadnych praw”
„Narzeczona zapomniała mi powiedzieć, że ma kochanka. Od kolegi dowiedziałem się, że bierze ślub z tym marynarzem”