Gdy Bolek wyznał mi, że Ewa spodziewa się dziecka, oniemiałem z wrażenia. Wyglądał na załamanego, więc kompletnie nie wiedziałem, czy powinienem mu pogratulować, czy raczej dodać otuchy.
Choć chodził z Ewą już pięć lat, to wcześniej ani razu nie poruszali tematu posiadania potomstwa. Wiadomo przecież, że obecnie młodzi ludzie na początku marzą o własnych czterech kątach, udanej karierze zawodowej i chcą trochę poszaleć.
– Synek, to cudowna nowina! – powiedziałem ostrożnie, przyglądając się jego ciągle wystraszonej minie. – Moim zdaniem ojcostwo to fantastyczna rzecz!
– Naprawdę tak sądzisz? – popatrzył na mnie z nieoczekiwaną przenikliwością. – Bo jak sobie ciebie przypominam, to byłeś okropnie wyczerpany, bez przerwy martwiłeś się o Małgosię i o mnie i w sumie nic tak do końca nie ogarnąłeś. Więc co ty mi gadasz, że to taka rewelacja? Przecież to wieczny stres i ciągły strach, a ja kompletnie nie czuję się na to przygotowany!
– Synku, nikt nigdy nie jest na to gotowy – odparłem delikatnie. – Poza tym, ty będziesz mieć zupełnie inaczej. Masz przy sobie Ewę, ona jest niesamowita i na pewno będzie świetną matką. Z czasem nauczycie się wszystkiego i staniecie się najcudowniejszymi rodzicami pod słońcem.
Nie doczekała wnuków
Bolek, chłopak mierzący prawie dwa metry i mający dwadzieścia sześć wiosen na karku, w tym momencie po prostu się przede mną rozkleił.
– Kurczę, jak bardzo bym chciał, żeby mama przy nas teraz była… – powiedział cicho pod nosem.
– No wiesz, dzieciaku, ja również bym sobie tego życzył… – odrzekłem.
Bez dwóch zdań, Marzena szalałaby z radości, gdyby dowiedziała się, że będzie babcią. Niestety, los nie pozwolił jej nawet długo cieszyć się rolą mamy... Odeszła wkrótce po tym, jak na świat przyszła Gosia, a Bolek skończył trzy latka. Ja w tamtym czasie miałem już 30 lat i czułem się spełniony.
Wziąłem ślub z moją ukochaną, doczekaliśmy się chłopca, a niedługo potem moja żona ponownie była w stanie błogosławionym i sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana. Odczuwałem strach zupełnie jak Bolek w tej chwili, bo wychowywanie dwojga pociech to nie byle co. Później aż parsknąłem śmiechem przez łzy, gdy wracałem myślami do tamtych obaw, że sobie nie poradzę.
Gdy moja małżonka nabawiła się zakażenia po urodzeniu dziecka, miałem obawy, że dopóki nie wróci do zdrowia, będę musiał sam dać sobie radę z niemowlakiem i przedszkolakiem.
Ona nigdy nie zdołała dojść do siebie
Odeszła z tego świata, a ja przez ponad dwie dekady sam wychowywałem nasze pociechy. Bolek nie mylił się mówiąc, że kompletnie sobie nie radziłem. Czułem się wykończony i permanentnie prześladowała mnie obawa, że moim dzieciom przydarzy się coś strasznego. Że los odbierze mi je, identycznie jak odebrał mi ukochaną żonę.
No więc tak to wyglądało - najpierw byłem dla nich strasznie ostry i nie pozwalałem im nawet nosa wystawić za drzwi, bo bałem się, że jakiś porywacz tylko na to czeka. A potem, jakby dla równowagi, dawałem im totalną wolność i przyzwolenie na dosłownie wszystko. Normalnie to jakiś cud, że choć kompletnie nie ogarniałem tej całej rodzicielskiej roboty, to jednak moje dzieciaki nie wyrosły na jakichś totalnych świrusów.
Moje pociechy stały się odpowiedzialnymi i wartościowymi osobami, budując własne, satysfakcjonujące życie - mój syn znalazł zatrudnienie i planował ślub, podczas gdy córka zgłębiała wiedzę na uczelni artystycznej, a jej debiutancki komiks ukazał się niedawno w prasie. Marzena spojrzałaby na mnie z uznaniem.
– Tato? - zadumę przerwało mi pytanie syna. – Serio uważasz, że to sensowny plan?
Wyszło na to, że gdy byłem pogrążony we wspomnieniach o mojej świętej pamięci małżonce, on wypalił, że weźmie ślub z Ewą, zanim ich maluch się urodzi, ale wahał się, czy nie lepiej to odwlec.
– Najlepiej po prostu dostosuj się do jej życzeń – zasugerowałem.
Ceremonia miała skromny charakter
Moja córka stawiła się w towarzystwie swojego nowego partnera, który studiuje filozofię. Na uroczystość przybyli również rodzice mojej żony, pokonując daleką drogę z drugiego krańca kraju. Ewa, moja nowa synowa, wprost jaśniała z radości, a moje serce wprost pękało na ten widok. Nie mogłem bowiem przestać rozmyślać o czasach, gdy to Marzena spodziewała się dziecka.
Przypomniały mi się też wydarzenia, które nastąpiły później, gdy tylko skupiałem się na wspomnieniach związanych z moją małżonką. Całe szczęście, że podczas ceremonii ślubnej łzy uznawane są za oznakę poruszenia…
Po kilku kolejnych miesiącach na świat przyszedł nasz mały Leonek. Okropnie obawiałem się o zdrowie Ewy, więc poprosiłem syna, aby nieustannie miał ją na oku i zlecał wykonywanie dodatkowych badań.
Na całe szczęście, moja synowa przetrwała zarówno rozwiązanie, jak i okres po porodzie w świetnej kondycji. W tak dobrej, że już po trzech miesiącach zaczęła snuć plany o powrocie do pracy. Zdziwiła mnie ta decyzja, ale od syna dowiedziałem się, że jego ukochana nie wyobraża sobie życia bez aktywności fizycznej i swoich zajęć.
Ewa była instruktorką fitness, więc choć nie spędzała w pracy całych ośmiu godzin dziennie, to i tak parę razy w tygodniu, zwykle wieczorami, musiała zostawiać małego Leosia pod czyjąś opieką na kilka godzin. Bolek z kolei pracował w centrum handlowym w różnych porach dnia i nie był w stanie tak ułożyć swojego harmonogramu, żeby zawsze móc zostać z synkiem w domu gdy Ewa prowadziła zajęcia.
– Chyba będziemy musieli znaleźć jakąś nianię – stwierdził syn. – Tato, a może masz jakąś emerytowaną sąsiadkę albo koleżankę, która chciałaby sobie dorobić parę groszy, zajmując się Leosiem?
Obiecałem, że rozeznam się w temacie
Mój wnuczek rósł bardzo szybko, więc wpadałem do jego rodziców regularnie, co parę dni. Byłem zatem w pełni zorientowany we wszystkich sprawach, łącznie z tym, że pośród czwórki kandydatek na nianię, które stawiły się na rozmowę kwalifikacyjną, nie było ani jednej odpowiedniej.
Pierwsza dziewczyna cuchnęła papierosami już z daleka i podczas rozmowy z potencjalnymi szefami spytała, czy może udać się na taras, by zajarać szluga. U drugiej wyszło na jaw, że cierpi na alergię na koty, a Ewka i Bolek trzymali w mieszkaniu swojego Dzikusia i nie planowali się futrzaka pozbyć.
Trzecią sam poleciłem im odprawić z kwitkiem gdy usłyszałem, że popiera metodę zostawiania dziecka samego, by się wypłakało i pogląd, że malucha należy karmić w ustalonym czasie, a nie wtedy, gdy tego potrzebuje.
– Ale to są jakieś kompletnie przestarzałe przekonania! – nieźle mnie poniosło, gdy usłyszałem od Ewy, co jej opowiedziała tamta kobieta.
– W porządku, tatusiu, już podziękowaliśmy tej pani. – oznajmiła Ewa, siadając obok mnie i Leosia. – A tak w ogóle, to jesteś niezłym ekspertem od opieki nad maluchami.
Stopniowo opadały ze mnie emocje gdy stroiłem zabawne miny do Leosia, a on chwytał mój palec w swoje małe rączki.
– Kiedy Gosia i Bolek byli jeszcze malutkimi brzdącami, moja mama oraz teściowa raz za razem usiłowały wtłoczyć mi do głowy te rzekomo „bezcenne wskazówki". Każdy zakładał, że jako facet nie dam rady sprostać wyzwaniu wychowywania dzieci i przy każdej okazji serwowali mi jakieś mądre rady.
Bezdzietne serwowały mi złote rady
Świetnie to zapamiętałem. Każda przedstawicielka płci pięknej, niezależnie od wieku i tego, czy miała potomstwo, czy nie, była przekonana, że lepiej ode mnie wie, jak powinienem wychowywać swoje pociechy. Dodatkowo, gdziekolwiek się nie pojawiłem - na placu zabaw, nad morzem, w szkole czy w ogrodzie zoologicznym – zawsze ktoś pytał moje dzieciaki o mamusię. Nikt nie mógł pojąć, że mężczyzna może samodzielnie sprawować nad nimi opiekę.
Kiedy moja synowa poprosiła mnie o udział w spotkaniu z kolejną kandydatką na opiekunkę, zgodziłem się bez wahania. Okazała się nią być sympatyczna, przyjazna dziewczyna. Mój wnuk, Leoś, momentalnie ją polubił i przytulił się do niej.
– Bezbłędna, prawda? – wyszeptała Ewa, gdy dziewczyna wyszła do toalety. – Zatrudnię ją natychmiast, bo jeszcze ktoś inny mi ją zwerbuje.
Miałem dziwne przeczucie, że coś tu nie gra. Chciałem jeszcze chwilkę pogadać i dziewczyna, gdy już nie miała wyjścia, przyznała się, że spodziewa się dziecka i chce pracować "zaledwie kilka miesięcy". Westchnąłem głęboko i odprawiliśmy ją z kwitkiem.
– Skąd ojciec domyślił się, że miała jakieś sekrety? – zagadnęła Ewa, gdy kobieta opuściła pomieszczenie.
– Trudno powiedzieć. Chyba przeczucie faceta – odpowiedziałem z uśmiechem. – Gdy moje dzieci były malutkie, również poszukiwałem niani. Odrzuciłem chyba z pięć albo sześć kandydatek i ostatecznie nie zatrudniłem żadnej. Z każdą było coś nie halo, więc wolałem zrezygnować z paru spraw, ale za to osobiście zadbać o to, co najlepsze dla moich dzieci.
Ewa popatrzyła na mnie, zastanawiając się nad czymś, po czym podała mi małego Leosia i ruszyła do kuchni przygotować coś do jedzenia. W trakcie gotowania odebrała telefon, musiała załatwić jakąś sprawę, dlatego trochę to wszystko trwało, pewnie z godzinę, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
Dałem mojemu wnusiowi butelkę, zmieniłem mu pieluchę, a następnie położyliśmy się razem na sofie, tak że leżał na moim torsie, zupełnie jak kiedyś maleńka Małgosia. Później dołączył do nas Bolek i zasiedliśmy wszyscy przy stole. Zanim skończyliśmy jeść, mój syn przybrał poważny wyraz twarzy i od razu wiedziałem, że ma coś ważnego do zakomunikowania – dobrze go znam.
To nie był żaden komunikat, a pytanie
– Słuchaj tato… – rozpoczął. – Rozmawialiśmy trochę z Ewą i… Właściwie to sami nie wiemy czemu nie zapytaliśmy cię o to wcześniej. Ale może zechciałbyś nam pomóc w opiece nad małym Leonkiem?
Mina mi zrzedła, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z powodu, dla którego mnie o to nie poprosili. No bo jak, nie jestem przecież babunią. A, jak wiadomo, to właśnie babki najlepiej radzą sobie z opieką nad wnuczętami, zgadza się?
Dziadek co najwyżej pokaże, jak przybić gwoździa do ściany albo zabierze na grzybobranie, ale dopiero kiedy maluch trochę podrośnie. Ale powierzyć niemowlaka opiece starszego mężczyzny? Chyba w oczach społeczeństwa wciąż uchodzi to za coś dziwacznego.
– Moim zdaniem to genialny pomysł – odparłem. – W końcu zajmowałem się tobą odkąd skończyłaś trzy latka, a twoją siostrą od czternastego dnia po urodzeniu. Damy radę z opieką nad Leosiem, prawda, mały?
Wtedy bobas w reakcji na moje słowa posłał mi bezzębny uśmiech, chwytając mój palec w swoje malutkie rączki.
– O, proszę! Wkrótce ten słodziak pod moim okiem opanuje przybijanie piątki! – zadeklarowałem, a salwa śmiechu wypełniła pokój.
Mirosław, 59 lat
Czytaj także:
„Mój mąż to biurowy amant. Myśli, że nie wiem, co wyprawia po godzinach, a ja tylko zbieram dowody”
„Po ślubie okazało się, że mąż to darmozjad. Myśli, że lodówka zapełnia się sama, a skarpetki same lądują w pralce”
„Wszyscy mówili, że młoda żona to przekleństwo, a ja byłem uparty. Teraz żałuję, bo ciągle muszę jej pilnować”