„Bez wiedzy męża poszłam na zabieg in vitro. Efekt? On porzucił mnie dla jakiejś lafiryndy, a ja zostałam samotną matką”

Samotna matka fot. Adobe Stock, natapetrovich
„Bałam się odezwać, bo wiedziałam że się rozryczę. Machnęłam tylko ręką, i pobiegłam do łazienki. Usiadłam na wannie i wpatrywałam się w podłogę. Ciągle nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam, co mówił Jarek. Dziecko? Kobieta? Rozwód? Czy on oszalał?”.
/ 25.07.2022 13:15
Samotna matka fot. Adobe Stock, natapetrovich

Kiedy wychodziłam za Jarka, planowaliśmy, że będziemy mieli dwoje, no, może troje dzieci.  Daliśmy sobie pół roku na urządzenie się i okrzepnięcie.

– A potem niech się dzieje wola nieba, zgadzasz się? – zaproponował Jarek.

Zgodziłam się.

Wola nieba nie zadziała się przez rok ani przez dwa lata.

– Jarek, spójrzmy prawdzie w oczy. Chyba mamy problem – nie wytrzymałam i w końcu powiedziałam głośno to, o czym od dawna myśleliśmy oboje.

Zaczęły się wizyty u lekarzy, badania, czekanie na wyniki. I pomimo tego co miesiąc nadzieja, że może jednak tym razem… Potem były różne diagnozy, różne terapie, mijały miesiące i lata. W końcu jedyną opcją, jaka nam została, było zapłodnienie in vitro. Badania, zastrzyki, znowu badania.

Miałam chwile zwątpienia. Krzyczałam, płakałam…

Kiedy wreszcie nadszedł dzień zabiegu, byłam szczęśliwa. I absolutnie pewna, że uda się za pierwszym razem i o wszystkim zapomnimy. Na zabieg wzięliśmy pożyczkę w banku. Na kolejną nie było nas stać, więc po prostu musiało się udać.

Jarek do domu zaniósł mnie na rękach. Nie pozwalał mi wstawać z kanapy, obsługiwał mnie jak księżniczkę. Dziesięć dni później stało się jasne, że nic z tego nie będzie.

– Żaden zarodek się nie zagnieździł. Bardzo mi przykro. Ale mamy jeszcze kilka, za parę miesięcy spróbujemy jeszcze raz – pocieszała nas lekarka. I zaleciła mnóstwo dodatkowych badań.

Nie zrobiłam żadnego z nich przez kolejnych kilka miesięcy. Nie umiałam się zmobilizować. Jarek zaś był pełen zapału. Zasypywał mnie danymi, wynikami kolejnych badań naukowców.

– Od 30 do 40 procent pierwszych zabiegów in vitro kończy się niepowodzeniem, więc to zupełnie normalne – mówił. – Za drugim razem udaje się dużo częściej. Statystyka jest po naszej stronie! A pieniędzmi się nie martw, pożyczymy od rodziny, przyjaciół. Będę więcej pracował. Damy radę!

W końcu dałam się przekonać. Kolejne badania, kolejne hormony, kolejny zabieg. I znowu czekanie na pierwsze USG.

– Gratulacje, jeden z zarodków się zagnieździł.  O tutaj, to ten punkcik – lekarka pokazała nam na ekranie jakąś plamkę. To było nasze dziecko!

Zgodnie z zaleceniami prawie nie wstawałam z łóżka. Jarek spełniał wszystkie moje zachcianki. W miesiąc utyłam osiem kilo. Jarek koniecznie chciał ogłaszać nasze szczęście całemu światu, ale prosiłam, żeby zaczekał.

Potem o to też miał do mnie żal. Że zapeszyłam

Tamtego dnia czułam się zupełnie normalnie. Nic mnie nie bolało, nawet nie miałam mdłości. Jarek poszedł do pracy. Ja jak codziennie leżałam na kanapie i oglądałam coś w telewizji. Czułam, że powinnam iść do łazienki, ale nie chciało mi się wstawać. Ale w końcu musiałam.

Usiadłam na sedesie. Coś dziwnie chlupnęło. Sięgnęłam po papier toaletowy. Krew. Dużo krwi. Zerwałam się i zajrzałam do sedesu. Był pełen krwi. Wiedziałam, że to koniec. Że nasze dziecko nie żyje.

Spędziłam w szpitalu tydzień. Głównie z powodu mojej głowy, nie ciała. Bałam się powrotu do domu, do męża, do życia. Unikaliśmy tematu przez kolejny rok. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi, jeździliśmy na wakacje. Wydawało się, że zaakceptowaliśmy, że będziemy dalej żyć po prostu we dwójkę.

Moja lekarka wprawdzie przekonywała mnie, że wie, dlaczego poroniłam, i że drobny zabieg wystarczy, by to się nie powtórzyło, ale nie chciałam już słuchać o żadnych kolejnych badaniach i zabiegach.

I wtedy przyszedł rachunek z kliniki. Za dalsze przechowywanie naszych zarodków. „Trzech” – brzmiała precyzyjna informacja. I wtedy coś we mnie pękło. To przecież trójka naszych potencjalnych dzieci. Nasza szansa. Musimy ją wykorzystać! Teraz role się odwróciły. To ja naciskałam na zabieg. Jarek uważał, że powinniśmy dać spokój.

– Aneta, ja już nie dam rady. Nie przeżyję kolejnego rozczarowania. Po prostu nie – ucinał każdą rozmowę.

Nie chciałam dać za wygraną

Przecież wiadomo, że do trzech razy sztuka! W tajemnicy przed Jarkiem poszłam na ten zabieg, o którym parę miesięcy wcześniej mówiła moja ginekolożka. W pracy wyciągnęłam wszystkie pieniądze z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Jeszcze linia kredytowa w banku i wystarczy na kolejną próbę…

Byłam pewna, że jak będę tak świetnie przygotowana, to uda mi się przekonać Jarka, żebyśmy dali sobie jeszcze jedną szansę. Ale on nie chciał o tym słyszeć. I zaczął się dziwnie zachowywać. Później wracał do domu, prawie się do mnie nie odzywał. „Depresja” – tłumaczyłam sobie.

I wymyśliłam, że zacznę się szykować do zabiegu bez jego wiedzy. A może i nawet poddam się zabiegowi. A jak się okaże, że się udało, to przecież mi wybaczy. Bo co do tego, że Jarek ciągle chce zostać tatą, nie miałam żadnych wątpliwości.

Byłam pewna, że nie uda mi się przed nim ukryć, że znów szykuję się do zabiegu. Ale Jarek przestał mnie zauważać. Nie pytał, gdzie byłam, czemu znowu jestem trochę spuchnięta. Ciągle czekałam na właściwy moment, żeby powiedzieć Jarkowi, do czego się szykuję.

Ale on zachowywał się tak, że miałam coraz więcej wątpliwości, że poprze moją decyzję. Zaczęłam panikować. Niby mogłam się z tego wycofać, ale tyle trudu i poświęcenia miałoby iść na marne? I miałam stracić szansę… Znaczy my mieliśmy stracić?

Jaka kobieta? Jaki rozwód? Czy on oszalał?!

Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy chciałabym zostać mamą nawet wtedy, gdybym miała dziecko wychowywać sama. Nie umiałam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ciągle płakałam. Może to te hormony, którymi się szprycowałam, a może po prostu bezsilność?
Aż podjęłam decyzję, że powiem Jarkowi prawdę. A potem się zastanowię, co będzie, jak się wścieknie i się nie zgodzi.

W sobotę, choć byłam bardzo zmęczona, postanowiłam, że nie pójdę spać, dopóki Jarek nie wróci. Przyszedł przed północą. Oczy mi się zamykały, ale nie mogłam już tego odkładać. Termin zabiegu miałam wyznaczony za tydzień.

– Jarek, chciałabym z tobą porozmawiać. Muszę ci powie… – zaczęłam, ale Jarek mi przerwał.

– Tak? Bo widzisz, ja też. To może ja zacznę. Aneta, odchodzę. Mam kogoś od ponad pół roku. To coś poważnego. Bardzo poważnego. Widzisz, Klaudia jest w ciąży. Za pięć miesięcy zostanę tatą. Bardzo cię przepraszam… Ale sama wiesz, że od dawna nie jesteśmy już prawdziwym małżeństwem. Żyjemy obok siebie. Prawda? Wyprowadzę się jutro. Mieszkanie będzie trzeba sprzedać, ale nie musimy się spieszyć. Dziś będę spał na kanapie. No to tyle. A ty o czym chciałaś rozmawiać?

Bałam się odezwać, bo wiedziałam że się rozryczę. Machnęłam tylko ręką, i pobiegłam do łazienki. Usiadłam na wannie i wpatrywałam się w podłogę. Ciągle nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam, co mówił Jarek. Dziecko? Kobieta? Rozwód? Czy on oszalał?

Mam dobrą pracę, rodziców, przyjaciół...

To było pół roku temu. Jarek nie żartował. Naprawdę mnie zostawił. I naprawdę został ojcem. Miesiąc temu. Sąd poszedł mu na rękę i dostaliśmy szybki rozwód. Łatwo poszło, bo nie mieliśmy dzieci… O tym, że pod moim sercem bije serce naszej córki, nie wiedział nikt oprócz mnie. Bo tak, poszłam na zabieg.

Nikomu nie przyszło do głowy, że Jarek o niczym nie wie. Coś zmyśliłam, że uznał, że może jego obecność przynosi nam pecha. Kilka dni później dowiedziałam się, że zarodek się zagnieździł. A potem kolejne USG pokazywały, że ciągle tam jest.

Zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, że tym razem się udało, że będę mamą. A że samotną? To trudno. Dam sobie radę. Mam dobrą pracę, rodziców, przyjaciół.

Wiem, że Jarek się dowie. Nasza córka urodzi się siedem miesięcy po rozwodzie. Według prawa Jarek zostanie wpisany jako jej ojciec. Będę musiała mu powiedzieć prawdę. Ale tym będę się martwić za kilka miesięcy. Na razie szykuję się na przywitanie dziecka i staram się po prostu być szczęśliwa!

Czytaj także:
„Jestem samotną matką bez pracy, za to z długami. Sama sobie zgotowałam ten los. Mogłam nie wychodzić za alkoholika”
„On dawał mi kasę, a ja jemu kobiece ciepło i rozkosz. Ten układ przestał mnie cieszyć, więc wymieniłam go na lepszy model”
„W małżeństwie chciałem fajerwerków i wrażeń, a miałem szarą codzienność. Los ze mnie zadrwił i ukarał za plugawe myśli”

Redakcja poleca

REKLAMA