„Bartek traktował mnie jak panią na telefon i nie poświęcał mi czasu. Okazało się, że jest wdowcem i ma małą córeczkę”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Oszukał mnie. Nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym od początku znała prawdę. Może słusznie się obawiał. Może bym się wystraszyła. Ale przecież nie mógł ukrywać jej w nieskończoność!”.
/ 01.12.2021 06:45
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Moja znajomość z Bartkiem zaczęła się dosyć niefortunnie: od kłótni. I muszę przyznać, że do spięcia doszło wówczas głównie z mojej winy… Tamtego dnia postanowiłam wykorzystać półgodzinną przerwę obiadową w pracy na zakupy, zamiast na jedzenie i plotki z koleżankami z pokoju. Byłam zmęczona i po skończeniu roboty chciałam jechać od razu do domu. Niestety, miałam pecha i kiedy już załadowałam pełen koszyk, zorientowałam się, że do każdej z kas ciągnie się długa kolejka. Nie mogłam tyle czekać, bo spóźniłabym się do biura. Już miałam zrezygnować z zakupów, kiedy dostrzegłam, że mężczyzna stojący blisko kasy zostawił swój wózek i opuścił kolejkę, pewnie o czymś zapomniał.

Wepchnęłam się przed niego, mówiąc do klientów stojących za mną:

– Mój mąż zajął kolejkę, to jego wózek.

Nikt nic nie powiedział, więc myślałam, że się uda, ale zanim dotarłam przed kasjerkę, mężczyzna od wózka wrócił. Cholera! Oby tylko nie zauważył, że…

– Pani tutaj nie stała! – rozbrzmiał gniewny głos.

No cóż, skoro już wpadłam…

– Oczywiście, że stałam – odparłam, bezczelnie idąc w zaparte. – To, że pan mnie nie widział, nie znaczy, że nie stałam!

– Nie mam czasu na takie głupoty! – mój rozmówca aż poczerwieniał ze złości.

Postanowiłam ustąpić, zwłaszcza że do kłótni zaczęli się wtrącać inni ludzie.

– A mówiła, że to wózek męża! – oburzyła się chuda staruszka.

– Mówiła! Też słyszałam – poparła ją tleniona blondynka w średnim wieku.

– Każdy jeden czeka, a ta się wpycha na chama! – dorzucił robotnik w zakurzonym kombinezonie.

Znów się spotkaliśmy, ale nie wydawał się zły

Wyglądało na to, że kolejka ma ochotę mnie zlinczować. Więc uciekłam. Postawiłam koszyk z zakupami na podłodze i pospiesznie przepchnęłam się obok kasy do wyjścia. Byłam tak zawstydzona i upokorzona, że aż chciało mi się płakać.

Incydent w sklepie popsuł mi humor do tego stopnia, że po pracy nie poszłam już na zakupy, tylko pojechałam prosto do domu. Byłam bez obiadu i nie miałam w lodówce nic na kolację, ale nie chciało mi się już nigdzie ruszać, więc zamówiłam dużą pizzę z podwójnym serem – na pocieszenie. 

Nazajutrz wróciłam do tego samego sklepu, tym razem już po pracy. Chodziłam między półkami i leniwie wybierałam towary. Zatrzymałam się przy dziale z alkoholami. Zastanawiałam się, czy kupić kilka dobrych win i zaprosić do siebie przyjaciółkę na sobotnią domówkę, czy może lepiej poimprezować razem na mieście. Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos:

– O, to pani! Kolejkowa oszustka we własnej osobie.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam kpiący uśmiech przyklejony do męskiej twarzy. Cholera, to on! Gość, przed którego próbowałam się wepchnąć! Wczoraj jakoś mi umknęło, że jest taki przystojny, pomyślałam, i zaraz samą siebie skarciłam. No i co, że przystojniak? Zachował się jak ostatni burak! Żeby robić aferę o taki drobiazg…

– Słucham? O co panu chodzi? My się znamy? – udawałam, że mnie z kimś pomylił, czym go rozbawiłam.

Roześmiał się i spytał:

– Zawsze pani tak kłamie czy tylko w kolejce do kasy?

– Proszę dać mi spokój, bo zawołam ochroniarzy i powiem, że mnie pan napastuje! – rzuciłam mu groźne spojrzenie, ale to jeszcze bardziej go rozśmieszyło.

Cholerka, musiałam przyznać, że facet nie tylko jest przystojny, ale także ma zaraźliwy uśmiech. Ledwo się powstrzymałam, żeby go nie odwzajemnić. Twardo udawałam obrażoną i złą. Wcale go to nie zniechęciło.

– A może da się pani zaprosić na kawę? Na zgodę? – zaproponował, dając tym samym do zrozumienia, że mu się podobam.

Milczałam, rozważając propozycję. Co tu kryć, też mi się podobał.

– Wczoraj przesadziłem, bo bardzo się spieszyłem do domu. Przepraszam.

Patrzył na mnie wyczekująco i wyglądał jak szczeniak dopraszający się zabawy: pociesznie i słodko. Serce mi zmiękło… Bartek usilnie starał się zatrzeć pierwsze złe wrażenie i przez całe spotkanie był po prostu czarujący. Przekomarzaliśmy się, mając jednocześnie świadomość wyraźnego napięcia erotycznego między nami.

Iskrzyło jak podczas burzy. Gdyby wtedy zaproponował mi seks, pewnie też bym się zgodziła, ale się powstrzymał.

Umówiliśmy się na kolejną randkę. I kolejną…

Z każdym następnym spotkaniem podobał mi się bardziej. Pocałował mnie dopiero na piątej randce, ale warto było czekać. Jednak nie posunął się dalej. Zapytałam go więc wprost, czemu jest taki nieśmiały w „tych sprawach”.

– Nie chcę się spieszyć, żeby nie zepsuć tego, co jest między nami – odparł. – Chyba się w tobie zakochałem.

Gdy to powiedział, zrozumiałam, że ja też czuję do niego coś więcej niż pociąg fizyczny. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden problem: miał dla mnie mało czasu. Spędzaliśmy ze sobą po kilka godzin w tygodniu. Nawet kiedy już zaczęliśmy ze sobą sypiać, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Bartek nigdy nie zostawał u mnie na noc i nigdy nie zaprosił mnie do siebie. Na początku niespecjalnie się nad tym zastanawiałam, ale potem nie mogłam udawać, że mi to nie przeszkadza. Niby deklarował, że mnie kocha, a tymczasem zajmowałam w jego życiu tak mało miejsca, jakbym była panienką na telefon. Co gorsza, niewiele mi o sobie mówił.

Zebrałam te fakty do kupy i doszłam do okropnego wniosku: mój Bartek jest żonaty! To by tłumaczyło jego tajemniczość i to, że dostawałam tylko okruchy jego czasu. Nie miał co prawda śladu po obrączce na palcu, ale nie byłam aż tak naiwna, żeby brać to za dobrą wróżbę. Podejrzenie, że jestem „tą drugą”, wywołało we mnie obrzydzenie i całkiem zaćmiło moje szczęście. Nie mogłam żyć w niepewności, musiałam poznać prawdę. Nie zamierzałam z tym zwlekać. Pewne sprawy lepiej skończyć ostrym cięciem, wtedy mniej boli.

Na kolejnym spotkaniu z Bartkiem zapytałam go otwarcie, bez owijana w bawełnę:

– Czy ty kogoś masz? Żonę, narzeczoną? Przyznaj się, przecież widzę, że masz drugie życie, które przede mną ukrywasz.

– Jak możesz?! Za kogo ty mnie masz?! – wydawał się szczerze oburzony.

Z drugiej strony, jeżeli faktycznie zdradzał ze mną inną kobietę, to umiał dobrze kłamać…

– Więc kim dla ciebie jestem? Dziewczyną na godziny? Tanią, bo za darmo? A ja głupia myślałam, że to miłość… – głos mi zadrżał.

– Aniu, nie mów tak! Ja cię kocham! Nawet nie wiesz, jak bardzo – wyglądał jak porzucony psiak, moknący na deszczu, ale tym razem nie dałam się zmiękczyć.

– Gdybyś mnie kochał, zostawałbyś na noc! I zapraszałbyś mnie do siebie. Spędzalibyśmy razem weekendy. Gdybyś mnie kochał, nie miałbyś przede mną tajemnic. Albo mówisz prawdę, albo z nami koniec!

Byłam kategoryczna. Żadnych wykrętów. Przyparłam go do muru i widziałam, że się zdenerwował: zbladł, zaczął nerwowo oblizywać wargi. Chwilę milczał, nerwowo przełykając ślinę. Nie popędzałam go, czekałam.

W końcu zebrał się na odwagę

– Jestem wdowcem i mam czteroletnią córkę. Mam dla ciebie mało czasu, bo kiedy jesteśmy razem, Jadzia zostaje z opiekunką. Chciałem ci to powiedzieć, tylko nie wiedziałem jak. Bałem się, że jak się dowiesz, nie będziesz chciała się ze mną spotykać. Przepraszam, wiem, że to było nieuczciwe. Ale tak bardzo się bałem, że nie zechcesz się wiązać z samotnym ojcem… – głos mu się załamał, ukrył twarz w dłoniach.

Miałam ochotę podejść i go objąć, ale równocześnie czułam ogromny opór, by to zrobić. Było mi go żal, chciałam go pocieszyć, i nie mogłam, bo byłam zła i rozczarowana, że nie powiedział mi o tak ważnej rzeczy. Oszukał mnie. Nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym od początku znała prawdę. Może słusznie się obawiał. Może bym się wystraszyła. Ale przecież nie mógł ukrywać córki w nieskończoność!

Więc co zrobił? Najpierw z premedytacją mnie w sobie rozkochał. To nie w porządku! Rozpłakałam się. Łzy leciały ciurkiem, jak woda z kranu. Bartek chciał mnie objąć, ale się odsunęłam. Byłam skołowana, nieszczęśliwa i zraniona.

– Właśnie dlatego ci nie powiedziałem – westchnął. – Żadna z moich poprzednich dziewczyn nie potrafiła zaakceptować tego, że mam dziecko.

– Nie obchodzą mnie twoje byłe! Mówimy o nas. Miałeś mnóstwo czasu, by mi o tym powiedzieć. Jak mam ci zaufać, skoro przemilczasz tak istotne sprawy? Może masz taki nawyk? Może tak załatwiasz sprawy? Stawiasz ludzi przed faktem dokonanym. Nie ostrzegasz, nie konsultujesz…

– To nie tak!

– A jak?

Przez chwilę siedzieliśmy w grobowym milczeniu.

– Mam sobie pójść? – zapytał cicho.

– Tak.

– Dobrze, pójdę. Ale proszę, nie skreślaj mnie, daj mi szansę. Będę czekał…

Jestem za młoda na zakładanie rodziny!

Przez pierwszych kilka dni wciąż czułam się oszukana, zdradzona, wmanewrowana w układ, na jaki się nie pisałam. Ale z upływem czasu coraz bardziej tęskniłam i zrozumiałam, że kocham Bartka. Po prostu go kocham. Nie zrezygnuję z niego, bo ma dziecko. Wkurzało mnie, że milczał, że posądzał mnie o małostkowość i tchórzostwo i że mógł mieć rację w swoich obawach. Jego premedytacja też mnie wkurzała, ale to nie zmieniało faktu, że jego plan się powiódł. Rozkochał mnie w sobie… A zakochani ludzie nie myślą głową. Pewnie, że się bałam takiej odpowiedzialności, ale córka to nie feler ani grzech. Raczej nietypowy bonus.

Zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że mu wybaczam. Pół godziny później zjawił się u mnie bez zapowiedzi i przypieczętowaliśmy zgodę długim, namiętnym pocałunkiem…  Choć to jeszcze nie oznaczało happy endu.

Pozostało najważniejsze: poznanie i przekonanie do siebie córki Bartka. Mimo moich najlepszych chęci nie było gwarancji, że mała mnie zaakceptuje. Może mnie polubi, a może będzie zazdrosna? Może wyczuje, że się boję, że nie jestem do końca pewna, czy chcę już teraz zakładać rodzinę? Nie mówiłam tego Bartkowi, bo sytuacja była dla niego wystarczająco trudna, ale… Boże, dopiero co skończyłam dwadzieścia cztery lata! Na razie nie miałam w planach posiadania dzieci, o zostaniu macochą nie wspominając. Jednak miłości też nie planowałam, a się zdarzyła i mnie porwała. Więc chciałam przynajmniej spróbować.

Czekałam na nasze pierwsze spotkanie z niecierpliwością i obawą…  I w końcu nadszedł ten dzień. Spotkaliśmy się na mieście i poszliśmy na lody. Jadzia była onieśmielona i chowała się za tatą. Niestety, mnie również zjadła trema i zachowywałam nienaturalnie.

– Jaką masz śliczną sukienkę! Tylko uważaj, nie poplam jej. Choć oczywiście nic się stanie, jak się pobrudzisz. Jak byłam mała, ciągle się czymś brudziłam, teraz też mi się zdarza – paplałam nerwowo, podczas gdy Jadzia milczała jak grób. Nawet się nie uśmiechnęła, co by mi pomogło. – A jaki jest twój ulubiony smak lodów? Bo ja nie mogę się zdecydować. Lubię śmietankowe, czekoladowe i pistacjowe. Sama nie wiem, który wybrać, chyba wezmę trzy gałki…

Bartek położył mi rękę na ramieniu, nachylił się i szepnął:

– Daj jej czas i przestań tyle gadać. Ona się ciebie wstydzi.

Zamknęłam się więc i pozwoliłam, żeby to Bartek wypełniał ciszę. Zagadywał na zmianę to do niej, to do mnie, i zrobiło się mniej niezręcznie. Z lodziarni poszliśmy jeszcze na plac zabaw, a później się pożegnaliśmy.

Kiedy zniknęli mi z oczu, poczułam… ulgę

A zaraz potem ogarnął mnie smutek. To się nie uda, pomyślałam. Ale niech się samo wypali… Nie potrafiłabym zakończyć związku z Bartkiem tuż po spotkaniu z jego córką. To złamałoby mu serce. Do tego nietypowego tanga potrzeba było jednak trojga, a ja nie dawałam nam wielkich szans na zgodne, zgrabne kroki.

Nazajutrz wieczorem Bartek przyjechał do mnie i spędziliśmy cudne chwile tylko we dwoje. Słodko-gorzkie dla mnie, bo już zaczynałam je liczyć, tak jak się odlicza czas do końca wakacji… Parę dni później znów spotkaliśmy się we trójkę. Tym razem byłam na luzie. No bo skoro mała mnie nie polubiła, uznała za zagrożenie, nie ma sensu starać się wkupić w jej łaski. Mogę być sobą. I to podziałało! Gdy przestałam się narzucać i nadmiernie interesować, Jadzia sama zaczęła się do mnie odzywać. Wtedy uczyniłyśmy pierwszy wspólny krok.

Nie twierdzę, że w tamtym momencie dokonał się przełom i odtąd było różowo. Nie było łatwo ani idealnie, oj nie! Nawiązanie nici sympatii to był dopiero początek naszej drogi do stworzenia bliskiej relacji. Stawianie kolejnych kroków wymagało ode mnie dużo dobrej woli, cierpliwości i wyrozumiałości. Bo trudno mówić o partnerstwie z czterolatką. Za to Bartek pomagał, jak mógł, wspierał mnie swoim ciepłem i spokojem. I tak powoli, stopniowo przestałyśmy być dla siebie z Jadzią obcymi osobami, a stałyśmy się rodziną. Dlatego musiałam powiedzieć „tak”, kiedy wczoraj Bartek zapytał mnie, czy za niego wyjdę. 

Czytaj także:
„Mój mąż jest wierny i dobry, ale zapomniał że jestem kobietą. Wszystko się zmieniło, gdy wyjechałam do sanatorium”
„Dwoiłam się i troiłam. W domu chodziłam w szpilkach, by mąż był zadowolony, bo przecież byłam jego utrzymanką”
„Eksmąż Dagmary wciskał ich córce głupoty, żeby mała mnie znienawidziła. Prał jej głowę, bo chciał zniszczyć nasz związek”

Redakcja poleca

REKLAMA