„Karetka zabrała moją żonę, a ja zostałem z kilkudniowym noworodkiem. Musiałem się nim zająć zupełnie sam”

Ojciec z noworodkiem fot. Adobe Stock, anoushkatoronto
„Bardzo chciałem mieć dziecko, staraliśmy się o nie z Agatą kilka lat. Ale bałem się, czy poradzę sobie w roli taty. Wiedziałem, że mój ojciec się nie sprawdził. A ja byłem do niego bardzo podobny. Odziedziczyłem po nim wiele negatywnych cech charakteru. Nie potrafiłem trzymać emocji na wodzy"
/ 30.08.2021 14:47
Ojciec z noworodkiem fot. Adobe Stock, anoushkatoronto

Bałem się, że nie dam sobie rady. Że rola ojca mnie przerośnie. Musiałem jednak wziąć się w garść, bo... nie było innego wyjścia. Mój syn mnie potrzebował!

Kiedy Agata powiedziała, że będziemy mieli dziecko, najpierw chwyciłem ją mocno i uniosłem do góry. Potem przestraszyłem się, że tym moim wybuchem radości mogę zagrozić ciąży i postawiłem ją z powrotem na ziemi. Później wykonałem „szamański” taniec radości, a moja żona ledwo mogła mnie uspokoić.

A gdy już poszła umyć się przed snem i zostałem na chwilę sam... śmiertelnie się przeraziłem.

Bardzo chciałem mieć dziecko, staraliśmy się o nie z Agatą kilka lat. Dużo rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić, gdy już nasz potomek pojawi się na świecie. Jakie zabawy dla niego wymyślimy, ile czasu będziemy z nim spędzać. To jednak „działo się” w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ale teraz to wszystko miało stać się nagle, właściwie zaraz.

Bałem się, czy poradzę sobie w roli taty. Wiedziałem, że mój ojciec się nie sprawdził. A ja byłem do niego bardzo podobny. Odziedziczyłem po nim wiele cech charakteru, zwłaszcza tych mniej pozytywnych, jak brak cierpliwości, wybuchowy charakter i jeszcze parę innych.

Dlatego też z każdym dniem, który przybliżał mnie do narodzin mojego syna, byłem coraz bardziej przerażony. Kiedy Agata pokazała któregoś dnia swoje ciążowe „fochy”, zamiast zagryźć zęby, wybuchnąłem i nakrzyczałem na nią. Było mi potem strasznie wstyd i przepraszałem ją, ale i tak długo była na mnie obrażona.

Myślałem, że ta kłótnia da mi nauczkę i będę się bardziej pilnował. Ale nic z tego, wciąż popełniałem te same błędy i coraz mocniej byłem przekonany, że nie dorosłem do roli ojca. A co gorsze, że nigdy się to nie stanie.

Pamiętałem, jak mój ojciec przez całe życie wymigiwał się od rodzicielskich obowiązków. A gdy już nie miał wyjścia i musiał zająć się mną i siostrą, kompletnie sobie nie radził. Kiedyś mama poszła na tydzień do szpitala. Po trzech dniach dom wyglądał jak stajnia Augiasza, ja i siostra chodziliśmy brudni i głodni, a ojciec tylko na nas wrzeszczał, że się go nie słuchamy. Zawiózł nas w końcu do babci, mówiąc, że on nie ma zamiaru zajmować się tymi rozpuszczonymi przez matkę bachorami.

Ojciec najlepiej czuł się w roli dostarczyciela finansów

I uważał, że niczego więcej nie powinno się od niego wymagać. Nie chciałem taki być. Zawsze obiecywałem sobie, że ja będę świetnym tatą. Ale teraz najzwyczajniej w świecie przestraszyłem się tej roli.

Agata wyczuwała, że coś jest nie tak i zapytała mnie wprost, co się ze mną dzieje. Nie chciałem jej wcześniej denerwować i dlatego nie zwierzałem się ze swoich obaw. Skoro jednak sama zapytała, odpowiedziałem. Uśmiechnęła się tylko i zaczęła mnie pocieszać, że na pewno sobie świetnie poradzę. To jednak nie uspokoiło moich obaw.

Z każdym dniem przybliżającym mnie do porodu mój strach stawał się coraz bardziej paniczny. W końcu, na dwa tygodnie przed planowym terminem rozwiązania, nie wytrzymałem i poszedłem się zwyczajnie upić. Jednak alkohol nie przyniósł mi spodziewanego odprężenia, lecz jeszcze bardziej zdenerwował. Bo każdy kolejny wypity kieliszek uświadamiał mi jeszcze dobitniej, jak bardzo nie nadaję się do tego, by zajmować się dzieckiem.

Nie pamiętam, jak wróciłem do domu. Obudziłem się rano na kanapie z potwornym bólem głowy. Zajrzałem do sypialni, Agata już nie spała...

– Miałeś rację – powiedziała. – Nie nadajesz na ojca…

– Kochanie, przepraszam, to się już nie powtórzy…

– Na pewno się powtórzy! Taki jesteś, i to u was rodzinne! – skrzywiła się, jakby coś ją zabolało.

– Co ci jest, kochanie? – spytałem.

– A jak myślisz?!

– Boże, przecież to miało być dopiero za dwa tygodnie.

– Ale jest teraz! Zamów taksówkę!

Do szpitala przyjechaliśmy w ostatniej chwili

Przez całą drogę Agata mówiła tylko o tym, że zostawię ją z dzieckiem samą, że sobie z nim nie poradzi i w ogóle Lesio (tak mieliśmy mu dać na imię) będzie sierotą, bo ona umrze w trakcie porodu, a ja sobie z nim nie poradzę. Ja oczywiście zapewniałem ją, że tak nie będzie.

Na szczęście poród przebiegł bez komplikacji. Za to potem zaczął się sprawdzać czarny scenariusz Agaty. Ledwie wróciliśmy z Lesiem do domu, żona zaczęła się gorzej czuć. W końcu musiałem wezwać karetkę, która zabrała Agatę do szpitala. Żona chciała, żeby nasz syn jechał z nią, ale lekarz się sprzeciwił.

Argumentował, że nie wiadomo, co Agacie jest i lepiej żeby dziecko zostało w domu. Szczególnie, że ma ojca… Żona czuła się rzeczywiście fatalnie, bo więcej nie protestowała. Poleciła mi tylko, abym ściągnął jej matkę do pomocy. Tak też miałem zrobić, ale telefon teściowej nie odpowiadał. Nagrałem się na sekretarce. A na razie musiałem sobie radzić sam.

Teoretycznie byłem przygotowany. W szkole rodzenia trenowałem „na lalce” przewijanie. Przeszedłem też krótki kurs robienia mleka. Ale teoria i praktyka to dwie różne sprawy. Kiedy przewijałem lalkę nie bałem się, że mogę jej zrobić krzywdę. A gdy dotknąłem Leszka, byłem pewien, że zaraz mu coś połamię. Bałem się, że tych paręnaście mililitrów mleka, które wypił, to za mało i do następnego karmienia może umrzeć z głodu. Próbowałem w niego wmusić wcześniej porcję mleka, co wywoływało tylko jego płacz.

Koło dwunastej oczy mi się zaczynały kleić. Bałem się jednak zasnąć. Zawsze miałem twardy sen i mógłbym nie usłyszeć płaczu Leszka. W końcu jednak, koło drugiej, oparłem głowę na boku wózka i zamknąłem oczy. Spałem nie dłużej niż kwadrans.

Obudziłem się przerażony, że coś się stało. Wszystko było jednak w porządku, a ta krótka drzemka pozwoliła mi zregenerować siły i dotrwać do rana. Rano przybyła „odsiecz” w postaci teściowej, która w końcu odsłuchała sekretarkę. Ucieszyłem się z pomocy, bo mogłem się w końcu wyspać parę godzin. Ale gdy wstałem, powiedziałem, że sobie sam poradzę i niech lepiej jedzie do Agaty. A do mnie przyjedzie następnego dnia rano, gdy znów się będę musiał przespać.

Moja żona spędziła w szpitalu tydzień, a w tym czasie ja... świetnie sobie radziłem z naszym dzieckiem! Wykazywałem anielską cierpliwość dla jego płaczu i z radością witałem każdą kolejną kupkę. A gdy żona wróciła ze szpitala, to mi lepiej szła opieka nad Lesiem.

Myślałem, że Agatę to ucieszy. Tymczasem…

– Nie nadaję się na matkę – stwierdziła. – Jak tak patrzę, jak sobie z nim radzisz…

Rozpłakała się. Przytuliłem ją mocno.

– Zobaczysz, to nic trudnego. Parę dni i dojdziesz do wprawy.

– Naprawdę tak myślisz?

– Oczywiście. I mam przeczucie, że oboje będziemy świetnymi rodzicami.

Czytaj także:
„Mąż zmarł, a rodzina pochowała mnie razem z nim. Według nich moje życie już się skończyło, a ja mam dopiero 57 lat"
„Mąż uważa, że prostytutki należy izolować od społeczeństwa. Nie wie o mojej paskudnej tajemnicy”
„Prawie zginęłam. A potem... postanowiłam zmienić swoje życie. Zerwałam z narzeczonym, by w pełni zaznać miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA