„Bałem się, że przyszli teściowie wyrzucą mnie z domu, bo jestem rozwodnikiem. Okazało się, że też mają podobny sekret”

poważni teściowie fot. Adobe Stock, AnnaStills
„Mimo że rodzice Iwony wydawali się nam przychylni, bałem się wyjawić prawdę, pamiętając zachowanie moich rodziców. A jeżeli przekonają Iwonę do zerwania ze mną? Co jeśli ludzie zaczną szeptać, wytykać na nas palcami i spekulować na temat mojego rozwodu?”.
/ 01.05.2024 08:30
poważni teściowie fot. Adobe Stock, AnnaStills

Pierwsze małżeństwo mi nie wyszło, ale nie był to powód, żeby mnie skreślać. Bałem się, czy rodzice mojej dziewczyny mnie nie przepędzą na cztery wiatry, gdy dowiedzą się, że nie jestem kryształowy.

Nie miałem dobrych doświadczeń

– Stary, nie przejmuj się tym, o co w ogóle ci chodzi? Przyjdą na kilka godzin, zjedzą obiad, rozejrzą się po pokojach i pójdą sobie – Marcin wzruszył ramionami, a potem zamówił dwa kolejne piwa.

– Łatwo ci tak mówić... – odparłem. – Wiesz, jak bardzo mnie denerwują te całe towarzyskie gierki, pogaduchy, komplementy. Na samą myśl czuję się źle. A co jeśli się zdenerwuję i zacznę się jąkać jak uczniak przy tablicy. Co gorsza, matka Iwony jest nauczycielką, a ojciec dyrektorem czegoś tam. Możesz to sobie wyobrazić? Gorzej być nie mogło! – opróżniłem zawartość pierwszego kufla jednym haustem i sięgnąłem po kolejny.

– Nie dramatyzuj. To pierwsze spotkanie. Im też będzie niezręcznie.

– A jeśli nie będzie im niezręcznie? – westchnąłem ciężko. – Pamiętasz rodziców Uli? Im nigdy nie było niezręcznie. Wtrącali się, kiedykolwiek mieli na to ochotę! Pamiętam, jak teściowa upomniała mnie podczas pierwszej wizyty, że nie zdjąłem butów! A potem było już tylko gorzej.

– No im to nikt nie dorówna! – Marcin wybuchnął śmiechem. – Pamiętam twojego teścia na twoim weselu... Chciał cię wyrzucić przez okno! Traktował cię jak szmatę, tylko nadal nie wiem dlaczego...

– Proszę cię, nie chcę już o tym rozmawiać – przerwałem mu.

Nie taki diabeł straszny

Myślenie o moich dawnych teściach wywoływało u mnie skurcze żołądka. Być może nasze małżeństwo mogłoby przetrwać, gdyby nie oni. Ich natręctwo, kłótnie, nieustanne zaczepki i ingerowanie w nasze życie doprowadziłyby do szału nawet świętego, a ja nigdy nie byłem jednym z nich. Co gorsza, Ula zawsze ich broniła i trzymała ich stronę, obwiniając mnie tak samo, jak jej rodzice, aż w końcu postawiła moje walizki za drzwiami.

Starałem się ratować naszą relację, zaproponowałem nawet czasowe rozstanie, ale Ulka nie była gotowa dać mi drugiej szansy. Przy rozwodzie wykorzystała mnie – odebrała mi mieszkanie, które w połowie sfinansowali moi rodzice. Zostałem z niczym, tylko z dwoma torbami pełnymi ubrań i złamanym sercem. Myślałem, że już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie, aż do momentu, kiedy spotkałem Iwonę. Teraz miałem okazję poznać jej rodziców.

Przez ostatni tydzień miałem koszmary, wymyślałem różne strategie ucieczki i wymówki, ale ostatecznie zebrałem się w sobie. W końcu nie byłem już małym dzieckiem i musiałem stawić czoła rzeczywistości. Jednak, gdy usłyszałem dźwięk domofonu, poczułem, że nogi mam jak z waty. Ledwo trzymając się na nogach, podszedłem do drzwi i wprowadziłem przyszłych teściów do wnętrza domu.

– Witaj, ty chyba jesteś Arek – przywitała mnie radośnie matka Iwony. – Nazywam się Marianna, a to jest Wojtek, tata Iwony.

Mimo że to było nasze pierwsze spotkanie, przyszły teść przytulił mnie, jakbym był jego synem.

– Spokojnie, nie zamierzamy u was długo zostać. Po obiedzie wybieramy się na zwiedzanie miasta – powiedział z uśmiechem, mrugając do mnie okiem.

Wyszło na to, że nie taki straszny diabeł, jak go malują. Rodzice Iwony okazali się naprawdę wyluzowani! Wszystko im się podobało, od przygotowanego obiadu, przez miejsce, które wynajęliśmy, aż po mnie. Zaskoczyło ich, że cenię sobie ciszę, czerpię przyjemność z mojej pracy i jestem totalnie zakochany w siostrzeńcu. Problem w tym, że ani ja, ani Iwona nie wspomnieliśmy nawet jednym słowem o moim rozwodzie.

– To jeszcze nie czas na takie dyskusje – stwierdziłem, powstrzymując entuzjazm mojej dziewczyny.

Bałem się, że mnie skreślą

Moja przeszłość nie była dla niej przeszkodą, ale ja nie chciałem otwierać starych ran. Ustaliliśmy, że to ja wyjawię prawdę jej rodzicom, kiedy nadejdzie właściwy czas. Mój pierwszy ślub odbył się w kościele, co oznaczało, że Iwona nie mogła marzyć o ślubie w kościele. To mnie smuciło. Nie spotkałem dotąd dziewczyny, która bardziej zasługiwałaby na taką uroczystość. Była oddana, wierna i rozsądna.

– Nie martw się, mogę założyć białą suknię nawet do urzędu – uspokajała mnie Iwona.

Zdumiewała mnie swoją wielkodusznością. Ulka przez całe swoje życie pragnęła hucznej ceremonii zaślubin, z suknią przypominającą puszystą bezę, i od pierwszych chwil naszej relacji, przygotowywała się do ślubu. Miała nadzieję przebić wszystkie inne niedawno zaślubione dziewczyny w naszej okolicy. Dla Iwony estetyka nie była istotna, bo to, co naprawdę się liczyło to nasza miłość. I to jeszcze bardziej umacniało moje uczucia do niej, mimo że kwestia rozwodu ciągle mi doskwierała.

Rozstanie z moją byłą, było dla moich rodziców prawdziwym ciosem i powodem do wstydu. Kiedy zapoznałem ich z Iwonką, martwili się o jej reakcję na nieprzyjemną prawdę.

– Powiedz jej, jak bardzo starałeś się o Ulę – prosiła mnie mama. – I powiedz, że to nie twoja wina. Jeśli trzeba, przysięgnę. Boże, jakie nieszczęście spotkało naszą rodzinę! Jedna błędna decyzja i nie możesz nawet do komunii świętej przystąpić...

Doskonale znałem ten ton, więc mimo że rodzice Iwony wydawali się nam przychylni, bałem się wyjawić prawdę, pamiętając zachowanie moich rodziców. „A jeżeli przekonają Iwonę do zerwania ze mną? Co jeśli ludzie zaczną szeptać, wytykać na nas palcami i spekulować na temat mojego rozwodu? Pewnie ją zdradzał lub bił! A może obie te rzeczy naraz, powiedzą tak jak kiedyś jedna z moich ciotek” – tak rozmyślałem przed następnym spotkaniem z Marianną i Wojtkiem, którzy prosili, żeby zwracać się do nich po imieniu.

– W końcu nie jestem dla ciebie matką, a słowo „pani” kojarzy mi się z emerytką! – śmiała się Marianna.

Byli ciepłymi ludźmi

Nie miałem więc absolutnie żadnych przesłanek, aby obawiać się tych przyjaznych osób, jednak pomimo to, w drodze cały czas się bałem. Tym razem to my mieliśmy zaszczyt złożyć im wizytę. Gdy tylko zobaczyłem dom rodziców Iwonki, zaparło mi dech w piersiach. To był dwukondygnacyjny, imponujący budynek z balkonami oraz tarasem, który prowadził do cudownego, kwitnącego, doskonale utrzymanego ogrodu.

– Zjawiskowy – wypowiedziałem z uznaniem.

– Nie lubię prac w ogródku, ale Wojtek ma frajdę z pielęgnowania roślin – odparła na mój komplement Marianna. – Moją domeną są książki i gotowanie. Później pokażę ci, jak wiele ciekawych rzeczy udało mi się zgromadzić.

– Zamęczysz go – wtrącił się Wojtek. – Ale jeśli dalej będziesz chciał, to ja również mogę ci pokazać moje królestwo.

– Ogród? – zapytałem, będąc nieco zdezorientowany, nie wiedząc, co ma na myśli, mówiąc o tych „królestwach”.

– Nie! O piętro chodzi!

Byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że oboje są właścicielami parteru, ale reszta domu została podzielona. Wojtek otrzymał pierwsze piętro, a Marianna drugie.

– W ubiegłym roku zrobiłem dla niej nawet balkon, aby nie czuła się gorsza – powiedział Wojtek z dumą, wypinając klatkę piersiową.

– Nie rozumiem – powiedziałem. – Czyli podzieliliście dom? Ale dlaczego?

– Ponieważ byliśmy, a właściwie jesteśmy po rozwodzie! – śmiali się oboje. – Czy Iwonka ci nie powiedziała? Pewnie chciała, abyśmy sami ci opowiedzieli naszą historię…

Dorośli ludzie się tego wstydzili

Marianna rzuciła okiem na Wojtka, który natychmiast podał szampana, a następnie ruszył po coś mocniejszego i podsunął mi zrobioną własnoręcznie nalewkę z gruszek. Odebrało mi mowę i w ciszy wypiłem łyk nalewki, aż zaparło mi dech.

– Smaczne, co nie? – uśmiechnął się Wojtek. – Dla pań mam łagodną orzechówkę, ale my potrzebujemy czegoś mocniejszego...

– Ja... – zacząłem zaskoczony.

– Rozumiem, że pochodzisz z konserwatywnego domu, w którym małżeństwo jest na zawsze, a ślub to sakrament, ale czasami rozwód to jedyna opcja – przerwał mi. – Kiedy byliśmy małżeństwem, nieustannie dochodziło do konfliktów. Każda drobnostka mogła wywołać kłótnię. Marianna ma zwyczaj czytania do późna, ja natomiast jestem skowronkiem i zasypiam przed telewizorem. Ja cenię sobie głośną muzykę, ona zaś preferuje ciszę. Nie potrafiliśmy dojść do porozumienia nawet odnośnie do kolorów sypialni. Jedyne, co nam wyszło, to nasza córka Iwonka.

Wojtek kontynuował, a mnie oczy ze zdziwienia robiły się coraz większe.

– Zgodziliśmy się, że nie powinna być świadkiem naszych sporów, ale nie dało się tego całkowicie uniknąć. Gdy pewnego dnia, z łzami w oczach, poprosiła nas, żebyśmy przestali krzyczeć na siebie, zrozumieliśmy, że musimy coś zmienić.

– Choć decyzja była trudna, rozwiedliśmy się, podzieliliśmy majątek i opiekę nad córką – kontynuowała Marianna. – I nagle okazało się, że jesteśmy idealnymi przyjaciółmi, tylko każdy z nas potrzebuje swojego miejsca.

Wojtek rzucił na swoją małżonkę czułe spojrzenie.

– Mimo że rozwiedliśmy się pięć lat temu, a potem ponownie wzięliśmy ślub, to nasze nawyki nie uległy zmianie. Ja nadal rezyduję na piętrze, a moja ukochana mieszka wyżej ode mnie, od czasu do czasu odwiedzamy się nawzajem – powiedział, mrugając uśmiechniętą i zarumienioną Mariannę. – A co chciałeś nam przekazać, Arku? – zapytał.

Pod wpływem alkoholu i opowieści przyszłych teściów, otworzyłem się na temat swojego rozwodu. To był pierwszy raz od wielu lat, kiedy poczułem, że nie postąpiłem źle. Rozstanie pomogło Mariannie i Wojtkowi na nowo się odnaleźć i docenić siebie nawzajem, a moje pozwoliło mi spotkać Iwonkę i... odnaleźć szczęście.

Arek, 29 lat

Czytaj także:
„Z Agatą było mi wygodnie, bo robiła dla mnie wszystko. Tylko pokazałem coś palcem, a ona już leciała”
„Mam zaledwie 30 lat, a wiodę życie staruszki. Pragnę odmiany i szaleństwa, a nie wrastania w kanapę jak mój mąż”
„Rodzina traktowała mnie jak pokojówkę i kucharkę. Byłam o krok od tego, by rzucić wszystko i już nigdy nie wracać”

Redakcja poleca

REKLAMA