Tego dnia chciałem tylko jednego: połowić w spokoju ryby. Ktoś by powiedział, że to mało ekscytujący plan na świętowanie sześćdziesiątych urodzin, ale mnie pasował. Dawno nie byłem nad jeziorem i chciałem skorzystać z wciąż jeszcze pięknej pogody.
Nim jednak skończyłem wczesne śniadanie, z sypialni wyszła Iza i na moment zagapiłem się na nią, wciąż nie wierząc, że jest moja. Była ode mnie prawie dwadzieścia lat młodsza i gdyby nie ona, pewnie uznałbym moje życie za zmarnowane. Była moją drugą żoną.
O pierwszej nie chciałem pamiętać
– Jesteś taka piękna – powiedziałem z całkowitą szczerością, kiedy Iza usiadła naprzeciwko mnie z filiżanką kawy.
Zrobiła gest, jakby się broniła przed komplementem, a potem powiedziała, że będzie czekała na mnie z prezentem wieczorem.
– Ty jesteś moim prezentem, tyle że dostałem go cztery lata przed sześćdziesiątką – cmoknąłem ją w czoło. Zwykle ze mną żartowała, ale tego dnia była zamyślona.
To jej zamyślenie nie dawało mi spokoju, kiedy jechałem nad jezioro. Czyżby dumała nad tym, że zrobiła błąd, wychodząc za starszego faceta? Na litość boską, mogłaby być moją córką! Czy to ją martwiło?
Myśl, że zaraz zacznę kiwać się nad grobem, a ona wciąż jest atrakcyjną czterdziestolatką?
Nie rozwikłałem jednak tej zagadki, bo nad brzegiem czekali już na mnie Jędrzej, Koza i Mirek, moi najlepsi kumple.
Tacy od ryb, piwa i rubasznych żartów
– Patrzcie, jakiś dziadek idzie! – krzyknął Koza na mój widok. – A nie, to nasz Rysiek!
– Stary, uważaj jak stawiasz nogi! – wtórował mu Mirek. – Potkniesz się, coś złamiesz, a z osteoporozą nie ma żartów.
– Zamknijcie się, z łaski swojej – odparowałem. – Sześćdziesiątka to nowa czterdziestka, nikt wam nie mówił?
Wszyscy trzej są ode mnie sporo młodsi, więc tylko prychnęli radosnym rechotem. A potem zaczęli się przekrzykiwać, co mnie czeka „w jesieni życia”.
– Mój ojciec po sześćdziesiątce zaczął uprawiać pomidory – poinformował wszystkich Mirek. – I ogórki. Potem robił pikle i rozdawał je nam jako świąteczne prezenty.
– A mój zapisał się na wodny aerobik – pokiwał głową Koza. – Ponoć świetnie odciąża stawy i brzuch tak nie ciąży.
Nie byłem na nich zły. Dla mnie ten jubileusz też był przełomowy. Miałem wrażenie, że teraz już będzie „z górki” – wizyty u lekarzy, picie ziółek i spokojne hobby.
Na szczęście na rybach siedzi się cicho i przyjaciele w końcu przestali mi dogryzać. Mogłem zająć się rozkminianiem, co o mnie może myśleć Iza. Czy moja sześćdziesiątka przerażała ją tak samo jak mnie? Czy jej przyjaciółki drwiły z jej starego capa tak jak moi kumple ze mnie? Czy nie żałowała, że wyszła za mnie kiedy jeszcze była przed czterdziestką i całe życie przed nią?
Iza była przeciwieństwem żony
Nazwałbym ją oazą spokoju, ale czasami w tej oazie szalały jakieś burze i tornada, więc to kiepskie porównanie. Generalnie Iza była optymistką, patrzyła na świat z miłością i fascynacją, tylko czasami coś sobie wmawiała i wpadała w niezrozumiałą dla mnie panikę.
Potrafiła płakać przez pół dnia, bo wydawało jej się, że mój syn jej nienawidzi. Raz ze stresu dostała biegunki, kiedy miała przyjechać do nas jej matka, bo była przekonana, że teściowa mnie nie zaakceptuje. Potem się okazało, że mój syn po prostu czuł się niepewnie w jej towarzystwie, a moja teściowa momentalnie znalazła ze mną wspólny język i zostałem ulubionym z jej trzech zięciów. Co mogło ją martwić dzisiaj?
Na szczęście ryby brały jak szalone, więc mogłem się skupić na czymś pozytywnym.
– Koza, pomóż starszemu panu, widzisz, że mu ciężko – śmiał się Mirek, kiedy zaciął mi się kołowrotek i wyglądało to tak, jakbym nie mógł utrzymać ryby.
Popis dał też Jędrek, który po przejściu do samochodu wyjął z bagażnika rzeźbiony kij zakończony srebrną gałką i wręczył mi go teatralnym gestem.
– Każdy staruszek potrzebuje laski – oznajmił. – Ty jedną masz w domu, ale ta może ci się bardziej przydać.
Wiem, że nie chcieli źle
Od dekad się przekomarzamy i dogryzamy sobie. Ale tego dnia, jeszcze w kontekście nastroju Izy, nie było mi do śmiechu i miałem ochotę wrzasnąć, żeby dali mi spokój. Nie zrobiłem tego, ale do domu wróciłem w kiepskim humorze. Miałem wrażenie, jakbym właśnie pożegnał się z życiem i teraz czekało mnie już tylko czekanie na protezę biodra.
Iza była ładnie ubrana, stół wyglądał wspaniale, ale czułem, że coś jest nie tak. Nagle za gardło złapała mnie panika. Czyżby naprawdę wszystko się skończyło? Nawet moje drugie małżeństwo, które uważałem za spełnienie marzeń? Czyżby ona…
– To nie jedyna niespodzianka – odezwała się, kiedy otworzyłem prezent, zegarek.
Odstawiłem kieliszek z winem i wziąłem ją za rękę. Drugą dłoń zacisnąłem w pięść. Oczekiwałem na złe wieści, bo Iza wyglądała jak zawsze, kiedy coś ją martwi.
– Rysiek, ja wiem, że miało być inaczej. Mieliśmy jeździć na wakacje co roku do innego kraju, zobaczyć wyścig Formuły 1 i zamontować jacuzzi na tarasie, ale…
Wstałem i bezwiednie uklęknąłem koło niej. Byłem gotów na słowa zerwania i chciałem ją błagać, żeby tego nie robiła.
Ale zamiast tego moja żona szepnęła:
– Tydzień temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży… Wiem, że nie chciałeś mieć więcej dzieci, bo Janek jest dorosły i masz to za sobą, ale ja sobie dam radę. Nie będziesz musiał wstawać w nocy ani…
– Iza! – zerwałem się klęczek. – Jesteś w ciąży?!
Skinęła głową z paniką w oczach.
Iza się bała mojej reakcji
To ją tak martwiło! Faktycznie, kilka razy mruknąłem, jak to dobrze, że mam już dorosłego syna. Jasne, planowaliśmy wyprawy wakacyjne i jacuzzi niczym fińską saunę, ale na litość boską, nie byłem zły!
– Iza! To najlepsze, co mi się mogło zdarzyć! – porwałem ją w ramiona. – Jeszcze parę godzin temu myślałem, że moje życie się kończy, że będę się już tylko starzeć. A teraz ty mi mówisz, że będę tatą! To cudownie! Będziemy mieli dziecko!
Najpierw mi nie dowierzała, ale w końcu zrozumiała, że mówiłem poważnie.
Dziecko po sześćdziesiątce to nie jest codzienna sprawa, ale skoro natura na to pozwala, to znaczy, że nie ma w tym nic dziwnego. Wiem, że dla córki lub syna będę lepszym ojcem niż dla Janka, bo będę miał szansę wykorzystać całe swoje doświadczenie, wiedzę i… czas, którego nie miałem, kiedy mój pierworodny przyszedł na świat.
Chodzimy z Izą do szkoły rodzenia i szturchamy się, kiedy prowadząca mówi o „młodych tatusiach”. Zabrałem też kumpli na opijanie dobrej wieści. Przynieśli zabawki dla dziecka, jakiś kocyk i pajacyka z napisem: „Będę wędkarzem jak mój tata”.
– Dzięki, chłopaki – podniosłem kufel. – To mi się podoba dużo bardziej niż ostatnia impreza. A, Jędrzej, dzięki za twój ostatni prezent.
Odłożyłem go, bo za parę lat bardzo mi się przyda.
Miałem na myśli tę jego rzeźbioną laskę, niby na moją starość. I wyjaśniłem, że owszem, zamierzam używać owego kija, ale nie do podpierania się, tylko do uczenia mojego dziecka jazdy na rowerze. Bo takie teraz mam plany na kolejne lata życia!
Czytaj także:
„Zakochałem się w góralce, ale rodzice nas rozdzielili. Gdy po latach wróciłem z żoną i synem, gorące wspomnienia odżyły”
„Nasza idealna rodzina jak z obrazka rozsypała się, kiedy odkryłam brudny sekret taty i wujka. Nie mogłam tego tak zostawić”
„Przyznaję, olewałem wieczne narzekanie żony. Musiała zdarzyć się tragedia, żebym zrozumiał, że ożeniłem się z aniołem”