Przez całe dzieciństwo, aż do liceum, byłam mocno przy kości. „Jesteś moim pączuszkiem” – mówiła mama, doprowadzając mnie do rozpaczy. Dlatego zaczęłam się odchudzać. Nieudolnie i niezdrowo, rezygnując z części posiłków, jedząc mniej. Po kilku tygodniach jednak czułam się wyraźnie lżej. Było mnie mniej i było to dziwne uczucie, a przy tym niezwykle przyjemne.
– Źle wyglądasz, skarbie – zauważyła któregoś ranka mama. – Jesteś blada i schudłaś. Powinnaś pójść do lekarza.
– Nic mi nie jest. Czuję się dobrze – upierałam się.
– No nie wiem. Zmizerniałaś.
– I co z tego? W końcu zaczynam wyglądać dobrze! – krzyknęłam i uciekłam do swojego pokoju.
W nocy budziło mnie kołatanie serca, zawroty głowy stały się codziennością. Najgorsze, że waga przestała spadać. Szybko jednak znalazłam na to sposób. Brałam ogromne ilości tabletek przeczyszczających i litrami piłam ziołowe herbaty na trawienie. Takie mieszanki były silnym uderzeniem w kilogramy…
Bałam się, że mnie zostawi
Wiele się zmieniło, kiedy wyjechałam na studia. Nowi ludzie, nowe otoczenie i wymagania. Wpadłam po uszy w ten kierat i gdzieś po drodze zakochałam się z wzajemnością. Długo nie dawałam Markowi szansy, nie wierząc, że taki mężczyzna może mnie zauważyć. Patrzyłam na koleżanki z roku i czułam w nich konkurencję: wszystkie wydawały mi się szczuplejsze, ładniejsze. Marek zasługiwał na kogoś takiego, nie na mnie! A jednak był właśnie ze mną.
Nikt nie wiedział, jak wyglądałam wcześniej. Uznałam, że tak będzie lepiej. Przy Marku moja samoocena mi podskoczyła, wreszcie przestałam myśleć obsesyjnie o jedzeniu. Wspólne posiłki i gotowanie sprawiały mi mnóstwo frajdy. Rozkwitłam. Zapisaliśmy się nawet razem na siłownię, bo mimo wszystko widmo powrotu kilogramów wciąż nade mną wisiało.
Czułam się dobrze w swoim ciele, aż do momentu gdy Marek powiedział coś, co przypomniało mi o dawnych kompleksach.
– Lubię ten twój mięciutki brzuszek – szepnął, kiedy leżeliśmy nadzy, przytuleni.
Nie wiem, co mi się stało, ale jakby diabeł we mnie wstąpił.
– Chcesz powiedzieć, że jest gruby? – odburknęłam.
– Ania, no co ty! Po prostu lubię twoje krągłości – dotknął mojej pupy. – Kochanego ciała…
– Pięknie, jednak jestem dla ciebie gruba! – krzyknęłam, ledwo hamując łzy; nie dałam mu już dojść do słowa.
Przez kolejne tygodnie katowałam się minimalnymi porcjami i ćwiczeniami na siłowni, gdzie dawałam z siebie wszystko. Marek prosił, żebym przystopowała, bo przesadzam, ale byłam nieugięta. Waga topniała, ale nasze uczucie też… Stałam się wredna i opryskliwa, coraz częściej się kłóciliśmy, i to bez powodu.
– Anka, on cię zostawi, jak będziesz nim tak dalej pomiatać – próbowała do mnie przemówić przyjaciółka Iwona. – I tak ma do ciebie anielską cierpliwość. Naprawdę musi cię kochać.
Nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego jestem dla niego taka niedobra. Przecież nadal go kochałam! Chyba zwyczajnie bałam się, że mnie zostawi, jeśli przytyję.
– Marek, czy ty mnie jeszcze kochasz? – szepnęłam kiedyś, wtulając się w jego plecy, gdy mieszał coś z zapałem w garnku.
Obrócił się zaskoczony.
– Aniu, jak w ogóle możesz pytać? Jesteś dla mnie wszystkim. Tylko ostatnio w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Bałem się, że to ty już mnie nie chcesz.
– Chcę, bardzo. Przepraszam, nie wiem, co się ze mną dzieje… Co tak pięknie pachnie?
– Gulasz. Zjemy razem?
– Tak – odpowiedziałam.
Wcale nie miałam ochoty na kolację, nie chciałam jednak sprawiać Markowi przykrości. Kiedy sprzątaliśmy ze stołu, chwycił mnie nagle za biodra i mocno pocałował.
Będziemy mieć maluszka
Powoli wszystko wróciło do normy. Starałam się kontrolować swoje wybuchy. Znów zaczęłam się normalnie odżywiać. Tymczasem skończyliśmy studia, wzięliśmy skromny ślub, oboje dostaliśmy pracę. Harowałam jak wół, licząc na awans. Pieniądze były nam potrzebne na spłatę kredytu. Chudnąć zaczęłam tym razem nieświadomie, w natłoku spraw nie miałam czasu jeść.
– Anka, litości! – krzyknęła Iwona podczas naszej babskiej wyprawy na zakupy.
Weszłam bez problemu w rozmiar 36. Po raz pierwszy w życiu.
– Czułam, że schudłam, chociaż nie myślałam, że aż tak…
– Przytyj, kobieto, bo ci wszystkie kości widać. Znów jesteś na diecie? – spytała.
– Nie, to praca mnie tak wykończyła, ale niedługo idę na urlop, więc się podreperuję.
Może rzeczywiście byłam nieco za chuda? Z jednej strony, nawet mnie denerwowały wystające żebra. Z drugiej… w myślach powracały wspomnienia z dzieciństwa i swego rodzaju satysfakcja, że dopięłam swego. Czy stałam się jednak przez to bardziej szczęśliwa? Niekoniecznie.
Po tylu latach spędzonych z Markiem polubiłam swoje ciało. Może nie do końca, jednak w dużym stopniu je zaakceptowałam. Mój mąż był i jest cudownym antidotum na kompleksy.
Dwutygodniowy urlop minął zaskakująco szybko. Dał nam nie tylko tak potrzebny obojgu odpoczynek, ale też, jak się później okazało, zaowocował ciążą. Cieszyłam się i jednocześnie byłam śmiertelnie przerażona. Miałam świadomość, że przytyję. Czułam, że wszystko, co złe, powróci.
– Kochanie, cudownie wyglądasz – szeptał Marek, gładząc mnie czule po brzuchu, który już nieznacznie zaczynał się zaokrąglać. – Ciąża ci służy.
– Będziesz mnie kochał, nawet jeśli zrobię się gruba? – spytałam z lękiem. – Bo na pewno utyję.
– Będę kochał cię w każdym rozmiarze! – zapewnił. – Choć nie ukrywam, że teraz, kiedy nieco się zaokrągliłaś, podobasz mi się znacznie bardziej.
To mogło źle się skończyć
Tyłam, o dziwo, mało. Uważałam na to, co jem. Nie hołdowałam zasadzie innych kobiet, że w ciąży można sobie pofolgować i jeść za dwoje. Bałam się wrócić do większych rozmiarów, dlatego zaopatrzyłam się w tabletki przyspieszające przemianę materii, a jednocześnie hamujące apetyt. Brałam je odważnie. Na opakowaniu nie doczytałam się przeciwwskazań dla kobiet w ciąży. Sądziłam więc, że nie zaszkodzę dziecku. Raz dziennie piłam herbatę przeczyszczającą. Wszystko w wielkiej tajemnicy. Dbając o swoje ciążowe kilogramy, kontrolując sytuację, czułam się znacznie lepiej psychicznie…
Wtedy nie myślałam, że jednak robię źle. Zwróciłam na to uwagę, kiedy zaczęły się pojawiać zawroty głowy i ogromna słabość. Zdarzały się dni, że nie miałam siły wstać z łóżka, a co dopiero pójść do pracy. Początkowo zrzucałam winę za ten stan na karb ciąży. Aż do pewnego poranka, kiedy to poczułam okropny ból brzucha. Przeraziłam się.
– Marek! – zawołałam słabo. – Chodź tutaj, szybko!
– Boże, Aniu, co się dzieje?! – krzyknął na mój widok.
Siedziałam skulona na podłodze, trzymając się za brzuch. Nie miałam siły się podnieść.
– Strasznie mnie boli. Coś się dzieje z dzieckiem – wyjąkałam w panice i się rozpłakałam.
Po raz pierwszy tak się wystraszyłam. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Cholernie bałam się, że stracę dziecko. Marek, nie zwlekając, zawiózł mnie do szpitala.
– Mamy problem – oznajmił lekarz, kiedy tylko mnie zbadał.
– Coś z dzieckiem?! – krzyknęliśmy się oboje z Markiem.
– Poniekąd… Pani Aniu, niepokoi mnie pani waga. Za mało pani przytyła. Mogą być problemy z donoszeniem ciąży.
Strach zadziałał jak kubeł zimnej wody
– Musi pani teraz więcej jeść – ciągnął lekarz. – Dużo więcej. I z pracy trzeba, niestety, zrezygnować. Bo zależy państwu na dobru dziecka, prawda?
– Zadbam o wszystko – zapewnił Marek, ściskając moją rękę.
Całą drogę w samochodzie milczeliśmy. Kiedy weszliśmy do domu, rozpłakałam się i z całej siły przylgnęłam do męża.
– Przepraszam, wybacz mi – łkałam. – Przepraszam, że byłam taka głupia. Myślałam tylko o sobie. O tym, że będę gruba!
– Wiesz, jak to się mogło skończyć? – spytał nieco gniewnie.
Przytaknęłam tylko.
– Idź się połóż. Obudzę cię, jak obiad będzie gotowy – pocałował mnie. – Kocham cię – szepnął.
– Ja ciebie też. I wiesz co, mam ogromną ochotę na budyń!
I uśmiechnęłam się z myślą, że wszystko musi się udać.
Minął miesiąc. Nieco przybrałam na wadze. Czułam się też jakoś lepiej. Potrafiłam godzinami sterczeć przed lustrem i oglądać się z każdej strony… To zaskakujące, ale po raz pierwszy w życiu poczułam się niezwykle seksownie, i to mimo powiększającego się brzucha. Czy to możliwe, by ciąża była lekarstwem na kompleksy? Wierzę, że tak.
Czytaj także:
„Chciałam ukarać męża za zdradę, ale zemsta miała gorzki smak. Syn miał uwieść jego kochankę, a nie robić jej dziecko”
„Byłam w ciąży i miałam raka piersi. Lekarz sugerował aborcję, ale ja postanowiłam walczyć o siebie i córeczkę”
„Moje szczęście z Patrykiem nie trwało długo. 3 miesiące sielanki przerwała tragedia, która zniszczyła mi życie”