„Babskie wakacje z plecakiem przyniosły coś więcej niż wspomnienia. Na górskim szlaku w Tatrach znalazłam miłość”

para w górach fot. Getty Images, Westend61
„Po zejściu ze szlaku poczułam, że sporo zmienił on w moim życiu. Chociaż sama przed sobą nie chciałam tego przyznać, to w głębi duszy wiedziałam, że przystojny przewodnik skradł moje serce. Tylko co miałam z tym fantem zrobić?”.
/ 15.06.2024 22:00
para w górach fot. Getty Images, Westend61

Do tych pamiętnych wakacji nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Zawsze było coś nie tak – trafiałam na oszustów, kobieciarzy, maminsynków lub nieudaczników. I chociaż moim największym marzeniem było znalezienie tego jedynego i założenie z nim rodziny, to z każdą kolejną miłosną porażką zaczynałam wątpić, czy kiedykolwiek uda mi się osiągnąć ten cel. Aż przyszedł ten wyjątkowy sierpień, który zmienił całe moje życie. Na górskim szlaku poznałam mężczyznę, który ma szansę stać się tym jedynym.

Moje życie miłosne było wielką porażką

Już od szkoły średniej marzyłam o tym, aby poznać mężczyznę, z którym mogłabym założyć rodzinę. Jednak marzenia nie zawsze się spełniają, o czym przekonałam się dosyć szybko i niestety boleśnie. Na swojej drodze spotykałam facetów, którzy pod żadnym względem nie nadawali się na towarzysza życia. Robert okazał się żonaty, Marek zdradził mnie z moją koleżanką, Adam nie potrafił utrzymać żadnego zajęcia i cały czas był na moim utrzymaniu, a Mateusz nie mógł uwolnić się od swojej mamusi i pytał ją nawet o to co ma zjeść na kolację. Porażka.

– Ja już chyba zawsze będę sama – żaliłam się przyjaciółce. Ona zresztą też nie miała zbyt dużego szczęścia w miłości.

Wprawdzie wyszła za mąż i wydawało się, że ułoży sobie życie, to jednak okazało się, że jej mąż nie jest monogamistą i nie potrafi utrzymać zapiętego rozporka.

– To chyba jedziemy na tym samym wózku – uśmiechnęła się smutno. – Możemy przybić sobie piątkę.

Marta spojrzała na mnie smutno, a potem głośno się roześmiała.

– Narzekamy jakbyśmy miały po 60 lat – zauważyła. – A przecież jesteśmy jeszcze przed trzydziestką i mały przed sobą całe życie. Także te uczuciowe – dodała.

Trudno było się z nią nie zgodzić. Jednak z drugiej strony – jak miałam uwierzyć w to, że jeszcze czeka mnie wielka miłość, skoro do tej pory trafiałam tak źle? W takiej sytuacji trudno być optymistką.

– Daj spokój, nie rób takiej miny – Marta próbowała mnie pocieszyć. Siebie chyba zresztą też. – Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie – zanuciła.

Chciałam jej wierzyć. Ale to wcale nie było takie proste.

Zaproponowała babski wyjazd w góry

Kilka tygodni po naszej smętnej rozmowie Marta znalazła nową miłość. Bartek wydawał się być całkiem w porządku – inżynier z dobrą pracą, który marzył o rodzinie i dzieciach.

– Życzę ci wszystkiego najlepszego – powiedziałam jej, gdy tylko pochwaliła mi się tym, że na jej drodze pojawił się nowy mężczyzna.

– Bardzo ci dziękuję kochana – odpowiedziała uradowana. – I mam nadzieję, że ty też w końcu znajdziesz tego jedynego – dodała.

– Ech, jakoś już w to nie wierzę – odparłam zrezygnowana. Ale zaraz dodałam, że najważniejsze jest to, że przynajmniej jedna z nas znalazła w końcu swoje szczęście.

Pomimo własnych niepowodzeń uczuciowych bardzo kibicowałam nowemu związkowi Marty. To jednak było za mało. Pewnego wieczoru przyszła do mnie zapłakana i wyznała, że Bartek to świnia.

– Ale co się stało? – zapytała.

– To samo co za pierwszym razem – chlipnęła. – Podobnie jak mój mąż ten też jest zdrajcą – wyznała.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Dlatego mocno ją przytuliłam i zapewniłam, że wszystko będzie dobrze.

– A może byśmy wyjechały gdzieś tylko we dwie? – zapytała mnie Marta. A potem dodała, że mogłyby to być góry. – Przecież zawsze dobrze czułyśmy się w polskich Tatrach – powiedziała.

Przytaknęłam jej. Pomyślałam, że to faktycznie jest dobry pomysł. Obu nam przyda się taka odskocznia od problemów dnia codziennego.

– To kiedy wyjeżdżamy? – zapytałam.

– Jak najszybciej – powiedziała Marta i od razu zaczęła sprawdzać ofertę noclegów.

Skorzystałyśmy z usług przewodnika

Kilka dni później byłyśmy już w Zakopanem.

– Jak tu pięknie – westchnęłam. Przez te wszystkie zawirowania w życiu prywatnym zupełnie zapomniałam o tym, jak bardzo lubiłam polskie góry i jak dobrze się tu czułam.

– To prawda – powiedziała Marta. – To będzie cudowny czas – dodała.

Jeszcze tego samego dnia zaczęłyśmy ustalać trasy naszych wycieczek. I od razu stwierdziłyśmy, że po tylu latach wypadłyśmy z wprawy i nie mamy już takiej kondycji jak wcześniej.

– A może wynajmiemy przewodnika górskiego? – zaproponowała Marta.

Nie byłam przekonana do tej decyzji. Byłby to kolejny wydatek, a ja ostatnio nie miałam dobrej passy finansowej.

– No nie wiem – powiedziałam.

Marta zaczęła jednak mnie przekonywać.

– Bezpieczeństwo jest najważniejsze – argumentowała. – A przecież sama przyznasz, że na ten moment nie mamy takiego doświadczenia, aby poradzić sobie w wysokich górach – mówiła.

Tu akurat musiałam przyznać jej rację. Już jeden spacer po deptaku miasta pokazał mi, że moja kondycja pozostawia wiele do życzenia.

– No dobrze – w końcu się zgodziłam.

„Raz się żyje” – pomyślałam i powiedziałam Marcie, aby postarała się o tego najbardziej doświadczonego. Jednak zaplanować to jedno, a zrobić to zupełnie coś innego. Okazało się, że w szczycie sezonu znalezienie doświadczonego przewodnika górskiego graniczyło niemal z cudem. Większość z nich miała już pozajmowane terminy na co najmniej dwa tygodnie naprzód.

– I co my teraz zrobimy? – zapytałam. Kiedy już oswoiłam się z myślą, że będziemy mieć przewodnika, to za nic w świecie nie chciałam z niego rezygnować.

– Coś wymyślimy – usłyszałam w odpowiedzi. „Oby tak było” – pomyślałam.

Był bardzo przystojnym facetem

– Mamy szczęście – poinformowała mnie Marta następnego dnia.

– A to jakaś nowość – zażartowałam. Na szczęście potrafiłam jeszcze pośmiać się sama z siebie – i to pomimo wielu niesprzyjających okoliczności.

Okazało się, że mojej przyjaciółce udało się jednak znaleźć człowieka, który oprowadzi nas po górach. Zamieściła ogłoszenie na lokalnym portalu internetowym i po kilku godzinach zgłosił się do niej jeden kandydat.

– Powiedział, że spadła mu jakaś fucha, bo turyści się rozchorowali. I dzięki temu ma akurat tyle wolnego, aby oprowadzić nas po kilku szlakach – mówiła z zapałem. – Więc co, jesteś gotowa na wyzwanie? – zapytała.

Oczywiście, że byłam. Szybko skontrolowałam swój ekwipunek i zakomunikowałam przyjaciółce, że możemy zaczynać swoją górską przygodę. Następnego dnia udałyśmy się w umówione miejsce. Już z daleka zobaczyłam, że nasz przewodnik na nas czeka.

– Dzień dobry – przywitał się, gdy tylko zbliżyłyśmy się do niego.

Od razu zauważyłam, że trafił nam się naprawdę przystojny okaz. Marek – bo tak miał na imię – był wysoki, wysportowany i obdarzony przepięknymi oczami. A dodatkowo był bardzo elokwentny i od razu zaczął nam opowiadać historię miejsc, do których zamierzał nas zabrać. Od razu mi się spodobał. „Przestań głupia” – karciłam się w myślach. Sama sobie musiałam przypominać, że przecież nie przyjechałam tu na podryw, ale na odpoczynek od uczuciowych zawirowań.

Górski przewodnik skradł moje serce

Marek okazał się nie tylko profesjonalnym przewodnikiem, ale też doskonałym kompanem górskich wycieczek. Na każdym szlaku opowiadał nam jego historię i przedstawiał ciekawostki z nim związane. Jednocześnie dbał o nasze bezpieczeństwo.

– Proszę założyć kask – powiedział podczas trzeciego dnia wędrówki. Tego dnia wybraliśmy się na szlak, na którym zagrożeniem były spore osuwiska kamieni.

– A muszę? – zapytałam. W kasku nie wyglądałam korzystnie i dlatego nie chciałam go zakładać.

– To obowiązkowe – powiedział. A potem zaproponował, że pomoże mi go zapiąć.

Gdy tylko jego palce zbliżyły się do mojej szyi, przez moje plecy przebiegł dreszcz. On chyba też to poczuł, bo spojrzał na mnie w szczególny sposób.

– Do twarzy ci w tym kasku – powiedział cicho. A ja od razu się zaczerwieniłam.

Przez całą resztę naszej wycieczki Marek dbał o to, abyśmy czuły się z nim bezpiecznie. A gdy pod sam jej koniec obsunęła mi się noga i o mało co nie ześlizgnęłam się z grani, to natychmiast chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

– Uważaj – powiedział. – Nie chciałbym, abyś mnie opuściła – dodał. A powiedział to takim tonem, że sama nie wiedziałam, co konkretnie ma na myśli.

– Nie opuszczę – wyszeptałam. Jednak zrobiłam to na tyle cicho, że chyba mnie nie usłyszał.

Po zejściu ze szlaku poczułam, że sporo zmienił on w moim życiu. Chociaż sama przed sobą nie chciałam tego przyznać, to w głębi duszy wiedziałam, że przystojny przewodnik skradł moje serce. Tylko co miałam z tym fantem zrobić?

Na szczęście nie musiałam za bardzo się głowić nad tym, jak powiedzieć Markowi, że wpadł mi w oko. Jeszcze tego samego wieczoru zaprosił mnie na góralską kolację, która skończyła się spacerem w świetle księżyca.

– Szkoda, że za kilka dni wyjeżdżasz – powiedział Marek.

– A chciałbyś, abym została? – zapytałam i spojrzałam mu prosto w oczy.

Marek nic nie powiedział. Ale ja widziałam w jego oczach odpowiedź.
Kilka dni później musiałam wracać do swojego życia. Jednak już wtedy wiedziałam, że wrócę w góry. Na górskich szlakach poznałam mężczyznę, który w końcu miał szansę zostać tym jedynym. Czy nam się uda? Nie wiem, ale jestem gotowa zaryzykować.

Roksana, 28 lat

Czytaj także:
„Słyszałam krzyki sąsiadki, ale bałam się interweniować. Po tym, co się stało, żałowałam, że nie miałam odwagi”
„Koleżanka swatała mnie z przystojnym dżentelmenem. Wyszedł z niego cham i prostak, ale na szczęście go przejrzałam”
„Gdyby żona zobaczyła, co wyprawiam na emeryturze, przecierałaby oczy ze zdziwienia. A wszystko przez sąsiadkę"

Redakcja poleca

REKLAMA